[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasadzki.Potyczki.Przygody.W trakcie kolejnej jeden z braci kalwinów zostaje śmiertelnie ranny.Mityczna dramaturgia tejpodróży polega na tym, iż jej uczestnicy wykruszają się powoli.Następny, drugi kalwin jestekstatycznym entuzjastą okowity.Chleje jak nie przymierzając pan Trąba, tyle że bardziejstraczeńczo.Którejś nocy nadmiernie rozgrzawszy swoje członki, niebacznie usnąwszy zamarza.Pozostała dwójka uczestniczy w tylekroć już gdzie indziej opisywanej scenieśmiertelnego wtajemniczenia.Płatki porannego śniegu osiadają na powiekach ich bezwładnieleżącego towarzysza.Nie topnieją.Twarz zarasta białą łuską i nikt nigdy już nie będzie wie-dział, czy nasz niegdysiejszy towarzysz wiary i towarzysz broni miał oczy piwne, czy oczyniebieskie, czy za pazuchą szeleścił mu list skreślony czyjąś bardzo drobną dłonią, za czymtęsknił i przed czym uciekał.Kościelny Messerschmidt najwyrazniej wzruszył się własną retoryką, łza błysnęła mu woku, nie krył się z tym bynajmniej. Panowie wybaczą powiedział szorstkim, powściągającym własne wzruszenie głosem ale, jak mawiają bolszewicy, ja jestem ślioznyj czeławiek.Trzeciego, najmłodszego z kalwi-nów ciągnął dalej otarłszy łzę rękawem i wysmarkawszy się na podłogę trzeciego, naj-młodszego z kalwinów gubi to, co i was wygubi niebawem: pochopna wymiana spojrzeń zpewną katoliczką.Karczma pod Częstochową i starsza od niego o ładnych parę lat wdowa szynkareczka oimponującej cielesności.O świcie, zamiast ruszyć dalej, zamiast dalej eskortować dzwon, ondrwa rąbie na podwórcu, wodę nosi i twierdzi, iż odnalazł sens życia.Panowie, sens życia imałżeństwo mieszane to jest jak ogień i woda! Teraz i tak nic nie pojmiecie, teraz i tak ladachwila runiecie w ramiona ponętnych papistek, ale przyjdzie czas i wspomnicie na moje sło-wa.Wszystko jedno.Na placu boju czy też na szlaku podróży pozostaje ostatni jezdziecEwangelii, ewangelik augsburski-luter.Szlak wiedzie.Bóg prowadzi dalej na południe.Jużjest pełnia bujnej, upalnej wiosny, sanie dawno zastąpione zostały pod wodą, jest sam napiaszczystym gościńcu, dotyka palcami gładkiej jak skóra protestantki powierzchni dzwonu itamten mrozny, ciemny kiejdański wieczór, kiedy ściągali dzwon z wieży, kiedy gnani nietylko bożym wezwaniem ruszali w niepewne, tamten czas, wydaje mu się, pochodzi nie z tegoświata i nie z jego życia.Teraz droga wiedzie pod górę, wzgórze za wzgórzem, coraz wyżej iwreszcie ona jest.U jego stóp rozciąga się obiecana dolina, ewangelicy krzątają się wokółswoich obejść, chóry kościelne śpiewają psalm za psalmem, ptacy w górę podlatują, wszędziepanuje dobre, przyjazne światło.Hosanna.I w ten sposób głos kościelnego nagle jakby załamał się, mówił teraz zupełnie bez prze-konania i w ten sposób mój prapradziad dotarł do ziemi cieszyńskiej.Niech zaśpiewa średnidzwon! krzyknął nagle i nie sposób było nie pomyśleć, iż chce tym krzykiem zagłuszyć coś,co albo jeszcze nie zostało, albo już zbytecznie zostało wypowiedziane. Innym razem opo-wiem wam historię średniego dzwonu, innym razem, na dziś wystarczy wam wiedzieć, żeodlany i ofiarowany on został na osobiste polecenie króla szwedzkiego Karola XII, który nie33tylko cesarza ewangelikożercę Józefa I gromił, ale i wymógł na nim sześć kościołów Aaski,tak.jest, sześć kościołów Aaski! %7łagań-Sagan krzyczał jakby ogarnięty jakimś nagłym ro-dzajem translatorskiego szału kościelny Messerschmidt. Sagan-%7łagań! Frysztad-Kożuchów!Hirschberg-Jelenia Góra! Landshut-Kamienna Góra! Militsch-Milicz! Teschen-Cieszyn! Ateraz, a teraz kościelny Messerschmidt szykował się do finału a teraz niech zaśpiewawielki dzwon!Rozkołysane pod żeliwnymi kopułami serca z całych sił biły swoim, choć kierowanymprzez Messerschmidta rytmem.Jego głos całkowicie tonął w ich muzyce, wydawało nam się,że ciągniemy za sznury, ale to one ciągnęły nas w górę i opuszczały w dół, wzlatywaliśmy iopadaliśmy niczym początkujący aniołowie, kościelny Messerschmidt opowiadał zupełnieniesłyszalną historię wielkiego wittenberskiego dzwonu. Tak jest, tak jest, wielki dzwon pochodzi z kościoła zamkowego w Wittenberdze opo-wiadały niemo rozdziawione usta kościelnego Messerschmidta szczodry lud wittenberskiofiarował ów dzwon uciśnionemu ludowi cieszyńskiemu, by ten, słuchając tych samych to-nów, których słuchały uszy naszego reformatora Doktora Marcina Lutra, nie ustawał w re-formacyjnym zapale.Tak jest, tak jest, panowie, wielki dzwon dzwonił na wieży kościołazamkowego pod wezwaniem świętego Pawła, dzwonił w ów chłodny pazdziernikowy pora-nek, kiedy to nasz reformator za pomocą szesnastowiecznego młotka przybijał do wrót ko-ścielnych swoje dziewięćdziesiąt pięć tez w sprawie odpustów.Jeśli panowie wsłuchacie sięuważnie kościelny Messerschmidt obrócił twarz swoją ku górze jeśli panowie wsłuchaciesię uważnie, to usłyszycie, iż zapalczywy stukot luterskiego młotka na zawsze uwiązł w toniewielkiego dzwonu i brzmi w nim i teraz całkiem wyraznie.To znaczy w niemej opowieściMesserschmidta zabrzmiał prawie słyszalny jadowity akcent to znaczy, jak kto pobożny, tousłyszy.Niepobożni, bolszewicy, poganie i inni pogromcy katoliczek nie usłyszą niczego.Bomoc naszego dzwonu w tym się zasadza, iż ton jego nie tylko góruje nad innymi tonami, ale iinne tony absorbuje i w otchłaniach swojej substancji zapamiętuje.Z tego powodu mówi się,że wszystkie nasze dzwony to są dzwony wittenberskie, choć jest tu i szwedzki, i radziwił-łowski.Ale wielki dzwon wittenberski góruje nam nimi, przewodzi im, ich głos w siebiewchłania i swoim głosem tamte obdarza.Słuchajcie, słuchajcie, a usłyszycie, jak w przezro-czystym, chłodnym, pazdziernikowym powietrzu (w chmurach nad Wittenbergą czają siępierwsze śniegi) słychać pełen popędliwości stukot młota przebijającego pergamin żelaznymićwiekami.*Natężałem słuch, ubierałem się powoli i coraz wyrazniej słyszałem niepopędliwe wpraw-dzie, ale regularne i mocne uderzenia.Kuchnię wypełniała atramentowa poświata, do wiszą-cej nad stołem lampy ktoś wkręcił granatową poniemiecką żarówkę, pan Trąba stał na tabore-cie i z nieoczekiwaną wprawą przybijał do ramy okiennej wielki szary koc. Zaciemnienie jak za okupacji, jak za okupacji, panie Naczelniku, a nawet jeszcze szczel-niejsze.Verdunkelung sensu largo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zasadzki.Potyczki.Przygody.W trakcie kolejnej jeden z braci kalwinów zostaje śmiertelnie ranny.Mityczna dramaturgia tejpodróży polega na tym, iż jej uczestnicy wykruszają się powoli.Następny, drugi kalwin jestekstatycznym entuzjastą okowity.Chleje jak nie przymierzając pan Trąba, tyle że bardziejstraczeńczo.Którejś nocy nadmiernie rozgrzawszy swoje członki, niebacznie usnąwszy zamarza.Pozostała dwójka uczestniczy w tylekroć już gdzie indziej opisywanej scenieśmiertelnego wtajemniczenia.Płatki porannego śniegu osiadają na powiekach ich bezwładnieleżącego towarzysza.Nie topnieją.Twarz zarasta białą łuską i nikt nigdy już nie będzie wie-dział, czy nasz niegdysiejszy towarzysz wiary i towarzysz broni miał oczy piwne, czy oczyniebieskie, czy za pazuchą szeleścił mu list skreślony czyjąś bardzo drobną dłonią, za czymtęsknił i przed czym uciekał.Kościelny Messerschmidt najwyrazniej wzruszył się własną retoryką, łza błysnęła mu woku, nie krył się z tym bynajmniej. Panowie wybaczą powiedział szorstkim, powściągającym własne wzruszenie głosem ale, jak mawiają bolszewicy, ja jestem ślioznyj czeławiek.Trzeciego, najmłodszego z kalwi-nów ciągnął dalej otarłszy łzę rękawem i wysmarkawszy się na podłogę trzeciego, naj-młodszego z kalwinów gubi to, co i was wygubi niebawem: pochopna wymiana spojrzeń zpewną katoliczką.Karczma pod Częstochową i starsza od niego o ładnych parę lat wdowa szynkareczka oimponującej cielesności.O świcie, zamiast ruszyć dalej, zamiast dalej eskortować dzwon, ondrwa rąbie na podwórcu, wodę nosi i twierdzi, iż odnalazł sens życia.Panowie, sens życia imałżeństwo mieszane to jest jak ogień i woda! Teraz i tak nic nie pojmiecie, teraz i tak ladachwila runiecie w ramiona ponętnych papistek, ale przyjdzie czas i wspomnicie na moje sło-wa.Wszystko jedno.Na placu boju czy też na szlaku podróży pozostaje ostatni jezdziecEwangelii, ewangelik augsburski-luter.Szlak wiedzie.Bóg prowadzi dalej na południe.Jużjest pełnia bujnej, upalnej wiosny, sanie dawno zastąpione zostały pod wodą, jest sam napiaszczystym gościńcu, dotyka palcami gładkiej jak skóra protestantki powierzchni dzwonu itamten mrozny, ciemny kiejdański wieczór, kiedy ściągali dzwon z wieży, kiedy gnani nietylko bożym wezwaniem ruszali w niepewne, tamten czas, wydaje mu się, pochodzi nie z tegoświata i nie z jego życia.Teraz droga wiedzie pod górę, wzgórze za wzgórzem, coraz wyżej iwreszcie ona jest.U jego stóp rozciąga się obiecana dolina, ewangelicy krzątają się wokółswoich obejść, chóry kościelne śpiewają psalm za psalmem, ptacy w górę podlatują, wszędziepanuje dobre, przyjazne światło.Hosanna.I w ten sposób głos kościelnego nagle jakby załamał się, mówił teraz zupełnie bez prze-konania i w ten sposób mój prapradziad dotarł do ziemi cieszyńskiej.Niech zaśpiewa średnidzwon! krzyknął nagle i nie sposób było nie pomyśleć, iż chce tym krzykiem zagłuszyć coś,co albo jeszcze nie zostało, albo już zbytecznie zostało wypowiedziane. Innym razem opo-wiem wam historię średniego dzwonu, innym razem, na dziś wystarczy wam wiedzieć, żeodlany i ofiarowany on został na osobiste polecenie króla szwedzkiego Karola XII, który nie33tylko cesarza ewangelikożercę Józefa I gromił, ale i wymógł na nim sześć kościołów Aaski,tak.jest, sześć kościołów Aaski! %7łagań-Sagan krzyczał jakby ogarnięty jakimś nagłym ro-dzajem translatorskiego szału kościelny Messerschmidt. Sagan-%7łagań! Frysztad-Kożuchów!Hirschberg-Jelenia Góra! Landshut-Kamienna Góra! Militsch-Milicz! Teschen-Cieszyn! Ateraz, a teraz kościelny Messerschmidt szykował się do finału a teraz niech zaśpiewawielki dzwon!Rozkołysane pod żeliwnymi kopułami serca z całych sił biły swoim, choć kierowanymprzez Messerschmidta rytmem.Jego głos całkowicie tonął w ich muzyce, wydawało nam się,że ciągniemy za sznury, ale to one ciągnęły nas w górę i opuszczały w dół, wzlatywaliśmy iopadaliśmy niczym początkujący aniołowie, kościelny Messerschmidt opowiadał zupełnieniesłyszalną historię wielkiego wittenberskiego dzwonu. Tak jest, tak jest, wielki dzwon pochodzi z kościoła zamkowego w Wittenberdze opo-wiadały niemo rozdziawione usta kościelnego Messerschmidta szczodry lud wittenberskiofiarował ów dzwon uciśnionemu ludowi cieszyńskiemu, by ten, słuchając tych samych to-nów, których słuchały uszy naszego reformatora Doktora Marcina Lutra, nie ustawał w re-formacyjnym zapale.Tak jest, tak jest, panowie, wielki dzwon dzwonił na wieży kościołazamkowego pod wezwaniem świętego Pawła, dzwonił w ów chłodny pazdziernikowy pora-nek, kiedy to nasz reformator za pomocą szesnastowiecznego młotka przybijał do wrót ko-ścielnych swoje dziewięćdziesiąt pięć tez w sprawie odpustów.Jeśli panowie wsłuchacie sięuważnie kościelny Messerschmidt obrócił twarz swoją ku górze jeśli panowie wsłuchaciesię uważnie, to usłyszycie, iż zapalczywy stukot luterskiego młotka na zawsze uwiązł w toniewielkiego dzwonu i brzmi w nim i teraz całkiem wyraznie.To znaczy w niemej opowieściMesserschmidta zabrzmiał prawie słyszalny jadowity akcent to znaczy, jak kto pobożny, tousłyszy.Niepobożni, bolszewicy, poganie i inni pogromcy katoliczek nie usłyszą niczego.Bomoc naszego dzwonu w tym się zasadza, iż ton jego nie tylko góruje nad innymi tonami, ale iinne tony absorbuje i w otchłaniach swojej substancji zapamiętuje.Z tego powodu mówi się,że wszystkie nasze dzwony to są dzwony wittenberskie, choć jest tu i szwedzki, i radziwił-łowski.Ale wielki dzwon wittenberski góruje nam nimi, przewodzi im, ich głos w siebiewchłania i swoim głosem tamte obdarza.Słuchajcie, słuchajcie, a usłyszycie, jak w przezro-czystym, chłodnym, pazdziernikowym powietrzu (w chmurach nad Wittenbergą czają siępierwsze śniegi) słychać pełen popędliwości stukot młota przebijającego pergamin żelaznymićwiekami.*Natężałem słuch, ubierałem się powoli i coraz wyrazniej słyszałem niepopędliwe wpraw-dzie, ale regularne i mocne uderzenia.Kuchnię wypełniała atramentowa poświata, do wiszą-cej nad stołem lampy ktoś wkręcił granatową poniemiecką żarówkę, pan Trąba stał na tabore-cie i z nieoczekiwaną wprawą przybijał do ramy okiennej wielki szary koc. Zaciemnienie jak za okupacji, jak za okupacji, panie Naczelniku, a nawet jeszcze szczel-niejsze.Verdunkelung sensu largo [ Pobierz całość w formacie PDF ]