[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A zresztą, pamiętacie, czemu chowaliśmy ludzi pod kamieniami? Żeby Ziemia mogła ich znaleźć i zabrać do domu.A to już.- przerwałem, żeby uspokoić własny głos.- No, właśnie o tym mówiliśmy przed chwilą.To się nie wydarzy.Prawda?Parę osób znowu się rozpłakało na myśl, że nawet nasze kości nigdy nie wrócą na Ziemię.Ale jedno czy dwoje już próbowało wymyślić nowy sposób na chowanie naszych zmarłych.- Może po prostu trzeba ich stamtąd wyciągnąć i położyć tutaj - powiedziała Janny.- Co takiego? - odpowiedziała Gela.- Żeby banda Davida mogła ich znaleźć i zanieść Lucy Lu, żeby się śliniła do tych kości?- Wiem, co zrobimy - powiedziała Tina.- Wrzucimy ich do Stawu Świat i zabierze ich ta ruszająca się woda.I tak zrobiliśmy.Clare wy drapała ich imiona na kamieniach, wystawiając język zupełnie tak samo jak Sekret Tarka, a my ułożyliśmy je na ziemi obok Łona Downika, jak kamienie na Polanie Popiołów w Okrągłej Dolinie:PIERSZYDIXON, ASTRONAŁTA MEHMET, ASTRONAŁTA MICHEAL PLICJA ORBITALNAPotem znieśliśmy wszystkie kości po skałach i weszliśmy na dwa trzy metry do wody, do miejsca gdzie dno Stawu Świat opadało ku głębokiemu głębokiemu wodnemu lasowi.I upuściliśmy je tam, żeby opadły, kręcąc się i rozpadając, pomiędzy wodne lampki i świecące ławice rybek, coraz głębiej i głębiej w środek Edenu.Wszyscy zaklaskaliśmy i zawołaliśmy, oprócz rozszlochanych Lucy i Marthy Londyn, które dalej nie mogły odżałować Lewizji i Py-rontu.A potem wróciliśmy po skałach na górę iwszyscy zaczęli z powrotem ładować rzeczy na kozły.Nawet nie musiałem ich prosić.***- John? Jak? Wszystko gotowe.Mamy ruszać?Tina odezwała się tym zbolałym głosem, którego używała, kiedy widziała, że się czymś martwię.Cholerna Tina, z nią zawsze to samo: chciała, żebym był mniej skryty i żebym był bardziej skryty, i to jedno, i drugie naraz.- Jeszcze chwilę - odpowiedziałem.- Dajcie mi jeszcze chwilę.Poszedłem nad sam brzeg urwiska.Świecąca woda Stawu Świat była jasna jasna, a pomiędzy gałęziami i kolorowymi lampkami podwodnych drzew śmigały trzy wielkie tłuszczaki.Zdjąłem pierścień Geli z małego palca i obróciłem w.dłoni.Ze wszystkich pochodzących z Ziemi rzeczy, jakie tu mieliśmy, ta była najdoskonalsza i najpiękniejsza, ten mały pierścionek z wypisanymi w środku słowami: Angeli od kochających mamy i taty.Ale przecież żegnaliśmy się teraz z Ziemią, prawda? To może powinienem zostawić go tutaj, albo wrzucić do Stawu Świat, tam gdzie kości Trzech Towarzyszy?- Nie! Nie! Nie! Nie wyrzucaj go! - rozległy się głosy przyszłych ludzi, patrzących na naszą historię, oburzonych.- To najcenniejsze, co nam zostało! Nigdy ci nie wybaczymy!Ale inne głosy mówiły coś odwrotnego:- Zostaw go! Wyrzuć! Sprowadzi tylko problemy i problemy i znowu krew.Zniszczyłeś Krąg, zostawiasz za sobą kosmiczną łódź.Czemu by nie zostawić pierścienia Geli i nie mieć spokoju?Obróciłem pierścień w dłoni.Przybliżyłem go do twarzy, żeby móc przeczytać wiadomość w środku, przeznaczoną dla kobiety, która była matką nas wszystkich.Matką każdego, moją też.Obejrzałem się na resztę, czekającą obok rozbitej kosmicznej łodzi.Wsunąłem pierścień z powrotem na mały palec.Świecił na nas Gwiezdny Wir.Świecił na wszystko: na wielki las z tysiącem tysiącem drzew, na tłuszczaki sunące przez rozświetloną wodę, na czarny czarny cień Śnieżnego Ciemna, na daleki, palący się na czerwono wulkan.Świecił nawet na Davida i jego Strażników gdzieś tam, na razie daleko, ale pełznących w naszą stronę po wielkim Edenie jakmałe, wściekłe mrówki.Przyszli do mnie Tina, Gerry, a także przystojny, łagodny, utykający Jem Uśmiechnąłem się.To właśnie są moi Trzej Towarzysze, pomyślałem, to Pierwsi Trzej, ci, co są ze mną od samego początku.Jeff, jeszcze idąc, otworzył usta, żeby coś powiedzieć.Przyłożyłem mu palec do ust.- Wiem, Jeff.Wiem.Jesteśmy tutaj.Przecież to tam powiedziałem, prawda? Powiedziałem to za ciebie.Jesteśmy tu naprawdę.A Tina roześmiała się swoim prześlicznym drwiącym śmiechem.Huum! Huum! - zrobił gwiezdnik w lesie między nami a grzbietem Doliny WysokichDrzew.Aaaa! Aaaa! - odpowiedział mu drugi.- Trzeba by pozbierać te kawałki metalu, co się wszędzie walają, i zabrać ze sobą -powiedziałem.- Przydadzą się na dzidy i noże [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- A zresztą, pamiętacie, czemu chowaliśmy ludzi pod kamieniami? Żeby Ziemia mogła ich znaleźć i zabrać do domu.A to już.- przerwałem, żeby uspokoić własny głos.- No, właśnie o tym mówiliśmy przed chwilą.To się nie wydarzy.Prawda?Parę osób znowu się rozpłakało na myśl, że nawet nasze kości nigdy nie wrócą na Ziemię.Ale jedno czy dwoje już próbowało wymyślić nowy sposób na chowanie naszych zmarłych.- Może po prostu trzeba ich stamtąd wyciągnąć i położyć tutaj - powiedziała Janny.- Co takiego? - odpowiedziała Gela.- Żeby banda Davida mogła ich znaleźć i zanieść Lucy Lu, żeby się śliniła do tych kości?- Wiem, co zrobimy - powiedziała Tina.- Wrzucimy ich do Stawu Świat i zabierze ich ta ruszająca się woda.I tak zrobiliśmy.Clare wy drapała ich imiona na kamieniach, wystawiając język zupełnie tak samo jak Sekret Tarka, a my ułożyliśmy je na ziemi obok Łona Downika, jak kamienie na Polanie Popiołów w Okrągłej Dolinie:PIERSZYDIXON, ASTRONAŁTA MEHMET, ASTRONAŁTA MICHEAL PLICJA ORBITALNAPotem znieśliśmy wszystkie kości po skałach i weszliśmy na dwa trzy metry do wody, do miejsca gdzie dno Stawu Świat opadało ku głębokiemu głębokiemu wodnemu lasowi.I upuściliśmy je tam, żeby opadły, kręcąc się i rozpadając, pomiędzy wodne lampki i świecące ławice rybek, coraz głębiej i głębiej w środek Edenu.Wszyscy zaklaskaliśmy i zawołaliśmy, oprócz rozszlochanych Lucy i Marthy Londyn, które dalej nie mogły odżałować Lewizji i Py-rontu.A potem wróciliśmy po skałach na górę iwszyscy zaczęli z powrotem ładować rzeczy na kozły.Nawet nie musiałem ich prosić.***- John? Jak? Wszystko gotowe.Mamy ruszać?Tina odezwała się tym zbolałym głosem, którego używała, kiedy widziała, że się czymś martwię.Cholerna Tina, z nią zawsze to samo: chciała, żebym był mniej skryty i żebym był bardziej skryty, i to jedno, i drugie naraz.- Jeszcze chwilę - odpowiedziałem.- Dajcie mi jeszcze chwilę.Poszedłem nad sam brzeg urwiska.Świecąca woda Stawu Świat była jasna jasna, a pomiędzy gałęziami i kolorowymi lampkami podwodnych drzew śmigały trzy wielkie tłuszczaki.Zdjąłem pierścień Geli z małego palca i obróciłem w.dłoni.Ze wszystkich pochodzących z Ziemi rzeczy, jakie tu mieliśmy, ta była najdoskonalsza i najpiękniejsza, ten mały pierścionek z wypisanymi w środku słowami: Angeli od kochających mamy i taty.Ale przecież żegnaliśmy się teraz z Ziemią, prawda? To może powinienem zostawić go tutaj, albo wrzucić do Stawu Świat, tam gdzie kości Trzech Towarzyszy?- Nie! Nie! Nie! Nie wyrzucaj go! - rozległy się głosy przyszłych ludzi, patrzących na naszą historię, oburzonych.- To najcenniejsze, co nam zostało! Nigdy ci nie wybaczymy!Ale inne głosy mówiły coś odwrotnego:- Zostaw go! Wyrzuć! Sprowadzi tylko problemy i problemy i znowu krew.Zniszczyłeś Krąg, zostawiasz za sobą kosmiczną łódź.Czemu by nie zostawić pierścienia Geli i nie mieć spokoju?Obróciłem pierścień w dłoni.Przybliżyłem go do twarzy, żeby móc przeczytać wiadomość w środku, przeznaczoną dla kobiety, która była matką nas wszystkich.Matką każdego, moją też.Obejrzałem się na resztę, czekającą obok rozbitej kosmicznej łodzi.Wsunąłem pierścień z powrotem na mały palec.Świecił na nas Gwiezdny Wir.Świecił na wszystko: na wielki las z tysiącem tysiącem drzew, na tłuszczaki sunące przez rozświetloną wodę, na czarny czarny cień Śnieżnego Ciemna, na daleki, palący się na czerwono wulkan.Świecił nawet na Davida i jego Strażników gdzieś tam, na razie daleko, ale pełznących w naszą stronę po wielkim Edenie jakmałe, wściekłe mrówki.Przyszli do mnie Tina, Gerry, a także przystojny, łagodny, utykający Jem Uśmiechnąłem się.To właśnie są moi Trzej Towarzysze, pomyślałem, to Pierwsi Trzej, ci, co są ze mną od samego początku.Jeff, jeszcze idąc, otworzył usta, żeby coś powiedzieć.Przyłożyłem mu palec do ust.- Wiem, Jeff.Wiem.Jesteśmy tutaj.Przecież to tam powiedziałem, prawda? Powiedziałem to za ciebie.Jesteśmy tu naprawdę.A Tina roześmiała się swoim prześlicznym drwiącym śmiechem.Huum! Huum! - zrobił gwiezdnik w lesie między nami a grzbietem Doliny WysokichDrzew.Aaaa! Aaaa! - odpowiedział mu drugi.- Trzeba by pozbierać te kawałki metalu, co się wszędzie walają, i zabrać ze sobą -powiedziałem.- Przydadzą się na dzidy i noże [ Pobierz całość w formacie PDF ]