[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.My nie sprzedajemy takiego szmelcu.Niech tam, muszę braćstare gruchoty.Nie chcę nic droższego ponad dwadzieścia pięć do trzydziestu kawałków.Sprzedamy to za pięćdziesiąt, siedemdziesiąt pięć.Dobry zysk.Boże, cóż można utargować na nowymsamochodzie? Kupuj stare graty.Sprzedaje się je równie szybko, jak nabywa.Nie drożej niż zadwieście pięćdziesiąt.Jim, zabierz się do tego starego durnia, co stoi na chodniku.Ten osioł wrósł tamw ziemię.Spróbuj wepchnąć mu tego Appersona.Słuchaj, gdzie się podział Apperson? Sprzedany? Jeżeli zabraknie nam gruchotów, nie będziemy mielico sprzedawać.Wzdłużkrawężnikachorągiewki:czerwono-białe,biało-niebieskie."Samochody używane"."Używane samochody w dobrym stanie".Wystawić współczesny wóz na przynętę.Nie wolno go sprzedać.Niech tylko przyciąga ludzi.Gdybyśmy sprzedali ten samochód po takiej cenie, nie zarobilibyśmy nawet dziesięciu centów.Mówićpo prostu, że już sprzedany.Zanim go wydasz, wyjmij zapasowy akumulator.Rany boskie, czego imsię zachciewa za sześć kawałków! Zakasz rękawy - i jazda! Nie będziemy się wiecznie w to bawili.Gdybym tylko zdobył dosyć starych gratów, mógłbym za pół roku rzucić ten cały interes.Słuchaj, Jim, ten Chevrolet ledwo zipie.Grzechocze, jakby ktoś tłukł butelki.Wsyp mu parę garści trocin.I do skrzynki biegów też, nie żałuj.Musimy spławić tego grata zatrzydzieści pięć dolarów.Nabrał mnie na niego jeden kanciarz.Dawałem mu dziesięć, ale wydusił zemnie piętnaście, a potem, hycel, zwędził wszystkie narzędzia.Boże! Gdyby tak mieć z pięćset starych wozów! Wiecznie tu nie będę siedział.Co, nie podobają musię opony? Powiedz, że zrobią jeszcze dziesięć tysięcy mil, i opuść mu półtora dolara.Stosy zardzewiałego złomu pod płotem, w głębi szeregi starych gruchotów, błotniki, szczątki czarneod smarów, kadłuby silników poniewierające się na ziemi, cylindry, spomiędzy których wyrastająchwasty.Drążki hamulcowe, rury wydechowe splątane jak węże.Smary i benzyna.Rozejrzyj no się za jaką nie popękaną świecą.Do diabła! Gdybym mógł dostać z pięćdziesiąt przyczepponiżej setki, zrobiłbym majątek.A ten gość czego się znowu ciska? Sprzedajemy samochody namiejscu, ale nie dostarczamy ich klientom do domu.Dobry slogan, co? Do domu nie dostarczamy.Zaręczam ci, że dam to do gazety.Wygląda na to, że kupi.Nie? To wyrzuć go na zbity łeb.Nie mamyczasu na zawracanie sobie głowy facetem, który sam nie wie, czego chce.Zdejmij prawą przedniąoponę z tego Grahama.Obróć koło tak, żeby nie było widać łaty.Poza tym wygląda wspaniale.Pójdzie jak bułka z masłem.W tym gracie siedzi jeszcze jakie pięćdziesiąt tysięcy.Z pewnością.Tylko nie żałować oleju.No, powodzenia!Szukają państwo samochodu? A o jaki chodzi? Może pan już sobie coś upatrzył? Ach, jak mi zaschło w gardle! Może łykniemy cośkolwiek? Pan pozwoli ze mną, a tymczasem małżonka obejrzy sobietego La Salle'a.Nie powinien pan brać La Salle'a.Zużyte łożyska.Zjada za dużo benzyny.RadzęLincolna 24.To dopiero wóz jak się patrzy.Na całe życie.Można go przerobić na ciężarówkę.Gorące słońce na zardzewiałym żelastwie.Kałuże benzyny.Snujący się ludzie, oszołomieni, wposzukiwaniu wozu.Wytrzyj nogi.Nie opieraj się o ten wóz, jest brudny.Jak się właściwie kupuje samochód? I ile możekosztować? Uważaj teraz na dzieci.Ciekaw jestem, jak drogi może być ten.Zapytamy.To nic niekosztuje.Możemy zapytać, jak myślisz? Nie dam ani grosza ponad siedemdziesiąt pięć, bo nie starczyna podróż do Kalifornii.Boże, gdybym tylko mógł dostać ze sto gruchotów! Na chodzie albo i nie na chodzie, mniejsza o to.Opony zużyte, zdarte, poukładane w wysokie stosy.Dętki czerwone, szare, wiszące jak kiełbasy.Aaty do opon? Filtry? Urządzenia wzmacniające iskry zapłonu? Wrzuci pan tę pigułeczkę do zbiornikai ma pan dziesięć mil ekstra na każdy galon benzyny.Pomaluje pan wóz za pięćdziesiąt centów i będzie jak nowy.Wycieraczki, paski do wentylatorów,uszczelki? A może chodzi panu o zawór? Niech pan kupi nowy drążek popychający.Cóż to kosztuje -grosze!Dobra jest, Joe! Ty ich obrób, a potem przyślij do mnie.Już ja ich przycisnę: albo kupią, albo flaki znich wypruję.Nie przysyłaj ich, póki nie będą gotowi.Ja mogę tylko dobijać targu.Tak, proszę pana, może pan tu pozwoli.Może pan zrobić dobry interes.Za jedyne osiemdziesiątdolarów wóz jak się patrzy.Nie mogę dać więcej niż pięćdziesiąt.Pański pomocnik tam przed domem powiedział pięćdziesiąt.Pięćdziesiąt, pięćdziesiąt? Oszalał! Sam zapłaciłem siedemdziesiąt osiem.Pięćdziesiąt za ten wóz! Joe, ty kiepski wariacie, chcesz nas z torbami puścić? Co ja mam z tymchłopakiem! Ostatecznie mógłbym wziąć sześćdziesiąt.Ale, proszę pana, ja nie mam czasu targowaćsię z panem cały dzień.Interes interesem, ale pan nie jest jedynym klientem.Może pan ma coś dosprzedania?Mam parę mułów, które chcę sprzedać.Mułów! Halo, Joe, słyszałeś coś podobnego? Gość chce sprzedać parę mułów.To pan nie wie, że żyjemy w wieku maszyn? Po kiego licha potrzebne komu muły, chyba na klej?Duże, piękne muły, jeden ma pięć, drugi siedem lat.Ale może lepiej rozejrzymy się jeszcze gdzieindziej.Rozejrzycie się gdzie indziej! Przychodzicie, kiedy jesteśmy zajęci, zabieracie nam czas, a terazidziecie sobie.Joe, dlaczego nie powiedziałeś mi od razu, że to kanciarze? Nie jestem żaden kanciarz.Chcę kupić samochód.Jedziemy do Kalifornii.I muszę mieć wóz.Ano, jestem frajer.Joe zawsze mówi, że frajer ze mnie.Powiada, że jeśli nie przestanę robić ludziomprezentów, to zdechnę z głodu pod płotem.Powiem panu szczerze: mogę dostać po pięć dolarów zamuła sprzedając je na mięso dla psów.Nie chciałbym, żeby poszły na mięso dla psów.Ano, dobrze, może uda mi się wyciągnąć za nie po siedem lub osiem dolarów.Powiem panu, jak ostatecznie zrobimy.Wezmiemy muły za dwadzieścia, zgoda?Razem z wozem, naturalnie.A pan zapłaci gotówką pięćdziesiąt i podpisze zobowiązanie, że resztęprzyśle ratami po dziesięć dolarów miesięcznie.Ale przecież pan powiedział osiemdziesiąt.A o opłatach stemplowych i kosztach ubezpieczenia to pannie słyszał? To zawsze trochę podnosi cenę.Spłaci pan wszystko w ciągu czterech, pięciu miesięcy.Niech pan się tu podpisze, a resztą już my się zajmiemy.Ano, sam nie wiem.No więc, wez pan na rozum.To tak, jakbym oddawał panu ostatnią koszulę.I zajął mi pan tyle czasu.Mógłbym załatwić ze trzy sprzedaże zamiast tu sobie strzępić język z panem.Aż mi się rzygać chce.Tak, podpisuje pan tutaj.W porządku.Joe, napełnij bak temu panu.Benzynę damy gratis.Rany boskie, Joe, ale twardy facet! Ile to sami zapłaciliśmy za tego grata?Trzydzieści.nie, trzydzieści pięć.Wziąłem te muły i jeżeli nie sprzedam ich za siedemdziesiąt pięćdolarów, to żaden ze mnie kupiec.Gotówką dostałem pięćdziesiąt, a umowę podpisał gość naczterdzieści.Wiem, że nie wszyscy oni są uczciwi, ale nie masz pojęcia, ilu przynosi w zębachnależność co do grosza.Jeden przyszedł ze stówką w dwa lata po tym, jak wpisałem go na konto strat.Założę się, że ten bubek przyśle pieniądze.Psiakrew! Gdyby tak udało się zdobyć pięćset gruchotów.Zakasz rękawy, Joe.Idz, obrabiaj klientów i przysyłaj ich do mnie.Z ostatniej sprzedaży masz u mniedwadzieścia.Nie możesz chyba narzekać.Wiotkie chorągiewki w południowym słońcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •