[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wewnątrz znajdowała się ohydna pamiątka z jakiejś egzekucji wy-suszona głowa pokryta łuszczącą się skórą, spod której tu i ówdzieprześwitywała biała kość.Zza gnijących warg wyłaniały się zbrązowiałezęby, a oczy były zamknięte.Dziwne: chrapanie zdawało się dobiegać298właśnie z tego kuferka.Niemożliwe, pomyślała Lauretta, odcięta głowanie może chrapać, pozbawiona piersi, którą by oddychała.To pewniewiatr.Głowa jak głowa.Widywała już ludzkie szczątki w gorszym sta-nie, poćwiartowane i zatknięte dla postrachu na rozstajach dróg.Trupto trup, a pierścień z brylantem to pierścień z brylantem.Nie zasta-nowiła się nawet, czyja głowa mieści się w posrebrzanym kuferku,ponieważ z natury rzadko się nad czymkolwiek głębiej zastanawiała.Owinęła kuferek powłoczką i jeszcze raz obejrzała się w lusterku.Niezaszkodzi, jeśli pożyczy sobie te cacka na jakiś czas, żeby wywrzeć wrażeniena Teobaldzie i uświadomić mu, że w otoczeniu klejnotów jej uroda na-biera jeszcze większego blasku.Na palcach wykradła się z domu ipobiegła przez sad do walącego się starego muru nad potokiem.KońVillasse'a stał przywiązany do drzewa, on sam zaś, odziany jak zwykle wstary łowiecki kaftan i wysokie buty, czyścił paznokcie wielkim myśliw-skim nożem.Kiedy posłyszał szelest jej kroków w suchej trawie, gorącz-kowo poderwał głowę. Masz kuferek? spytał, nie zadając sobie nawet trudu, by jąpowitać. Owszem, a gdzie mój pierścień? Najpierw skrzynka.Muszę zobaczyć, co w niej jest.Pospiesznie rozerwał poszewkę i trzęsącymi się rękami otworzyłwieko, nie marnując czasu na oglądanie dziwacznych rzezb.Ujrzawszyzawartość kuferka zamarł i ze świstem wciągnął powietrze.Martwazmumifikowana głowa poruszyła się i. o zgrozo! pomarszczonepowieki uniosły się ukazując dwoje skrzących złośliwością oczu. Co za cholera znów mnie ukradła? sarknął Menander.Praca, praca, ciągle tylko praca! Ledwie się człowiek zdrzemnie.Fiu, fiu, jaka cudowna łajdacka twarz! Wyczuwam w tobie bratnią du-szę, człowiecze.I jeszcze jedna! Ależ wredne oczka masz w tej ładnejbuzi, moja mała.Dobra, mów, czego sobie życzysz, tylko szybko.Niestety, nie mogę tu dłużej zabawić, nawet po to, by zdobyć jeszczejedną duszę.Muszę wracać tam, skąd przybyłem. Po pierwsze życzę sobie duży pierścień z brylantem dla tej otopanny. Nie, nie! Co z ciebie za czarownik! Najpierw musisz wypowie-dzieć słowa wypisane nad zamkiem! zirytował się Menander. Teobaldzie, co to? Czary? To starożytna tajemnica znana jako Pan Wszelkich %7łyczeń.299 Wspaniałe! Kiedy skończysz z pierścieniem, zażądaj dla mniejedwabnej sukni i białej klaczy ze srebrną uprzężą.Potem, kiedy siępobierzemy, sprawisz mi zamek. Pobierzemy? Myślisz, że się z tobą ożenię, kiedy mogę miećnajpiękniejsze, najbogatsze i najlepiej urodzone kobiety w tym króle-stwie? Po co mi taka wiejska gęś?Lauretta krzyknęła boleśnie i rzuciła się na niego z pięściami, wy-trącając mu z rąk kuferek.Głowa Menandra potoczyła się w trawę. Co robisz, idiotko! Przez ciebie go upuściłem! Przestań! Villasse z rozmachem uderzył dziewczynę w twarz, powalając ją naziemię. I na dodatek skaleczyłaś mnie! Podniósł dłoń do ust idopiero teraz zauważył klejnot przypięty do sukni Lauretty.Przera-żony, cofnął się o krok. Skąd to wzięłaś? To broszka twojej siostry! Wyobraz sobie, wstrętny staruchu, że włożyłam ją dla ciebie!%7łeby ci się spodobać! Zmiechu warte! Sam jesteś brzydki jak gnom,jednooki odmieńcze! Powinieneś się ożenić z żabą! Lauretta otarłacieknącą z nosa krew wierzchem dłoni. Gdybyś nie była głupsza od żaby i taka chciwa, nie ruszałabyścudzych rzeczy! To ja wysłałem Sybilli tę broszę! Jest zatruta! Zatruta?! Bardzo powolną, ale śmiertelną trucizną.Jadem ropuchy, oile sobie przypominam.Ale j a przeżyję.Pan Wszelkich %7łyczeń wró-ci mi zdrowie, żebym mógł płakać na twoim pogrzebie.Myśl o mnieodchodząc z tego świata.I wiedz, że oddajesz mi tym przysługę.Villasse prędko schylił się, podniósł głowę Menandra, wrzucił ją dokuferka i wskoczył na siodło.Lauretta z krzykiem rzuciła się za nim, lecz wpadający do stru-mienia koń ochlapał jej paradną suknię i zniknął na gościńcu.Roz-szlochana, mokra i umazana krwią dziewczyna powlokła się z po-wrotem do domu, gdzie natknęła się na ojca, który właśnie wycho-dził ze stajni. Vi.Villasse. udało jej się wyjąkać. Zabrał ci cnotę? spytał Herkules de La Roque, purpurowie-jąc z wściekłości. Nie, zabrał mi czarodziejską głowę, która spełnia życzenia.Pan de La Roque spojrzał na swoją ładną, trzezwo myślącą i po-zbawioną skrupułów córkę.Była taka jak on i za to ją kochał.Krew ciekłajej z nosa, pod okiem już zaczynał ciemnieć siniec, a suknię miała z góryna dół ochlapaną błotem.300 Skąd wzięłaś tę broszę? Wyczarowałaś? spytał, taksującwzrokiem królewską ozdobę z wielką perłą w środku. N.nie, znalazłam ją w rzeczach Sybilli.On mówi.Villassemówi, że jest zatruta.Muszę odzyskać tę głowę, ojcze, żeby poprosićo życie, zanim trucizna zacznie działać.Jego też zadrapałam, ale zabrałgłowę i powiedział, że sam się ocali, ale o mnie nie dba, bo jak umrę, niebędzie musiał się ze mną żenić.Powiedział, że przyjdzie na mójpogrzeb! Nie zostanie zaproszony rzekł z roztargnieniem La Roque. Głowa, która spełnia życzenia? Ależ Villasse dawno już odjechał!Jak, u licha, mam go teraz dogonić? Nie martw się, Lauretto.Zarazkażę siodłać konia i przywiozę tę głowę.Tylko co będzie, jeśli Villassezażyczy sobie mojej śmierci? Wiedziałam, że mnie uratujesz chlipnęła Lauretta. Oczywiście, oczywiście.Głowa spełniająca życzenia. LaRoque zawrócił w stronę dworu. Co za skarb!Chwilę pózniej z domu dobiegł potworny wrzask.Znalazłszy się poza granicami La Roque-aux-Bois, Villasse za-trzymał konia w cieniu wielkiego drzewa i otworzył kuferek.Działo sięz nim coś dziwnego, jakby mienił się w popołudniowym świetle, itrudno było odczytać słowa wypisane nad zamkiem.Villasse ledwierozpoczął recytowanie formuły, kiedy głos, suchy i szeleszczący jakzwiędłe liście, rzekł: Za pózno. Co to znaczy: za pózno? Już wracam.Moją właścicielką jest Sybilla Artaud de la Roquei jestem z nią związany. Czekaj! Nie waż się znikać! Chcę, żebyś usunął truciznę z mojejkrwi! %7łałuję, ale się spózniłeś.%7łegnam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wewnątrz znajdowała się ohydna pamiątka z jakiejś egzekucji wy-suszona głowa pokryta łuszczącą się skórą, spod której tu i ówdzieprześwitywała biała kość.Zza gnijących warg wyłaniały się zbrązowiałezęby, a oczy były zamknięte.Dziwne: chrapanie zdawało się dobiegać298właśnie z tego kuferka.Niemożliwe, pomyślała Lauretta, odcięta głowanie może chrapać, pozbawiona piersi, którą by oddychała.To pewniewiatr.Głowa jak głowa.Widywała już ludzkie szczątki w gorszym sta-nie, poćwiartowane i zatknięte dla postrachu na rozstajach dróg.Trupto trup, a pierścień z brylantem to pierścień z brylantem.Nie zasta-nowiła się nawet, czyja głowa mieści się w posrebrzanym kuferku,ponieważ z natury rzadko się nad czymkolwiek głębiej zastanawiała.Owinęła kuferek powłoczką i jeszcze raz obejrzała się w lusterku.Niezaszkodzi, jeśli pożyczy sobie te cacka na jakiś czas, żeby wywrzeć wrażeniena Teobaldzie i uświadomić mu, że w otoczeniu klejnotów jej uroda na-biera jeszcze większego blasku.Na palcach wykradła się z domu ipobiegła przez sad do walącego się starego muru nad potokiem.KońVillasse'a stał przywiązany do drzewa, on sam zaś, odziany jak zwykle wstary łowiecki kaftan i wysokie buty, czyścił paznokcie wielkim myśliw-skim nożem.Kiedy posłyszał szelest jej kroków w suchej trawie, gorącz-kowo poderwał głowę. Masz kuferek? spytał, nie zadając sobie nawet trudu, by jąpowitać. Owszem, a gdzie mój pierścień? Najpierw skrzynka.Muszę zobaczyć, co w niej jest.Pospiesznie rozerwał poszewkę i trzęsącymi się rękami otworzyłwieko, nie marnując czasu na oglądanie dziwacznych rzezb.Ujrzawszyzawartość kuferka zamarł i ze świstem wciągnął powietrze.Martwazmumifikowana głowa poruszyła się i. o zgrozo! pomarszczonepowieki uniosły się ukazując dwoje skrzących złośliwością oczu. Co za cholera znów mnie ukradła? sarknął Menander.Praca, praca, ciągle tylko praca! Ledwie się człowiek zdrzemnie.Fiu, fiu, jaka cudowna łajdacka twarz! Wyczuwam w tobie bratnią du-szę, człowiecze.I jeszcze jedna! Ależ wredne oczka masz w tej ładnejbuzi, moja mała.Dobra, mów, czego sobie życzysz, tylko szybko.Niestety, nie mogę tu dłużej zabawić, nawet po to, by zdobyć jeszczejedną duszę.Muszę wracać tam, skąd przybyłem. Po pierwsze życzę sobie duży pierścień z brylantem dla tej otopanny. Nie, nie! Co z ciebie za czarownik! Najpierw musisz wypowie-dzieć słowa wypisane nad zamkiem! zirytował się Menander. Teobaldzie, co to? Czary? To starożytna tajemnica znana jako Pan Wszelkich %7łyczeń.299 Wspaniałe! Kiedy skończysz z pierścieniem, zażądaj dla mniejedwabnej sukni i białej klaczy ze srebrną uprzężą.Potem, kiedy siępobierzemy, sprawisz mi zamek. Pobierzemy? Myślisz, że się z tobą ożenię, kiedy mogę miećnajpiękniejsze, najbogatsze i najlepiej urodzone kobiety w tym króle-stwie? Po co mi taka wiejska gęś?Lauretta krzyknęła boleśnie i rzuciła się na niego z pięściami, wy-trącając mu z rąk kuferek.Głowa Menandra potoczyła się w trawę. Co robisz, idiotko! Przez ciebie go upuściłem! Przestań! Villasse z rozmachem uderzył dziewczynę w twarz, powalając ją naziemię. I na dodatek skaleczyłaś mnie! Podniósł dłoń do ust idopiero teraz zauważył klejnot przypięty do sukni Lauretty.Przera-żony, cofnął się o krok. Skąd to wzięłaś? To broszka twojej siostry! Wyobraz sobie, wstrętny staruchu, że włożyłam ją dla ciebie!%7łeby ci się spodobać! Zmiechu warte! Sam jesteś brzydki jak gnom,jednooki odmieńcze! Powinieneś się ożenić z żabą! Lauretta otarłacieknącą z nosa krew wierzchem dłoni. Gdybyś nie była głupsza od żaby i taka chciwa, nie ruszałabyścudzych rzeczy! To ja wysłałem Sybilli tę broszę! Jest zatruta! Zatruta?! Bardzo powolną, ale śmiertelną trucizną.Jadem ropuchy, oile sobie przypominam.Ale j a przeżyję.Pan Wszelkich %7łyczeń wró-ci mi zdrowie, żebym mógł płakać na twoim pogrzebie.Myśl o mnieodchodząc z tego świata.I wiedz, że oddajesz mi tym przysługę.Villasse prędko schylił się, podniósł głowę Menandra, wrzucił ją dokuferka i wskoczył na siodło.Lauretta z krzykiem rzuciła się za nim, lecz wpadający do stru-mienia koń ochlapał jej paradną suknię i zniknął na gościńcu.Roz-szlochana, mokra i umazana krwią dziewczyna powlokła się z po-wrotem do domu, gdzie natknęła się na ojca, który właśnie wycho-dził ze stajni. Vi.Villasse. udało jej się wyjąkać. Zabrał ci cnotę? spytał Herkules de La Roque, purpurowie-jąc z wściekłości. Nie, zabrał mi czarodziejską głowę, która spełnia życzenia.Pan de La Roque spojrzał na swoją ładną, trzezwo myślącą i po-zbawioną skrupułów córkę.Była taka jak on i za to ją kochał.Krew ciekłajej z nosa, pod okiem już zaczynał ciemnieć siniec, a suknię miała z góryna dół ochlapaną błotem.300 Skąd wzięłaś tę broszę? Wyczarowałaś? spytał, taksującwzrokiem królewską ozdobę z wielką perłą w środku. N.nie, znalazłam ją w rzeczach Sybilli.On mówi.Villassemówi, że jest zatruta.Muszę odzyskać tę głowę, ojcze, żeby poprosićo życie, zanim trucizna zacznie działać.Jego też zadrapałam, ale zabrałgłowę i powiedział, że sam się ocali, ale o mnie nie dba, bo jak umrę, niebędzie musiał się ze mną żenić.Powiedział, że przyjdzie na mójpogrzeb! Nie zostanie zaproszony rzekł z roztargnieniem La Roque. Głowa, która spełnia życzenia? Ależ Villasse dawno już odjechał!Jak, u licha, mam go teraz dogonić? Nie martw się, Lauretto.Zarazkażę siodłać konia i przywiozę tę głowę.Tylko co będzie, jeśli Villassezażyczy sobie mojej śmierci? Wiedziałam, że mnie uratujesz chlipnęła Lauretta. Oczywiście, oczywiście.Głowa spełniająca życzenia. LaRoque zawrócił w stronę dworu. Co za skarb!Chwilę pózniej z domu dobiegł potworny wrzask.Znalazłszy się poza granicami La Roque-aux-Bois, Villasse za-trzymał konia w cieniu wielkiego drzewa i otworzył kuferek.Działo sięz nim coś dziwnego, jakby mienił się w popołudniowym świetle, itrudno było odczytać słowa wypisane nad zamkiem.Villasse ledwierozpoczął recytowanie formuły, kiedy głos, suchy i szeleszczący jakzwiędłe liście, rzekł: Za pózno. Co to znaczy: za pózno? Już wracam.Moją właścicielką jest Sybilla Artaud de la Roquei jestem z nią związany. Czekaj! Nie waż się znikać! Chcę, żebyś usunął truciznę z mojejkrwi! %7łałuję, ale się spózniłeś.%7łegnam [ Pobierz całość w formacie PDF ]