[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już stamtąd słyszeli krzyki.Rolandbiegł za Daru z Cierpliwością obijającą mu się o nogi i harfą wciśniętą pod pachę. Drzwi! krzyknęła Daru, bijąc pięścią w szybę. Są zamknięte! Co? Roland zatrzymał się gwałtownie. To ty nie masz klucza? Dlaczego miałabym mieć? zaprotestowała Daru. Przecież ja tu nie mieszkam! Zwietnie, żeby to szlag trafił! Musi być tylne. Z futerału dobiegł stłumiony,przenikliwie wysoki dzwięk.Harfa obróciła mu się w ręku i powtórzyła ten dzwiękniczym echo.Głośno.Jednakże niewystarczająco głośno.Pojawiło się kilka pęknięć, lecz drzwi nadaltrzymały. O, tak? Roland ostrożnie odłożył Cierpliwość i wsparł harfę na biodrze. Zatkajsobie uszy powiedział do Daru, zrobił głęboki oddech i szarpnął za najcieńszą strunę,wkładając w to całą swoją duszę, jak zawsze, gdy grał.Szklane drzwi zadrżały i rozsypały się.Słysząc wciąż brzmiący w głowie ostry dzwięk, Roland podniósł Cierpliwośći wszedł za Daru do budynku.Poślizgnął się na potłuczonym szkle i boleśnie uderzyłzranionym ramieniem o ścianę.Zwiat znikł na chwilę, a kiedy wrócił, wydawało się, żekorytarz faluje.Nic nie słyszał przez echo, które odbijało się we wnętrzu jego czaszki.Powinienem był wiedzieć, że za to zapłacę, pomyślał, ale jakoś zdołał dojść do schodów.Daru przepchnęła się przez tłum lokatorów zgromadzonych przed drzwiami Rebekii weszła do środka. Dobry Boże.Mieszkanie wyglądało, jakby stoczono w nim wielką bitwę.Dookoła leżały skorupypotłuczonych donic i połamane rośliny, wszystko pokrywała cieniutka warstwa ziemi.Kanapa była zepchnięta prawie pod przeciwległą ścianę, obok niej leżało ogromne,wzdęte ciało w fioletowej sukience.Spoczywało w pozie zbyt bezwładnej jak na żywąistotę.Rebecca siedziała skulona w kącie pod kaloryferem.Kolana miała podciągniętepod brodę, oczy zamknięte i kołysała się wprzód i w tył.Daru przestąpiła nad opiekaczem do grzanek i przyklękła przy zwłokach napodłodze.Wciskając głęboko palce w zwały tłuszczu, poszukała pulsu na szyi.Nic.Przyjęła to bez zaskoczenia.Widziała wielu nieboszczyków, lecz żaden nie wyglądał natak nieżywego, jak ta kobieta.Wytarła rękę o udo, bowiem skóra zmarłej była zimnai wilgotna, obciągnęła jej fioletową sukienkę, przysłaniając pulchne nogi.Zmierć i tak maniewiele godności, pomyślała, dobrze wiedząc, jakie zdanie będzie miała na ten tematpolicja.Nie lubią manipulowania dowodami rzeczowymi.Podeszła do Rebekki. Ach.Ach.Ach. Przy każdym sapnięciu Rebecca wydawała cichy okrzyk,świadczący o zagubieniu i poczuciu skrzywdzenia. Rebecco? Rebecco, to ja, Daru.Otwórz oczy, złotko.Wszystko jest już dobrze,jestem tu.Rebecca nie dawała po sobie poznać, że słyszy.Jej krzyki stawały się corazgłośniejsze, a kołysanie bardziej uporczywe.Nagle rzuciła się w bok i Daru ledwozdążyła ją uchronić przed uderzeniem głową w kaloryfer. Hej, dziecino, spokojnie, już po wszystkim.Już po wszystkim. Roland pomógłDaru i razem ją unieruchomili. Nie! Nie! Nie! Wyrywała im się z rąk, jej okrzyki zmieniły się we wrzaskiprotestu. Może by ją spoliczkować? zaproponował Roland, przekrzykując dziewczynę. Zbyt ryzykowne.To ją może jeszcze bardziej przestraszyć.Musimy ją uspokoić.Dotrzeć do niej w jakiś sposób.Roland zmarszczył brwi i spróbował przypomnieć sobie, dlaczego ta scena wydajemu się znajoma.Dawno, dawno temu.Nie, poprawił się, mniej niż przed tygodniem,tylko wydawało się nieskończenie dawno temu. Rebecca wpadła w panikę. Wstał, ciągnąc za sobą Rebeccę i Daru. Musimywyprowadzić ją na dwór. Co? Na zewnątrz.Słuchaj, nie kłóć się i zaufaj mi.To się już raz zdarzyło.Daru rzuciłapełne zgrozy spojrzenie na zwłoki. Nie to! warknął Roland, potrząsając lekko Rebecca. To!Nie mając lepszego pomysłu, Daru pomogła wyprowadzić prawie bezwładnąRebeccę z mieszkania na oczach tłumu gapiów stojących z otwartymi ustamii sprowadzić ją po schodach.Kiedy dotarli do parteru, usłyszeli zbliżające się syreny. Przynajmniej jeden z tych idiotów miał dość rozumu, by zadzwonić na policję sapnęła Daru, z wysiłkiem przeprowadzając Rebeccę po potłuczonym szkle. I co teraz? Tutaj. Roland zszedł z chodnika na trawę.Odwrócił się i przycisnął Rebeccę dopnia drzewa.Krzyk ucichł jak ucięty nożem.Zaczerpnęła głęboko tchu, przywarła bezwładnie doszorstkiej kory i zaczęła szlochać, powoli osuwając się na ziemię.Roland przyklęknął i wziął ją w ramiona, szepcząc wszystkie pocieszające bzdury,jakie przychodziły mu na myśl.Podjechał pierwszy samochód policyjny.Potem drugi.Daru wyszła im na spotkanie.Tym umiała się zająć. Sastri? Daru Sastri? Z opieki społecznej? Posterunkowy Patton nie mogłauwierzyć w swoje szczęście.%7łe też wśród wszystkich obecnych ludzi. Chciałabymzamienić z panią kilka słów na temat pani przyjaciela.Niejakiego pana Evana Tarina. Teraz? W wydziale mówiono, że Daru potrafi zabić uniesieniem brwi.Skorzystała z tej umiejętności.Posterunkowy Patton poczuła, że się czerwieni.Usłyszała, jak stojący obok Jackkręci się nerwowo. Nie, nie teraz wymamrotała.Do czasu, gdy Daru pozwoliła im zakłócić spokój Rebeki, ciało zostało usunięte,zeznania świadków spisano, a kuchenny nóż zabrano jako dowód. Rebecco. Posterunkowy Patton mówiła cichym głosem, którego używaław rozmowach z małymi dziećmi. Rebecco, muszę zadać ci trochę pytań. Sastri podałajej kilka faktów z życia Rebeki i policjantka obiecała postępować ostrożnie. Nie jestemludojadem! , warknęła.Sastri przeprosiła.Rebecca uniosła głowę znad piersi Rolanda i wytarła twarz dłonią.} Pani jest z policji powiedziała, pociągając nosem. Policja to nasi przyjaciele. Właśnie.Policja to wasi przyjaciele. Tak zwani normalni ludzie powinni być takchętni do współpracy. Muszę cię zapytać, co się dziś stało w twoim mieszkaniu.Rebecca wykrzywiła usta i oczy znów zaszły jej łzami, jednak odpowiedziała napytanie dość spokojnie, choć jednym tchem. Zapukała do drzwi i odpowiedziałam, i powiedziała, że powinni mnie zamknąć,i miała nóż, więc rzuciłam w nią dzbankiem soku i teraz go nie mam i upuściła nóż, alewciąż starała się zrobić mi krzywdę i wtedy Ciemność ją zjadła. Ciemność ją zjadła? Aha. Znów zasłoniła twarz.Policjantka wstała. Słyszałeś? zapytała swego towarzysza.Posterunkowy Brooks pokiwał głową. Dość dobrze się zgadza z tym, co zeznali inni świadkowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Już stamtąd słyszeli krzyki.Rolandbiegł za Daru z Cierpliwością obijającą mu się o nogi i harfą wciśniętą pod pachę. Drzwi! krzyknęła Daru, bijąc pięścią w szybę. Są zamknięte! Co? Roland zatrzymał się gwałtownie. To ty nie masz klucza? Dlaczego miałabym mieć? zaprotestowała Daru. Przecież ja tu nie mieszkam! Zwietnie, żeby to szlag trafił! Musi być tylne. Z futerału dobiegł stłumiony,przenikliwie wysoki dzwięk.Harfa obróciła mu się w ręku i powtórzyła ten dzwiękniczym echo.Głośno.Jednakże niewystarczająco głośno.Pojawiło się kilka pęknięć, lecz drzwi nadaltrzymały. O, tak? Roland ostrożnie odłożył Cierpliwość i wsparł harfę na biodrze. Zatkajsobie uszy powiedział do Daru, zrobił głęboki oddech i szarpnął za najcieńszą strunę,wkładając w to całą swoją duszę, jak zawsze, gdy grał.Szklane drzwi zadrżały i rozsypały się.Słysząc wciąż brzmiący w głowie ostry dzwięk, Roland podniósł Cierpliwośći wszedł za Daru do budynku.Poślizgnął się na potłuczonym szkle i boleśnie uderzyłzranionym ramieniem o ścianę.Zwiat znikł na chwilę, a kiedy wrócił, wydawało się, żekorytarz faluje.Nic nie słyszał przez echo, które odbijało się we wnętrzu jego czaszki.Powinienem był wiedzieć, że za to zapłacę, pomyślał, ale jakoś zdołał dojść do schodów.Daru przepchnęła się przez tłum lokatorów zgromadzonych przed drzwiami Rebekii weszła do środka. Dobry Boże.Mieszkanie wyglądało, jakby stoczono w nim wielką bitwę.Dookoła leżały skorupypotłuczonych donic i połamane rośliny, wszystko pokrywała cieniutka warstwa ziemi.Kanapa była zepchnięta prawie pod przeciwległą ścianę, obok niej leżało ogromne,wzdęte ciało w fioletowej sukience.Spoczywało w pozie zbyt bezwładnej jak na żywąistotę.Rebecca siedziała skulona w kącie pod kaloryferem.Kolana miała podciągniętepod brodę, oczy zamknięte i kołysała się wprzód i w tył.Daru przestąpiła nad opiekaczem do grzanek i przyklękła przy zwłokach napodłodze.Wciskając głęboko palce w zwały tłuszczu, poszukała pulsu na szyi.Nic.Przyjęła to bez zaskoczenia.Widziała wielu nieboszczyków, lecz żaden nie wyglądał natak nieżywego, jak ta kobieta.Wytarła rękę o udo, bowiem skóra zmarłej była zimnai wilgotna, obciągnęła jej fioletową sukienkę, przysłaniając pulchne nogi.Zmierć i tak maniewiele godności, pomyślała, dobrze wiedząc, jakie zdanie będzie miała na ten tematpolicja.Nie lubią manipulowania dowodami rzeczowymi.Podeszła do Rebekki. Ach.Ach.Ach. Przy każdym sapnięciu Rebecca wydawała cichy okrzyk,świadczący o zagubieniu i poczuciu skrzywdzenia. Rebecco? Rebecco, to ja, Daru.Otwórz oczy, złotko.Wszystko jest już dobrze,jestem tu.Rebecca nie dawała po sobie poznać, że słyszy.Jej krzyki stawały się corazgłośniejsze, a kołysanie bardziej uporczywe.Nagle rzuciła się w bok i Daru ledwozdążyła ją uchronić przed uderzeniem głową w kaloryfer. Hej, dziecino, spokojnie, już po wszystkim.Już po wszystkim. Roland pomógłDaru i razem ją unieruchomili. Nie! Nie! Nie! Wyrywała im się z rąk, jej okrzyki zmieniły się we wrzaskiprotestu. Może by ją spoliczkować? zaproponował Roland, przekrzykując dziewczynę. Zbyt ryzykowne.To ją może jeszcze bardziej przestraszyć.Musimy ją uspokoić.Dotrzeć do niej w jakiś sposób.Roland zmarszczył brwi i spróbował przypomnieć sobie, dlaczego ta scena wydajemu się znajoma.Dawno, dawno temu.Nie, poprawił się, mniej niż przed tygodniem,tylko wydawało się nieskończenie dawno temu. Rebecca wpadła w panikę. Wstał, ciągnąc za sobą Rebeccę i Daru. Musimywyprowadzić ją na dwór. Co? Na zewnątrz.Słuchaj, nie kłóć się i zaufaj mi.To się już raz zdarzyło.Daru rzuciłapełne zgrozy spojrzenie na zwłoki. Nie to! warknął Roland, potrząsając lekko Rebecca. To!Nie mając lepszego pomysłu, Daru pomogła wyprowadzić prawie bezwładnąRebeccę z mieszkania na oczach tłumu gapiów stojących z otwartymi ustamii sprowadzić ją po schodach.Kiedy dotarli do parteru, usłyszeli zbliżające się syreny. Przynajmniej jeden z tych idiotów miał dość rozumu, by zadzwonić na policję sapnęła Daru, z wysiłkiem przeprowadzając Rebeccę po potłuczonym szkle. I co teraz? Tutaj. Roland zszedł z chodnika na trawę.Odwrócił się i przycisnął Rebeccę dopnia drzewa.Krzyk ucichł jak ucięty nożem.Zaczerpnęła głęboko tchu, przywarła bezwładnie doszorstkiej kory i zaczęła szlochać, powoli osuwając się na ziemię.Roland przyklęknął i wziął ją w ramiona, szepcząc wszystkie pocieszające bzdury,jakie przychodziły mu na myśl.Podjechał pierwszy samochód policyjny.Potem drugi.Daru wyszła im na spotkanie.Tym umiała się zająć. Sastri? Daru Sastri? Z opieki społecznej? Posterunkowy Patton nie mogłauwierzyć w swoje szczęście.%7łe też wśród wszystkich obecnych ludzi. Chciałabymzamienić z panią kilka słów na temat pani przyjaciela.Niejakiego pana Evana Tarina. Teraz? W wydziale mówiono, że Daru potrafi zabić uniesieniem brwi.Skorzystała z tej umiejętności.Posterunkowy Patton poczuła, że się czerwieni.Usłyszała, jak stojący obok Jackkręci się nerwowo. Nie, nie teraz wymamrotała.Do czasu, gdy Daru pozwoliła im zakłócić spokój Rebeki, ciało zostało usunięte,zeznania świadków spisano, a kuchenny nóż zabrano jako dowód. Rebecco. Posterunkowy Patton mówiła cichym głosem, którego używaław rozmowach z małymi dziećmi. Rebecco, muszę zadać ci trochę pytań. Sastri podałajej kilka faktów z życia Rebeki i policjantka obiecała postępować ostrożnie. Nie jestemludojadem! , warknęła.Sastri przeprosiła.Rebecca uniosła głowę znad piersi Rolanda i wytarła twarz dłonią.} Pani jest z policji powiedziała, pociągając nosem. Policja to nasi przyjaciele. Właśnie.Policja to wasi przyjaciele. Tak zwani normalni ludzie powinni być takchętni do współpracy. Muszę cię zapytać, co się dziś stało w twoim mieszkaniu.Rebecca wykrzywiła usta i oczy znów zaszły jej łzami, jednak odpowiedziała napytanie dość spokojnie, choć jednym tchem. Zapukała do drzwi i odpowiedziałam, i powiedziała, że powinni mnie zamknąć,i miała nóż, więc rzuciłam w nią dzbankiem soku i teraz go nie mam i upuściła nóż, alewciąż starała się zrobić mi krzywdę i wtedy Ciemność ją zjadła. Ciemność ją zjadła? Aha. Znów zasłoniła twarz.Policjantka wstała. Słyszałeś? zapytała swego towarzysza.Posterunkowy Brooks pokiwał głową. Dość dobrze się zgadza z tym, co zeznali inni świadkowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]