[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Edwart i ja mieliśmy się nigdy nie zestarzeć.Zaczęłam na nowo skrapiać się swoimi grejpfrutowymiperfumami, by nie odniósł wrażenia, kiedy mnie już ugryzie, żemoja krew niesie ze sobą smród ciała niemytego od wielutygodni.- Co to za zapach? Grejpfrutowy? - zaciekawił się.Aż mnie zaskoczyło, że całkiem nie zapomniał, czym sięludzie odżywiają, jak się to przydarza większości wampirów.Alez drugiej strony nie miałam się czemu dziwić, bo moje perfumynaprawdę pachniały jak grejpfruty.- Nie pasjonujesz się tym, że możesz przebywać wśród tylumartwych łudzi? - zapytałam, szerokim gestem wskazującotaczające nas nagrobki.- No cóż, jeśli mam być szczery, odnoszę wrażenie, że dopewnego stopnia jest to śmieszne.Najchętniej wyniósłbym sięjak najszybciej z tego cmentarza, upewnił się, że bezpieczniewrócisz do domu, po czym ułożył się na swoim łóżku zeszklanką rozcieńczonego ginger ale.Jakież to było słodkie z jego strony, że odważył siępowiedzieć coś, co ani trochę nie przystawało wampirowi.Nibyod niechcenia wyciągnęłam szyję ku niemu, mrużąc oczy odksiężycowej poświaty.- Na pewno nic ci nie dolega w kark? - zapytał.- Sama nie wiem.A dolega? Co o tym myślisz, Edwarcie? -Sugestywnie pomasowałam sobie kark, jakbym spędziła noc zgłową na stercie kanciastych brył węgla.- Bardzo cię boli? - zapytał.Musiałam szybko coś wymyślić.Czyżby chciał, żeby mniebolało? Podejmował jakąś dziwną wampirzą grę przygotowanąspecjalnie na okazję, kiedy można wbić zęby w czyjś bolący104kark.Matka zawsze mi powtarzała, że każdy owoc jest dojrzaływtedy, gdy podczas obierania sprawia takie wrażenie, jakby go tobolało.- Ach.no, tak.- wyjąkałam, w duchu dziękując mocom,dzięki którym uczestniczyłam minionego lata wponadprogramowym obozie szkolnym.- Boli.nawet bardzo.I oto stało się coś niewiarygodnego.Edwart zaczął masowaćmi kark.Silne dreszcze wstrząsnęły całym moim ciałem.Złapałam go za palec, dosłownie odurzona jego pieszczotami, iotworzyłam szeroko usta, złakniona tlenu niczym rybawyrzucona na brzeg i pragnąca wrócić do wody.Kilka razypoklepał mnie po karku.Miałam wrażenie, że robi to w taki samsposób, jak lekarze pstrykający w ampułki z lekami, żebywypchnąć z roztworu pęcherzyki powietrza.- Jak to odbierasz? - zapytał.- Jakbym była.szczęśliwa.- Prawdę mówiąc, mojeodczucia były całkowicie nieopisywalne.Najprędzejprzedstawiłabym je jak ścieżkę wiodącą przez zarośla jeżyn.- No to wspaniale! - oznajmił, natychmiast przerywającmasaż.- Wyjątkowo szybko poszło!- Aha.Tylko wiesz co? - mruknęłam, znowu improwizując.- Znów mnie boli.Nawet bardziej.Dużo bardziej.Wiesz co?Mam pomysł! Może ugryz mnie w kark, żebym już nigdy nieodczuwała takiego bólu!Popatrzył na mnie, jakby miał przed sobą wariatkę - rzeczjasna, oszalałą z miłości - podczas gdy ziemia pod naszymistopami zaczęła się gwałtownie trząść.- Co się dzieje? Czyżby to był początek procesutransformacji? - zapytałam co nieco podenerwowana.- A nie trzęsienie ziemi? - podsunął Edwart z lodowatąkalkulacją typową dla wampirów.Nagle ziemia się pod nami rozstąpiła, najbliższy nagrobekpękł na pół, a z grobu wynurzyła się postać o zakrwawionychkłach, w czarnej pelerynie, której wysoki zaokrąglony kołnierz105był gładko położony na karku wbrew oczywistym trendomnajnowszej mody.- Czy ty.jesteś Królem Skóry ? - wydusiłam z siebie.- Nie - odrzekła postać.- Naprawdę nie rozpoznajecie mnie?Przyjrzałam się dokładniej: blada twarz, peleryna, czerwoneoczy, nadzwyczaj długie kły.Nie, nie potrafiłam gozidentyfikować.- Czyżbyśmy.znali się z pracy? - podsunęłam, usiłującsobie przypomnieć twarze wszystkich współpracowników.Wyszło jednak na to, że nie mogłam sobie nawet przypomnieć,czy miałam stałą pracę.- Grobie drogi, Belle.Siadałem przy tobie codziennie nalekcjach angielskiego!- Przykro mi, ale wszystkie twarze szkolnych kolegówzlewają się w moim umyśle w niewyrazny konglomerat, wktórym wyróżnia się tylko jedna twarz, Edwarta Mullena, miłościmojego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Edwart i ja mieliśmy się nigdy nie zestarzeć.Zaczęłam na nowo skrapiać się swoimi grejpfrutowymiperfumami, by nie odniósł wrażenia, kiedy mnie już ugryzie, żemoja krew niesie ze sobą smród ciała niemytego od wielutygodni.- Co to za zapach? Grejpfrutowy? - zaciekawił się.Aż mnie zaskoczyło, że całkiem nie zapomniał, czym sięludzie odżywiają, jak się to przydarza większości wampirów.Alez drugiej strony nie miałam się czemu dziwić, bo moje perfumynaprawdę pachniały jak grejpfruty.- Nie pasjonujesz się tym, że możesz przebywać wśród tylumartwych łudzi? - zapytałam, szerokim gestem wskazującotaczające nas nagrobki.- No cóż, jeśli mam być szczery, odnoszę wrażenie, że dopewnego stopnia jest to śmieszne.Najchętniej wyniósłbym sięjak najszybciej z tego cmentarza, upewnił się, że bezpieczniewrócisz do domu, po czym ułożył się na swoim łóżku zeszklanką rozcieńczonego ginger ale.Jakież to było słodkie z jego strony, że odważył siępowiedzieć coś, co ani trochę nie przystawało wampirowi.Nibyod niechcenia wyciągnęłam szyję ku niemu, mrużąc oczy odksiężycowej poświaty.- Na pewno nic ci nie dolega w kark? - zapytał.- Sama nie wiem.A dolega? Co o tym myślisz, Edwarcie? -Sugestywnie pomasowałam sobie kark, jakbym spędziła noc zgłową na stercie kanciastych brył węgla.- Bardzo cię boli? - zapytał.Musiałam szybko coś wymyślić.Czyżby chciał, żeby mniebolało? Podejmował jakąś dziwną wampirzą grę przygotowanąspecjalnie na okazję, kiedy można wbić zęby w czyjś bolący104kark.Matka zawsze mi powtarzała, że każdy owoc jest dojrzaływtedy, gdy podczas obierania sprawia takie wrażenie, jakby go tobolało.- Ach.no, tak.- wyjąkałam, w duchu dziękując mocom,dzięki którym uczestniczyłam minionego lata wponadprogramowym obozie szkolnym.- Boli.nawet bardzo.I oto stało się coś niewiarygodnego.Edwart zaczął masowaćmi kark.Silne dreszcze wstrząsnęły całym moim ciałem.Złapałam go za palec, dosłownie odurzona jego pieszczotami, iotworzyłam szeroko usta, złakniona tlenu niczym rybawyrzucona na brzeg i pragnąca wrócić do wody.Kilka razypoklepał mnie po karku.Miałam wrażenie, że robi to w taki samsposób, jak lekarze pstrykający w ampułki z lekami, żebywypchnąć z roztworu pęcherzyki powietrza.- Jak to odbierasz? - zapytał.- Jakbym była.szczęśliwa.- Prawdę mówiąc, mojeodczucia były całkowicie nieopisywalne.Najprędzejprzedstawiłabym je jak ścieżkę wiodącą przez zarośla jeżyn.- No to wspaniale! - oznajmił, natychmiast przerywającmasaż.- Wyjątkowo szybko poszło!- Aha.Tylko wiesz co? - mruknęłam, znowu improwizując.- Znów mnie boli.Nawet bardziej.Dużo bardziej.Wiesz co?Mam pomysł! Może ugryz mnie w kark, żebym już nigdy nieodczuwała takiego bólu!Popatrzył na mnie, jakby miał przed sobą wariatkę - rzeczjasna, oszalałą z miłości - podczas gdy ziemia pod naszymistopami zaczęła się gwałtownie trząść.- Co się dzieje? Czyżby to był początek procesutransformacji? - zapytałam co nieco podenerwowana.- A nie trzęsienie ziemi? - podsunął Edwart z lodowatąkalkulacją typową dla wampirów.Nagle ziemia się pod nami rozstąpiła, najbliższy nagrobekpękł na pół, a z grobu wynurzyła się postać o zakrwawionychkłach, w czarnej pelerynie, której wysoki zaokrąglony kołnierz105był gładko położony na karku wbrew oczywistym trendomnajnowszej mody.- Czy ty.jesteś Królem Skóry ? - wydusiłam z siebie.- Nie - odrzekła postać.- Naprawdę nie rozpoznajecie mnie?Przyjrzałam się dokładniej: blada twarz, peleryna, czerwoneoczy, nadzwyczaj długie kły.Nie, nie potrafiłam gozidentyfikować.- Czyżbyśmy.znali się z pracy? - podsunęłam, usiłującsobie przypomnieć twarze wszystkich współpracowników.Wyszło jednak na to, że nie mogłam sobie nawet przypomnieć,czy miałam stałą pracę.- Grobie drogi, Belle.Siadałem przy tobie codziennie nalekcjach angielskiego!- Przykro mi, ale wszystkie twarze szkolnych kolegówzlewają się w moim umyśle w niewyrazny konglomerat, wktórym wyróżnia się tylko jedna twarz, Edwarta Mullena, miłościmojego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]