X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem - Zośka popatrzyła z dziwnym uśmiechem za Anną odchodzącą z Jerzympod rękę.Zatrzymałem się jak wryty:- Wiesz, Zosiu, marzy mi się żona!Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem- Anna?- Nie.Ty!Tym razem Zośka wrosła w ziemię:- Ja?! Dla.dlaczego?- Bo.- przytuliłem zdumioną - bo mógłbym wtedy porządnie zlać ci pupę! - puściłemją z lekkim klapsem.Naburmuszyła się:- Po pierwsze: żon się nie bije.Po drugie: za co?- Po pierwsze: parę klapsów to jeszcze nie bicie.Po drugie: za Annę.Zośka skrzywiła się niechętnie:- No tak.Jak jest hrabianką, to już nie można nic o niej.Roześmiałem się:- Niech już będzie, proletariuszko: o niej i o mnie! Jasne?- Jasne! Jak bezalkoholowe piwo z tej reklamy wskazała mijany plakat, na którympienił się kufel Okocimia.Przeszliśmy kilka kroków w godnym milczeniu, gdy przez gwar z zacumowanych ipłynących wzdłuż nabrzeża jachtów doleciał nas znajomy głos: - Ahoj, przyjaciele!To wołał z pomykającej dziarsko na silniku  Victory jej kapitan.Przyjrzałem sięjachtowi, który skręcał na swe dawne miejsce przy pomoście  Krasuli i jęknąłem zewspółczuciem.Nad kabiną żółtej chluby pana Grzelaka sterczał kikut złamanego masztu!Jeszcze  Victory nie zacumowała, a już byłem przy niej:- Dopadł was biały szkwał? - aż sam zadrżałem wymawiając tę straszliwą dla żeglarzynazwę.- Gdzie to się stało?- Biały szkwał? - w głosie pana Januarego usłyszałem pewne zakłopotanie.- Owszem,zdarzało się być w takich opresjach.I wyjść z nich obronną ręką! Ale tym razem, paniePawle, byłem bez szans! Nie zawiódł żeglarz - tu uderzył wskazującym palcem w swe piersi,abym nie miał wątpliwości, o kogo chodzi.Zawiodła po raz wtóry technika!- Maszt nie wytrzymał naporu żagli przy silnym wietrze? - dołączył swe zatroskaniepan Tomasz.- Nie! - machnął ręką kapitan  Victory.- Tym razem.Ale po kolei! Postanowiłemwłaśnie pokazać pseudożeglarzom, od których roją się jeziora, prawdziwy kunszt i przepłynąćpod mostem za Jagodnem nie kładąc całkowicie masztu, a tylko odchylając lekko do tyłu.- Co tu było pokazywać? - mruknął James rozkładając się do opalania na dziobie Victory.- Przecież szliśmy na silniku!- Na czym szliśmy, na tym szliśmy! - krzyknął jego ojciec.- Rzecz w tym, że fał sięzaciął i przy pełnej prędkości uderzyliśmy masztem w przęsło! Co za cios!- Dla taty kieszeni! - doleciało nas od dziobu okaleczonego jachtu.- A ty się nie wtrącaj, profanie! - zawołał nieszczęsny kapitan.- Tak, panowie -zwrócił się do nas - wy, żeglarze, zrozumiecie, jak to boli, gdy umiejętność musi ustąpićprzed złośliwością rzeczy martwych!Skinęliśmy głowami z należyta powagą.- A teraz pędzę! Na pewno gdzieś w Mikołajkach dostanę nowy maszt! - i pan Januaryruszył nabrzeżem nad podziw dziarsko.Gdy patrzyliśmy za nim ze współczuciem, James zeskoczył ze swego legowiska istanął przy nas.- Bez zbytniego żalu, proszę panów! Tato jest w gruncie rzeczy zadowolony.Ma,czego chciał.Bardziej bał się wysokości fal na Mamrach niż wysokości cen w żeglarskichsklepach.- Młody człowieku uniósł palec znaczącym gestem pan Tomasz - pański ojciec!. James uśmiechnął się.Ale tak jakoś ciepło:- Panowie, przepraszam, to macie albo wielkiego fioła.%7łachnąłem się.-.albo jeszcze większe serca - odchrząknął z zażenowaniem chłopak.- Te wanty,które poszły nam podczas regat? Czy jestem ślepy, żeby nie dostrzec, że podpiłowano je dopołowy? Nie wiem, kiedy i jak to zrobiliście, ale tego, że to wasza robota, jestem pewien! Takjak i tego, że załatwiliście nas nie po to, by ubył jeden konkurent.Ojciec nie był w stanie wamzagrozić! Nie daliście mu wypłynąć na Zniardwy, bo baliście się o nas.Dziękuję.Spuściliśmy głowy.- Chłopcze.- odezwał się dopiero po jakimś czasie szef - gdybyś kiedykolwiekzechciał, to  Krasula.James uśmiechnął się jeszcze serdeczniej:- I za to dzięki.Ale będę pływał z tatą.Przecież ktoś musi zrobić z niego żeglarza! -co powiedziawszy skłonił się lekko i powrócił do zajmującej czynności opalania.- Niezły chłopak - szepnął pan Tomasz, i zakrzyknął gromko: - Zośka, jeśli w tejchwili nie odgrzejesz grochówki, to szukaj sobie innego jachtu i innego wujka!Cóż, różne są sposoby ukrycia wzruszenia! ROZDZIAA DWUNASTYCO AZBIJEWICZ ZROBI ZE SKARBEM " MARZENIA ZOZKI "ZASADZKA W CIENIU KLON�W " POZCIG JAK PRZEZ SEN "BATURA POZBYWA SI WSP�LNICZKI " ACH, BEZWSTYDNICY "CZY SIER%7łANT ZBIK POMO%7łE " NIK MA SPOSOBU NA BATUR "UAASKAWIENIE MAGDY " JESZCZE POWALCZYMYZjedliśmy wreszcie dwa razy odgrzewaną przez Zośkę grochówkę.Pan Tomaszwłożył do swego aparatu wysokoczuły film - z myślą oczywiście o spotkaniu z mazurskąNessie.Na to Jacek zaczął ostrzyć widelec, twierdząc, że o ile wujek ma zamiar uwiecznićpotwora, to on go upoluje, każe wypchać i ofiaruje wybranemu przez wuja muzeum.- Potwory chyba są pod ochroną - zaśmiałem się.- Ee! - Jacek dowiązywał do widelco-harpuna sznurek.- Są! - wsparła mnie Zośka.- Wujek nie pozwolił mi wczoraj podrzucić pinezek dotwojej koi!Ogólna wesołość zapanowała na  Krasuli.- No, załoga! - zawołał roześmiany pan Tomasz.- Za szkatułę i do Rosynanta! Czasnajwyższy, by ostatni z Azbijewiczów zobaczył skarb Hasan-beja!Powierzyliśmy jacht czujnej opiece  Victory i wyruszyliśmy w niedaleką drogę doLisuń, rozważając, jak się zachowa potomek Hasan-beja na widok swych naglezmaterializowanych marzeń.Pan Tomasz sądził, że bardzo go ucieszy świadomość, iż tysiące ludzi będą terazpodziwiać w muzeum ukryte przez wieki klejnoty.Wyraził też nieśmiałą nadzieję, żeAzbijewicz zechce dołączyć do skarbu przodka także kindżał:- Wyobrażacie sobie, ilu turystów ściągnie umiejętnie zredagowana w przewodnikunotka o tej pełnej tajemnic romantycznej historii?Jacek zasugerował, że Tatar każe nas zagryzć swemu straszliwemu psu albo wynajmiedo tego potwora z Lisuń, z którym wydaje się być w dobrej komitywie.Po czym już wspokoju będzie spieniężał spadek po prapradziadzie. Zosia oświadczyła nieco drżącym ze wzruszenia głosem, że wzbogacony nawet tylkoo prawnie przysługującą mu nagrodę samotny pan Azbijewicz ożeni się z jakąś porządna,choć ubogą dziewczyną.- Egoistka! - Jacek szturchnął siostrę tulącą na kolanach szkatułę.- Egoistka? Nie rozumiem!- Egoistka, bo myślisz oczywiście o sobie: porządna, choć uboga.Aaj! - krzyknąłszarpnięty za włosy.- A gadałaś, że potwory są pod ochroną!Ze śmiechu o mało nie wpakowałem Rosynanta na latarnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •  

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.