[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzę wciąż nasz dawny ogród, jak na obrazku.Zarządzał wszystkim pan Webster, najął się przed samym pożarem.Ale się paliło! Dobrze, że nie poszedł z dymem cały dom.Laura kiwnęła głową i zdjęła gumowy roboczy fartuch.Słowa Hordera odbiły się echem w jej pamięci.Przed samym pożarem… Pożar był czymś w rodzaju punktu zwrotnego w jej życiu.Przed nim, jak przypominała sobie niewyraźnie, była nieszczęśliwym, zazdrosnym dzieckiem, pragnącym uznania i miłości.Ale tamtej nocy, kiedy wybuchł pożar, narodziła się nowa Laura.Ta, której życie wypełniło się po brzegi.Tamtej pamiętnej chwili, kiedy to tuląc w ramionach płaczące niemowlę, przedzierała się przez dym i płomienie, znalazła cel i sens swojego istnienia: opiekowanie się Shirley.Ocaliła Shirley od śmierci i teraz Shirley należała do niej.W jednej chwili (tak wydawało jej się teraz) tamtych dwoje ważnych ludzi — matka i ojciec — zeszło na drugi plan.Dawne żarliwe pragnienie, by ją zauważali, by jej potrzebowali, zelżało i zblakło.Być może nie kochała ich tak bardzo, jak bardzo pragnęła, by to oni kochali ją.To, co nagle poczuła do małej istotki o imieniu Shirley, było miłością.Miłością zaspokajającą wszystkie pragnienia i ledwo uzmysławiane potrzeby.Przestała się liczyć Laura, zaczęła liczyć się Shirley…Od tamtej nocy była gotowa zawsze opiekować się siostrą, pilnować, by nie przydarzyło jej się nic złego, strzec jej przed kocimi rozbójnikami, a nawet wstać w środku nocy i sprawdzić, czy znów się nie pali; postanowiła usługiwać Shirley na wszelkie sposoby, podnosić rzucane zabawki, bawić się z nią, kiedy podrośnie, pielęgnować, kiedy zachoruje…Jedenastoletnie dziecko nie mogło, oczywiście, przewidzieć przyszłości: Franklinowie zrobili sobie krótkie wakacje i polecieli razem do Le Touquet.Samolot rozbił się, kiedy wracali…Wówczas Laura miała czternaście lat, a Shirley trzy.Nie miały żadnych bliskich; stara kuzynka Angela była najbliższą krewną.To Laura podejmowała decyzje dotyczące jej i siostry, to ona snuła plany na przyszłość i to ona walczyła aż do skutku o ich realizację.Pewien leciwy prawnik i pan Baldock byli wykonawcami jej woli i kuratorami.To Laura poddała myśl, że powinna opuścić szkołę, na stałe wrócić do domu i jako najwspanialsza z niań opiekować się Shirley, i to Laura wmówiła pannie Weekes, że powinna pozbyć się swojego domku i zamieszkać z nimi — po to, aby uczyć ją, Laurę, a także być nominalną gospodynią.Pomysł z panną Weekes był równie wspaniały, jak i praktyczny, co więcej, dał się łatwo wprowadzić w życie mimo nieśmiałych protestów pana Baldocka, który nadal nie lubił absolwentek Girton i który bał się, że w głowie panny Weekes mógłby się zrodzić pomysł, aby zrobić z Laury sawantkę.Jednak Laura nie lękała się żadnych wpływów panny Weekes, ponieważ to nie panna Weekes miała nadawać bieg rzeczom.Panna Weekes była intelektualistką i zwariowaną matematyczką.Zarządzanie domem raczej nie interesowało jej.Plan Laury został zrealizowany.Panna Weekes pędziła wygodny żywot, ongiś jej niedostępny, Laura miała wspaniałą nauczycielkę i wcale jej nie przeszkadzało, że od czasu do czasu musiała zażegnywać wybuchające między panem Baldockiem a panną Weekes konflikty.Dobór nowych służących, jeśli zachodziła taka potrzeba, decyzja wysłania Shirley najpierw do przedszkola, potem do pobliskiego miasteczka, do prowadzonej przez zakonnice szkoły, te i temu podobne sprawy, chociaż pozornie sterowane przez pannę Weekes, faktycznie leżały w gestii Laury.Całe gospodarstwo domowe było niezłym przykładem ładu i harmonii.Kiedy ostatecznie Shirley Została wysłana do znakomitej szkoły z internatem, Laura miała dwadzieścia dwa lata.Rok potem wybuchła wojna i wszystko potoczyło się odmiennym torem.Szkołę Shirley przeniesiono do Walii.Panna Weekes wyjechała do Londynu i dostała posadę w ministerstwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Widzę wciąż nasz dawny ogród, jak na obrazku.Zarządzał wszystkim pan Webster, najął się przed samym pożarem.Ale się paliło! Dobrze, że nie poszedł z dymem cały dom.Laura kiwnęła głową i zdjęła gumowy roboczy fartuch.Słowa Hordera odbiły się echem w jej pamięci.Przed samym pożarem… Pożar był czymś w rodzaju punktu zwrotnego w jej życiu.Przed nim, jak przypominała sobie niewyraźnie, była nieszczęśliwym, zazdrosnym dzieckiem, pragnącym uznania i miłości.Ale tamtej nocy, kiedy wybuchł pożar, narodziła się nowa Laura.Ta, której życie wypełniło się po brzegi.Tamtej pamiętnej chwili, kiedy to tuląc w ramionach płaczące niemowlę, przedzierała się przez dym i płomienie, znalazła cel i sens swojego istnienia: opiekowanie się Shirley.Ocaliła Shirley od śmierci i teraz Shirley należała do niej.W jednej chwili (tak wydawało jej się teraz) tamtych dwoje ważnych ludzi — matka i ojciec — zeszło na drugi plan.Dawne żarliwe pragnienie, by ją zauważali, by jej potrzebowali, zelżało i zblakło.Być może nie kochała ich tak bardzo, jak bardzo pragnęła, by to oni kochali ją.To, co nagle poczuła do małej istotki o imieniu Shirley, było miłością.Miłością zaspokajającą wszystkie pragnienia i ledwo uzmysławiane potrzeby.Przestała się liczyć Laura, zaczęła liczyć się Shirley…Od tamtej nocy była gotowa zawsze opiekować się siostrą, pilnować, by nie przydarzyło jej się nic złego, strzec jej przed kocimi rozbójnikami, a nawet wstać w środku nocy i sprawdzić, czy znów się nie pali; postanowiła usługiwać Shirley na wszelkie sposoby, podnosić rzucane zabawki, bawić się z nią, kiedy podrośnie, pielęgnować, kiedy zachoruje…Jedenastoletnie dziecko nie mogło, oczywiście, przewidzieć przyszłości: Franklinowie zrobili sobie krótkie wakacje i polecieli razem do Le Touquet.Samolot rozbił się, kiedy wracali…Wówczas Laura miała czternaście lat, a Shirley trzy.Nie miały żadnych bliskich; stara kuzynka Angela była najbliższą krewną.To Laura podejmowała decyzje dotyczące jej i siostry, to ona snuła plany na przyszłość i to ona walczyła aż do skutku o ich realizację.Pewien leciwy prawnik i pan Baldock byli wykonawcami jej woli i kuratorami.To Laura poddała myśl, że powinna opuścić szkołę, na stałe wrócić do domu i jako najwspanialsza z niań opiekować się Shirley, i to Laura wmówiła pannie Weekes, że powinna pozbyć się swojego domku i zamieszkać z nimi — po to, aby uczyć ją, Laurę, a także być nominalną gospodynią.Pomysł z panną Weekes był równie wspaniały, jak i praktyczny, co więcej, dał się łatwo wprowadzić w życie mimo nieśmiałych protestów pana Baldocka, który nadal nie lubił absolwentek Girton i który bał się, że w głowie panny Weekes mógłby się zrodzić pomysł, aby zrobić z Laury sawantkę.Jednak Laura nie lękała się żadnych wpływów panny Weekes, ponieważ to nie panna Weekes miała nadawać bieg rzeczom.Panna Weekes była intelektualistką i zwariowaną matematyczką.Zarządzanie domem raczej nie interesowało jej.Plan Laury został zrealizowany.Panna Weekes pędziła wygodny żywot, ongiś jej niedostępny, Laura miała wspaniałą nauczycielkę i wcale jej nie przeszkadzało, że od czasu do czasu musiała zażegnywać wybuchające między panem Baldockiem a panną Weekes konflikty.Dobór nowych służących, jeśli zachodziła taka potrzeba, decyzja wysłania Shirley najpierw do przedszkola, potem do pobliskiego miasteczka, do prowadzonej przez zakonnice szkoły, te i temu podobne sprawy, chociaż pozornie sterowane przez pannę Weekes, faktycznie leżały w gestii Laury.Całe gospodarstwo domowe było niezłym przykładem ładu i harmonii.Kiedy ostatecznie Shirley Została wysłana do znakomitej szkoły z internatem, Laura miała dwadzieścia dwa lata.Rok potem wybuchła wojna i wszystko potoczyło się odmiennym torem.Szkołę Shirley przeniesiono do Walii.Panna Weekes wyjechała do Londynu i dostała posadę w ministerstwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]