[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.UkradkiemsprawdziÅ‚am, jak wyglÄ…dam: bluzka wyÅ‚aziÅ‚a mi niechlujnieze spódnicy, rÄ™kawy i mankiety byÅ‚y niezbyt czyste, a co naj­gorsze, kolory siÄ™ na mnie gryzÅ‚y.Kapelusz tkwiÅ‚ mi gÅ‚upiona bakier na gÅ‚owie.I nagle zobaczyÅ‚am w tym wszystkim ob­jawy wewnÄ™trznej dysharmonii.Wysokim chudym kobietomtakim jak ja nie puszcza siÄ™ niechlujnoÅ›ci pÅ‚azem równie Å‚a­two jak innym; za bardzo siÄ™ wyróżniamy.Reakcja kobietynie miaÅ‚a prawdopodobnie nic wspólnego ze mnÄ…, ale wtedygotowa byÅ‚am uwierzyć, że jÄ… przeraziÅ‚am." " "W koÅ„cu trafiÅ‚am na kogoÅ›, kto - jak sÄ…dziÅ‚am - mógÅ‚ po­móc mi wyegzorcyzmować mojego diabÅ‚a.Rimmie, sympa­tyczny, charyzmatyczny szaman, miaÅ‚ szczególnÄ… moc, używaÅ‚bÄ™benka, żeby pozyskać wiÄ™cej energii i pomóc ludziom roz­wiÄ…zać najbardziej oporne problemy.OdprawiaÅ‚ już w prze­szÅ‚oÅ›ci egzorcyzmy - musiaÅ‚am siÄ™ koniecznie do niego dostać! Kiedy zapoznaj siÄ™ z mojÄ… historiÄ…, powiedziaÅ‚ mi, że mu­szÄ™ wezwać tego diabia, wyobrazić go sobie i kazać mu spie­przać.SiedziaÅ‚am u Rimmiego na poduszce na podÅ‚odze,a on siedziaÅ‚ z bÄ™benkiem na krzeÅ›le.Nie wierzyÅ‚am jużw diabÅ‚a w duchu katolickim; widziaÅ‚am w nim raczej tÄ™energiÄ™ w moim ciele, która nosiÅ‚a diabelskie cechy: destruk­cyjnÄ…, uwodzicielskÄ…, kÅ‚amiÄ…cÄ… na wszelkie możliwe sposoby.Mimo to wiedziaÅ‚am, że bÄ™dÄ™ potrafiÅ‚a wyobrazić jÄ… sobiew postaci diabÅ‚a z lekcji religii, i tym samym dopasować doram egzorcyzmu.ByÅ‚am niespokojna, ale rozpaczliwie pra­gnęłam spróbować.Rimmie miÄ™kko uderzyÅ‚ w bÄ™benek, warkot to nasilaÅ‚ siÄ™,to przycichaÅ‚, szaman nuciÅ‚ przy tym, jakby pszczoÅ‚a brzÄ™cza­Å‚a, i wkrótce wprawiÅ‚ mnie w stan przypominajÄ…cy sen.DiabeÅ‚ pojawiÅ‚ siÄ™ przede mnÄ… w lesie, gdzie siedziaÅ‚amoparta o gÅ‚adki pieÅ„ drzewa karri.Zgodnie z poleceniemopisaÅ‚am go Rimmiemu.- Wdychaj moc drzewa - namawiaÅ‚ mnie Å‚agodnie Rim­mie do wtóru cichego, ale natarczywego bÄ™bnienia.- A terazwstaÅ„ i popatrz diabÅ‚u w twarz.BÄ™benek zawarczaÅ‚ nieco gÅ‚oÅ›niej.WdychaÅ‚am moc drze­wa, nie spuszczaÅ‚am oczu z diabÅ‚a, oparÅ‚am siÄ™ o pieÅ„, kiedypowoli podnosiÅ‚am siÄ™ do pozycji stojÄ…cej.DiabeÅ‚ czekaÅ‚cierpliwie, a kiedy w obrzydliwym uÅ›miechu rozchyliÅ‚ czar­niawe pogardliwie skrzywione usta, z jego nozdrzy buchnÄ…Å‚dym.Oczy poÅ‚yskiwaÅ‚y mu z paskudnej uciechy, jakby cieszy­Å‚a go ta gra w  zabij mnie, jeÅ›li potrafisz"; to niesamowite,jak bardzo przypominaÅ‚y mi oczy ojca.Ale on nie byÅ‚ moim ojcem, prawda? ByÅ‚ diabÅ‚em i z po­mocÄ… terapeuty uda mi siÄ™ go przegnać.Mój przyjaciel sza­man zwilżaÅ‚ wargi, gotów wypowiedzieć sÅ‚owa, które z pew­noÅ›ciÄ… uwolniÄ… mnie od potwora.- Każ mu teraz odejść! - powiedziaÅ‚ wÅ‚adczo, rozdzielajÄ…cposzczególne sÅ‚owa stanowczymi uderzeniami w bÄ™benek.-Powiedz mu, że byÅ‚ już z tobÄ… wystarczajÄ…co dÅ‚ugo i pora, bysobie poszedÅ‚; nie jest już potrzebny w twoim życiu.- Wrr,wrr, bum, bum. Moment wahania z mojej strony.- Pakt, który z nim zawarÅ‚aÅ› jako dziecko, wygasÅ‚! Podrzyjgo! - wrzasnÄ…Å‚ szaman.Rytm bÄ™benka dodawaÅ‚ mi odwagi i w moim umyÅ›le poja­wiÅ‚y siÄ™ sÅ‚owa.GÅ‚Ä™boko oddychaÅ‚am, stawiajÄ…c czoÅ‚o potwo­rowi.Jego zÅ‚owieszczy uÅ›miech i grozne przeszywajÄ…ce spoj­rzenie byÅ‚y tak ostre, że caÅ‚a moja holenderska odwagarozpadaÅ‚a siÄ™ na kawaÅ‚ki.ZachwiaÅ‚am siÄ™, ale dobrnęłam dokoÅ„ca.- Odejdz, zÅ‚y duchu! - krzyknęłam i zacisnęłam wargi, bypowstrzymać ich drżenie.- Wyrzekam siÄ™ zawartego z tobÄ…paktu! Nie bojÄ™ siÄ™ już Å›mierci! ZasÅ‚ugujÄ™ na to, by odnieśćsukces we wszystkim, co robiÄ™!UmilkÅ‚am.Terapeuta uderzaÅ‚ w bÄ™benek coraz wolnieji czekaÅ‚, aż zacznÄ™ wolniej oddychać.- Co siÄ™ staÅ‚o? - zapytaÅ‚, pochylajÄ…c siÄ™ niecierpliwie doprzodu.- DiabeÅ‚ zaczÄ…Å‚ siÄ™ Å›miać - wyjaÅ›niÅ‚am nieprzekonujÄ…co.-OdbiegÅ‚ przez las, Å›miejÄ…c siÄ™ na caÅ‚e gardÅ‚o.Nie muszÄ™ dodawać, że ta nieudana próba utwierdziÅ‚amnie tylko w przekonaniu, że to, co mnie trzymaÅ‚o w pazu­rach, jest niezwyciężone.Jeżeli istniaÅ‚o coÅ›, co byÅ‚o od tegomocniejsze, jeszcze na to nie trafiÅ‚am.Ale istniaÅ‚o coÅ› silniejszego i ostatecznie to coÅ› miaÅ‚omnie znalezć, kiedy ja poddaÅ‚am siÄ™ i przestaÅ‚am szukać wewszystkich niewÅ‚aÅ›ciwych miejscach. Waza siÄ™ rozpadaW 1993 roku mój ojciec skoÅ„czy! osiemdziesiÄ…t lat.Choro­waÅ‚ na raka, który w okrutnym tempie pożera! jego jelito.Lekarze uważali, że d!ugo już nie pożyje, wiÄ™c poleciaÅ‚am domojej siostry Liesbet i zatrzymaÅ‚am siÄ™ u niej, żeby być przynim.PrzyleciaÅ‚y również moje dwie pozostaÅ‚e siostry, Bertaz Fremantle, a Teresa z Canberry.Nie chciaÅ‚yÅ›my, żeby naszojciec umieraÅ‚ w szpitalu.Przed zaledwie szeÅ›cioma miesiÄ…cami zwierzyÅ‚ mi siÄ™ z wa­haniem w kuchni, że cierpi na bóle brzucha.PojÄ™kiwaÅ‚ przytym, i powinnam byÅ‚a siÄ™ domyÅ›lić, że tym razem naprawdÄ™jest coÅ› nie w porzÄ…dku.Mój ojciec nieczÄ™sto przyznawaÅ‚ siÄ™,że go coÅ› boli, a jego jÄ™ki należaÅ‚o traktować poważniej niżnarzekanie - brzmiaÅ‚y tak, jakby statek szedÅ‚ na dno.Dziwne, że miaÅ‚ umrzeć przed naszÄ… matkÄ….Ona już odroku przebywaÅ‚a w domu opieki, a on marzyÅ‚ o chwili, kiedybÄ™dzie wolny, kiedy nie bÄ™dzie musiaÅ‚ brać jej na rÄ™ce i wo­zić dwa razy w tygodniu na wózku na spacer.To byÅ‚a bolesnadecyzja, żeby oddać matkÄ™ do domu opieki.BÅ‚agaÅ‚a nas zeÅ‚zami w oczach, żebyÅ›my nie zostawiali jej tam, gdzie takokropnie pachniaÅ‚o, gdzie byÅ‚o tak tÅ‚oczno, że posiÅ‚ki musia- Å‚a jeść, trzymajÄ…c talerz na kolanach, bo brakowaÅ‚o miejscana jadalniÄ™, i skÄ…d zwÅ‚oki wynoszono przez drzwi na tyÅ‚ach,żeby nikt nie zauważyÅ‚, że ktoÅ› umarÅ‚ w miejscu, gdzie nie by­Å‚o nic innego do roboty.Nic dziwnego, że w reakcji na takieotoczenie zrobiÅ‚a siÄ™ zamkniÄ™ta w sobie, a potem zdziecin­niaÅ‚a - na pogorszenie jej stanu dodatkowo wpÅ‚ywaÅ‚ Å›rodekprzeciwbólowy, który przyjmowaÅ‚a.A mimo to wciąż byÅ‚a fi­zycznie silna, podczas gdy jej mąż miaÅ‚ jeszcze przed sobÄ… tyl­ko kilka tygodni życia.Nasza czwórka uÅ‚ożyÅ‚a plan dyżurów i pielÄ™gnowaÅ‚a ojcaprzez caÅ‚Ä… dobÄ™.SiÅ‚y opuszczaÅ‚y go z dnia na dzieÅ„; przyglÄ…­daÅ‚ siÄ™ temu z niedowierzaniem.PrzeszedÅ‚ operacjÄ™, ale byÅ‚oza pózno: miaÅ‚ przerzuty.ZdajÄ…c sobie sprawÄ™, że czasu majuż niewiele, pojechaÅ‚ po raz ostatni do swoich ukochanychNiemiec, żeby pożegnać siÄ™ z czÅ‚onkami rodziny.MusiaÅ‚skrócić wizytÄ™ z powodu silnych bólów; z ironiÄ… zauważyÅ‚, żeleciaÅ‚ z powrotem pierwszÄ… klasÄ…, a nie mógÅ‚ nawet tknąćdarmowej whisky.PotrzÄ…sajÄ…c z niedowierzaniem gÅ‚owÄ…, wypróbowywaÅ‚ swo­je wciąż mocne nogi i rÄ™ce, ale wkrótce, jeżeli chciaÅ‚ gdzieÅ›przejść, musiaÅ‚ siÄ™ oprzeć na lasce, a potem na balkoniku.Kiedy patrzyÅ‚yÅ›my na tego czÅ‚owieka, który nas kiedyÅ› terro­ryzowaÅ‚, a teraz byÅ‚ od nas zależny jak dziecko, ogarniaÅ‚o nasprzerażenie.ByÅ‚o to dla niego takie trudne.Sporo czasu minęło, zanimzdobyÅ‚ siÄ™ na odwagÄ™ i poprosiÅ‚, żebyÅ›my mu wyczyÅ›ciÅ‚ysztucznÄ… szczÄ™kÄ™, i pozwoliÅ‚ nam zobaczyć swojÄ… zapadniÄ™tÄ…bez zÄ™bów twarz.PrzyszedÅ‚ moment, że nie byÅ‚ w stanie samsiÄ™ podetrzeć.Skóra zrobiÅ‚a mu siÄ™ delikatniejsza niż u nie­mowlÄ™cia, cienka jak pergamin [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •