[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszkanie, któredostałam po babci, w zupełności nadaje się na gabinecik.Tak, Alfonsia, twoja pani zwariowała.Zaczyna żałować, że pozostałasobą.Opamiętaj się, babo jedna!Nosi mnie, chyba skończę przeprowadzkę Alfonsi.Niech wreszcieodważy się wzlecieć jak prawdziwy ptak.Niech przefrunie choćby przezdługość sypialni.Wtedy będę spokojniejsza o jej przyszłość.30 pazdziernikaCiekawe, czy Alfonsia odczuwa wdzięczność.Ostatecznie odstąpiłam jejwłasną sypialnię.Jacek nie pozwolił przespać się w naszym łóżku własnejmatce, a co dopiero gdyby ujrzał paskudzącego na rozłożone folie ptaka?Alfonsia podfruwa, rozpaczliwie machając postrzępionymiskrzydełkami.Najwyrazniej nie idzie jej nauka.Może odczuwa brakrodziców nauczycieli? A co z instynktem? Pozostaje czekać na bardziejudane próby.Jej dni zapewne też czekają w kolejce.Naprawdę nie wiem, co myśleć o autorze miłosnych wyznań.Czyjeszcze się odezwie? Nie potrafię znalezć odpowiedzi na to pytanie.Zbyt dużo58RLTw nim niewiadomych.Dopóki on nie zrobi kolejnego kroku, pozostaje czekać.A mnie wkurza bezczynne czekanie.Muszę rozmawiać ze wszystkimi napotkanymi osobami na temat nowejpracy.Czas biegnie nieubłaganie, a tu jestem już spalona.Chyba tylkoodwołanie dyrektora może mnie uratować.Nie chciałabym przed nikimtłumaczyć tego, co się stało.Nikomu nie pomogę, a dzieciakowi zaszkodzę.Adyrektor prędzej czy pózniej znajdzie powód, by pozbyć się mnie z tej szkoły.Jak sobie przypomnę naiwne zachowanie prawie trzydziestoletniej kobiety.Może Justyna coś mi załatwi?Najchętniej pojechałabym do Asi, by tam wypłakać się w jej rękaw.Onana pewno znalazłaby słowa pociechy i coś wymyśliła.Rodzicom nie mogę sięzwierzyć z prostego powodu.Mama dostałaby zawału ze strachu, że tatorozchoruje się z mojego powodu.A Joasi mogłabym teraz przeszkodzić wdogadywaniu się z Wiktorem.Może pojedzie do niej w te wolne dni.Razem zPiotrem stworzyliśmy wspólny front, odmawiając pośredniczenia w ichrozmowach.Niech radzą sobie sami.Z powodu zbliżających się Zaduszek coraz częściej rozmyślam oczłowieku, który stracił żonę.Wciąż widzę kluczącą ulicami postać,szamotaninę uczuć malującą się na jego twarzy.To pierwsze ZwiętoZmarłych, które spędzi na cmentarzu, zapewne z dziećmi, nad grobem młodejżony.To musi być okropne! A jak jeszcze pomyślę o głupich ludziach wrodzaju Wiktora.Uczucia wyższe to przekleństwo człowieka.Chociaż nie tylko.przypomniałam sobie sytuację, której byłamświadkiem latem.Jeszcze wtedy nic nie wskazywało na to, że rozstaniemy sięz Jackiem.Przechodziliśmy przez ulicę i jednocześnie usłyszeliśmy okropnywrzask.Na drzewie pod jednym z bloków przerazliwie skrzeczała sroka.Przeskakiwała z gałęzi na gałąz, szamocąc się bezradnie.Pod drzewem59RLTsiedziała młoda sroczka, do której zbliżał się kocur.Wrzask sroczej matkitroszkę go dekoncentrował, bo inaczej nie zdążyłabym podbiec i go spłoszyć.Kociak cofnął się pod piwniczne okienko, a sroczka wlazła na metalową kratę,chroniąc dostępu do wybetonowanego zagłębienia przy okienku.Znowuznalazła się w niebezpieczeństwie.Spróbowałam obejść ją i od tyłu rzuciłamw jej kierunku własną torbę.Torba wylądowała na kratach, a przestraszonasroczka zeskoczyła z nich.Lekko zszokowaną posadziłam na gałęzi, sięgającjak najwyżej.Krzycząca przez cały czas sroka natychmiast przedostała się doodzyskanego dziecka.Odeszliśmy, by dać im trochę spokoju, by mogływdrapać się wyżej, do gniazda.Jacek skwitował to zdarzenie po swojemu. Ty to masz pomysły.Mnie nie przyszłoby do głowy takie rozwiązanie,srocza mamko.A mnie się wydawało, że każdy inny człowiek postąpiłby tak jak ja.Takiego krzyku ptasiej matki nie słyszałam nigdy wcześniej.Rozpaczliwewołanie o pomoc przykuło uwagę ludzi, ale nikt nie zareagował.31 pazdziernikaSpotkało mnie miłe zdarzenie.W szkole pojawiła się kobieta, którapragnęła podziękować mi za serce i dobroć.Gotowa była pójść do dyrektora iwyjaśnić sprawę, gdyby okazała się taka potrzeba.Miło, że są jeszcze ludziepragnący wstawić się za mną.To dla mnie wystarczająca nagroda.Uspokoiłam kobiecinę, że nie mam z powodu biletu żadnych nieprzyjemności,i zadowolone rozstałyśmy się po uprzednim uściskaniu.Jak kobieta z kobietą.Ostatni dzień pazdziernika okazał się najcieplejszym dniem od conajmniej dwóch miesięcy.Zabrałam Alfonsię na spacer.Postanowiłampokazać jej moje ulubione miejsce spacerów.Wprawdzie dawno tam niebyłam, ale dzikie pole, jak je nazywam, nie zawiodło mnie.Kiedyś uprawiano60RLTna nim zboża, ale od wielu lat stoi bezpańskie, nikomu niepotrzebne,zachęcające do wyprowadzania czworonożnych ulubieńców.A ponieważznajduje się z dala od bloków, zdarza się, że nikogo tu nie ma.Tak jak dzisiajpo południu.Ludzi pochłonęła gorączka zakupów.Przecież będzie trzy dniwolnego.Ja w piątki mam tylko trzy lekcje, więc po pracy zrobiłam zakupyrodzicom.A teraz mogę plątać się po stwardniałej ziemi, pokazując gołąbceuroki przekwitłych traw i polnych kwiatów.Wiele z nich posiada leczniczewłaściwości, ale kto dzisiaj gromadzi w domu naturalne rośliny, mając wzasięgu ręki syntetyki zastępujące z powodzeniem zioła? W okresie letnim,kiedy większość z roślin kwitnie, zdarzają się starsi ludzie poszukującydziurawca czy mniszka pospolitego, jednak większość spacerowiczów zrywaliście szczawiu.Alfonsia nieśmiało rozglądała się, a gdy posadziłam ją na ziemi, zajęłasię skubaniem własnych piórek.Nie przyszło jej do głowy, by poszukać sobiepożywienia.Może gdyby była głodna? Próbowałam zmusić ją do przeleceniakilku metrów, podrzucając lekko do góry, ale lądowała tuż obok, przysiadająckuperkiem w miejscu, gdzie spadła.Może przestraszyła się dużej przestrzeni?Wracając ze spaceru, pokazałam Alfonsi gołębia.Próbował pochwycićkromkę chleba leżącą na ulicy.Co chwila przejeżdżał samochód, przeganiającz jezdni ptaka, dla którego chleb okazał się zbyt ciężki, by mógł z nim wzbićsię do góry.Wykorzystując chwilę przerwy pomiędzy samochodami,wyskoczyłam na ulicę i podniosłam rozjechany kawałek chleba.Potempodrobiłam go na mniejsze kawałki i rzuciłam na trawnik.Oddalając się,dostrzegłam, jak ten sam gołąb podfrunął i wziął się za jedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Mieszkanie, któredostałam po babci, w zupełności nadaje się na gabinecik.Tak, Alfonsia, twoja pani zwariowała.Zaczyna żałować, że pozostałasobą.Opamiętaj się, babo jedna!Nosi mnie, chyba skończę przeprowadzkę Alfonsi.Niech wreszcieodważy się wzlecieć jak prawdziwy ptak.Niech przefrunie choćby przezdługość sypialni.Wtedy będę spokojniejsza o jej przyszłość.30 pazdziernikaCiekawe, czy Alfonsia odczuwa wdzięczność.Ostatecznie odstąpiłam jejwłasną sypialnię.Jacek nie pozwolił przespać się w naszym łóżku własnejmatce, a co dopiero gdyby ujrzał paskudzącego na rozłożone folie ptaka?Alfonsia podfruwa, rozpaczliwie machając postrzępionymiskrzydełkami.Najwyrazniej nie idzie jej nauka.Może odczuwa brakrodziców nauczycieli? A co z instynktem? Pozostaje czekać na bardziejudane próby.Jej dni zapewne też czekają w kolejce.Naprawdę nie wiem, co myśleć o autorze miłosnych wyznań.Czyjeszcze się odezwie? Nie potrafię znalezć odpowiedzi na to pytanie.Zbyt dużo58RLTw nim niewiadomych.Dopóki on nie zrobi kolejnego kroku, pozostaje czekać.A mnie wkurza bezczynne czekanie.Muszę rozmawiać ze wszystkimi napotkanymi osobami na temat nowejpracy.Czas biegnie nieubłaganie, a tu jestem już spalona.Chyba tylkoodwołanie dyrektora może mnie uratować.Nie chciałabym przed nikimtłumaczyć tego, co się stało.Nikomu nie pomogę, a dzieciakowi zaszkodzę.Adyrektor prędzej czy pózniej znajdzie powód, by pozbyć się mnie z tej szkoły.Jak sobie przypomnę naiwne zachowanie prawie trzydziestoletniej kobiety.Może Justyna coś mi załatwi?Najchętniej pojechałabym do Asi, by tam wypłakać się w jej rękaw.Onana pewno znalazłaby słowa pociechy i coś wymyśliła.Rodzicom nie mogę sięzwierzyć z prostego powodu.Mama dostałaby zawału ze strachu, że tatorozchoruje się z mojego powodu.A Joasi mogłabym teraz przeszkodzić wdogadywaniu się z Wiktorem.Może pojedzie do niej w te wolne dni.Razem zPiotrem stworzyliśmy wspólny front, odmawiając pośredniczenia w ichrozmowach.Niech radzą sobie sami.Z powodu zbliżających się Zaduszek coraz częściej rozmyślam oczłowieku, który stracił żonę.Wciąż widzę kluczącą ulicami postać,szamotaninę uczuć malującą się na jego twarzy.To pierwsze ZwiętoZmarłych, które spędzi na cmentarzu, zapewne z dziećmi, nad grobem młodejżony.To musi być okropne! A jak jeszcze pomyślę o głupich ludziach wrodzaju Wiktora.Uczucia wyższe to przekleństwo człowieka.Chociaż nie tylko.przypomniałam sobie sytuację, której byłamświadkiem latem.Jeszcze wtedy nic nie wskazywało na to, że rozstaniemy sięz Jackiem.Przechodziliśmy przez ulicę i jednocześnie usłyszeliśmy okropnywrzask.Na drzewie pod jednym z bloków przerazliwie skrzeczała sroka.Przeskakiwała z gałęzi na gałąz, szamocąc się bezradnie.Pod drzewem59RLTsiedziała młoda sroczka, do której zbliżał się kocur.Wrzask sroczej matkitroszkę go dekoncentrował, bo inaczej nie zdążyłabym podbiec i go spłoszyć.Kociak cofnął się pod piwniczne okienko, a sroczka wlazła na metalową kratę,chroniąc dostępu do wybetonowanego zagłębienia przy okienku.Znowuznalazła się w niebezpieczeństwie.Spróbowałam obejść ją i od tyłu rzuciłamw jej kierunku własną torbę.Torba wylądowała na kratach, a przestraszonasroczka zeskoczyła z nich.Lekko zszokowaną posadziłam na gałęzi, sięgającjak najwyżej.Krzycząca przez cały czas sroka natychmiast przedostała się doodzyskanego dziecka.Odeszliśmy, by dać im trochę spokoju, by mogływdrapać się wyżej, do gniazda.Jacek skwitował to zdarzenie po swojemu. Ty to masz pomysły.Mnie nie przyszłoby do głowy takie rozwiązanie,srocza mamko.A mnie się wydawało, że każdy inny człowiek postąpiłby tak jak ja.Takiego krzyku ptasiej matki nie słyszałam nigdy wcześniej.Rozpaczliwewołanie o pomoc przykuło uwagę ludzi, ale nikt nie zareagował.31 pazdziernikaSpotkało mnie miłe zdarzenie.W szkole pojawiła się kobieta, którapragnęła podziękować mi za serce i dobroć.Gotowa była pójść do dyrektora iwyjaśnić sprawę, gdyby okazała się taka potrzeba.Miło, że są jeszcze ludziepragnący wstawić się za mną.To dla mnie wystarczająca nagroda.Uspokoiłam kobiecinę, że nie mam z powodu biletu żadnych nieprzyjemności,i zadowolone rozstałyśmy się po uprzednim uściskaniu.Jak kobieta z kobietą.Ostatni dzień pazdziernika okazał się najcieplejszym dniem od conajmniej dwóch miesięcy.Zabrałam Alfonsię na spacer.Postanowiłampokazać jej moje ulubione miejsce spacerów.Wprawdzie dawno tam niebyłam, ale dzikie pole, jak je nazywam, nie zawiodło mnie.Kiedyś uprawiano60RLTna nim zboża, ale od wielu lat stoi bezpańskie, nikomu niepotrzebne,zachęcające do wyprowadzania czworonożnych ulubieńców.A ponieważznajduje się z dala od bloków, zdarza się, że nikogo tu nie ma.Tak jak dzisiajpo południu.Ludzi pochłonęła gorączka zakupów.Przecież będzie trzy dniwolnego.Ja w piątki mam tylko trzy lekcje, więc po pracy zrobiłam zakupyrodzicom.A teraz mogę plątać się po stwardniałej ziemi, pokazując gołąbceuroki przekwitłych traw i polnych kwiatów.Wiele z nich posiada leczniczewłaściwości, ale kto dzisiaj gromadzi w domu naturalne rośliny, mając wzasięgu ręki syntetyki zastępujące z powodzeniem zioła? W okresie letnim,kiedy większość z roślin kwitnie, zdarzają się starsi ludzie poszukującydziurawca czy mniszka pospolitego, jednak większość spacerowiczów zrywaliście szczawiu.Alfonsia nieśmiało rozglądała się, a gdy posadziłam ją na ziemi, zajęłasię skubaniem własnych piórek.Nie przyszło jej do głowy, by poszukać sobiepożywienia.Może gdyby była głodna? Próbowałam zmusić ją do przeleceniakilku metrów, podrzucając lekko do góry, ale lądowała tuż obok, przysiadająckuperkiem w miejscu, gdzie spadła.Może przestraszyła się dużej przestrzeni?Wracając ze spaceru, pokazałam Alfonsi gołębia.Próbował pochwycićkromkę chleba leżącą na ulicy.Co chwila przejeżdżał samochód, przeganiającz jezdni ptaka, dla którego chleb okazał się zbyt ciężki, by mógł z nim wzbićsię do góry.Wykorzystując chwilę przerwy pomiędzy samochodami,wyskoczyłam na ulicę i podniosłam rozjechany kawałek chleba.Potempodrobiłam go na mniejsze kawałki i rzuciłam na trawnik.Oddalając się,dostrzegłam, jak ten sam gołąb podfrunął i wziął się za jedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]