[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mężczyzna oZamglonych Oczach próbował zaimponować swoją wiedzą.- Do La Ruche? - ożywił się jeden z artystów.- Do Cadiza?- Znasz go? - zapytał mistrz.- A któż go nie zna, mistrzu? Przez niego moje dzieła pozostały nieznane.Zmonopolizował wszystko: galerie, marszandów, wielkie wystawy, publikacje,wydawnictwa.- Sądzisz, że Cadiz domyśla się, kim ona jest? zapytał mistrz.- Jeśli tak, jesteśmy zgubieni.Ten człowiek może sprawić, że dziewczynazniknie i nigdy już jej nie zobaczymy.On ma cały Paryż u swoich stóp.- Co może się dziać w atelier malarza?- Czy nie przyszło wam do głowy, że ciało Zwiętej może być tam ukryte? Totakie odludne, odizolowane od świata miejsce.Nikt nie podejrzewa, że mogłobybyć tam schowane.Zgromadzeni snuli domysły, stawiali hipotezy.Ferowali wyroki i skazywali.Wśród podejrzeń i intryg temat spotkania zszedł na dalszy plan.Wszyscy roz-90prawiali z podnieceniem.- Dualizm wyuzdany! - wykrzyknął jeden z niedocenianych artystów - tokierunek pseudoartystyczny, który wymyślił ten człowiek na określenie swoichdzieł, aby je drożej sprzedać.To zwykłe śmieci!LRTLRT- Milcz! - odpowiedział inny.- Popadasz w histerię, bo czujesz się zraniony.Nie potrafisz być obiektywny.-A cóż wspólnego ma dualizm wyuzdany z naszą Zwiętą?- Proszę o ciszę - zażądał stanowczo mistrz i patrząc na Mężczyznę o Za-mglonych Oczach, dodał: - Czy masz jakieś zdjęcia dziewczyny?- Tak, mistrzu.Wyciągnął spod szaty kopertę ze zdjęciami śpiącej Mazarine, zrobionymi tejnocy, kiedy włamał się do jej domu, i rozłożył je na kamiennym ołtarzu.- Przecież to Dziewica! - wybuchnął zbiorowy okrzyk.-Ty - mistrz wskazał na Mężczyznę o Zamglonych Oczach - zajmiesz sięposzukiwaniem jakiegoś śladu w atelier malarza.Fotografuj wszystko, co znaj-dziesz, choćby pozornie nie miało to związku z naszą misją.Zledz ją we dnie i wnocy, ale pamiętaj - ostrzegł - nie wystrasz jej.Działaj dyskretnie, tak żeby cię niezobaczyła.To zadanie wymaga sprytu, a nie siły.Czekaliśmy całe wieki, niepróbujmy zatem rozwikłać tej sprawy w ciągu paru dni.Spotkamy się ponownie wodpowiednim momencie.Mistrz dał znak, że uważa zebranie za zakończone.-Mon energie, c'est l'amour - powiedział z uniesioną w górę ręką.-Je l'accepte.Je te le donne - odpowiedzieli zebrani.27Mazarine szła boso po Champs Elysees, otulona w czarny wełniany płaszcz,spowita kokonem samotności, z sercem rozdartym rozczarowaniem.Po chorobiewznowiła ulubione lekcje w La Ruche.Spędzała tam całe dnie, mimo to nie po-trafiła znalezć sposobu na przekroczenie wyznaczonej przez Cadiza granicy.Niezaspokojony głód powodował bezustanny niepokój i niebezpiecznie popychałLRTją ku otchłani.Krzycząca zachłanność i nienasycenie.Wściekłość i miłość.Więzienie i chłód.Wystawa Sary Miller nadal zajmowała chodniki.Anonimowe istnienia wto-piły się w pejzaż miasta.Krzyk protestu wznoszony w szarej ulicznej rzeczywi-stości już nie przyciągał niczyjej uwagi.Cudze nieszczęście już nie zaskakiwało.Przechodnie mieli własne zmartwienia.Na szerokiej alei niespodziewanie natknęła się na fotografię mężczyzny, któryją śledził.Nie mogła wprost uwierzyć w to, co widzi: odrażający prześladowcaprężył wyzywająco pierś i demonstrował znajomy, tak bardzo jej drogi znak.Nie spuszczając wzroku ze zdjęcia mężczyzny, wyjęła medalion spod płasz-cza i porównała widniejący na nim symbol ze stygmatem odciśniętym na skórzetego człowieka.Były identyczne.O co tu chodzi? Co się kryje za tym znakiem?Kim jest tajemniczy nieznajomy? Czego od niej chce?Schowała medalion pod ubraniem i rozejrzała się czujnie w koło, szukając tychdziwnych oczu o pokrytych bielmem, zamglonym spojrzeniu, które ostatnio jąprześladowały.Ale nigdzie ich nie dostrzegła.Tego wieczoru Cadiz umówił się z nią pod Aukiem Triumfalnym.Pierwszyraz poza pracownią.Mazarine szła, a na jej twarz spadały delikatne płatki śniegu,zwiastuny nocy o satynowej bieli.Lubiła śnieg; pod nim uliczne brudy stawały sięniewidoczne.Paryż zmieniał się w miasto przepełnione melancholią, odludne iwyciszone.Biały całun tłumił zrozpaczony krzyk świata.W ciągu paru minut ulice pokrył nieskazitelnie czysty śnieg.Ludzie chowalisię przed nim pod parasolami, ale ona szła spokojnie.Bose stopy zostawiałyciemne ślady, jak na płótnie do malowania.LRTDługi marsz nie sprawiał jej bólu.Nie czuła zimna.Znieczuliła się na kaprysypogody.Przy końcu alei mglisty pejzaż przecinała ciemna sylwetka malarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Mężczyzna oZamglonych Oczach próbował zaimponować swoją wiedzą.- Do La Ruche? - ożywił się jeden z artystów.- Do Cadiza?- Znasz go? - zapytał mistrz.- A któż go nie zna, mistrzu? Przez niego moje dzieła pozostały nieznane.Zmonopolizował wszystko: galerie, marszandów, wielkie wystawy, publikacje,wydawnictwa.- Sądzisz, że Cadiz domyśla się, kim ona jest? zapytał mistrz.- Jeśli tak, jesteśmy zgubieni.Ten człowiek może sprawić, że dziewczynazniknie i nigdy już jej nie zobaczymy.On ma cały Paryż u swoich stóp.- Co może się dziać w atelier malarza?- Czy nie przyszło wam do głowy, że ciało Zwiętej może być tam ukryte? Totakie odludne, odizolowane od świata miejsce.Nikt nie podejrzewa, że mogłobybyć tam schowane.Zgromadzeni snuli domysły, stawiali hipotezy.Ferowali wyroki i skazywali.Wśród podejrzeń i intryg temat spotkania zszedł na dalszy plan.Wszyscy roz-90prawiali z podnieceniem.- Dualizm wyuzdany! - wykrzyknął jeden z niedocenianych artystów - tokierunek pseudoartystyczny, który wymyślił ten człowiek na określenie swoichdzieł, aby je drożej sprzedać.To zwykłe śmieci!LRTLRT- Milcz! - odpowiedział inny.- Popadasz w histerię, bo czujesz się zraniony.Nie potrafisz być obiektywny.-A cóż wspólnego ma dualizm wyuzdany z naszą Zwiętą?- Proszę o ciszę - zażądał stanowczo mistrz i patrząc na Mężczyznę o Za-mglonych Oczach, dodał: - Czy masz jakieś zdjęcia dziewczyny?- Tak, mistrzu.Wyciągnął spod szaty kopertę ze zdjęciami śpiącej Mazarine, zrobionymi tejnocy, kiedy włamał się do jej domu, i rozłożył je na kamiennym ołtarzu.- Przecież to Dziewica! - wybuchnął zbiorowy okrzyk.-Ty - mistrz wskazał na Mężczyznę o Zamglonych Oczach - zajmiesz sięposzukiwaniem jakiegoś śladu w atelier malarza.Fotografuj wszystko, co znaj-dziesz, choćby pozornie nie miało to związku z naszą misją.Zledz ją we dnie i wnocy, ale pamiętaj - ostrzegł - nie wystrasz jej.Działaj dyskretnie, tak żeby cię niezobaczyła.To zadanie wymaga sprytu, a nie siły.Czekaliśmy całe wieki, niepróbujmy zatem rozwikłać tej sprawy w ciągu paru dni.Spotkamy się ponownie wodpowiednim momencie.Mistrz dał znak, że uważa zebranie za zakończone.-Mon energie, c'est l'amour - powiedział z uniesioną w górę ręką.-Je l'accepte.Je te le donne - odpowiedzieli zebrani.27Mazarine szła boso po Champs Elysees, otulona w czarny wełniany płaszcz,spowita kokonem samotności, z sercem rozdartym rozczarowaniem.Po chorobiewznowiła ulubione lekcje w La Ruche.Spędzała tam całe dnie, mimo to nie po-trafiła znalezć sposobu na przekroczenie wyznaczonej przez Cadiza granicy.Niezaspokojony głód powodował bezustanny niepokój i niebezpiecznie popychałLRTją ku otchłani.Krzycząca zachłanność i nienasycenie.Wściekłość i miłość.Więzienie i chłód.Wystawa Sary Miller nadal zajmowała chodniki.Anonimowe istnienia wto-piły się w pejzaż miasta.Krzyk protestu wznoszony w szarej ulicznej rzeczywi-stości już nie przyciągał niczyjej uwagi.Cudze nieszczęście już nie zaskakiwało.Przechodnie mieli własne zmartwienia.Na szerokiej alei niespodziewanie natknęła się na fotografię mężczyzny, któryją śledził.Nie mogła wprost uwierzyć w to, co widzi: odrażający prześladowcaprężył wyzywająco pierś i demonstrował znajomy, tak bardzo jej drogi znak.Nie spuszczając wzroku ze zdjęcia mężczyzny, wyjęła medalion spod płasz-cza i porównała widniejący na nim symbol ze stygmatem odciśniętym na skórzetego człowieka.Były identyczne.O co tu chodzi? Co się kryje za tym znakiem?Kim jest tajemniczy nieznajomy? Czego od niej chce?Schowała medalion pod ubraniem i rozejrzała się czujnie w koło, szukając tychdziwnych oczu o pokrytych bielmem, zamglonym spojrzeniu, które ostatnio jąprześladowały.Ale nigdzie ich nie dostrzegła.Tego wieczoru Cadiz umówił się z nią pod Aukiem Triumfalnym.Pierwszyraz poza pracownią.Mazarine szła, a na jej twarz spadały delikatne płatki śniegu,zwiastuny nocy o satynowej bieli.Lubiła śnieg; pod nim uliczne brudy stawały sięniewidoczne.Paryż zmieniał się w miasto przepełnione melancholią, odludne iwyciszone.Biały całun tłumił zrozpaczony krzyk świata.W ciągu paru minut ulice pokrył nieskazitelnie czysty śnieg.Ludzie chowalisię przed nim pod parasolami, ale ona szła spokojnie.Bose stopy zostawiałyciemne ślady, jak na płótnie do malowania.LRTDługi marsz nie sprawiał jej bólu.Nie czuła zimna.Znieczuliła się na kaprysypogody.Przy końcu alei mglisty pejzaż przecinała ciemna sylwetka malarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]