[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To była Judy, doświadczona pielęgniarka z dużym stażem, która biegła w moimkierunku, ciągnąc za sobą urządzenie do podawania tlenu.Nie odpowiedziałem.Wciąż byłemw szoku.- Doktorze!- Co się stało? - Ocknąłem się w końcu.Judy nerwowo zaczęła wprowadzać mnie w sytuację.- Powiedziałyśmy jej, aby trochę pochodziła po korytarzu, zanim pójdzie do domu.Nistąd, ni zowąd straciła przytomność.W chwili, gdy ją znalazłam, już z trudem walczyła ooddech.Judy wymieniła parametry czynności życiowych.Uklęknąłem przy dziewczynie.Gdyodwróciłem jej głowę, dostrzegłem, że ma popielatą twarz i oczy nabrzmiałe łzami.Jej klatka piersiowa falowała tak, jakby walczyła z jakimś ciężarem, który jąprzygniata.W jej oczach - jeszcze przytomnych - zobaczyłem strach i oskarżenie.Do dziśpamiętam to spojrzenie, już chyba zawsze będzie mi towarzyszyć.- Nie mogę oddychać - powiedziała dziewczyna, z trudem chwytając powietrze.Zerknąłem na Judy i kazałem wezwać zespół ratunkowy.Potem skierowałem wzrok na pacjentkę i próbowałem ją uspokoić.- Wyjdziesz z tego - obiecałem.- Nadchodzi odsiecz.Tym razem ja byłem przerażony; musiała to usłyszeć w moim głosie.Zaczęła łkać.Wziąłem ją pod ramiona, uniosłem i oparłem o ścianę korytarza.Następnie podałem tlen zprzenośnej butli i przykucnąłem obok.Wydawało mi się przez moment, że jej stan siępoprawia.Twarz odzyskała normalny kolor, a gwałtowne falowanie klatki piersiowejwydawało się uspokajać.Pozwoliłem sobie na chwilę odprężenia.- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem nieco spokojniej, próbując się uśmiechnąć.Słyszałem kroki lekarzy pędzących do nas korytarzem.Popatrzyła na mnie znowu.Tym razem jednak jej oczy były puste.Nagle wywróciłysię do góry i opadła na podłogę.Wśród panującego wokół zamieszania rozpocząłemreanimację.Po kilku minutach uciskania klatki piersiowej cofnąłem się wyczerpany izdyszany, pozwalając zmienić się koledze.Stałem otępiały, patrząc jak postępuje zawał serca,lekarze krzyczą, a pielęgniarki miotają się, donosząc potrzebne rzeczy.Bała się.Dlaczego nie zleciłem więcej badań? Dlaczego z nią nie zostałem? - tłukłomi się po głowie.Trzydzieści minut pózniej zaprzestaliśmy wysiłków i stwierdziłem zgonkobiety, która trzy godziny wcześniej oznajmiła mi, że umrze.Wynik każdej części mojegobadania był w normie, ale ona wiedziała lepiej.Skąd wiedziała?Autopsja przeprowadzona po kilku dniach wykazała, że duży skrzep krwi zawędrowałdo jej płuc.Odkryto również, że kobieta miała rzadką, niezdiagnozowaną wcześniej chorobękrwi, z powodu której to się zdarzyło.Zatem istniało naukowe wytłumaczenie, dlaczegozmarła tamtego dnia.Jak jednak wyjaśnić jej sen?Od tego czasu zetknąłem się z wieloma dziwnymi zjawiskami.Jak w przypadku tegomężczyzny, który zgłosił się z rozsianym nowotworem, a rok pózniej choroba cofnęła sięcałkowicie, mimo iż nie wyraził zgody na terapię agresywną.Powinien umrzeć, a przeżył.Byłjeszcze człowiek, który domagał się hospitalizacji, ponieważ coś było nie tak , chociażwszystko świadczyło o tym, że się myli.Próbowaliśmy go wypisać ze szpitala, a on nie chciałwyjść i koniec.Wszyscy mieliśmy go za wariata, zleciliśmy nawet badania pod kątempsychiatrycznym, aż trzeciego dnia jego pobytu na oddziale, kardiomonitor w końcu uchwyciłzagrażającą życiu arytmię, która była przyczyną jego problemów.Podobnie jak moja młodapacjentka, on wiedział i prawdopodobnie nie byłoby go już wśród nas, gdyby posłuchałlekarzy.I jeszcze ta starsza kobieta, która oświadczyła mi 31 grudnia 1999 roku, że osiągnęłaswój cel, jakim było dożycie do końca wieku.- Dziś umrę, doktorze - powiedziała całkiem zwyczajnie.%7ładne badanie niewskazywało na to, że dzieje się z nią coś złego.Brak infekcji, żadnych problemów z sercem -nie znalazłem nic, co mogłoby prowadzić bezpośrednio do śmierci.Po prostu przyszła doszpitala, ponieważ była gotowa umrzeć.Zmarła kilka godzin pózniej, tak jak zapowiedziała.Przyczyny pozostały nieznane [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.To była Judy, doświadczona pielęgniarka z dużym stażem, która biegła w moimkierunku, ciągnąc za sobą urządzenie do podawania tlenu.Nie odpowiedziałem.Wciąż byłemw szoku.- Doktorze!- Co się stało? - Ocknąłem się w końcu.Judy nerwowo zaczęła wprowadzać mnie w sytuację.- Powiedziałyśmy jej, aby trochę pochodziła po korytarzu, zanim pójdzie do domu.Nistąd, ni zowąd straciła przytomność.W chwili, gdy ją znalazłam, już z trudem walczyła ooddech.Judy wymieniła parametry czynności życiowych.Uklęknąłem przy dziewczynie.Gdyodwróciłem jej głowę, dostrzegłem, że ma popielatą twarz i oczy nabrzmiałe łzami.Jej klatka piersiowa falowała tak, jakby walczyła z jakimś ciężarem, który jąprzygniata.W jej oczach - jeszcze przytomnych - zobaczyłem strach i oskarżenie.Do dziśpamiętam to spojrzenie, już chyba zawsze będzie mi towarzyszyć.- Nie mogę oddychać - powiedziała dziewczyna, z trudem chwytając powietrze.Zerknąłem na Judy i kazałem wezwać zespół ratunkowy.Potem skierowałem wzrok na pacjentkę i próbowałem ją uspokoić.- Wyjdziesz z tego - obiecałem.- Nadchodzi odsiecz.Tym razem ja byłem przerażony; musiała to usłyszeć w moim głosie.Zaczęła łkać.Wziąłem ją pod ramiona, uniosłem i oparłem o ścianę korytarza.Następnie podałem tlen zprzenośnej butli i przykucnąłem obok.Wydawało mi się przez moment, że jej stan siępoprawia.Twarz odzyskała normalny kolor, a gwałtowne falowanie klatki piersiowejwydawało się uspokajać.Pozwoliłem sobie na chwilę odprężenia.- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem nieco spokojniej, próbując się uśmiechnąć.Słyszałem kroki lekarzy pędzących do nas korytarzem.Popatrzyła na mnie znowu.Tym razem jednak jej oczy były puste.Nagle wywróciłysię do góry i opadła na podłogę.Wśród panującego wokół zamieszania rozpocząłemreanimację.Po kilku minutach uciskania klatki piersiowej cofnąłem się wyczerpany izdyszany, pozwalając zmienić się koledze.Stałem otępiały, patrząc jak postępuje zawał serca,lekarze krzyczą, a pielęgniarki miotają się, donosząc potrzebne rzeczy.Bała się.Dlaczego nie zleciłem więcej badań? Dlaczego z nią nie zostałem? - tłukłomi się po głowie.Trzydzieści minut pózniej zaprzestaliśmy wysiłków i stwierdziłem zgonkobiety, która trzy godziny wcześniej oznajmiła mi, że umrze.Wynik każdej części mojegobadania był w normie, ale ona wiedziała lepiej.Skąd wiedziała?Autopsja przeprowadzona po kilku dniach wykazała, że duży skrzep krwi zawędrowałdo jej płuc.Odkryto również, że kobieta miała rzadką, niezdiagnozowaną wcześniej chorobękrwi, z powodu której to się zdarzyło.Zatem istniało naukowe wytłumaczenie, dlaczegozmarła tamtego dnia.Jak jednak wyjaśnić jej sen?Od tego czasu zetknąłem się z wieloma dziwnymi zjawiskami.Jak w przypadku tegomężczyzny, który zgłosił się z rozsianym nowotworem, a rok pózniej choroba cofnęła sięcałkowicie, mimo iż nie wyraził zgody na terapię agresywną.Powinien umrzeć, a przeżył.Byłjeszcze człowiek, który domagał się hospitalizacji, ponieważ coś było nie tak , chociażwszystko świadczyło o tym, że się myli.Próbowaliśmy go wypisać ze szpitala, a on nie chciałwyjść i koniec.Wszyscy mieliśmy go za wariata, zleciliśmy nawet badania pod kątempsychiatrycznym, aż trzeciego dnia jego pobytu na oddziale, kardiomonitor w końcu uchwyciłzagrażającą życiu arytmię, która była przyczyną jego problemów.Podobnie jak moja młodapacjentka, on wiedział i prawdopodobnie nie byłoby go już wśród nas, gdyby posłuchałlekarzy.I jeszcze ta starsza kobieta, która oświadczyła mi 31 grudnia 1999 roku, że osiągnęłaswój cel, jakim było dożycie do końca wieku.- Dziś umrę, doktorze - powiedziała całkiem zwyczajnie.%7ładne badanie niewskazywało na to, że dzieje się z nią coś złego.Brak infekcji, żadnych problemów z sercem -nie znalazłem nic, co mogłoby prowadzić bezpośrednio do śmierci.Po prostu przyszła doszpitala, ponieważ była gotowa umrzeć.Zmarła kilka godzin pózniej, tak jak zapowiedziała.Przyczyny pozostały nieznane [ Pobierz całość w formacie PDF ]