[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, \e nie usłyszy nic przyjemnego, ale tego się nie spodziewała.- Powiesili psa w stodole.Diana jęknęła i zakrywając ręką usta, prawie wstała, a potem znów usiadła.- Potem zniknęli i pojawili się dopiero po jego wyjezdzie.Inaczej chyba by ich zabił.- Nie mógł mieszkać gdzie indziej?- Mógł mieszkać tutaj, ale ojciec chciał go mieć do roboty.Powtarzał tysiące razy, \eje\eli Cole się wyprowadzi, to jego matka za to zapłaci.A jego matka, biedna, słaba istota,nie.chciała zostawić tego drania.Nim Cole wyjechał, była ju\ tak chora, \e nie wiedziała,gdzie jest i Tomowi nawet nie chciało się nad nią znęcać.Dianie wcią\ było trochę niedobrze na myśl o psie.- A co z jego ojcem? Kiedy on umarł?- W zeszłym tygodniu.Tera? - Diana połączyła tę informację z rozmową przy śniadaniu.- Mówiłem Cole'owi, \eby tam pojechał, bo mo\e znajdzie tam coś po matce.Wrzeczywistości jednak chciałem, aby zobaczył to miejsce jako dorosły mę\czyzna.Czytałemgdzieś, \e dorośli po konfrontacji z  widmami z dzieciństwa czują się znacznie lepiej.Myślę, \e niezale\nie od tego, czy on tam jest, czy nie, dobrze byłoby, \ebyś zobaczyła tendom i \eby on - wiedział, \e ci to nie przeszkadza.Chocia\ myślę, \e tam pojedzie.- Narysuje mi pan mapę? - spytała, całując go w policzek, czym go zupełniezaskoczyła.- Pobiegnę do nowego domu po kluczyki od cię\arówki. ROZDZIAA 50Cole stał na podwórku miejsca swego urodzenia, przed czteroizbową chatą z przegniłąpodłogą.Była to wstrętna konstrukcja na skrawku jałowej ziemi.Jego miejsce urodzenia.Jego dziedzictwo.Nie był pewien, dlaczego tu przyjechał.Jego matka dawno umarła, więc nic tu nieznajdzie, co by mu ją przypominało.Mo\e przyjechał tu zmierzyć się ze zmorami przeszłości,\eby potem spalić tę budę.Nie wyniósł stąd \adnych miłych wspomnień.Jedyne znośnezwiązane były z matką.Zmarła wkrótce po swych czterdziestych drugich urodzinach, kiedybył na pierwszym roku studiów.Odwiedził ją jeszcze na urodziny.Pojechał autostopem domiasteczka, \eby jej kupić prezent.Wracał pózno.W domu panowała cisza i przez momentmiał nadzieję, \e ojciec, pijany, śpi w stodole lub, co byłoby nawet milsze, jest jeszcze gdzieśdalej.Doszedł ju\ prawie do pokoju matki, kiedy jak śmignięcie batem dobiegł go głos ojca:- Gdzie, do diabla, byłeś?Sięgnął do wyłącznika, \eby rozproszyć ponury nastrój i na podstawie głosu określiłnastrój ojca jako wredny, ale nie agresywny fizycznie.Był specjalistą w ocenie nastroju ojca,bo jakakolwiek pomyłka sprowadzała opłakane skutki nie tylko na Cole'a, ale i na jego matkę.- Musiałem pojechać do miasta.- Pieprzony kłamczuch.Byłeś w Jeffersonville u tego swojego głupawego wuja, co cikładzie do głowy zwariowane pomysły.Mówiłem ju\, co ci zrobię, jak cię jeszcze raz z nimdorwę.Sam się prosisz o nauczkę, chłopcze!Cole zweryfikował ocenę i umieścił jego stan w kategorii  potencjalnie brutalny.Jako dziecko, w takich chwilach wymiotował ze strachu.Pózniej jego największymproblemem była obawa, \e zabije kiedyś ojca i będzie musiał przez to spędzić cale \ycie wwięzieniu.Uwagę ojca zwrócił teraz pakunek w papierze we wzorek, który Cole trzymał wręku.- Co to jest, do diabła?- Prezent dla mamy.Dziś są jej urodziny.Zdumiony takimi sentymentami ojciec sięgnął do paczki.- Co jej kupiłeś?Cole cofnął zawiniątko, \eby ojciec nie mógł go dotknąć.- Nic, co by ci się podobało.Ozdobna szczotka do włosów i lusterko. - Kupiłeś jej ozdobną szczotkę i lusterko? - przedrzeznia! syna.- Ozdobna szczotka ilusterko dla tej wychudłej, starej krowy? To nawet śmieszniejsze, ni\ to, \e jesteś pieprzonymstudencikiem.- Nastrój mu się po tym poprawił, więc wziął butelkę whisky, stojącą na stole, aCole poszedł do matki.Drzemała, z głową opartą o poduszki.Obok niej, na stoliku, stał talerz ze zjedzoną dopołowy kanapką.Cole zapalił światło i usiadł obok matki.- Tylko to jadłaś na obiad?Odwróciła głowę i spojrzała na niego, mrugając, \eby przyzwyczaić się do światła.Uśmiechnęła się, ale nawet jej uśmiech był smutny.- Nie byłam głodna.Czy to twój ojciec się wydzierał kilka minut temu, czy mi sięśniło?- Wydzierał się.- Nie powinieneś denerwować ojca, Cole.Jej nieustannego podporządkowania ohydnym nastrojom i wrednym obyczajom ojcaCole nigdy nie potrafił zrozumieć.Zawsze starała się go uspokajać i usprawiedliwiać.Musiałsię powstrzymywać, \eby jej nie naurągać, \e nigdy się nie broniła i nie przeciwstawiła mu.Nie opuści go, a Cole nie mo\e opuścić jej.- Przyniosłem ci prezent urodzinowy.Rozjaśniła się i przez moment uwierzył, \e kiedyś mogła być taka ładna, jak opisywałwuj.Uniosła pakunek, potrząsnęła nim, \eby przedłu\yć oczekiwanie.Pózniej otworzyła gopowoli.- Jakie piękne!Zwróciła wzrok na niego.- Jak za to zapłaciłeś?- Po co mam płacić, je\eli mogę ukraść?- Och, nie, Cole!- śartuję, mamo! Czy gdybym ukradł, czekałbym, a\ mi zapakują?Z ulgą znów oparła się na poduszce i wzięła do ręki lusterko.Przejrzała się i wyznałaz dziewczęcym zawstydzeniem:- Byłam kiedyś dumna ze swojej urody, mo\esz to sobie wyobrazić?- Wcią\ jesteś ładna.Posłuchaj, mamo.Wszystko będzie lepiej, za parę lat, kiedyskończę studia.Mam wielkie plany, a Cal uwa\a, \e wszystko się uda, je\eli bardzo tego chcęi będę cię\ko pracował.Za kilka lat zbuduję ci na ziemi Cala piękny dom, z kamienia i cedru,z mnóstwem okien i tarasami dookoła.Będziesz sobie mogła siedzieć i patrzeć cały dzień. Wydawało mu się, \e wcisnęła się w poduszkę, jakby chciała się ukryć, i wpiła palcew jego rękę.- Nie \yj marzeniami! Jeśli się nie spełnią, skończysz tak jak twój tata.Dlatego takijest.On te\ kiedyś miał marzenia.- Ja nie jestem nim! - obruszył się Cole.- Zupełnie nie jestem taki jak on.Ojciec mówił o  marzeniach tylko wtedy, kiedy chciał wygłosić jakąś pijacką tyradęi nie znajdował innego tematu.* * *Pomarańczowa cię\arówka odmówiła posłuszeństwa, kiedy Diana zjechała z głównejdrogi, więc ją zostawiła i poszła dalej pieszo, koleinami, wyznaczającymi drogę do obejścia.Po dziesięciu minutach, gdy pokonała ostry zakręt, zobaczyła wysoką, samotną sylwetkęprzygarbionego mę\czyzny.Cole stał nieruchomo, a lekki wiatr rozwiewał mu włosy.Jeszczekilka kroków i zobaczyła miejsce urodzenia swojego mę\a.Na ten widok zrobiło jej sięniedobrze.Spodziewała się czegoś mało ciekawego, ale nie była przygotowana na takieplugastwo.Rozpadająca się, drewniana chałupa u stóp wzgórza otoczona była połamanympłotem i nagromadzonymi przez dziesięciolecia śmieciami.Postać Cole'a uderzająco kontrastowała z otoczeniem.Ubrany był w błyszczące jaklustro brązowe mokasyny, starannie odprasowane spodnie w kolorze khaki i śnie\nobiałąkoszulę Z podwiniętymi rękawami.Kiedy sięgnął ręką do karku, \eby rozmasować sobiemięśnie, koszula napięła się na jego szerokich ramionach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •