[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Szybko podniósł dłoniasty liść, starając się wymyślić cośzabawnego.Zanim cokolwiek przyszło mu do głowy, kichnął mocno w sam środektrzymanej na dłoni wody, rozpryskując ją na twarz i piersi.Chłopiecuniósłku górze wydatne wargi oraz słabo zarysowany podbródek i ryknąłśmiechem.Ken oblizał gniewnie liść i wilgotną dłoń, wyssał opryskane wargi iznówwylizał ręce, by nie uronić ani kropli.Chłopak, rozbawiony teraz nadobre,od wycia przeszedł do S&$Lurywanych chichotów, przypominającychszczek-nięcia.Ken mokry, zniechęcony i słaby -~- roześmiał się również.Przyszło mu do głowy, że bardzo przydałby się magnetofon.Uśmiadomiw-szy sobie absurdalność tego pomysłu, Zmiał się w duchu.Przebywałterazw pliocenie.A tu magnetofonów nie mieli.Teraz liczył się tylko śmiech.Obserwował u zwierząt wieleobjawówwesołości lub zadowolenia, ale nie poczucie humoru jako takie.Szympansy197 znane są z tego, że płatają sobie wzajemnie figle, często dosyćniewybredne,i szaleją z radości, kiedy im się to powiedzie, niemniej poczuciehumoru, jakoczynnik budujący zaufanie, to cecha wyłącznie ludzka.Wciąż chichocząc Ken wskazał martwego jeża, dając chłopcu znak,żemoże go sobie zjeść.Hominid wyciągnął rękę gestem tak instynktownie zwierzęcym, żeKenaż się cofnął.Chłopiec wepchnął do ust miękki brzuch jeża i połykałkęs takogromny, że aż wyszły mu na wierzch oczy, a Kenowi na ten widokzaparłodech. Ostrożnie" chciał go ostrzec.Poczuł, że drży, widząc jakwielki,ledwo pogryziony kawał mięsa przesuwa się wyraznie wzdłuż przełykuchłopca, a mały stuka się w pierś, by pomóc sobie w przełknięciu.Ken odetchnął z ulgą.Jeż to w końcu kawałek mięsa.Konsument z epoki kamiennej,napełniwszychwilowo brzuch, bekał więc z sytości.Ken znów zaczął się śmiać.Chłopiec chichotał do wtóru, ale zniecozdziwioną miną.Nie miał pewności, dlaczego teraz się śmieją, alechętnie siędołączył.Zmiał się chyba tylko dlatego, żeby jego gość nie robił tegosamotnie. To niemożliwe pomyślał Ken poruszony ten chłopak zbytdobrzesobie radzi i przystosowuje, żeby mógł być tym, za kogo go uważam."Kąt twarzowy i szczęki ma jak u małpy, co widać jeszczewyrazniej,kiedy je.I te jego śmieszne stopy.Małpa i coś z człowieka, człowiek i coś z małpy musi być tym,kim jest.Nie mógł to być po prostu przypadek złożonego atawizmu,jednoczesnegonawarstwienia wielu cech pierwotnych.U ludzi współczesnychwystępująniekiedy niższe czoła, bardziej pociągłe twarze, masywniejsze wałynadoczodo-łowe, dłuższe ręce, stopy i palce stóp, ale nigdy wszystkie te cechynaraz. Gdzie są twoi krewniacy, chłopcze?" miał ochotę zapytać.Niebyłojednak sposobu, żeby to zrobić.Nigdy chyba nie uda mu się zadać pytania podobnemu osobnikowi.Dziecko znów zrobiło się niespokojne jak Ken zdołał już zauważyć,okresy pełnej koncentracji trwały krótko rzuciło zabite zwierzę naziemięi zaczęło się podnosić; cmoknęło językiem, wsparło się rękami owewnętrzneścianki skalnego tunelu i podciągnęło do góry. Idz, dokąd cię przyzywa młodość" pomyślał Ken.Zdumiało go,żereaguje zupełnie jak starzec.W końcu miał dopiero dwadzieścia osiemlat.Ale dwadzieścia osiem lat to dojrzały wiek jak na praczłowieka.Ken stracił poczucie czasu.Zapadał w drzemkę, budził się,zasypiał.W okresach świadomości czuł, że powoli odzyskuje siły.Był następny ranek.Najpierw usłyszał ten chichot, niski niczym radosneposzczekiwanieszczeniaka.Po chwili kominem zszedł hominid, niosąc zieloną,wstrętniewyglądającą bulwę.Zeskoczył parę kroków przed końcem tunelu iwylądował198 na podłodze jaskini na ugiętych mocnych, krągłych kolanach, uderzającdługimi stopami w ziemię zwinnie i bez wahania.Znów rozległsię ten krótki śmiech, który stał się ich wspólnym małym rytuałem,gdy w chwilach odzyskiwania świadomości przez Kena hominid wpadałlub wypadał z jaskini.Paleontolog szybko odpowiedział chichotem sta-nowiącym rodzaj powitania zastępującego mruknięcie, obwąchiwanieczydotyk.Chłopiec klapnął na ziemię i wgryzł się w bulwę, aby pokazać, żenadajesię do jedzenia.Ken zauważył, że jak dotąd mały nie jadałpadliny, leczto, co sam upolował; doceniał też, jak się wydawało, przynajmniej jedengatunek warzyw.Czy przejął te umiejętności od krewniaków? A możenauczył się tego sam? Trudno było stwierdzić.Okryta szorstką skórąbulwasmakowała wodniście i gorzko i była mało sycąca, ale Ken potrzebowałpożywienia.Zjadł ją wraz ze skórką, podczas gdy chłopiec odwrócił sięniespokojnie, żeby znów wylezć z jaskini. Przynieś mi więcej odezwał się Ken łagodnie, ale głośno.Chłopiectylko spojrzał, po czym odwrócił się i podciągnął w górę tunelu.GłosKenanie przestraszył go ani nie zaskoczył. Rozmawiałem przez sen powiedziałdo siebie młody człowiek albo majaczyłem w gorączce."Znów zirytowało go własne podejście oczekiwał, że stworzeniezareaguje obawą, oszołomieniem czy nawet ucieczką ze strachu.Powinienwyzbyć się wszelkich oczekiwań. Odpręż się, Lauder, i ciesz tym, żeniemusisz być naukowcem.Po pierwsze, czoło tego chłopca jest możeniskie,a płaty czołowe mniejsze niż twoje, ale to dlatego, że na tym etapiepamięći myślenie abstrakcyjne nie muszą być tak rozwinięte.A temu właśniesłużąte płaty.Teraz natomiast do niczego by mu się nie przydały.Cóżbowiemmiałby zapamiętywać oprócz sposobów przetrwania w buszu? Nadczymmiałby rozmyślać? A tak na marginesie, zawsze nabijałeś się zklasycznejantropologii, przyjmującej, że praludzie to niezgrabne małpy.Ciesz się,żemożesz studiować długopalcego, który tak spontanicznie przystosowujesię donowej sytuacji."Znów przywołał się do porządku.Nigdy nie lubił studiowania", aczyżto nie było właśnie studiowaniem"? Ilekroć znalazł się z tym chłopcem twarzą w twarz, czuł, że nie jestjużKenem Lauderem, lecz kimś więcej i zarazem kimś mniej nieznanąistotą,która zetknęła się z inną nieznaną istotą.Zdawał sobie sprawę, że tegowszystkiego nie analizuje, lecz absorbuje.Nosem, uszami, oczami,zmysłemtemperatury i dotyku chłonął chłopca, a on jego.W okresie choroby i rekonwalescencji wciąż niepokoiła Kena myśl,żewśród bloków lawy pojawi się Hendrijks.Co wtedy ma zrobić?Modlił się, żeby polowanie na człowieka się zakończyło. Możelepiej,Długopalcy, żebyś nie poznał nas, przedstawicieli gatunku Homosapiens, odrazu z najgorszej strony wymruczał w ciemności. Może lepiej, byśpozbywał się złudzeń stopniowo, jeśli w ogóle je masz.199 Pokrywa liści znów się odsunęła i coś z góry spadło.Zmięte,spłukanedeszczem spodnie.Chłopiec odnalazł je.Trudno było stwierdzić, czy wiedział, co totakiego, jednak przyniósł je swemu gościowi, gdy ten nie był już takchoryi bezsilny.Ken wstał nieco chwiejnie.Odczuwał lekkość z pewnościąstracił nawadze.Wsadził jedną, potem drugą nogę w nogawki spodni.Odzyskałtypowe dla współczesnego człowieka poczucie, że w ubraniu jestsilniejszyi mniej bezbronny.Wsadził zapalniczkę do kieszeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Szybko podniósł dłoniasty liść, starając się wymyślić cośzabawnego.Zanim cokolwiek przyszło mu do głowy, kichnął mocno w sam środektrzymanej na dłoni wody, rozpryskując ją na twarz i piersi.Chłopiecuniósłku górze wydatne wargi oraz słabo zarysowany podbródek i ryknąłśmiechem.Ken oblizał gniewnie liść i wilgotną dłoń, wyssał opryskane wargi iznówwylizał ręce, by nie uronić ani kropli.Chłopak, rozbawiony teraz nadobre,od wycia przeszedł do S&$Lurywanych chichotów, przypominającychszczek-nięcia.Ken mokry, zniechęcony i słaby -~- roześmiał się również.Przyszło mu do głowy, że bardzo przydałby się magnetofon.Uśmiadomiw-szy sobie absurdalność tego pomysłu, Zmiał się w duchu.Przebywałterazw pliocenie.A tu magnetofonów nie mieli.Teraz liczył się tylko śmiech.Obserwował u zwierząt wieleobjawówwesołości lub zadowolenia, ale nie poczucie humoru jako takie.Szympansy197 znane są z tego, że płatają sobie wzajemnie figle, często dosyćniewybredne,i szaleją z radości, kiedy im się to powiedzie, niemniej poczuciehumoru, jakoczynnik budujący zaufanie, to cecha wyłącznie ludzka.Wciąż chichocząc Ken wskazał martwego jeża, dając chłopcu znak,żemoże go sobie zjeść.Hominid wyciągnął rękę gestem tak instynktownie zwierzęcym, żeKenaż się cofnął.Chłopiec wepchnął do ust miękki brzuch jeża i połykałkęs takogromny, że aż wyszły mu na wierzch oczy, a Kenowi na ten widokzaparłodech. Ostrożnie" chciał go ostrzec.Poczuł, że drży, widząc jakwielki,ledwo pogryziony kawał mięsa przesuwa się wyraznie wzdłuż przełykuchłopca, a mały stuka się w pierś, by pomóc sobie w przełknięciu.Ken odetchnął z ulgą.Jeż to w końcu kawałek mięsa.Konsument z epoki kamiennej,napełniwszychwilowo brzuch, bekał więc z sytości.Ken znów zaczął się śmiać.Chłopiec chichotał do wtóru, ale zniecozdziwioną miną.Nie miał pewności, dlaczego teraz się śmieją, alechętnie siędołączył.Zmiał się chyba tylko dlatego, żeby jego gość nie robił tegosamotnie. To niemożliwe pomyślał Ken poruszony ten chłopak zbytdobrzesobie radzi i przystosowuje, żeby mógł być tym, za kogo go uważam."Kąt twarzowy i szczęki ma jak u małpy, co widać jeszczewyrazniej,kiedy je.I te jego śmieszne stopy.Małpa i coś z człowieka, człowiek i coś z małpy musi być tym,kim jest.Nie mógł to być po prostu przypadek złożonego atawizmu,jednoczesnegonawarstwienia wielu cech pierwotnych.U ludzi współczesnychwystępująniekiedy niższe czoła, bardziej pociągłe twarze, masywniejsze wałynadoczodo-łowe, dłuższe ręce, stopy i palce stóp, ale nigdy wszystkie te cechynaraz. Gdzie są twoi krewniacy, chłopcze?" miał ochotę zapytać.Niebyłojednak sposobu, żeby to zrobić.Nigdy chyba nie uda mu się zadać pytania podobnemu osobnikowi.Dziecko znów zrobiło się niespokojne jak Ken zdołał już zauważyć,okresy pełnej koncentracji trwały krótko rzuciło zabite zwierzę naziemięi zaczęło się podnosić; cmoknęło językiem, wsparło się rękami owewnętrzneścianki skalnego tunelu i podciągnęło do góry. Idz, dokąd cię przyzywa młodość" pomyślał Ken.Zdumiało go,żereaguje zupełnie jak starzec.W końcu miał dopiero dwadzieścia osiemlat.Ale dwadzieścia osiem lat to dojrzały wiek jak na praczłowieka.Ken stracił poczucie czasu.Zapadał w drzemkę, budził się,zasypiał.W okresach świadomości czuł, że powoli odzyskuje siły.Był następny ranek.Najpierw usłyszał ten chichot, niski niczym radosneposzczekiwanieszczeniaka.Po chwili kominem zszedł hominid, niosąc zieloną,wstrętniewyglądającą bulwę.Zeskoczył parę kroków przed końcem tunelu iwylądował198 na podłodze jaskini na ugiętych mocnych, krągłych kolanach, uderzającdługimi stopami w ziemię zwinnie i bez wahania.Znów rozległsię ten krótki śmiech, który stał się ich wspólnym małym rytuałem,gdy w chwilach odzyskiwania świadomości przez Kena hominid wpadałlub wypadał z jaskini.Paleontolog szybko odpowiedział chichotem sta-nowiącym rodzaj powitania zastępującego mruknięcie, obwąchiwanieczydotyk.Chłopiec klapnął na ziemię i wgryzł się w bulwę, aby pokazać, żenadajesię do jedzenia.Ken zauważył, że jak dotąd mały nie jadałpadliny, leczto, co sam upolował; doceniał też, jak się wydawało, przynajmniej jedengatunek warzyw.Czy przejął te umiejętności od krewniaków? A możenauczył się tego sam? Trudno było stwierdzić.Okryta szorstką skórąbulwasmakowała wodniście i gorzko i była mało sycąca, ale Ken potrzebowałpożywienia.Zjadł ją wraz ze skórką, podczas gdy chłopiec odwrócił sięniespokojnie, żeby znów wylezć z jaskini. Przynieś mi więcej odezwał się Ken łagodnie, ale głośno.Chłopiectylko spojrzał, po czym odwrócił się i podciągnął w górę tunelu.GłosKenanie przestraszył go ani nie zaskoczył. Rozmawiałem przez sen powiedziałdo siebie młody człowiek albo majaczyłem w gorączce."Znów zirytowało go własne podejście oczekiwał, że stworzeniezareaguje obawą, oszołomieniem czy nawet ucieczką ze strachu.Powinienwyzbyć się wszelkich oczekiwań. Odpręż się, Lauder, i ciesz tym, żeniemusisz być naukowcem.Po pierwsze, czoło tego chłopca jest możeniskie,a płaty czołowe mniejsze niż twoje, ale to dlatego, że na tym etapiepamięći myślenie abstrakcyjne nie muszą być tak rozwinięte.A temu właśniesłużąte płaty.Teraz natomiast do niczego by mu się nie przydały.Cóżbowiemmiałby zapamiętywać oprócz sposobów przetrwania w buszu? Nadczymmiałby rozmyślać? A tak na marginesie, zawsze nabijałeś się zklasycznejantropologii, przyjmującej, że praludzie to niezgrabne małpy.Ciesz się,żemożesz studiować długopalcego, który tak spontanicznie przystosowujesię donowej sytuacji."Znów przywołał się do porządku.Nigdy nie lubił studiowania", aczyżto nie było właśnie studiowaniem"? Ilekroć znalazł się z tym chłopcem twarzą w twarz, czuł, że nie jestjużKenem Lauderem, lecz kimś więcej i zarazem kimś mniej nieznanąistotą,która zetknęła się z inną nieznaną istotą.Zdawał sobie sprawę, że tegowszystkiego nie analizuje, lecz absorbuje.Nosem, uszami, oczami,zmysłemtemperatury i dotyku chłonął chłopca, a on jego.W okresie choroby i rekonwalescencji wciąż niepokoiła Kena myśl,żewśród bloków lawy pojawi się Hendrijks.Co wtedy ma zrobić?Modlił się, żeby polowanie na człowieka się zakończyło. Możelepiej,Długopalcy, żebyś nie poznał nas, przedstawicieli gatunku Homosapiens, odrazu z najgorszej strony wymruczał w ciemności. Może lepiej, byśpozbywał się złudzeń stopniowo, jeśli w ogóle je masz.199 Pokrywa liści znów się odsunęła i coś z góry spadło.Zmięte,spłukanedeszczem spodnie.Chłopiec odnalazł je.Trudno było stwierdzić, czy wiedział, co totakiego, jednak przyniósł je swemu gościowi, gdy ten nie był już takchoryi bezsilny.Ken wstał nieco chwiejnie.Odczuwał lekkość z pewnościąstracił nawadze.Wsadził jedną, potem drugą nogę w nogawki spodni.Odzyskałtypowe dla współczesnego człowieka poczucie, że w ubraniu jestsilniejszyi mniej bezbronny.Wsadził zapalniczkę do kieszeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]