[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie dowódca popędził swego konia i całyoddział, wyminąwszy zdenerwowaną trójkę jezdzców, pojechał dalej. Czego on chciał? zapytał Hawkmoon. Chciał wiedzieć, czy nie widzieliśmy jakichś zwierząt hodowlanych.To był oddziałzaopatrzeniowy, poszukujący żywności dla ludzi znajdujących się w obozowisku przed nami. Cóż to za obóz? Tamten twierdził, że wielki, oddalony o jakieś siedem kilometrów stąd.Szykują się do ataku najedno z ostatnich, wciąż jeszcze stawiających opór miast, na Bradislę.Znam to miasto.wspaniałaarchitektura. A więc musimy już być blisko Osterlandii powiedziała Yisselda. Za Osterlandią leży Italia, aza Italią Prowansja.nasz dom. To prawda rzekł d'Averc. Twoja znajomość geografii jest wyśmienita.Ale jeszcze niejesteśmy w domu, najniebezpieczniejsza część wyprawy dopiero przed nami. Co z tym obozem? zapytał Oladahn. Ominiemy go, czy będziemy próbowali przez niegoprzejechać? To olbrzymi obóz stwierdził d'Averc. Chyba najwięcej szans będziemy mieli, jeśliprzejedziemy przez sam środek, a może nawet spędzimy w nim noc i spróbujemy dowiedzieć sięczegokolwiek o planach Mrocznego Imperium.Chociażby tego, czy dotarły do nich jakieś informacjeo naszej tutaj obecności. Nie jestem pewien, czy to nie będzie zbyt niebezpieczne rozległ się z głębin hełmuprzytłumiony głos pełnego wątpliwości Hawkmoona. Lecz gdybyśmy próbowali ich ominąć,moglibyśmy wzbudzić podejrzenia.Dobrze, spróbujemy przedostać się przez obóz. Czy nie będziemy musieli zdejmować naszych masek, Dorianie? zapytała Yisselda.! Nie obawiaj się tego odpowiedział jej d'Averc. Rodowici Granbretańczycy często nawetsypiają w maskach, wzdragając się przed odsłonięciem twarzy.Hawkmoon wyczul cień zmęczenia w głosie Yisseldy i zdał sobie sprawę, że bardzo jest jej potrzebnyodpoczynek.A jedyną nadzieję na to dawał granbretański obóz.Spodziewali się, że będzie to wielkie obozowisko, nie przypuszczali jednak, że aż tak olbrzymie.Woddali majaczyły mury Bradisli i nawet stąd widoczne były jej iglice i fasady. To naprawdę piękne miasto rzekł d'Averc, wzdychając.Po chwili pokręcił głową i dodał: Jaka szkoda, że jutro musi paść.Byliby głupcami, gdyby opierali się takiej armii. Obóz jest nieprawdopodobnie wielki odezwał się Oladahn. Czy trzeba było zgromadzić ażtyle wojska, żeby podbić to miasto? Mroczne Imperium chce dokonywać podbojów jak najszybciej odpowiedział mu Hawkmoon. Widziałem jeszcze większe armie niż ta, gromadzące się przeciwko mniejszym miastom.Ale przytak rozległym obozie trudno o doskonałą organizację.Sądzę, że może rzeczywiście uda nam się wnim ukryć.Wokół stały płócienne wiaty, namioty, a nawet pobudowane tu i ówdzie baraki, pomiędzy którymipłonęły ogniska pod wszelkiego typu kotłami i rusztami, gdzie szykowano różnorakie pożywienie,gdzieniegdzie widniały zagrody dla koni, wołów i mułów.Niewolnicy holowali poprzez błockowielkie machiny wojenne, popędzani przez ludzi z Zakonu Mrówki.Flagi łopotały na wietrze, a tu itam tkwiły wetknięte w ziemię proporce kilkudziesięciu wojskowych zakonów.Z oddaliprzypominało to jakieś pierwotne zbiorowisko zwierząt.Tu szereg Wilków posuwał się powydeptanym placu, gdzie indziej grupa Kretów (jednego z zakonów inżynieryjnych) krzątała siędokoła ogniskakuchennego.Wszędzie pełno było Os, Kruków, Aasic, Szczurów, Lisów, Tygrysów, Odyńców, Much,Psów, Borsuków, Kozłów, Rosomaków, Wydr, zdarzały się nawet Modliszki kilku wybranychstrażników, których Wielkim Konstablem był sam Król-Imperator Huon.Hawkmoon rozpoznał kilka sztandarów Adaza Prompa, grubego Wielkiego Konstabla ZakonuPsa; ozdobną flagę Brenala Farnu, świadczącą, iż jest on baronem Granbretanu i Wielkim KonstablemSzczurów; łopoczący sztandar Shenegara Trotta, hrabiego Sussexu.Hawkmoon domyślił się, że musito być już ostatnie miasto opierające się w tej kampanii i dlatego właśnie zgromadzona tu armia byłatak wielka, i zaszczycało ją tak wielu dowódców najwyższej rangi.Dostrzegł nawet samegoShenegara Trotta, niesionego w lektyce w stronę namiotu.Jego strój był gęsto przetykany klejnotami,natomiast jasna, srebrzysta maska misternie parodiowała ludzką twarz.Shenegar Trott wyglądał na żyjącego i myślącego w spowolnionym tempie arystokratę,wyniszczonego przez hulaszcze życie, ale Hawkmoon widział go w bitwie o Fort Weizna nad Renem,kiedy tamten niemal całkowicie skrył się wraz z koniem pod wodą, galopując po dnie rzeki, bynastępnie pojawić się na flance wroga.To samo tyczyło się niemal wszystkich szlachetnieurodzonych Granbretańczyków.Z pozoru wydawali się powolni, leniwi, folgujący sobie do woli, ajednak wykazywali się siłą i chyba nawet jeszcze większą odwagą od zwierząt, za jakie chcieliuchodzić.Shenegar Trott był także tym człowiekiem, który oderwał nogę wrzeszczącemu dziecku izjadł jej kawałek na oczach zmuszonej do przyglądania się temu matki. Dobrze rzekł Hawkmoon, nabierając głęboko powietrza. Jedziemy prosto i poszukamynoclegu tak blisko przeciwległego brzegu obozu, jak tylko to możliwe.Mam nadzieję, że uda nam sięwyślizgnąć z samego rana.Pojechali wolno w poprzek obozowiska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wreszcie dowódca popędził swego konia i całyoddział, wyminąwszy zdenerwowaną trójkę jezdzców, pojechał dalej. Czego on chciał? zapytał Hawkmoon. Chciał wiedzieć, czy nie widzieliśmy jakichś zwierząt hodowlanych.To był oddziałzaopatrzeniowy, poszukujący żywności dla ludzi znajdujących się w obozowisku przed nami. Cóż to za obóz? Tamten twierdził, że wielki, oddalony o jakieś siedem kilometrów stąd.Szykują się do ataku najedno z ostatnich, wciąż jeszcze stawiających opór miast, na Bradislę.Znam to miasto.wspaniałaarchitektura. A więc musimy już być blisko Osterlandii powiedziała Yisselda. Za Osterlandią leży Italia, aza Italią Prowansja.nasz dom. To prawda rzekł d'Averc. Twoja znajomość geografii jest wyśmienita.Ale jeszcze niejesteśmy w domu, najniebezpieczniejsza część wyprawy dopiero przed nami. Co z tym obozem? zapytał Oladahn. Ominiemy go, czy będziemy próbowali przez niegoprzejechać? To olbrzymi obóz stwierdził d'Averc. Chyba najwięcej szans będziemy mieli, jeśliprzejedziemy przez sam środek, a może nawet spędzimy w nim noc i spróbujemy dowiedzieć sięczegokolwiek o planach Mrocznego Imperium.Chociażby tego, czy dotarły do nich jakieś informacjeo naszej tutaj obecności. Nie jestem pewien, czy to nie będzie zbyt niebezpieczne rozległ się z głębin hełmuprzytłumiony głos pełnego wątpliwości Hawkmoona. Lecz gdybyśmy próbowali ich ominąć,moglibyśmy wzbudzić podejrzenia.Dobrze, spróbujemy przedostać się przez obóz. Czy nie będziemy musieli zdejmować naszych masek, Dorianie? zapytała Yisselda.! Nie obawiaj się tego odpowiedział jej d'Averc. Rodowici Granbretańczycy często nawetsypiają w maskach, wzdragając się przed odsłonięciem twarzy.Hawkmoon wyczul cień zmęczenia w głosie Yisseldy i zdał sobie sprawę, że bardzo jest jej potrzebnyodpoczynek.A jedyną nadzieję na to dawał granbretański obóz.Spodziewali się, że będzie to wielkie obozowisko, nie przypuszczali jednak, że aż tak olbrzymie.Woddali majaczyły mury Bradisli i nawet stąd widoczne były jej iglice i fasady. To naprawdę piękne miasto rzekł d'Averc, wzdychając.Po chwili pokręcił głową i dodał: Jaka szkoda, że jutro musi paść.Byliby głupcami, gdyby opierali się takiej armii. Obóz jest nieprawdopodobnie wielki odezwał się Oladahn. Czy trzeba było zgromadzić ażtyle wojska, żeby podbić to miasto? Mroczne Imperium chce dokonywać podbojów jak najszybciej odpowiedział mu Hawkmoon. Widziałem jeszcze większe armie niż ta, gromadzące się przeciwko mniejszym miastom.Ale przytak rozległym obozie trudno o doskonałą organizację.Sądzę, że może rzeczywiście uda nam się wnim ukryć.Wokół stały płócienne wiaty, namioty, a nawet pobudowane tu i ówdzie baraki, pomiędzy którymipłonęły ogniska pod wszelkiego typu kotłami i rusztami, gdzie szykowano różnorakie pożywienie,gdzieniegdzie widniały zagrody dla koni, wołów i mułów.Niewolnicy holowali poprzez błockowielkie machiny wojenne, popędzani przez ludzi z Zakonu Mrówki.Flagi łopotały na wietrze, a tu itam tkwiły wetknięte w ziemię proporce kilkudziesięciu wojskowych zakonów.Z oddaliprzypominało to jakieś pierwotne zbiorowisko zwierząt.Tu szereg Wilków posuwał się powydeptanym placu, gdzie indziej grupa Kretów (jednego z zakonów inżynieryjnych) krzątała siędokoła ogniskakuchennego.Wszędzie pełno było Os, Kruków, Aasic, Szczurów, Lisów, Tygrysów, Odyńców, Much,Psów, Borsuków, Kozłów, Rosomaków, Wydr, zdarzały się nawet Modliszki kilku wybranychstrażników, których Wielkim Konstablem był sam Król-Imperator Huon.Hawkmoon rozpoznał kilka sztandarów Adaza Prompa, grubego Wielkiego Konstabla ZakonuPsa; ozdobną flagę Brenala Farnu, świadczącą, iż jest on baronem Granbretanu i Wielkim KonstablemSzczurów; łopoczący sztandar Shenegara Trotta, hrabiego Sussexu.Hawkmoon domyślił się, że musito być już ostatnie miasto opierające się w tej kampanii i dlatego właśnie zgromadzona tu armia byłatak wielka, i zaszczycało ją tak wielu dowódców najwyższej rangi.Dostrzegł nawet samegoShenegara Trotta, niesionego w lektyce w stronę namiotu.Jego strój był gęsto przetykany klejnotami,natomiast jasna, srebrzysta maska misternie parodiowała ludzką twarz.Shenegar Trott wyglądał na żyjącego i myślącego w spowolnionym tempie arystokratę,wyniszczonego przez hulaszcze życie, ale Hawkmoon widział go w bitwie o Fort Weizna nad Renem,kiedy tamten niemal całkowicie skrył się wraz z koniem pod wodą, galopując po dnie rzeki, bynastępnie pojawić się na flance wroga.To samo tyczyło się niemal wszystkich szlachetnieurodzonych Granbretańczyków.Z pozoru wydawali się powolni, leniwi, folgujący sobie do woli, ajednak wykazywali się siłą i chyba nawet jeszcze większą odwagą od zwierząt, za jakie chcieliuchodzić.Shenegar Trott był także tym człowiekiem, który oderwał nogę wrzeszczącemu dziecku izjadł jej kawałek na oczach zmuszonej do przyglądania się temu matki. Dobrze rzekł Hawkmoon, nabierając głęboko powietrza. Jedziemy prosto i poszukamynoclegu tak blisko przeciwległego brzegu obozu, jak tylko to możliwe.Mam nadzieję, że uda nam sięwyślizgnąć z samego rana.Pojechali wolno w poprzek obozowiska [ Pobierz całość w formacie PDF ]