[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pardon?Roześmiała się swobodnie.- Wczoraj inkwizytorem był komendant policji.Panasystował mu tylko.Dzisiaj, jak sądzę, pan przystąpił doprywatnego śledztwa.Obserwowałam wszystko.Najpierw byłapani Redfern.Pózniej zobaczyłam pana przez okno salonu,gdzie pani Gardener ślęczy nad tą swoją obrzydliwąłamigłówką.Teraz przyszła kolej na mnie.Herkules Poirot usiadł obok Rosamund.Znajdowali się naSłonecznej Skarpie.W dole, tuż obok skał, morze było inten-sywnie zielone, dalej od brzegu zmieniało barwę naolśniewający jasny błękit.- Pani, mademoiselle - rozpoczął Herkules Poirot - jestosobą niezwykle inteligentną.Już w dniu przyjazdu wyrobiłemsobie takie zdanie.Toteż rozmowa z panią, na temat tej historiibędzie dla mnie prawdziwa przyjemnością.- Chce pan wiedzieć, co myślę o tej historii?- Cały zamieniam się w słuch.- Myślę, że to całkiem proste.Klucza należy szukać wprzeszłości Arleny Marshall.- W przeszłości? Nie w chwili obecnej?- Nie mówię o bardzo odległej przeszłości.Proszę posłuchać,jak według mnie rzecz się przedstawia.Arlena Marshall byłapociągająca dla mężczyzn, pociągająca w sposóbniebezpieczny.Należy sądzić, że mężczyzni nudzili jej sięszybko.Może wśród jej.powiedzmy, wielbicieli.znalazł sięktoś, kogo boleśnie dotknęła odtrąceniem.Proszę mnie zle niezrozumieć.Nie myślę o mężczyznie, który na milę rzuca się woczy.Mógł to być ktoś niepozorny, próżny i wrażliwy, z tych, coto długo pamiętają.Rozumie pan? Myślę, że przywędrował tujej śladem, znalazł stosowną okazję i zabił Arlenę.- Pani zdaniem, to był ktoś z zewnątrz, kto zakradł się nawyspę z lądu stałego? - zapytał mały Belg.- Tak.Pewno ukrył się w grocie i czekał odpowiedniejsposobności.- Czyżby Arlena Stuart pośpieszyła na spotkanie z męż-czyzną odpowiadającym charakterystyce, jaką pani nakreśliła?Nie, wyśmiałaby go tylko i nie poszła - bąknął z po-wątpiewaniem Herkules Poirot.- Mogła nie wiedzieć, że z nim ma spotkanie.Mógł przecieżprzysłać list w mieniu kogoś innego.- To niewykluczone - mruknął i dodał zaraz: - O jednymzapomina pani, mademoiselle.Osobnik zdecydowany namorderstwo nie odbyłby w biały dzień drogi przez groblę, obokhotelu.Ktoś mógłby go zobaczyć.- Owszem - przyznała - ale niekoniecznie.Mógłby przejśćbez zwrócenia na siebie uwagi.To bardzo prawdopodobne.- Może i tak - zgodził się Poirot.- Sęk w tym, że ów osobniknie miałby prawa Uczyć na takie prawdopodobieństwo.- Zapomina pan też o jednym - podchwyciła Rosamund.- Opogodzie.- O pogodzie?- Właśnie! Dzień, w którym popełniono morderstwo, byłcudowny.A poprzedni? Pamięta pan? Mgła, deszcz lał jak z ce-bra.Każdy potrafiłby wtedy niepostrzeżenie dostać się na wy-spę.Musiałby tylko zejść nad Zatoczkę Chochlika i noc spędzićw grocie.Mgła, proszę pana, to bardzo istotny czynnik.Poirot patrzył na nią bez słowa przez dobrą chwilę, nim sięodezwał.- Wie pani co? Pani wypowiedz ma zapewne nie lada wagę.- Cóż, to tylko domysły.Nie wiem, ile są warte.A jakprzedstawia się pańska teoria?- Hm.- mruknął i zwrócił wzrok ku morzu.- Proszęposłuchać, mademoiselle.Ja jestem zwolennikiem prostoty.Zreguły przypuszczam, że zbrodnię popełniła osoba, którą sięnajmniej podejrzewa.No i początkowo zdawało mi się, że takąosobę wyraznie widzę.- Proszę mówić dalej - wtrąciła panna Darnley zlodo-waciałym nagle tonem.- Ale, rozumie pani, na drodze spotyka się czasem prze-szkody.Obecnie wydaje się niemożliwością, by ta osoba mogłabyć zabójcą.- I co? - spytała zdławionym głosem.Herkules Poirot słyszał jej przyśpieszony oddech.Wzruszyłramionami.- I co? - powtórzył.- Na tym właśnie polega mój problem -umilkł na chwilę.- Wolno zadać pani jedno pytanie?- Oczywiście.Zrobiła czujną minę, ale pytanie, które padło, było naj-zupełniej nieoczekiwane.- Kiedy wróciła pani do hotelu, aby przebrać się przedtenisem, czy kąpała się pani w swojej łazience?Rosamund Darnley szeroko otworzyła oczy.- Czy się kąpałam? O czym pan mówi?- Po prostu o kąpieli.Rozumie pani? Porcelanowa wanna,nad wanną krany.Odkręca się krany, napełnia wannę,wchodzi do wody, wychodzi, a pózniej woda z szumem spływarurą.- Oszalał pan, panie Poirot?- Nie.Jestem przy kompletnie zdrowych zmysłach.- W takim razie odpowiem, że się nie kąpałam.- Ha! - zawołał Poirot.- A więc nikt się nie kąpał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Pardon?Roześmiała się swobodnie.- Wczoraj inkwizytorem był komendant policji.Panasystował mu tylko.Dzisiaj, jak sądzę, pan przystąpił doprywatnego śledztwa.Obserwowałam wszystko.Najpierw byłapani Redfern.Pózniej zobaczyłam pana przez okno salonu,gdzie pani Gardener ślęczy nad tą swoją obrzydliwąłamigłówką.Teraz przyszła kolej na mnie.Herkules Poirot usiadł obok Rosamund.Znajdowali się naSłonecznej Skarpie.W dole, tuż obok skał, morze było inten-sywnie zielone, dalej od brzegu zmieniało barwę naolśniewający jasny błękit.- Pani, mademoiselle - rozpoczął Herkules Poirot - jestosobą niezwykle inteligentną.Już w dniu przyjazdu wyrobiłemsobie takie zdanie.Toteż rozmowa z panią, na temat tej historiibędzie dla mnie prawdziwa przyjemnością.- Chce pan wiedzieć, co myślę o tej historii?- Cały zamieniam się w słuch.- Myślę, że to całkiem proste.Klucza należy szukać wprzeszłości Arleny Marshall.- W przeszłości? Nie w chwili obecnej?- Nie mówię o bardzo odległej przeszłości.Proszę posłuchać,jak według mnie rzecz się przedstawia.Arlena Marshall byłapociągająca dla mężczyzn, pociągająca w sposóbniebezpieczny.Należy sądzić, że mężczyzni nudzili jej sięszybko.Może wśród jej.powiedzmy, wielbicieli.znalazł sięktoś, kogo boleśnie dotknęła odtrąceniem.Proszę mnie zle niezrozumieć.Nie myślę o mężczyznie, który na milę rzuca się woczy.Mógł to być ktoś niepozorny, próżny i wrażliwy, z tych, coto długo pamiętają.Rozumie pan? Myślę, że przywędrował tujej śladem, znalazł stosowną okazję i zabił Arlenę.- Pani zdaniem, to był ktoś z zewnątrz, kto zakradł się nawyspę z lądu stałego? - zapytał mały Belg.- Tak.Pewno ukrył się w grocie i czekał odpowiedniejsposobności.- Czyżby Arlena Stuart pośpieszyła na spotkanie z męż-czyzną odpowiadającym charakterystyce, jaką pani nakreśliła?Nie, wyśmiałaby go tylko i nie poszła - bąknął z po-wątpiewaniem Herkules Poirot.- Mogła nie wiedzieć, że z nim ma spotkanie.Mógł przecieżprzysłać list w mieniu kogoś innego.- To niewykluczone - mruknął i dodał zaraz: - O jednymzapomina pani, mademoiselle.Osobnik zdecydowany namorderstwo nie odbyłby w biały dzień drogi przez groblę, obokhotelu.Ktoś mógłby go zobaczyć.- Owszem - przyznała - ale niekoniecznie.Mógłby przejśćbez zwrócenia na siebie uwagi.To bardzo prawdopodobne.- Może i tak - zgodził się Poirot.- Sęk w tym, że ów osobniknie miałby prawa Uczyć na takie prawdopodobieństwo.- Zapomina pan też o jednym - podchwyciła Rosamund.- Opogodzie.- O pogodzie?- Właśnie! Dzień, w którym popełniono morderstwo, byłcudowny.A poprzedni? Pamięta pan? Mgła, deszcz lał jak z ce-bra.Każdy potrafiłby wtedy niepostrzeżenie dostać się na wy-spę.Musiałby tylko zejść nad Zatoczkę Chochlika i noc spędzićw grocie.Mgła, proszę pana, to bardzo istotny czynnik.Poirot patrzył na nią bez słowa przez dobrą chwilę, nim sięodezwał.- Wie pani co? Pani wypowiedz ma zapewne nie lada wagę.- Cóż, to tylko domysły.Nie wiem, ile są warte.A jakprzedstawia się pańska teoria?- Hm.- mruknął i zwrócił wzrok ku morzu.- Proszęposłuchać, mademoiselle.Ja jestem zwolennikiem prostoty.Zreguły przypuszczam, że zbrodnię popełniła osoba, którą sięnajmniej podejrzewa.No i początkowo zdawało mi się, że takąosobę wyraznie widzę.- Proszę mówić dalej - wtrąciła panna Darnley zlodo-waciałym nagle tonem.- Ale, rozumie pani, na drodze spotyka się czasem prze-szkody.Obecnie wydaje się niemożliwością, by ta osoba mogłabyć zabójcą.- I co? - spytała zdławionym głosem.Herkules Poirot słyszał jej przyśpieszony oddech.Wzruszyłramionami.- I co? - powtórzył.- Na tym właśnie polega mój problem -umilkł na chwilę.- Wolno zadać pani jedno pytanie?- Oczywiście.Zrobiła czujną minę, ale pytanie, które padło, było naj-zupełniej nieoczekiwane.- Kiedy wróciła pani do hotelu, aby przebrać się przedtenisem, czy kąpała się pani w swojej łazience?Rosamund Darnley szeroko otworzyła oczy.- Czy się kąpałam? O czym pan mówi?- Po prostu o kąpieli.Rozumie pani? Porcelanowa wanna,nad wanną krany.Odkręca się krany, napełnia wannę,wchodzi do wody, wychodzi, a pózniej woda z szumem spływarurą.- Oszalał pan, panie Poirot?- Nie.Jestem przy kompletnie zdrowych zmysłach.- W takim razie odpowiem, że się nie kąpałam.- Ha! - zawołał Poirot.- A więc nikt się nie kąpał [ Pobierz całość w formacie PDF ]