[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wzruszyłam ramionami.- Muszę coś zrobić na rozgrzewkę.Zaśmiała się miękko.- I to jest duch.Myślę, że jesteś moją ulubioną bratanicą.- Tak mi ciepło na sercu.- Ciesz się tym uczuciem, póki jeszcze możesz.Mam zamiar się cieszyć twoimiksiążkami po twojej śmierci.Urodziłaś się przez czysty przypadek, i nie ważne co zrobisz, jesteśsłabsza ode mnie.Jeśli zobaczysz swoją matkę po drugiej stronie, spoliczkuj ją ode mnie za to, żemyślała, że może wnieść dziecko do naszej rodziny.Tego było już za wiele.Spojrzałam prosto w jej oczy.- Przegrasz.- Skąd ta pewność?- Nie masz dyscypliny.Jedynie, co robisz to rozpierdalasz wszystko na kawałki.Mójojciec to skurwiel, ale przynajmniej on budował rzeczy.Ty zmiatasz miasta z powierzchni ziemi imiotasz się jak jakieś dziecko z ADHD, niszcząc wszystko co widzisz.I teraz siedzisz i sięzastanawiasz  Czemu wszystkie moje dzieci okazały się gwałtownymi idiotami? To zagadkanatury.Podniosłyśmy się w tym samym momencie, z mieczami w dłoni.Grendel dobijał się dodrzwi łazienkowych, szczekając w histerycznym szale.Moc zawirowała wokół Erry, jak peleryna z magii.- W porządku.Pokaż co masz.Wskazałam na drzwi.- Wiek przed pięknem.- Perły przed świniami.Wyszła, a ja za nią podążyłam.Perły przed świniami.Bla-bla-bla.Wyszłyśmy z apartamentu i w dół schodów.Bok bolał mnie jak cholera.Wyszłyśmy na parking pełen śniegu.Przekręciłam mieczem, rozgrzewając się.- Jak twoja rana? - Spytała.- Boli? Rozciągnęłam szyję na lewo, potem prawo, strzelając kośćmi.- Za każdym razem, gdy cięłam Salomona, piszczał jak zarzynana świnia.To boli jaksiódemka zostaje ranna, czyż nie? Oh tak, przepraszam.Nie siódemka.Piątka.- Przestań się przekomarzać.- Machnęła na mnie.- Masz zamiar zacząć czy będziemy dalej gadać.Moja ciotka przeszła przez śnieg z podniesionym mieczem.Szybka.Zbyt szybka.Kobieta tak wielka powinna być wolniejsza.Jej miecz ciął.Szybko.Zrobiłam unik i zaatakowałam z boku.Sparowała mnie.Naszemiecze połączyły się.Wstrząs uderzył w moje ramię.I silna jak byk.Erra cięła moje ramię, zablokowałam, pozwalając jej ostrzu ześlizgnąć się z mojego,obróciłam się i kopnęłam ją.Odskoczyła do tyłu.Odsunęłyśmy się od ciebie.Moja ciotka wyrzuciła swoją skórzaną kurtkę w śnieg i wskazała na mnie palcami.- Przepraszam, czy powinnam to przynieść?- Co?Zaszarżowałam i pchnęłam.Sparowała, obracając się.Zaczepiłam jej nogę swoją izatopiłam kostki lewej dłoni w jej żebrach.Połamane kości.Machnęła łokciem, celując w mojeżebra.Natychmiast się obróciłam i uderzenie ledwo mnie dotknęło.Ból rozerwał mojewnętrzności.Znów się rozdzieliłyśmy.Płynne ciepło spływało mi po boku.Rozerwała mi ranę.Wspaniale.Zobaczyłam jak mięśnie na jej nogach napięły się i spotkałam się z nią w połowie drogi.Zderzyłyśmy się.Atak, atak, parowanie, atak, lewo, prawo, lewo, góra.Tańczyłam po śniegu,wpasowując się w jej rytm i przyśpieszając, zmuszając ją do podążania za mną.Mój bok palił.Każdy mały ruch wbijał mi rozgrzaną do białości igłę w wątrobę.Zacisnęłam zęby iprzezwyciężyłam to.Była silna i nieludzko szybka, ale ja byłam o włos szybsza.Skakałyśmy w przód i w tył.Atakowała raz za razem.Unikałam tego, co mogłam iparowałam resztę.Blokowanie jej było jak próba utrzymania niedzwiedzia.Musnęła moje ramię.Uskoczyłam pod jej ramieniem, przecięłam udo, i wycofałam się.Erra uniosła swoje ostrze do przodu.Kropla krwi spadła z jej miecza.Dotknęła jej.- Znasz sporo sztuczek. - A ty nie.- Miała umiejętności, ale jej ataki były proste.Ale znów, nie musiała polegaćna sztuczkach.Nie kiedy miała uderzenie jak młot.- Nauczyłaś się walczyć, gdy magia byłaniezastąpiona, więc na niej polegasz w walce.Ja nauczyłam walczyć, gdy technologia górowała ipolegam na prędkości i technice.Bez swoich czarów i magii nie możesz mnie pokonać.Nie jesteś lepsza ode mnie, nyah-nyah-nyah.Złap przynętę Erra.No łap.- Sprytnie, sprytnie mała wiewióreczko.Dobrze.Potnę cię na kawałki ręką, bez użyciamocy.Wszak jesteśmy rodziną i należy robić wyjątki dla krewnych.Znów się zderzyłyśmy.Padał śnieg, stal błyszczała.Cięłam i kroiłam, wkładającwszystko w moją prędkość.Broniła swojego ciała zbyt dobrze więc cięłam ramiona.Jeśli niemogła utrzymać miecza, nie mogła walczyć.Jej kolano złapało mnie.Uderzenie wyrzuciło mnie do tyłu.Zobaczyłam piękne gwiazdyprzed oczami.Przeleciałam i uderzyłam w śnieg.Wstawaj, wstawaj, wstawaj.Chwyciłam sięprzytomności i podniosłam się na stopach, w sam raz by zablokować jej cios.Erra krwawiła z pół tuzina ran.Jej rękaw kropił na czerwono śnieg.Odepchnęła mnie dotyłu, zgrzytając mieczem o Zabójcę.Stopa mi się poślizgnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •