[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jackson zachłysnąłsię słonawą morską wodą i zaczął się krztusić.Próbował młócićnogami, obmyślając jednocześnie najlepszy sposób wydobyciaich obojga na ląd, lecz fale nadchodziły jedna za drugą.Uratował od utonięcia dwie osoby raz na służbie, raz pozanią.Raz podczas weekendowego wypadu do Whitby z Josiei Marlee widział, jak jakiś mężczyzna skoczył z mola do morzaza swoim psem ruchliwym terierkiem, który był takpodniecony, że pędząc przed siebie, runął z krawędzi molaprosto do wody, co wywołało pełne przerażenia okrzykistojących wokół ludzi.Jego pan natychmiast napytał sobiebiedy i dwóch innych mężczyzn skoczyło do morza w ślad zanim.Byli to bracia, obaj trzydziestokilkuletni, żonaci, ojcowiew sumie pięciorga dzieci.Tylko pies wyszedł z tego żywy.Jackson także by skoczył i próbował ich wszystkich ocalić, leczpowstrzymała go kotwica w postaci czteroletniejrozhisteryzowanej Marlee, która kurczowo uczepiła się jegonogi.Pózniej wielokrotnie powtarzał sobie, że w drodze byłaprzecież ściągnięta z plaży łódz ratunkowa, lecz dotąd miał dosiebie żal i gdyby mógł cofnąć czas, oderwałby od siebie Marleei skoczył w fale.To nie był heroizm, tylko pewna konieczność.Może również chrześcijański obowiązek.Zanurzył się pod wodę, wciąż podtrzymując ciężkie ciało.W jakimś zakamarku mózgu słyszał Marlee krzyczącą: Tatusiuuu! oraz staruszkę z przystanku mówiącą: W Cramond jest bardzo ładnie, spodoba się panu.Na jednąbłogosławioną sekundę znów znalazł się w swoim basenie weFrancji, a ciepłe słońce odbijało się od turkusowej mozaiki.Wiedział, że przez cały czas znosi go coraz dalej od lądu, żemartwa kobieta ściąga go na dno niczym chora z miłościsyrena.Pół kobieta, pół ryba, astrologiczna Ryba.Powróciłysłowa z wiersza Binyona: Nie zestarzeją się, jak starzejemy sięmy, którzyśmy pozostali.Pomyślał, jaka by to była ironia losu,gdyby utonął, usiłując ratować trupa.Zastanawiał się, któraczęść jego osoby wciąż wierzy, że może ją uratować.(Pewnieznów ten upierdliwy katolik).Był ciekaw, czy nadal próbujeocalić tamtych trzech mężczyzn, którzy utonęli przy molow Whitby.Jeśli chce przeżyć, będzie musiał ją puścić.Ale niemógł.Mała syrenka Marlee uwielbiała tę baśń, gdy była mała.Nigdy więcej nie będzie mała, lada moment zanurzy sięw swoją przyszłość.Jeżeli Jackson utonie, nigdy się nieprzekona, jak ta jej przyszłość będzie wyglądać. Szlam słonychgłębin.Nie wiedział, skąd przyszły mu do głowy te słowa,musiały należeć do kogoś innego. Z kości jego są korale.W zatoce Firth of Forth nie było żadnych korali.Julia, brązowajak orzech, pływająca w jego basenie we Francji, Julia na rzecew Cambridge, odpychająca płaskodenną łódz z nim napokładzie, Julia przewozniczka, przeprawiająca go przez Styks.Marlee miała książkę pod tytułem Mity greckie dla dzieci,którą kazała czytać sobie na głos.Wiele się z niej nauczył, taksiążka była jego wprowadzeniem do kultury klasycznej.Skierował modlitwę najpierw do jakiegokolwiek boga, któryakurat tego popołudnia miał dyżur, potem zwrócił się doMaryi, Matki Boskiej utajony instynkt, bezwarunkowyodruch dawnego katolika stającego twarzą w twarz ze śmiercią.Czy tak to się miało odbyć? Bez ostatniego namaszczenia,ostatniej posługi? Zawsze sobie wyobrażał, że pod koniec życiasię nawróci i wszystko znów będzie jak dawniej, pojedna sięz matką swoją, Kościołem, i wszystko zostanie mu zapomniane,lecz najwyrazniej nic z tego nie miało się wydarzyć.Przypomniało mu się wyciągnięte z kanału ciało jego siostry.No jasne to dlatego woda nie była jego żywiołem, czemuwcześniej na to nie wpadł? Znaki zodiaku nie miały tu nic dorzeczy.Stella maris.Matka Boska Bolesna z koroną z gwiazdna głowie.Woda, wszędzie woda.Tonął, pogrążał się corazbardziej w wodnym królestwie Posejdona, syrena zabierała goze sobą do domu.11Grahama przeniesiono z oddziału ratunkowego na oddziałintensywnej opieki medycznej.Według personelu OIOM-u jegostan nie uległ zmianie.Gloria zastanawiała się, czy zawsze takibędzie nieruchomy niczym kamienna postać na sarkofagu.Może przeniosą go do jakiegoś zakładu opiekidługoterminowej, gdzie przez kolejnych kilka dekad będzieblokował miejsce, pozbawiając lepszych od siebie nereki stawów biodrowych? Gdyby od razu umarł, różne części jegociała można by wykorzystać do ratowania bardziej przydatnychosób.Na OIOM-ie panowała cisza, życie toczyło się wolniej,atmosfera była gęstsza niż gdzie indziej.Czuło się, że szpital towielka szumiąca maszyneria, zasysająca powietrzei wypychająca je na zewnątrz.Przez szyby wentylacyjneulatywały chemikalia, wydostawały się zakłócenia statycznei bakterie wszystko niewidoczne dla oka.Gloria żałowała, że nie robi na drutach; w oczekiwaniu naśmierć Grahama mogłaby dziergać wygodne ubrania.Dziewiarka z OIOM-u.Jej teściowa chętnie dziergała, bezkońca produkując dziecięce ubranka, gdy Emily i Ewan bylimali: czapeczki, sweterki, rękawiczki, buciki, rajtuzki zapinanena nieporęczne kokardki i pełne dziur, w które mogły sięzaplątać cienkie paluszki.Gloria ubierała dzieci jak lalki.Emilyodziewała swoją Xanthię co za dziwaczne imię! w praktyczne elastyczne śpioszki i ciasne czapeczki.Gloriaprawie nie widywała wnuczki.Emily oznajmiła im, że jestw ciąży, takim tonem, jakby była pierwszą kobietą na ziemispodziewającą się dziecka.Szczerze mówiąc, Gloria bardziej bysię cieszyła, gdyby jej córka wydała na świat szczenię niżwiecznie naburmuszoną Xanthię, która najwyrazniejodziedziczyła po matce jej najgorsze cechy.Obserwowała powolnie unoszącą się i opadającą klatkępiersiową Grahama, jego pozbawioną wyrazu twarz.Wydawałsię teraz mniejszy.Tracił swoją moc, kurczył się, nie byłpółbogiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jackson zachłysnąłsię słonawą morską wodą i zaczął się krztusić.Próbował młócićnogami, obmyślając jednocześnie najlepszy sposób wydobyciaich obojga na ląd, lecz fale nadchodziły jedna za drugą.Uratował od utonięcia dwie osoby raz na służbie, raz pozanią.Raz podczas weekendowego wypadu do Whitby z Josiei Marlee widział, jak jakiś mężczyzna skoczył z mola do morzaza swoim psem ruchliwym terierkiem, który był takpodniecony, że pędząc przed siebie, runął z krawędzi molaprosto do wody, co wywołało pełne przerażenia okrzykistojących wokół ludzi.Jego pan natychmiast napytał sobiebiedy i dwóch innych mężczyzn skoczyło do morza w ślad zanim.Byli to bracia, obaj trzydziestokilkuletni, żonaci, ojcowiew sumie pięciorga dzieci.Tylko pies wyszedł z tego żywy.Jackson także by skoczył i próbował ich wszystkich ocalić, leczpowstrzymała go kotwica w postaci czteroletniejrozhisteryzowanej Marlee, która kurczowo uczepiła się jegonogi.Pózniej wielokrotnie powtarzał sobie, że w drodze byłaprzecież ściągnięta z plaży łódz ratunkowa, lecz dotąd miał dosiebie żal i gdyby mógł cofnąć czas, oderwałby od siebie Marleei skoczył w fale.To nie był heroizm, tylko pewna konieczność.Może również chrześcijański obowiązek.Zanurzył się pod wodę, wciąż podtrzymując ciężkie ciało.W jakimś zakamarku mózgu słyszał Marlee krzyczącą: Tatusiuuu! oraz staruszkę z przystanku mówiącą: W Cramond jest bardzo ładnie, spodoba się panu.Na jednąbłogosławioną sekundę znów znalazł się w swoim basenie weFrancji, a ciepłe słońce odbijało się od turkusowej mozaiki.Wiedział, że przez cały czas znosi go coraz dalej od lądu, żemartwa kobieta ściąga go na dno niczym chora z miłościsyrena.Pół kobieta, pół ryba, astrologiczna Ryba.Powróciłysłowa z wiersza Binyona: Nie zestarzeją się, jak starzejemy sięmy, którzyśmy pozostali.Pomyślał, jaka by to była ironia losu,gdyby utonął, usiłując ratować trupa.Zastanawiał się, któraczęść jego osoby wciąż wierzy, że może ją uratować.(Pewnieznów ten upierdliwy katolik).Był ciekaw, czy nadal próbujeocalić tamtych trzech mężczyzn, którzy utonęli przy molow Whitby.Jeśli chce przeżyć, będzie musiał ją puścić.Ale niemógł.Mała syrenka Marlee uwielbiała tę baśń, gdy była mała.Nigdy więcej nie będzie mała, lada moment zanurzy sięw swoją przyszłość.Jeżeli Jackson utonie, nigdy się nieprzekona, jak ta jej przyszłość będzie wyglądać. Szlam słonychgłębin.Nie wiedział, skąd przyszły mu do głowy te słowa,musiały należeć do kogoś innego. Z kości jego są korale.W zatoce Firth of Forth nie było żadnych korali.Julia, brązowajak orzech, pływająca w jego basenie we Francji, Julia na rzecew Cambridge, odpychająca płaskodenną łódz z nim napokładzie, Julia przewozniczka, przeprawiająca go przez Styks.Marlee miała książkę pod tytułem Mity greckie dla dzieci,którą kazała czytać sobie na głos.Wiele się z niej nauczył, taksiążka była jego wprowadzeniem do kultury klasycznej.Skierował modlitwę najpierw do jakiegokolwiek boga, któryakurat tego popołudnia miał dyżur, potem zwrócił się doMaryi, Matki Boskiej utajony instynkt, bezwarunkowyodruch dawnego katolika stającego twarzą w twarz ze śmiercią.Czy tak to się miało odbyć? Bez ostatniego namaszczenia,ostatniej posługi? Zawsze sobie wyobrażał, że pod koniec życiasię nawróci i wszystko znów będzie jak dawniej, pojedna sięz matką swoją, Kościołem, i wszystko zostanie mu zapomniane,lecz najwyrazniej nic z tego nie miało się wydarzyć.Przypomniało mu się wyciągnięte z kanału ciało jego siostry.No jasne to dlatego woda nie była jego żywiołem, czemuwcześniej na to nie wpadł? Znaki zodiaku nie miały tu nic dorzeczy.Stella maris.Matka Boska Bolesna z koroną z gwiazdna głowie.Woda, wszędzie woda.Tonął, pogrążał się corazbardziej w wodnym królestwie Posejdona, syrena zabierała goze sobą do domu.11Grahama przeniesiono z oddziału ratunkowego na oddziałintensywnej opieki medycznej.Według personelu OIOM-u jegostan nie uległ zmianie.Gloria zastanawiała się, czy zawsze takibędzie nieruchomy niczym kamienna postać na sarkofagu.Może przeniosą go do jakiegoś zakładu opiekidługoterminowej, gdzie przez kolejnych kilka dekad będzieblokował miejsce, pozbawiając lepszych od siebie nereki stawów biodrowych? Gdyby od razu umarł, różne części jegociała można by wykorzystać do ratowania bardziej przydatnychosób.Na OIOM-ie panowała cisza, życie toczyło się wolniej,atmosfera była gęstsza niż gdzie indziej.Czuło się, że szpital towielka szumiąca maszyneria, zasysająca powietrzei wypychająca je na zewnątrz.Przez szyby wentylacyjneulatywały chemikalia, wydostawały się zakłócenia statycznei bakterie wszystko niewidoczne dla oka.Gloria żałowała, że nie robi na drutach; w oczekiwaniu naśmierć Grahama mogłaby dziergać wygodne ubrania.Dziewiarka z OIOM-u.Jej teściowa chętnie dziergała, bezkońca produkując dziecięce ubranka, gdy Emily i Ewan bylimali: czapeczki, sweterki, rękawiczki, buciki, rajtuzki zapinanena nieporęczne kokardki i pełne dziur, w które mogły sięzaplątać cienkie paluszki.Gloria ubierała dzieci jak lalki.Emilyodziewała swoją Xanthię co za dziwaczne imię! w praktyczne elastyczne śpioszki i ciasne czapeczki.Gloriaprawie nie widywała wnuczki.Emily oznajmiła im, że jestw ciąży, takim tonem, jakby była pierwszą kobietą na ziemispodziewającą się dziecka.Szczerze mówiąc, Gloria bardziej bysię cieszyła, gdyby jej córka wydała na świat szczenię niżwiecznie naburmuszoną Xanthię, która najwyrazniejodziedziczyła po matce jej najgorsze cechy.Obserwowała powolnie unoszącą się i opadającą klatkępiersiową Grahama, jego pozbawioną wyrazu twarz.Wydawałsię teraz mniejszy.Tracił swoją moc, kurczył się, nie byłpółbogiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]