X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krishna też, ale nie tak serdecznie.- Dobrze, zastanów się - rzekł.- Ja rozumiem.Matka też nie lubi się rozstawać zdzieckiem.Tyle że możesz spłodzić takich dzieł znacznie więcej.Ale pamiętaj o przestrodzePicassa.- Jakiej?- %7łebyś się nie stał kolekcjonerem własnej sztuki.Porażająca mądrość, która natychmiast zmieniała sposób myślenia człowieka, co zdarzałosię nadzwyczaj rzadko.Roy pojął w lot, że od Picassa naprawdę dzielą go dalekie horyzonty.* * *Pili kawę przy blacie kuchennym, siedząc na taboretach.- Kierowca się nie napije? - spytał Roy.Krishna zbył go machnięciem ręki.- Zastanowiłeś się już?Roy znów się roześmiał. Krishna napił się kawy.- Jak sobie życzysz - powiedział - ale wiedz jedno.- Co takiego?- %7łe Delia byłaby wniebowzięta.Roy spojrzał na Krishnę.Już miał mu powiedzieć wszystko, począwszy od tego, jakobecnie mało znaczy dla niego ćwierć miliona dolarów i jak bardzo możliwe jest, że jegopłodne dni są policzone.Wtedy przyszło mu do głowy coś innego.- Pamiętasz Toma Parisha?- Jak przez mgłę - odparł Krishna.- �wczesny szef Delii.Przemawiał na jej pogrzebie.- Byłem wtedy w Rzymie.Roy pamiętał.- Do dzisiaj wyrzucam sobie, że nie mogłem.- Niepotrzebnie.- I co z tym szefem Delii? - spytał Krishna.- Chciałbym go odnalezć.- Po co?- Muszę z nim pogadać.Krishna spojrzał w głąb dużego pomieszczenia na Delię.Roy już sobie wyobrażał, jakwymyśla jakieś artystyczne wyjaśnienie.- Skontaktuj się z tym jak-mu-tam - zaproponował Krishna.- To znaczy z kim?- Z facetem, który tam pracował - powiedział Krishna.- To była agencja państwowa,prawda? Delia przysłała go do mnie.- Kogo do ciebie przysłała?- Swojego współpracownika, który interesował się mozaikami z okresu mauretańskiego, aja miałem wtedy bodajże marokańską misę w zasięgu jego możliwości finansowych.Roy zerwał się na równe nogi.- Jak on się nazywał?Krishna się wystraszył.- To aż takie ważne?Roy usiłował zatuszować starcze drżenie w głosie, uspokoił się.- Podaj mi jego nazwisko.Krishna zamknął oczy. - Miał taką ekscentryczną zbitkę imienia z nazwiskiem - powiedział.- Jak to?- Wielokulturową.- Krishna otworzył oczy.- Na imię miał Paul, na nazwisko Habib.- Sprzedałeś misę Paulowi Habibowi?- Nie była zbyt cenna - powiedział Krishna.- Zarobiłem na niej tylko półtora tysiącadolarów, najwyżej dwa.Inna sprawa, że to był niezły ruch, bo ten Habib kupił ją wiele lattemu, a od tamtej pory ceny wyraznie poszły w górę.Po prostu usiłuję ci powiedzieć, że mamnamiary na niego w biurze.Mogą być nieaktualne, ale czy to wiadomo?- Mógłbyś do niego zadzwonić teraz?- Teraz?- Zadzwoń do swojego biura.Niech ktoś ci odszuka dane.- Roy, dziś jest piątek.W piątki mam zamknięte.- Spojrzał jeszcze raz na Roya, coś gotknęło.Wyjął telefon.- Philip? - powiedział do słuchawki.- Jak odbierzesz tę wiadomość,jedz do biura, otwórz archiwum i znajdz namiary na Paula Habiba.Paul Habib.I oddzwoń.- Dzięki - rzucił Roy.- Nie ma za co - powiedział Krishna, dopijając kawę.- Namyśliłeś się? Rozdział 17Limuzyna Krishny cofnęła się z długiego, półksiężycowego zaułka, wyjechała zgrabniena ulicę i znikła.Starsza pani na spacerze z psem odwróciła się i odprowadziła ją wzrokiem.Dwieście pięćdziesiąt tysięcy - majątek dla człowieka, który wychował się w takzapyziałym miasteczku jak North Grafton w stanie Maine.Nie mógł nawet marzyć o takiejfortunie wypłaconej od razu.I oto znalazła się w jego zasięgu, wystarczyło, żeby powiedział tak".Roy zadzwonił do mamy.- Jak miło, że dzwonisz!- Wszystko w porządku, mamo?- Super - powiedziała.- Nie mogłoby być lepiej.Matka Roya nie należała do tych ludzipółnocy, którzy przeprowadziwszy się na Florydę, choćby tylko na zimę, tęsknią za domem.Uwielbiała Florydę.mały apartamencik kupiony przez Roya i minicoopera, którego samawybrała w salonie, dokąd ją zabrał.Pierwszy raz w życiu miała nowy samochód.Lubiła teżnowe grono przyjaciół, wspólne gry w karty i lekcje tańca.- Wiesz, jaka teraz u nas jesttemperatura?Lepiej zaniżyć.- Dwadzieścia stopni? - zapytał.- %7łartujesz?! - zawołała.- Brrr.Dwadzieścia siedem.A właśnie patrzę na termometr.Wiesz, o którym mówię, o tym na balkonie.- Wiem, mamo.- Hen na horyzoncie widzę frachtowiec, chyba czerwony.- To fantastycznie.- Mój własny widok za milion dolarów - pochwaliła się.- A co u ciebie?- Niezle.- Dobrze ci idzie sprzedaż?- O tak - potwierdził i uśmiechnął się do siebie.Wiedział, że w głębi duszy mama boi się,czy raj na Florydzie nie pryśnie jak bańka mydlana.- Nie mam z tym żadnych kłopotów.- Miło słyszeć.- Zamilkła na chwilę.- W takim razie masz z czymś innym kłopot?- Nie, nie - zaprzeczył Roy.- Chciałem się tylko pochwalić, że interesy idą wyjątkowo dobrze.- To świetnie - pogratulowała mama.- Sprzedałeś coś ostatnio? Jeżeli nie uznasz, żewściubiam za bardzo nos.- Wyobraz sobie, że właśnie dostałem najlepszą ofertę w życiu - powiedział.- To znaczy ile?- Dużo.- Teraz już przede mną nie ukrywaj.- Przyrzeknij, że nikomu nie powiesz.- Słowo honoru.Wymienił kwotę.- Boże! - zawołała.- Kto przy zdrowych.Ugryzła się w język.- Kto przy zdrowych zmysłach co? - zapytał rozbawiony Roy.- Wiesz, że uwielbiam twoją pracę za ten jej rozmach.Zastanawiam się tylko, kto ma tylepieniędzy.- Właściciel rancza w Teksasie - powiedział Roy.- Jak się nazywa?Przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć.- Truesdale - powiedział w końcu.- Clifton Truesdale.- Chciałeś powiedzieć Calvin Truesdale? - spytała.- Tak, chyba tak - poprawił się.- Słyszałaś o nim?- Czy słyszałam? Ty nie czytasz gazet? Chyba w zeszłym tygodniu w  People" pisali, żepolował z prezydentem na swoim ranczu na ptaki.Podobno się przyjaznią.- Z jakim prezydentem?- Na miłość boską, z prezydentem Stanów Zjednoczonych - rzuciła zniecierpliwionamama.- Też go chyba raz spotkałeś.- Kogo?- Nie kpij sobie.Prezydenta, Roy, prezydenta Stanów Zjednoczonych.- Powiedzmy - stwierdził.- Jak można  powiedzmy" kogoś spotkać?- Wtedy był jeszcze wiceprezydentem - wyjaśnił Roy.- Uścisnął mi tylko rękę.- Uścisk ręki prezydenta to nie byle co, synu.Nie doceniasz, co ci się przytrafiło.- Mnie takie rzeczy nie ruszają, mamo.- A mnie ruszają - oznajmiła mama i zmieniła temat.- Co u Jen? - Dobrze.- Wciąż uczy jazdy na nartach?- Tak.- Przeziębiłeś się? - spytała już innym tonem.- Nie.- Ale dobrze się czujesz? Bo masz taką chrypę.- Dobrze - odparł.- Muszę kończyć.Niedługo się odezwę.- Pa, synku.Kocham cię.Klik.Odchrząknął.Zciślej rzecz biorąc, wykonał całą serię dzwięków i ruchów gardła, jakiewykonuje się przy chrząkaniu, ale bez pożądanego skutku.* * *Stanął przed Delią.Choć już nie wirował dookoła niej kurz, w dalszym ciągu wyglądała,jakby się kręciła; może nieświadomie stworzył złudzenie ruchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •  

    Drogi uЕјytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    PamiД™taj, Ејe dbamy o TwojД… prywatnoЕ›Д‡. Nie zwiД™kszamy zakresu naszych uprawnieЕ„ bez Twojej zgody. Zadbamy rГіwnieЕј o bezpieczeЕ„stwo Twoich danych. WyraЕјonД… zgodД™ moЕјesz cofnД…Д‡ w kaЕјdej chwili.

     Tak, zgadzam siД™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerГіw w celu dopasowania treЕ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaЕ‚em(am) PolitykД™ prywatnoЕ›ci. Rozumiem jД… i akceptujД™.

     Tak, zgadzam siД™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerГіw w celu personalizowania wyЕ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treЕ›ci marketingowych. PrzeczytaЕ‚em(am) PolitykД™ prywatnoЕ›ci. Rozumiem jД… i akceptujД™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.