[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, nie możemy udowodnić, że nasz Człowiek Lodu zmarł zaraz poostatnim wpisie.Szesnaście lat po śmierci nikt nie jest w stanie tak precyzyjnieokreślić, kiedy ona nastąpiła.Mógł zginąć wtedy albo miesiąc pózniej.Nawetpół roku pózniej. Wie pan, jak wygląda prawda. Co ja wiem?  Coben uniósł jedną rękę. Czego mogę dowieść?  Potem drugą. Ekspert medycyny sądowej orzekł, że było to samobójstwo, i moimzwierzchnikom ta wersja bardzo się podoba.Cholerna szkoda, że Hawbakerw swoim liście nie podał nazwisk. Niech mi pan da tę kartotekę, a ja odnajdę panu nazwiska.Czuje pandokładnie to samo, co ja, panie Coben.Jeśli chce pan zamknąć tę sprawę, żebynie było smrodu, może pan to spokojnie zrobić.Tymczasem ja muszę wybraćsię na pogrzeb i spojrzeć w oczy kobiecie, która powinna poznać prawdę, gdyżtylko wtedy będzie mogła z nią żyć.Mogę wziąć kilkudniowy urlop i poszukaćinformacji tu, w Anchorage, albo może mi pan dać te materiały i pozwolić,żebym wrócił z nimi do Lunacy. Gdybym chciał zamknąć sprawę, nie dawałbym panu zapisków Gallowaya. Niemal wyraznie było widać frustrację Cobena. Moi zwierzchnicyniecierpliwie czekają na odpowiedz i chcą jak najszybciej ukręcić sprawie łeb.Przeważa opinia, że Hawbaker zabił Gallowaya i trzeciego człowieka, którywedług zapisków był ranny.Jeśli tak się na to spojrzy, wtedy wszystko gra.Dlaczego zabójca Gallowaya miałby oszczędzać rannego człowieka,potencjalnego świadka? Hawbaker załatwił ich obu.Potem zaczął go dręczyćstrach, że prawda wyjdzie na jaw, dołączyły się wyrzuty sumienia, więcskończył sam ze sobą. Jakie to ładne. i Coben zacisnął wargi. Niektórzy lubią ładne opowiastki.Dam panu tę teczkę panie Burkę, aleproszę prowadzić swoje dochodzenie cicho.Jak najciszej.Jeśli prasa, mójzwierzchnik albo ktokolwiek inny zwietrzy pismo nosem, zorientuje się, że panwęszy tu i ówdzie, a ja panu pomagam, niezle oberwę po uszach. Ma pan na to moje słowo.Meg była tak przytłoczona smutkiem Carrie, że bez szemrania przez następnywieczór obsługiwała klientów w Lodge.Gdyby jednak mogła wybierać,wolałaby zapakować psy do samolotu i polecieć w teren.Gdziekolwiek.Gdzieś,gdzie mogłaby spędzić kilka dni w całkowitym spokoju, z dala od wszelkichnacisków.Wchodząc do przegrzanej kuchni w Lodge, uznała, że w ten sposób odzywająsię w niej geny Gallowaya.Zwiewaj stąd, zostaw wszystko, nie przejmuj sięnikim ani niczym.%7łycie jest zbyt krótkie, żeby zawracać sobie głowę takimibzdurami.Jak się okazało, było w niej też coś innego  Chryste, Meg miała nadzieję, że to nie po Charlene.To coś kazało jej zostać i wszystko dokładnie sprawdzić.Przekazała zamówienie Wielkiemu Mikę owi.Dwa zrazy, wegetariańskiedanie specjalne i łosoś-niespodzianka.Zabrała gotowe dania, które poprzednio zamówiła, i z taką łatwością złapałarównowagę, że aż się skrzywiła.Nie miała nic przeciwko kelnerkom, Bożebroń, ale wolałaby nie być w tym taka dobra.To zajęcie nigdy jej nie pociągałoi nie robiłaby tego, nawet gdyby nie udało jej się zostać pilotem.Boże, potrzebowała powietrza, odrobiny ciszy.Swoich psów.Muzyki.Seksu.Jeśli nie, lada chwila wybuchnie.Pracowała jeszcze przez dwie godziny, wśród brzęku naczyń, skarg, plotek,głupich kawałów.Czuła, jak napięcie w jej wnętrzu wzrasta, jak corazrozpaczliwiej szuka ujścia.Kiedy tłum klientów nieco zmalał, złapała Charlenew drzwiach kuchennych. Mam dosyć na dzisiejszy wieczór.Robię sobie wolne. Musisz. Spróbuj zatrudnić kogoś innego.Myślę, że nie będziesz miała z tymproblemów.Ruszyła w stronę schodów.Chciała wziąć prysznic, spakować się i, na Boga,wrócić do domu.Tym razem to Charlene ją złapała. Za godzinę znów będzie tu tłum.Ludzie przyjdą na drinka i. Guzik mnie to obchodzi.Najchętniej zamknęłaby matce drzwi przed nosem, ale Charlene zdążyła jużwejść do środka i osobiście głośno je zatrzasnąć. Zawsze guzik cię obchodziło.Guzik mnie obchodzi, że ciebie guzik toobchodzi, ale masz wobec mnie dług wdzięczności.Zapomnij o prysznicu, po prostu spakuj się  pomyślała Meg. Wystaw mi rachunek. Potrzebuję pomocy, Megan.Dlaczego nigdy nie możesz po prostu mi pomóci nie wkurzać się jak suka. Odziedziczyłam to po tobie.Nie moja wina.Jednym szarpnięciem otworzyła szafę, wyciągnęła to, co do niej należało,i rzuciła wszystko na łóżko. Rozkręciłam tu niezły interes.Skorzystałaś na nim. Gówno mnie obchodzą twoje pieniądze. Nie mówię o pieniądzach.Charlene chwyciła z łóżka ubrania Meg i wyrzuciła je w powietrze. Mówię o tym miejscu, o tym hotelu.To coś, co się liczy.Nigdy cię to nieobchodziło.Nie mogłaś się doczekać, kiedy będziesz mogła stąd uciec, wyrwaćsię spod moich skrzydeł, ale hotel naprawdę się liczy.Pisano o nim w gazetach,w magazynach, w przewodnikach turystycznych.Pracują u mnie ludzie, którzydzięki wynagrodzeniu mają co włożyć do garnka i na grzbiet swoich dzieci.Mam klientów, którzy, do jasnej cholery, przychodzą co wieczór, ponieważ tenlokal coś dla nich znaczy! To twój hotel  przyznała Meg. Nie mój. On też podobnie mówił. Wściekła kopnęła parę dżinsów na podłodze.Przypominasz go, mówisz jak on. To też nie moja wina. Nic nigdy nie było jego winą. Podczas gry w pokera tym razem po prostuprześladował mnie pech.Jakieś tysiąc dolarów.Przypuszczam, że w tymtygodniu nie będzie pieniędzy.Potrzebuję trochę przestrzeni, Charley.Wiesz,jak to jest.Wrócę za dwa dni.Coś się znajdzie.Przestań mnie dręczyć.Tymczasem ktoś musiał zapłacić rachunki, prawda?  spytała Charlene. Ktośmusiał kupić lekarstwa, gdy byłaś chora, albo wyłożyć gotówkę na twoje buty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •