[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zabrać Sugar do domu powiedział Hardy dobitnie.W jego głosie wyczuł Clay determinację.Hardy był Mulatem i Clay wiedział, że nie dojdzie z nim tak łatwo do ładu jak ze zwykłymczarnuchem. Oj, proszę pana powiedział Hardy niech pan mnie już nie próbuje zwodzić.Szkodafatygi.Ja do pana wcale nie mam żalu, bodajbym nigdy nie miał.Chcę tylko zabrać Sugar dodomu.Po to tutaj przyszedłem, nie po co innego.Clay czuł, jak niespokojnie Dene kręci się na brzeżku krzesła.Nie patrząc na nią, wiedział,że nie spuszcza oka z Hardy ego. Sam nie wiem, co ci powiedzieć, Hardy zaczął niepewnie. Prawda, przyjechał tutajdzisiaj Semon Dye, ten wędrowny kaznodzieja.Nocuje u mnie.I tak pewnie wiedziałeś odpoczątku, Tak, proszę pana, wiedziałem rzekł Hardy wchodząc po schodkach. Ale ja tam niejestem taki, żebym miał zaraz robić awantury, pan mnie zna.Wszedłszy na werandę zatrzymał się. To wszystko wina tego białego pana. powiedział. Ja do Sugar wcale nie mam żalu.Toten biały pan jej kazał tutaj przyjść.Jakby jej nie kazał, to Sugar by sama nie przyszła.To bialipanowie zawsze wpędzają biednych Murzynów w tarapaty. Co ty właściwie chcesz zrobić, Hardy? spytał Clay niepewnie. Zabrać Sugar do domu.Po to, proszę pana, przyszedłem.Hardy ruszył do drzwi, ale Clay się poderwał i stanął w progu. Niech pan się nie obawia powiedział Hardy. Nie zrobię w pańskim domu żadnej draki. Pójdę sam, powiem Sugar, że po nią przyszedłeś rzekł Clay.Puścił drzwi i zniknął w ciemnej sieni, nie czekając na odpowiedz Hardy ego.Odnalazłdrzwi Semona, bez trudu przekręcił klamkę i wszedł do środka.Dopiero w pokoju zdał sobiesprawę, że Hardy szedł za nim przez cały czas i teraz stoi w progu.Przemierzył pokój i rozjaśnił lampę.Semon widział tylko Hardy ego.Złapał rewolwer ze stolika przy łóżku i jednym skokiemporwał się na nogi.Stojąc przed nim, odwiódł swoim sztywnym paluchem kurek. Niech pan ode mnie odwróci tę pukawkę powiedział Hardy ze złością. Nie lubię, jakkto we mnie celuje. Zamknij mordę i wynoś się stąd! wrzasnął Semon. Ja się nie cackam z takimi czarnymibydlakami jak ty.Już, wynoś się, skurwysynu!Semon był teraz zupełnie innym człowiekiem.Kiedy przyjechał po południu, w swoimzakurzonym czarnym garniturze, czarnym kapeluszu i wąziutkiej czarnej muszce, wyglądał natypowego wędrownego kaznodzieję, który wysiada z auta zadowolony, że odpocznie po długiejmęczącej podróży.Teraz, w świetle lampy naftowej, na tle żółtych sosnowych ścian, tu i ówdziepoplamionych smołą, sprawiał wrażenie dzikiego mieszkańca lasów, tropiącego zwierzynę. Nie lepiej by to było załatwić sprawę po dobrej woli? powiedział Clay miękko, niespuszczając oka z rewolweru w ręce Semona.Nikt nie zareagował na jego słowa.Hardy ani myślał się wycofywać.Zbliżył się o kilkakroków.Wzrok miał utkwiony w lampie na stoliku. I gdzie się pchasz? Ze mną nie ma żartów, zastrzelę cię i tyle zagroził Semon.Ma takibydlak trochę jaśniejszą skórę, to już myśli, że sobie z nim nie dam rady.Clay pojął, co teraz nastąpi.Odskoczył w bok pod ścianę.Hardy dał nura przed siebie.Chciał dosięgnąć albo lampy na stole, albo rewolweru w ręceSemona.Ale nie dosięgnął ani jednego, ani drugiego.Kiedy był na odległość ramienia, Semonwypalił w jego stronę.Od huku krótkiego, wielkokalibrowego rewolweru wątły domek zatrząsłsię w posadach.Ze szpar w suficie posypały się grudki pyłu, ze szczelin w ścianach poleciałysosnowe drzazgi.Clay nie wiedział, co robić odbierać Semonowi rewolwer czy pozostać tam, gdzie stoi.Nie ruszył się z miejsca.Hardy osunął się na czworaki.Trwał tak u stóp Semona, tylko głowa opadała mu coraz niżej.W końcu dotknęła niemal podłogi.Semon swoim sztywnym paluchem odwodził z powrotem kurek.Kiedy go odciągnął,szczęknął spust i Semon po raz drugi wymierzył w Hardy ego, ale nim zdążył strzelić, Sugarrzuciła się między nich, zasłaniając Hardy ego swoim ciałem.Semon wahał się przez chwilę. Zbierajcie się i wynocha stąd, jedno z drugim! powiedział w końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Zabrać Sugar do domu powiedział Hardy dobitnie.W jego głosie wyczuł Clay determinację.Hardy był Mulatem i Clay wiedział, że nie dojdzie z nim tak łatwo do ładu jak ze zwykłymczarnuchem. Oj, proszę pana powiedział Hardy niech pan mnie już nie próbuje zwodzić.Szkodafatygi.Ja do pana wcale nie mam żalu, bodajbym nigdy nie miał.Chcę tylko zabrać Sugar dodomu.Po to tutaj przyszedłem, nie po co innego.Clay czuł, jak niespokojnie Dene kręci się na brzeżku krzesła.Nie patrząc na nią, wiedział,że nie spuszcza oka z Hardy ego. Sam nie wiem, co ci powiedzieć, Hardy zaczął niepewnie. Prawda, przyjechał tutajdzisiaj Semon Dye, ten wędrowny kaznodzieja.Nocuje u mnie.I tak pewnie wiedziałeś odpoczątku, Tak, proszę pana, wiedziałem rzekł Hardy wchodząc po schodkach. Ale ja tam niejestem taki, żebym miał zaraz robić awantury, pan mnie zna.Wszedłszy na werandę zatrzymał się. To wszystko wina tego białego pana. powiedział. Ja do Sugar wcale nie mam żalu.Toten biały pan jej kazał tutaj przyjść.Jakby jej nie kazał, to Sugar by sama nie przyszła.To bialipanowie zawsze wpędzają biednych Murzynów w tarapaty. Co ty właściwie chcesz zrobić, Hardy? spytał Clay niepewnie. Zabrać Sugar do domu.Po to, proszę pana, przyszedłem.Hardy ruszył do drzwi, ale Clay się poderwał i stanął w progu. Niech pan się nie obawia powiedział Hardy. Nie zrobię w pańskim domu żadnej draki. Pójdę sam, powiem Sugar, że po nią przyszedłeś rzekł Clay.Puścił drzwi i zniknął w ciemnej sieni, nie czekając na odpowiedz Hardy ego.Odnalazłdrzwi Semona, bez trudu przekręcił klamkę i wszedł do środka.Dopiero w pokoju zdał sobiesprawę, że Hardy szedł za nim przez cały czas i teraz stoi w progu.Przemierzył pokój i rozjaśnił lampę.Semon widział tylko Hardy ego.Złapał rewolwer ze stolika przy łóżku i jednym skokiemporwał się na nogi.Stojąc przed nim, odwiódł swoim sztywnym paluchem kurek. Niech pan ode mnie odwróci tę pukawkę powiedział Hardy ze złością. Nie lubię, jakkto we mnie celuje. Zamknij mordę i wynoś się stąd! wrzasnął Semon. Ja się nie cackam z takimi czarnymibydlakami jak ty.Już, wynoś się, skurwysynu!Semon był teraz zupełnie innym człowiekiem.Kiedy przyjechał po południu, w swoimzakurzonym czarnym garniturze, czarnym kapeluszu i wąziutkiej czarnej muszce, wyglądał natypowego wędrownego kaznodzieję, który wysiada z auta zadowolony, że odpocznie po długiejmęczącej podróży.Teraz, w świetle lampy naftowej, na tle żółtych sosnowych ścian, tu i ówdziepoplamionych smołą, sprawiał wrażenie dzikiego mieszkańca lasów, tropiącego zwierzynę. Nie lepiej by to było załatwić sprawę po dobrej woli? powiedział Clay miękko, niespuszczając oka z rewolweru w ręce Semona.Nikt nie zareagował na jego słowa.Hardy ani myślał się wycofywać.Zbliżył się o kilkakroków.Wzrok miał utkwiony w lampie na stoliku. I gdzie się pchasz? Ze mną nie ma żartów, zastrzelę cię i tyle zagroził Semon.Ma takibydlak trochę jaśniejszą skórę, to już myśli, że sobie z nim nie dam rady.Clay pojął, co teraz nastąpi.Odskoczył w bok pod ścianę.Hardy dał nura przed siebie.Chciał dosięgnąć albo lampy na stole, albo rewolweru w ręceSemona.Ale nie dosięgnął ani jednego, ani drugiego.Kiedy był na odległość ramienia, Semonwypalił w jego stronę.Od huku krótkiego, wielkokalibrowego rewolweru wątły domek zatrząsłsię w posadach.Ze szpar w suficie posypały się grudki pyłu, ze szczelin w ścianach poleciałysosnowe drzazgi.Clay nie wiedział, co robić odbierać Semonowi rewolwer czy pozostać tam, gdzie stoi.Nie ruszył się z miejsca.Hardy osunął się na czworaki.Trwał tak u stóp Semona, tylko głowa opadała mu coraz niżej.W końcu dotknęła niemal podłogi.Semon swoim sztywnym paluchem odwodził z powrotem kurek.Kiedy go odciągnął,szczęknął spust i Semon po raz drugi wymierzył w Hardy ego, ale nim zdążył strzelić, Sugarrzuciła się między nich, zasłaniając Hardy ego swoim ciałem.Semon wahał się przez chwilę. Zbierajcie się i wynocha stąd, jedno z drugim! powiedział w końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]