[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdymnie zauważył, wbił we mnie twarde, wyzywające spojrzenie.Odwróciłem się.Z czasem nabrałem nieprzyjemnego przekonania, że wszyscyw lokalu mówią o mnie.Zacząłem spostrzegać ukradkowe zerknięcia w swoją stronę i nabrałem pewności, że znajduję się w centrumzainteresowania, choć ludzie zachowywali się, jakbym w ogóle nieistniał.Zdawałem sobie sprawę, że mogę to sobie wmawiać,rozumiałem, że to paranoja, jednak wcale mi to nie pomagało.Uczuciebyło wyrazne i silne.Pózniej zjawiła się Magda.Wyglądała na wyczerpaną, miała lekkopodkrążone oczy, a wokół ust zmarszczki zdradzające zmęczenie.Wydawała się przez to wrażliwa, lecz nie mniej atrakcyjna.Uśmiechnąłem się.Ona też się uśmiechnęła, ale blado, i szybkoodwróciła wzrok.Zamówiłem więcej wina z nadzieją, że pomoże mizasnąć.Po jedenastej gospoda zaczęła pustoszeć.Zdecydowałem sięzaczerpnąć świeżego powietrza przed snem.Na zewnątrz było ciemnoi zimno.Moje kroki rozbrzmiewały echem w ciasnych uliczkach, pozatym panowała cisza.Szybko wspinałem się na wzniesienie, aż skończyłysię zabudowania, a droga zmieniła się w plac manewrowy.Podszedłemdo krawędzi, gdzie oparłem się o barierkę.Pode mną rozciągała się całamiejscowość, miniaturowe miasteczko pełne starych drewnianychdomów i wąskich uliczek.Nie miałem na sobie kurtki.Nie przeszkadzało mi to, dopóki sięruszałem, lecz teraz zacząłem marznąć.Mimo to stałem dalej.Oderwałem wzrok od świateł i zabudowań, by zobaczyć, że otacza mniepotężna, nieprzenikniona ciemność.Zakręciło mi się w głowie.Zrozumiałem, że jestem trochę wstawiony.Nie zwróciłem uwagi na odgłos kroków.W ogóle nic niesłyszałem.Dotarła do mnie dopiero stłumiona, okropna eksplozja, gdycoś walnęło mnie w głowę.Miałem wrażenie, że dzwięk pochodziz wnętrza czaszki, a nie z zewnątrz.Pózniej, kiedy leżałem na ziemi, patrząc na napastnika,widocznego jedynie jako ciemny zarys na tle jeszcze ciemniejszegonocnego nieba, również nic nie słyszałem.Jakbym ogłuchł i prawieoślepł.Dostrzegłem jedynie zbliżający się w moją stronę but, prędkii bezgłośny jak cień polującej sowy.Po chwili wszystko spowiła czerń.Dzwonek wybrzmiał chyba po raz setny i wreszcie zapukałem dodrzwi, aż zadrżała szyba.Otarłem krew z prawego oka, trzęsąc się z zimna i szoku.Zastanawiałem się, czy nie stłuc szyby.Wreszciezobaczyłem zapalające się w środku światło, dostrzegłem cień wewnątrzi w drzwiach pojawiła się zaspana, rozdrażniona twarz Magdy. Boże  powiedziała, niemal komicznym ruchem zasłaniając ustadłonią. Przepraszam.Nie chciałem cię budzić, ale zapomniałem klucza. Potrzebujesz lekarza  powtórzyła po raz kolejny. Przecieżmożesz mieć pękniętą czaszkę.Aódz pogotowia dotrze tu w niecałągodzinę. Nie, nie trzeba. Przycisnąłem szmatkę do prawego łukubrwiowego. Mocno krwawi, ale to tylko zadrapanie. Drugą rękądotknąłem potylicy i ostrożnie wymacałem guza wielkości kurzegojajka.Bolał, ale raczej nie był grozny.Nie miałem mdłości ani zawrotówgłowy.Popatrzyła na mnie z rezygnacją. Dlaczego mężczyzni zawsze muszą zgrywać twardzieli?Było to pytanie retoryczne, więc nie odpowiedziałem.Gdy minąłpierwszy szok, Magda wykazała się praktycznym podejściemi zdecydowaniem w działaniu.Zabrała mnie do swojego mieszkaniai umieściła na taborecie w łazience, gdzie zostałem rozebrany od pasaw górę z zakrwawionych ubrań.Teraz stanęła przede mną. Odchyl głowę  poleciła. Zobaczymy, czy uda się zatamowaćkrwawienie.Zrobiłem, jak kazała, a ona pochyliła się nade mną.Widziałem, jakw skupieniu wysuwa czubek języka za wargi.Miała na sobiejasnozielony szlafrok.Moja głowa pulsowała ciepło i rytmicznie. Au!  syknąłem, gdy dotknęła rany. Siedz spokojnie.Zobaczymy.jeśli tylko.O, tak, ścisnęłamranę i przykleiłam plaster.Miejmy nadzieję, że to wystarczy.Jeszcze ciętrochę obmyję, bo nie wyglądasz najlepiej.Zamknąłem oczy.Usłyszałem płynącą wodę.Poczułem na twarzywilgotną szmatkę, ciepłą i przyjemną.Opuszki palców jej drugiej dłonilekko muskały mój policzek.Otworzyłem oczy.Szlafrok rozchylił sięnieco, gdy pracowała.Górna część jej ciężkiego biustu znajdowała siędziesięć centymetrów od moich oczu.Zobaczyłem, że tam też ma piegi. Bez zastanowienia uniosłem dłoń i położyłem na jej policzku.Szybkowciągnęła powietrze, po czym zastygła w bezruchu.Tylko puls uderzałna szyi.Jej wzrok napotkał mój i poczułem zapach Magdy  ciepły,nieco słodkawy aromat, który przywołał skojarzenia z ciepłym morzemi tropikalnymi nocami.Zagryzła wargę, jakby musiała podjąć trudnądecyzję, a następnie zrobiła krok w tył i odłożyła szmatkę na krawędzumywalki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •