[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiłowałam zachować twarz przy Ericu, ale teraz gdy wreszcie jestem sama,mogę dać wyraz radości.Nigdy me przypuszczałam, że będę mieszkać w takim niebywałymmieszkaniu, nigdy.Nagle parskam śmiechem.To jakieś szaleństwo.Ja.W takim miejscu!Znowu okręcam się na obcasie, zaczynam wirować z wyciągniętymi na boki ramionami, śmiejąc sięwariacko.Ja, Lexi Smart, mieszkam w tym nowoczesnym, zdalnie sterowanym pałacu!Sorry, Lexi Gardiner.Ta myśl rozśmiesza mnie jeszcze bardziej.Gdy się obu-84 dziłam, nawet nie wiedziałam, jak mam na nazwisko.A gdybym tak nazywała się Pratt-Bottom*? Cobym wtedy powiedziała?  Sorry, Ericu, jesteś świetnym facetem, ale za żadne skarby nie mogę."Brzdęk.Z zamyślenia wyrywa mnie odgłos rozbijanego szkła.Zatrzymuję się z przerażeniem.Niechcący potrąciłam ręką szklaną panterę wyciągniętą do skoku, która stała na półce.Teraz leży napodłodze w dwóch kawałkach.Już stłukłam cenną ozdobę, a jestem tu dopiero od trzech minut.Niech to szlag.Ostrożnie schylam się i dotykam większego kawałka pantery, tego z ogonem.Ma brzydkie ostrekrawędzie, a na podłodze leżą jeszcze drobne odłamki szkła.Za nic nie da się tego skleić.Robi mi się gorąco.Co mam teraz zrobić? A jeśli ten drobiazg był wart tysiąc funtów? A jeśli torodzinna pamiątka Erica? O czym ja myślałam, kręcąc tu piruety?Niepewnie biorę do ręki jeden kawałek szkła, a potem drugi.Będę musiała zamieść te odłamki i.Myśli przerywa mi elektroniczny brzęczyk.Gwałtownie podnoszę głowę.Wielki ekran naprzeciwkorozświetla się na niebiesko i pojawia się na nim wiadomość napisana dużymi literami:Cześć, Lexi.Jak się masz?Cholera! On mnie widzi.Obserwuje mnie.Jak w jakimś Big Brotherze!Przerażona, zrywam się na równe nogi i chowam kawałki szkła pod poduszkę na kanapie.- Cześć - z bijącym sercem mówię w stronę niebieskiego ekranu.- Nie chciałam tego zniszczyć, to byłwypadek.Cisza.Ekran jest martwy.- Ericu?-próbuję jeszcze raz.* Pratt (ang.) - paplanina, szczebiot; bottom - tyłek (przyp.tłum.).93 Brak odpowiedzi.Dobra, może jednak mnie nie widzi.Musiał wysłać e-mai-la z samochodu.Ostrożnie podchodzę doekranu i widzę zamontowaną na ścianie klawiaturę z małą srebrną myszką, dyskretnie ukrytą z boku.Klikam na  odpowiedz" i powoli wystukuję: Zwietnie, dzięki!Mogłabym to tam zostawić.Mogłabym wymyślić jakiś sposób, żeby skleić panterę.albo jąpodmienić.Nie.Bez przesady.Nie mogę zaczynać życia małżeńskiego od oszukiwania męża.Muszęzebrać się na odwagę i przyznać.Niechcący zbiłam szklaną panterę - piszę.- Naprawdęprzepraszam, mam nadzieję, że nie jest unikatowa.Naciskam  wyślij" i krążę w pobliżu, czekając na odpowiedz; wciąż sobie przy tym powtarzam, że niepowinnam się martwić.Bo nie mam przecież pewności, że to był bezcenny bibelot, prawda? Możewygraliśmy go na loterii? A może należy do mnie i Erie nigdy go nie lubił? Skąd mam wiedzieć?Skąd mam wiedzieć cokolwiek?Osuwam się na fotel, nagle przybita myślą, że tak mało wiem o własnym życiu.Gdybymprzypuszczała, że dostanę amnezji, przynajmniej porobiłabym notatki.Zostawiłabym sobie jakieśwskazówki. Uważaj na szklaną panterę, jest warta fortunę.PS.Lubisz pająki".Z ekranu dochodzi sygnał.Wstrzymuję oddech i unoszę wzrok: Oczywiście, że nie jest unikatowa!Nie przejmuj się.Czuję wielką ulgę.Wszystko w porządku.Dzięki! - odpisuję z uśmiechem.- Już niczego więcej nie stłukę, słowo!Nie mogę uwierzyć, że tak się zdenerwowałam.Nie mogę uwierzyć, że upchnęłam rozbitą panterę podpoduszką.Co ze mną, mam pięć lat? To mój dom.Jestem mężatką.I muszę się odpowiedniozachowywać.Wciąż uśmiechając się do siebie, unoszę poduszkę, żeby wyjąć kawałki szkła, izastygam.Jasna cholera!94 To przeklęte szkło pocięło przeklętą kremową kanapę.Musiałam nim zahaczyć, gdy wpychałam jepod poduszkę.Puszysta tkanina jest postrzępiona.Sofa za dziesięć tysięcy funtów.Odruchowo spoglądam na ekran, a potem szybko umykam wzrokiem, zdjęta strachem.Nie mogę sięprzyznać, że kanapę też zniszczyłam.To odpada.Dobra.Zrobię tak.nie powiem mu dzisiaj.Poczekam na odpowiedniejszą chwilę.Zdenerwowana,układam poduszki tak, żeby nie było widać rozcięcia.No.Wygląda jak nowa.Nikt przecież niezagląda pod poduszki, mam rację?Chwytam kawałki rozbitej pantery i ruszam do kuchni, wyposażonej w błyszczące szare lakierowaneszafki i gumową podłogę.Znajduję papierowe ręczniki, owijam w nie panterę, lokalizuję kosz naśmieci za opływowymi drzwiczkami jednej z szafek i wrzucam do niego szkło.I po kłopocie.Już nicwięcej nie zniszczę.W apartamencie rozlega się brzęczyk i unoszę głowę, pełna nadziei.To musi byćRosalie, moja nowa najlepsza przyjaciółka.Nie mogę się doczekać, żeby ją poznać.Rosalie okazuje się jeszcze chudsza niż na ślubnym DVD.Ma na sobie czarne spodnie typu capri,różowy kaszmirowy pulower w serek i wielkie okulary przeciwsłoneczne od Chanel, które odsunęławysoko na swoje blond włosy.Gdy otwieram drzwi, wydaje piskliwy okrzyk i upuszcza papierową to-rebkę firmową Jo Malone, trzymaną w ręku.- O mój Boże, Lexi.Twoja biedna twarz!- To nic takiego! - uspokajam ją.- Powinnaś była mnie zobaczyć sześć dni temu.Miałam na głowieopatrunek.- Biedactwo.Co za koszmar.- Podnosi torebkę, a potem całuje mnie w oba policzki.- Przyjechałabymwcześniej, ale wiesz, jak długo czekałam na miejsce w Cheriton Spa.- Wejdz.- Wskazuję kuchnię.- Masz ochotę na kawę?- Kotku.- Wygląda na zdziwioną.- Nie piję kawy.Doktor Andr� mi zabronił.Wiesz przecież.87 - A tak.- Milknę.- Bo chodzi o to.że nie pamiętam.Mam amnezję.Rosalie wpatruje się we mnie z uprzejmą nierozumiejącą miną.Czyżby nie wiedziała nic o tym? Eriejej nie powiedział?- Nie pamiętam nic z ostatnich trzech lat - próbuję od nowa.- Uderzyłam się w głowę i wszystkouleciało mi z pamięci.- O mój Boże.- Rosalie przykłada rękę do ust.- Erie wspominał o amnezji, mówił, że możesz mnie niepoznać.Myślałam, że żartuje!Zmiać mi się chce na widok jej przerażonej miny.- Nie, nie żartował.Jesteś dla mnie.jak nieznajoma.- Nieznajoma? - W jej głosie brzmi uraza.- Erie też był nieznajomy - dodaję pospiesznie.- Odzyskałam przytomność i nie wiedziałam, kim jest.Właściwie wciąż go nie znam.Zapada krótka cisza, podczas której Rosalie trawi te informacje.Oczyjej się rozszerzają; wydyma policzki i przygryza wargę.- O mój Boże - mówi w końcu.- Koszmar.- Nie znam tego domu.- Rozkładam szeroko ręce, wskazując otoczenie.- Nie poznaję go.Nie wiem,jak wygląda moje życie.Mogłabyś mi pomóc.opowiedzieć o różnych sprawach.- Jasne! Usiądzmy.- Kieruje się do kuchni.Rzuca torebkę Jo Malone na bufet i siada przy modnymstalowym stole śniadaniowym, a ja idę jej śladem, zastanawiając się, czy to ja wybrałam ten stół, czyErie, czy może zrobiliśmy to wspólnie.Unoszę głowę i widzę, że Rosalie mi się przygląda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •