[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy ją ujął, ścisnęłajego dłoń.- Zostanę tutaj.Może otworzysz butelkę?- Chcę cię najpierw pocałować.Zarzuciła mu ręce na szyję.- Dobrze, ale tylko raz.Jedli kolację.Z tym że Libby niepotrzebnie zadałasobie tyle trudu, by ją przygotować.Nie czuli smakupotraw.Szampan także nie miał znaczenia, upili się jużsamym swoim widokiem.Po kolacji wzięli ze stołu świece, które jeszcze się niedopaliły, i zanieśli je do sypialni.Więzień czasu 235Kochali się w ich świetle.Mijały godziny, lecz onitego nie zauważali.Gdy świece zgasły, nadal się dosiebie przytulali.Potem, choć żadne z nich nie wypowiedziało tegona głos, wiedzieli już, że to ostatni raz.Zrobili to,najdelikatniej, najbardziej czule.Gdy skończyli, Lib-by przytuliła się do Cala i modliła o sen.Nie zniosłaby pożegnania.Nie chciała patrzeć, jak Cal odchodzi.Caleb leżał nieruchomo, zupełnie rozbudzony, dopóki pokoju nie rozjaśniły pierwsze promienie świtu.Cieszył się, że Libby śpi.Nie byłby w stanie wypowiedzieć słów pożegnania.Wstał.Starając się o niczym nie myśleć, włożyłskafander.Nie chciał jej obudzić.Dotknął tylko lekko jejwłosów i po cichu wyszedł z sypialni.Libby otworzyłaoczy pózniej, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych.Wtuliła twarz w poduszkę i zapłakała.Statek był już przygotowany, wszystko zapięte naostatni guzik.Cal siedział na mostku, widział nadchodzący świt.Ważne było, by wystartować przedwschodem słońca; takie założenie leżało u podstawwszystkich obliczeń.Pozostawał margines błędu.%7łycie Cala zależało właśnie od tego marginesu.Powrócił jednak myślami do Libby.Dlaczego niewiedział, że rozstanie będzie tak bardzo boleć?- Musiałjednak wystartować.Jego życie, jego czas, nie należałydo niej, do jej epoki.Nie miało sensu ponowne roztrząsanie tego, o czym rozmyślał już dziesiątki razy.236 Nora RobertsSiedział nieruchomo, niewiele sobie robiąc z upływucennych sekund.- Rozpoczynam procedurę przed standardowymlotem orbitalnym.- Tak - odpowiedział komputerowi.Instrumenty zaczęły ożywać.W sposób, który stałsię już jego drugą naturą, Cal przygotowywał się dolotu.Spojrzał na ekran.- Wszystkie systemy gotowe.Zapłon zostanie włączony na komendę.- W porządku.Rozpocząć odliczanie.- Rozpoczynam.Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem,sześć.Stojąc w drzwiach kuchni, Libby usłyszała dudnienie.Niecierpliwie otarła łzy i spojrzała w kierunkustatku.Zobaczyła błysk.Jakby błyskawicę przemykającą przez niebo.Potem znów zapadła cisza.Zadrżała.Chciałaby wierzyć, że to z powodu porannego chłodu.Przecież miała na sobie tylko krótki,niebieski szlafrok.- Doleć bezpiecznie - powiedziała, a potem zaczęłaszlochać.%7łycie toczy się dalej, tłumaczyła sobie w duchu.Ptaki zaczynają śpiewać, słońce zaraz wyjdzie zzagóry.Chciała umrzeć.Nonsens.Trzęsąc się, postawiła czajnik na palnikukuchenki.Musi wypić herbatę i pozmywać.Potemzabrać się wreszcie do pracy.Będzie pracować, póki zdoła, do kresu sił.Potem odWięzień czasu 237razu zaśnie.Następnego dnia znów się obudzi i zasiądziedo pracy.Powstanie najlepsza cholerna praca doktorancka, jaką widział świat.Pózniej wyruszy w podróż.I będzie tęskniła.Tęskniła aż do dnia, w którymumrze.Gdy woda się zagotowała, Libby zrobiła herbatę.Postawiła ją na stole w kuchni, usiadła.Po chwiliodsunęła kubek, oparła głowę o stół i znów zapłakała.- Libby.Wstała tak gwałtownie, że przewróciła krzesło.Byłtutaj.Stał w drzwiach kuchni.Miał w oczach zmęczenie i coś jeszcze, coś ważniejszego.Wpatrywała sięw niego.Nie, to tylko przewidzenie.- Calebs- Dlaczego płaczesz^Słyszała jego głos.Oszołomiona, przycisnęła dłońdo ucha.- Calebs - powtórzyła.- Przecież cię nie ma.- Płakałaś od chwili, gdy wyszedłem?Dotknął palcem jej wilgotnego policzka.Czuła ten dotyk.Był realny.Skoro zwariowała, totrudno.Może to i lepiej"?- Nie rozumiem.Jak możesz tu być?- Najpierw ja cię o coś zapytam, tylko o jedno.Kochasz mnie?- Ja.muszę usiąść.- Nie.- Przytrzymał ją za ramię.- %7łądam odpowiedzi.Kochasz mnie?- Tak.Tylko kretyn mógłby zadać takie pytanie.Uśmiechnął się, lecz nadal trzymał ją mocno, tak żemusiała pozostać na nogach.238 Nora Roberts- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- Bo nie chciałam.Wiedziałam, że musisz odejść.- Przyłożyła dłoń do czoła.- Pozwól mi usiąść.Puścił ją.Widział, jak stawia krzesło i niepewnie nanie opada.- Nie śpię - powiedziała bardziej do siebie niż doniego.- Muszę więc mieć halucynacje.Nachylił się i mocno pocałował ją w usta.- To też halucynacja^ - zapytał.- Nie rozumiesz,że tu jestem?- Tak - odparła słabym głosem - ale jak się tu dostałeś?- Przyjechałem na skuterze.- Nie, chodzi mi o to.- O co mi właściwie chodzi,pomyślała.- Stałam w drzwiach.Słyszałam, jak startujesz.Nawet widziałam błysk na niebie, to musiał byćstatek.- Odesłałem go.Steruje nim komputer.- Odesłałeś - powtórzyła powoli.- Och, mój Boże,Caleb, dlaczego?- Tylko kretyn mógłby zadać takie pytanie.- Nie, przecież nie z mojego powodu, nie mogłabym tego udzwignąć, twoja rodzina.- Nagrałem dla nich dysk.Opowiedziałem imwszystko, to znaczy o wiele więcej, niż napisaliśmyw sprawozdaniu.Dysk jest na pokładzie.Powiedziałem, gdzie jestem i dlaczego muszę tu zostać.Jeślistatek wróci - a beze mnie ma taką samą szansę jak zemną - oni zrozumieją.- Nie mogłam cię o to prosić.- I nie poprosiłaś.- Wziął ją za rękę.- Przecież tybyś ze mną poleciała, prawda-Więzień czasu 239- Tak.- Zabrałbym cię, gdybym miał pewność, że oboje toprzeżyjemy.Posłuchaj.- Zmusił ją, by wstała.- Rozpocząłem odliczanie.Mówiłem sobie, że powinienemwrócić, że jest mnóstwo logicznych powodów.Ale byłjeden, tylko jeden powód, żeby zostać.Kocham cię.Moje życie jest tutaj.- Przyciągnął ją bliżej.- Przybyłem do ciebie, oszukując czas, Libby.Nigdy, ale to nigdynie myśl, że postąpiłem głupio lub nierozważnie, żepopełniłem błąd.Pokręciła głową.- Boję się, że ty tak kiedyś pomyślisz.- Nie, Libby.Moje miejsce jest tutaj, przy tobie.Znów poczuła, że do oczu napływają jej łzy.- Tak bardzo cię kocham, Caleb.Sprawię, że będziesz szczęśliwy.- Aha, liczyłem na to.- Pocałował ją.- Musisz sięteraz wyspać, tak porządnie.- Nie, nie chcę.Roześmiał się.Napięcie ustąpiło do końca.Znajdował się tam, gdzie powinien.- Zobaczymy.Potem się zastanowimy, jak załatwić pozostałe sprawy.- Jakie sprawy?- Małżeństwo, rodzina i tak dalej.- Nie poprosiłeś mnie o rękę.- Dojdziemy do tego.W każdym razie, muszęsobie wykombinować jakąś nową tożsamość, znalezć pracę.Coś z.ze stałym dochodem, tak sięrnówi?- Coś, co będzie ci sprawiało radość - poprawiła go.240 Nora Roberts- To znacznie ważniejsze od stałego dochodu i grupowego ubezpieczenia zdrowotnego.- Czego?- Nieważne, zapomnij.- Wtuliła mu głowę w szyję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Gdy ją ujął, ścisnęłajego dłoń.- Zostanę tutaj.Może otworzysz butelkę?- Chcę cię najpierw pocałować.Zarzuciła mu ręce na szyję.- Dobrze, ale tylko raz.Jedli kolację.Z tym że Libby niepotrzebnie zadałasobie tyle trudu, by ją przygotować.Nie czuli smakupotraw.Szampan także nie miał znaczenia, upili się jużsamym swoim widokiem.Po kolacji wzięli ze stołu świece, które jeszcze się niedopaliły, i zanieśli je do sypialni.Więzień czasu 235Kochali się w ich świetle.Mijały godziny, lecz onitego nie zauważali.Gdy świece zgasły, nadal się dosiebie przytulali.Potem, choć żadne z nich nie wypowiedziało tegona głos, wiedzieli już, że to ostatni raz.Zrobili to,najdelikatniej, najbardziej czule.Gdy skończyli, Lib-by przytuliła się do Cala i modliła o sen.Nie zniosłaby pożegnania.Nie chciała patrzeć, jak Cal odchodzi.Caleb leżał nieruchomo, zupełnie rozbudzony, dopóki pokoju nie rozjaśniły pierwsze promienie świtu.Cieszył się, że Libby śpi.Nie byłby w stanie wypowiedzieć słów pożegnania.Wstał.Starając się o niczym nie myśleć, włożyłskafander.Nie chciał jej obudzić.Dotknął tylko lekko jejwłosów i po cichu wyszedł z sypialni.Libby otworzyłaoczy pózniej, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych.Wtuliła twarz w poduszkę i zapłakała.Statek był już przygotowany, wszystko zapięte naostatni guzik.Cal siedział na mostku, widział nadchodzący świt.Ważne było, by wystartować przedwschodem słońca; takie założenie leżało u podstawwszystkich obliczeń.Pozostawał margines błędu.%7łycie Cala zależało właśnie od tego marginesu.Powrócił jednak myślami do Libby.Dlaczego niewiedział, że rozstanie będzie tak bardzo boleć?- Musiałjednak wystartować.Jego życie, jego czas, nie należałydo niej, do jej epoki.Nie miało sensu ponowne roztrząsanie tego, o czym rozmyślał już dziesiątki razy.236 Nora RobertsSiedział nieruchomo, niewiele sobie robiąc z upływucennych sekund.- Rozpoczynam procedurę przed standardowymlotem orbitalnym.- Tak - odpowiedział komputerowi.Instrumenty zaczęły ożywać.W sposób, który stałsię już jego drugą naturą, Cal przygotowywał się dolotu.Spojrzał na ekran.- Wszystkie systemy gotowe.Zapłon zostanie włączony na komendę.- W porządku.Rozpocząć odliczanie.- Rozpoczynam.Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem,sześć.Stojąc w drzwiach kuchni, Libby usłyszała dudnienie.Niecierpliwie otarła łzy i spojrzała w kierunkustatku.Zobaczyła błysk.Jakby błyskawicę przemykającą przez niebo.Potem znów zapadła cisza.Zadrżała.Chciałaby wierzyć, że to z powodu porannego chłodu.Przecież miała na sobie tylko krótki,niebieski szlafrok.- Doleć bezpiecznie - powiedziała, a potem zaczęłaszlochać.%7łycie toczy się dalej, tłumaczyła sobie w duchu.Ptaki zaczynają śpiewać, słońce zaraz wyjdzie zzagóry.Chciała umrzeć.Nonsens.Trzęsąc się, postawiła czajnik na palnikukuchenki.Musi wypić herbatę i pozmywać.Potemzabrać się wreszcie do pracy.Będzie pracować, póki zdoła, do kresu sił.Potem odWięzień czasu 237razu zaśnie.Następnego dnia znów się obudzi i zasiądziedo pracy.Powstanie najlepsza cholerna praca doktorancka, jaką widział świat.Pózniej wyruszy w podróż.I będzie tęskniła.Tęskniła aż do dnia, w którymumrze.Gdy woda się zagotowała, Libby zrobiła herbatę.Postawiła ją na stole w kuchni, usiadła.Po chwiliodsunęła kubek, oparła głowę o stół i znów zapłakała.- Libby.Wstała tak gwałtownie, że przewróciła krzesło.Byłtutaj.Stał w drzwiach kuchni.Miał w oczach zmęczenie i coś jeszcze, coś ważniejszego.Wpatrywała sięw niego.Nie, to tylko przewidzenie.- Calebs- Dlaczego płaczesz^Słyszała jego głos.Oszołomiona, przycisnęła dłońdo ucha.- Calebs - powtórzyła.- Przecież cię nie ma.- Płakałaś od chwili, gdy wyszedłem?Dotknął palcem jej wilgotnego policzka.Czuła ten dotyk.Był realny.Skoro zwariowała, totrudno.Może to i lepiej"?- Nie rozumiem.Jak możesz tu być?- Najpierw ja cię o coś zapytam, tylko o jedno.Kochasz mnie?- Ja.muszę usiąść.- Nie.- Przytrzymał ją za ramię.- %7łądam odpowiedzi.Kochasz mnie?- Tak.Tylko kretyn mógłby zadać takie pytanie.Uśmiechnął się, lecz nadal trzymał ją mocno, tak żemusiała pozostać na nogach.238 Nora Roberts- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- Bo nie chciałam.Wiedziałam, że musisz odejść.- Przyłożyła dłoń do czoła.- Pozwól mi usiąść.Puścił ją.Widział, jak stawia krzesło i niepewnie nanie opada.- Nie śpię - powiedziała bardziej do siebie niż doniego.- Muszę więc mieć halucynacje.Nachylił się i mocno pocałował ją w usta.- To też halucynacja^ - zapytał.- Nie rozumiesz,że tu jestem?- Tak - odparła słabym głosem - ale jak się tu dostałeś?- Przyjechałem na skuterze.- Nie, chodzi mi o to.- O co mi właściwie chodzi,pomyślała.- Stałam w drzwiach.Słyszałam, jak startujesz.Nawet widziałam błysk na niebie, to musiał byćstatek.- Odesłałem go.Steruje nim komputer.- Odesłałeś - powtórzyła powoli.- Och, mój Boże,Caleb, dlaczego?- Tylko kretyn mógłby zadać takie pytanie.- Nie, przecież nie z mojego powodu, nie mogłabym tego udzwignąć, twoja rodzina.- Nagrałem dla nich dysk.Opowiedziałem imwszystko, to znaczy o wiele więcej, niż napisaliśmyw sprawozdaniu.Dysk jest na pokładzie.Powiedziałem, gdzie jestem i dlaczego muszę tu zostać.Jeślistatek wróci - a beze mnie ma taką samą szansę jak zemną - oni zrozumieją.- Nie mogłam cię o to prosić.- I nie poprosiłaś.- Wziął ją za rękę.- Przecież tybyś ze mną poleciała, prawda-Więzień czasu 239- Tak.- Zabrałbym cię, gdybym miał pewność, że oboje toprzeżyjemy.Posłuchaj.- Zmusił ją, by wstała.- Rozpocząłem odliczanie.Mówiłem sobie, że powinienemwrócić, że jest mnóstwo logicznych powodów.Ale byłjeden, tylko jeden powód, żeby zostać.Kocham cię.Moje życie jest tutaj.- Przyciągnął ją bliżej.- Przybyłem do ciebie, oszukując czas, Libby.Nigdy, ale to nigdynie myśl, że postąpiłem głupio lub nierozważnie, żepopełniłem błąd.Pokręciła głową.- Boję się, że ty tak kiedyś pomyślisz.- Nie, Libby.Moje miejsce jest tutaj, przy tobie.Znów poczuła, że do oczu napływają jej łzy.- Tak bardzo cię kocham, Caleb.Sprawię, że będziesz szczęśliwy.- Aha, liczyłem na to.- Pocałował ją.- Musisz sięteraz wyspać, tak porządnie.- Nie, nie chcę.Roześmiał się.Napięcie ustąpiło do końca.Znajdował się tam, gdzie powinien.- Zobaczymy.Potem się zastanowimy, jak załatwić pozostałe sprawy.- Jakie sprawy?- Małżeństwo, rodzina i tak dalej.- Nie poprosiłeś mnie o rękę.- Dojdziemy do tego.W każdym razie, muszęsobie wykombinować jakąś nową tożsamość, znalezć pracę.Coś z.ze stałym dochodem, tak sięrnówi?- Coś, co będzie ci sprawiało radość - poprawiła go.240 Nora Roberts- To znacznie ważniejsze od stałego dochodu i grupowego ubezpieczenia zdrowotnego.- Czego?- Nieważne, zapomnij.- Wtuliła mu głowę w szyję [ Pobierz całość w formacie PDF ]