[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypełnione przez kogo? Przez Thyrzę Grey? Obserwowałem go, mówiąc:- Całe to gadanie o zdalnej kontroli przypomina mi coś, co powiedziała ta dziwna panna Grey.- Ach, nasza droga Thyrza! - Jego ton był gładki, pobłażliwy (ale czy drgnęła mu lekko powieka?).- Takie głupstwa mówią te miłe panie! I wierzą w nie, naprawdę w nie wierzą.Był pan już (jestem pewien, że one będą się przy tym upierać) na jednym z tych ich śmiesznych seansów?Zawahałem się króciutko, zanim podjąłem decyzję, jakie zająć stanowisko.- Tak - odparłem.- Ja.poszedłem na seans.- I uznał pan to za wielką bzdurę? A może zrobiło to na panu wrażenie?Unikałem jego wzroku i starałem się wyglądać na człowieka zażenowanego.- Ja.no cóż.nie wierzę naprawdę w takie rzeczy.Wydawały się bardzo szczere, ale.- Popatrzyłem na zegarek.- Nie miałem pojęcia, że jest tak późno.Muszę się śpieszyć.Moja kuzynka będzie się dziwić, co tak długo robię.- Podnosił pan na duchu kalekę podczas nudnego popołudnia.Pozdrowienia dla Rhody.Musimy urządzić wkrótce następny lunch.Jutro jadę do Londynu.Jest ciekawa aukcja u Sotheby’ego.Średniowieczne przedmioty z kości słoniowej.Śliczne! Jestem pewien, że będą się panu podobać, jeśli uda mi się je kupić.Po tej przyjacielskiej uwadze rozstaliśmy się.Czy dostrzegłem ubawiony i złośliwy błysk w jego oczach, kiedy zarejestrował moje skrępowanie związane z seansem? Myślałem, że tak, ale nie byłem pewien.Czułem, że teraz mogę sobie wyobrażać różne rzeczy.XIX.RELACJA MARKA EASTERBROOKAByło późne popołudnie.Ciemności już zapadły, a ponieważ niebo było zachmurzone, szedłem dość niepewnie krętym podjazdem.Oglądając się na oświetlone okna domu, zszedłem ze żwiru na trawę i zderzyłem się z kimś idącym w przeciwnym kierunku.Był to mały człowiek, mocnej budowy.Wymieniliśmy przeprosiny - Jego głęboki bas cechowała pedantyczna wymowa.- Bardzo przepraszam.- Nie szkodzi.To wyłącznie moja wina, zapewniam pana.- Nie byłem tu nigdy wcześniej - wyjaśniłem - nie wiem więc, dokąd idę.Powinienem był wziąć latarkę.- Proszę pozwolić.Obcy wyjął latarkę z kieszeni, zaświecił i wręczył mi.W jej świetle zobaczyłem, że jest to człowiek w średnim wieku, z okrągłą twarzą cherubina, czarnym wąsem i w okularach.Był ubrany w dobrej jakości płaszcz deszczowy i można go było opisać tylko jako uosobienie szacowności.Przeszła mi jednak przez głowę myśl, dlaczego sam nie używał latarki, mając ją z sobą.- Ach - powiedziałem dość idiotycznie.- Rozumiem.Zszedłem z alejki.Wróciłem na drogę i zwróciłem mu latarkę.- Teraz już trafię.- Nie, nie, proszę ją zatrzymać aż do bramy.- Ale pan.pan idzie do domu?- Nie, idę tą samą drogą co pan.Podjazdem.A potem do przystanku autobusowego.Muszę złapać autobus do Bournemouth.- Rozumiem - odparłem i ruszyliśmy ramię w ramię.Mój towarzysz wydawał się trochę zakłopotany.Dopytywał się, czy ja również idę na przystanek.Odpowiedziałem, że mieszkam w sąsiedztwie.Nastąpiła znowu pauza i mogłem zauważyć, że zakłopotanie mego towarzysza rośnie.Był to człowiek, który nie lubi fałszywych sytuacji.- Odwiedził pan pana Venablesa? - spytał, odchrząknąwszy.Potwierdziłem, dodając:- Przyjmuję, że pan szedł tam również?- Nie - odparł.- Nie.Szczerze mówiąc.- przerwał.- Mieszkam w Bournemouth, a w każdym razie w pobliżu.Właśnie przeprowadziłem się do małego bungalowu.Poczułem lekkie podniecenie.Co ja ostatnio słyszałem na temat bungalowu w Bournemouth? Podczas gdy usiłowałem sobie to przypomnieć, mój towarzysz jeszcze bardziej się zmieszał i ostatecznie wykrztusił:- Musi się to panu wydać bardzo dziwne - i przyznaję, że tak jest - spotkać kogoś spacerującego po prywatnym terenie, jeśli osoba, o którą chodzi, nie zna właściciela domu.Trudno to wyjaśnić, choć zapewniam pana, że mam swoje powody.Mogę jednak powiedzieć, że choć dopiero ostatnio osiedliłem się w Bournemouth, jestem tu dobrze znany i mógłbym przedstawić kilku szanowanych mieszkańców, by osobiście za mnie poręczyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wypełnione przez kogo? Przez Thyrzę Grey? Obserwowałem go, mówiąc:- Całe to gadanie o zdalnej kontroli przypomina mi coś, co powiedziała ta dziwna panna Grey.- Ach, nasza droga Thyrza! - Jego ton był gładki, pobłażliwy (ale czy drgnęła mu lekko powieka?).- Takie głupstwa mówią te miłe panie! I wierzą w nie, naprawdę w nie wierzą.Był pan już (jestem pewien, że one będą się przy tym upierać) na jednym z tych ich śmiesznych seansów?Zawahałem się króciutko, zanim podjąłem decyzję, jakie zająć stanowisko.- Tak - odparłem.- Ja.poszedłem na seans.- I uznał pan to za wielką bzdurę? A może zrobiło to na panu wrażenie?Unikałem jego wzroku i starałem się wyglądać na człowieka zażenowanego.- Ja.no cóż.nie wierzę naprawdę w takie rzeczy.Wydawały się bardzo szczere, ale.- Popatrzyłem na zegarek.- Nie miałem pojęcia, że jest tak późno.Muszę się śpieszyć.Moja kuzynka będzie się dziwić, co tak długo robię.- Podnosił pan na duchu kalekę podczas nudnego popołudnia.Pozdrowienia dla Rhody.Musimy urządzić wkrótce następny lunch.Jutro jadę do Londynu.Jest ciekawa aukcja u Sotheby’ego.Średniowieczne przedmioty z kości słoniowej.Śliczne! Jestem pewien, że będą się panu podobać, jeśli uda mi się je kupić.Po tej przyjacielskiej uwadze rozstaliśmy się.Czy dostrzegłem ubawiony i złośliwy błysk w jego oczach, kiedy zarejestrował moje skrępowanie związane z seansem? Myślałem, że tak, ale nie byłem pewien.Czułem, że teraz mogę sobie wyobrażać różne rzeczy.XIX.RELACJA MARKA EASTERBROOKAByło późne popołudnie.Ciemności już zapadły, a ponieważ niebo było zachmurzone, szedłem dość niepewnie krętym podjazdem.Oglądając się na oświetlone okna domu, zszedłem ze żwiru na trawę i zderzyłem się z kimś idącym w przeciwnym kierunku.Był to mały człowiek, mocnej budowy.Wymieniliśmy przeprosiny - Jego głęboki bas cechowała pedantyczna wymowa.- Bardzo przepraszam.- Nie szkodzi.To wyłącznie moja wina, zapewniam pana.- Nie byłem tu nigdy wcześniej - wyjaśniłem - nie wiem więc, dokąd idę.Powinienem był wziąć latarkę.- Proszę pozwolić.Obcy wyjął latarkę z kieszeni, zaświecił i wręczył mi.W jej świetle zobaczyłem, że jest to człowiek w średnim wieku, z okrągłą twarzą cherubina, czarnym wąsem i w okularach.Był ubrany w dobrej jakości płaszcz deszczowy i można go było opisać tylko jako uosobienie szacowności.Przeszła mi jednak przez głowę myśl, dlaczego sam nie używał latarki, mając ją z sobą.- Ach - powiedziałem dość idiotycznie.- Rozumiem.Zszedłem z alejki.Wróciłem na drogę i zwróciłem mu latarkę.- Teraz już trafię.- Nie, nie, proszę ją zatrzymać aż do bramy.- Ale pan.pan idzie do domu?- Nie, idę tą samą drogą co pan.Podjazdem.A potem do przystanku autobusowego.Muszę złapać autobus do Bournemouth.- Rozumiem - odparłem i ruszyliśmy ramię w ramię.Mój towarzysz wydawał się trochę zakłopotany.Dopytywał się, czy ja również idę na przystanek.Odpowiedziałem, że mieszkam w sąsiedztwie.Nastąpiła znowu pauza i mogłem zauważyć, że zakłopotanie mego towarzysza rośnie.Był to człowiek, który nie lubi fałszywych sytuacji.- Odwiedził pan pana Venablesa? - spytał, odchrząknąwszy.Potwierdziłem, dodając:- Przyjmuję, że pan szedł tam również?- Nie - odparł.- Nie.Szczerze mówiąc.- przerwał.- Mieszkam w Bournemouth, a w każdym razie w pobliżu.Właśnie przeprowadziłem się do małego bungalowu.Poczułem lekkie podniecenie.Co ja ostatnio słyszałem na temat bungalowu w Bournemouth? Podczas gdy usiłowałem sobie to przypomnieć, mój towarzysz jeszcze bardziej się zmieszał i ostatecznie wykrztusił:- Musi się to panu wydać bardzo dziwne - i przyznaję, że tak jest - spotkać kogoś spacerującego po prywatnym terenie, jeśli osoba, o którą chodzi, nie zna właściciela domu.Trudno to wyjaśnić, choć zapewniam pana, że mam swoje powody.Mogę jednak powiedzieć, że choć dopiero ostatnio osiedliłem się w Bournemouth, jestem tu dobrze znany i mógłbym przedstawić kilku szanowanych mieszkańców, by osobiście za mnie poręczyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]