[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz spłacam ten dług.WNowym Jorku, Rzymie, Bellagio, tutaj.gdzie jeszcze, cholera, chcesz.I zabiorę cię stąd w diabły.Ale nie do Rzymu, tylko do Genewy! Zrobię wszystko, żebyśmy się tam dostali.PoddamysięMiędzynarodowemuCzerwonemuKrzyżowi.Mam nadzieję, że już jesteśmy na tyle sławni, iż jednak będzie nas to chroniło, przynajmniej dopewnego stopnia. Ruszył nagle do drzwi.Położył rękę na klamce i jeszcze raz spojrzał na brata. Cała reszta mnienie obchodzi, mój długo nie widziany bracie, ale ciebie nie zamierzam stracić.Ani z powoduMarsciana, ani dla dobra szacownej Stolicy Apostolskiej, ani przez Farela z Palestriną i z kim tamjeszcze. Zniżył głos. Nie chcę cię stracić przez to wszystko, tak jak straciliśmy Madeline wjeziorze.Wpatrywał się w Danny ego przez dłuższą chwilę, pragnąc się upewnić, że te słowa do niegodotarły.Potem otworzył drzwi i chciał wyjść. Ten kim jestem to ja!  okrzyk Danny ego zatrzymałgo w miejscu niczym cios nożem.Harry zamarł w pół kroku.Kiedy się odwrócił, ujrzałwbity w siebie wzrok brata. Twoje trzynaste urodziny, pamiętasz? Napis na skale.Szedłeś ze szkoły do domu, okrężną drogą, jak zawsze kiedy nie chciałeś wracać.A tego dnia nie chciałeś wracać bardziej niż kiedykolwiek.Pod Harrym ugięły się nogi. Ty to napisałeś. To był mój prezent dla ciebie.Tylko tyle ci mogłem dać.Potrzebowałeś wiary w siebie, bo każdyjej potrzebuje.I zdobyłeś ją.Zbudowałeś na niej swoje życie.Odwaliłeś kawał niezłej roboty. Spojrzenie Danny ego przesuwało się badawczo po twarzy brata. Powrót do Rzymu jest dla mnie w tej chwili najważniejszą rzeczą na świecie, Harry.Teraz mnie jest potrzebny prezent.I tylko od ciebie mogę go dostać.Przez długą chwilę Harry stał w milczeniu.Danny wyciągnął z rękawa ostatniego asa.To była mocnakarta.Cofnął się do pokoju i zamknął drzwi. Jak, u diabła, my się tam dostaniemy, twoim zdaniem?  zapytał w końcu. Zobacz. Danny podniósł leżącą na stoliku szarą kopertę i wytrząsnął z niej zawartość  białetablice rejestracyjne z czarnymi znakami.SCV 13. Watykańska rejestracja, Harry.Dyplomatycznetablice z bardzo niskim numerem.Takiego samochodu nikt nie zatrzyma.Harry patrzył na niego w osłupieniu. A gdzie ten samochód?  zapytał w końcu.113 17.25Ubrania rabinów zamienili z powrotem na stroje duchownych katolickich.Harry był znowu księdzemJonathanem Roe z Georgetown University.Szedł ulicami Lugano, zatłoczonymi w godzinie szczytu,żeby odnalezć szarego mercedesa, wynajętego przez ojca Bardoniego.Samochód miał stać na Via Tomaso, po drugiej stronie torów i dworca kolejowego.Zgodnie ze wskazówkami Veronique pojechał najpierw tramwajem linowym do Piazza deliaStazione.Następnie przeszedł przez budynek dworca do wyjścia na perony.Szedł z opuszczoną głową, starając się nie napotkać niczyjegowzroku.Przepychałsięwśródtłumuczekającychnapociągwkierunkuschodówprowadzących ponad torami na drugą stronę dworca.Jego myśli błądziły wokół podróży do Rzymu i szans na to, że nikt ich po drodze nie złapie.A takżewokółhistorii z Eleną.Ten myślowy zamęt sprawił, że to, co wydarzyło się, gdy dotarł do rogu budynkustacyjnego, zaskoczyło go kompletnie.Nagle wśród tłumu podróżnych zmaterializowało się nie wiadomo skąd sześciu policjantów wmundurach.Szli szybkim krokiem, zmierzając do pociągu, który wjeżdżałwłaśnie na peron.Nie oni jednak przykuli uwagę Harry ego, lecz trójka aresztantów, których prowadzili; trzech mężczyzn w kajdankach i łańcuchach na nogach.Drugi z nich przechodził właśnie tuż obok niego.Był to Hercules.Skute nogi utrudniały muporuszanie się, ale kuśtykał mimo to.On też zobaczył Harry ego.Ich oczy się spotkały.Karzełnatychmiast odwrócił wzrok, chroniąc go przed zainteresowaniem policjantów.Ksiądz, który jestznajomym jednego z ich podopiecznych, mógł im się wydać podejrzany.Cała grupa poszła dalej,Hercules też.Weszli po schodkach do wagonu i zniknęli Harry emu z oczu.Zobaczył Herculesa chwilę pózniej, już w przedziale.Jeden z policjantów wziął od niego kule i pomógł mu zająć miejsce przy oknie.Harry przecisnął sięnatychmiast bliżej wagonu.Hercules spojrzał na niego, zrobił szybki przeczący ruch głową i odwrócił się w drugą stronę.Zabrzmiał stacyjny gong i pociąg ruszył, odjeżdżając ze szwajcarską precyzją dokładnie o czasie.DoWłoch.Harry, wciąż jeszcze w szoku, oderwał od niego spojrzenie i zaczął rozglądać się za schodami doVia Tomaso.Całe zdarzenie trwało nie dłużej niż minutę.Hercules, nim spostrzegł Harry ego, był blady i zrezygnowany, ale gdy tylko podjął wysiłekochronienia go przed policją, zupełnie się zmienił.Przynajmniej na tę krótką chwilę wróciła mu chęćżycia.Odzyskał bowiem choć tylko przelotnie  poczucie celu.Siena, Włochy.Komenda policji; 18,40Doszło więc już do tego.Roscani trzymał między palcami nie zapalonego papierosa.Raz po razwtykał go w kącik ust.Obiecał sobie jednak, że dalej się nie posunie.Niezależnie od tego, jak bardzo denerwujący czy niepokojący obrót przybiorą jeszcze sprawy, niesięgnie po ogień, By się upewnić w tym postanowieniu, ceremonialnym gestem wyjął z kieszenipudełko, wyciągnął z niego jedną zapałkę, zapalił ją i położywszy otwarte pudełko na popielniczceprzytknął ogień do pozostałych.Przez chwilę poczuł ukłucie żalu, lecz zaraz wrócił do studiowaniarozpostartych na biurku wydruków.Byłytowyciągiz rozmówtelefonicznychprzeprowadzonych z biura matki przełożonej Carmeli Fenti i z prywatnego aparatu w jej mieszkaniuw ciągu ostatnich trzynastu dni.Od dnia eksplozji autobusu aż do dziś.W korytarzu siedzieli dwaj przydzieleni mu do pomocy miejscowi detektywi.Nagle ujrzeli, żeRoscani chwyta za słuchawkę telefonu i wybiera numer.Czekał chwilę, potem powiedział coś irozłączył się.Raptem wstał od stołu.Podszedł do okna, wyjął z ust papierosa, włożył go zpowrotem.Zadzwonił telefon.Inspektor natychmiast podbiegł do stołu i podniósł słuchawkę.Pokiwał głową,zapisał coś na skrawku papieru, podkreślił to i rzuciwszy jeszcze słowo do słuchawki, odłożył ją.Popółsekundzie wyrzucił nie zapalonego papierosa do kosza i z kartką w dłoni podszedłdo drzwi. Niech mnie któryś zawiezie na lądowisko  zwróciłsię do policjantów. Dokąd pan leci?  zapytał jeden z nich, wstając i ruszając za nim do wyjścia. Do Szwajcarii, do Lugano  odparł Roscani, nie zatrzymując się.114Lugano; w tym samym czasie.Ciemnoszary mercedes z watykańską rejestracją opuszczał Lugano wczesnym wieczorem.Rozpadałosię i było już niemal tak ciemno jak w nocy.Samochód minąłhotele, rozlokowane wzdłuż brzegu jeziora i skręciwszy w Via Giuseppe Cattori, skierował się nazachód, ku autostradzie N2, prowadzącej do Chiasso i dalej do Włoch.Elena siedziała z tyłu, przyglądając się Danny emu, który pilotował brata, sprawdzając drogę namapie w świetle górnej lampki.Między braćmi wyczuwało się napięcie.Nie wiedziała dokładnie,czym spowodowane.Harry nie rozmawiał z nią o tym; powiedział tylko, że jeśli chce, może zostać.Odmówiła.Chciała być wszędzie tam, gdzie oni.To jest ustalone raz na zawsze, oznajmiła mu.Tymbardziej że ojciec Daniel w dalszym ciągu znajduje się pod jej opieką.Poza tym wracali do Włoch, aona była Włoszką, co już nieraz, jak może Harry pamięta, pozwoliło im wyjść cało z opresji.Gdystarszy z Addisonów uśmiechnął się pod wąsem, widząc, jaka jest dzielna i zdeterminowana,wiedziała już, że ją zabiorą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •