[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Witam, panie mój - powiedziała, dygając.Will uznał, że wygląda uroczo w szarozielonej sukni,fartuszku i w czepku na włosach zaplecionych w warkocz.Przewiązała je pomarańczową wstążką - tą samą, którą niedawnozwiązał jedwabny pakunek kryjący jej chusteczkę.- Lady Eleanor Rodriguez, hrabino San Jaime - powitał ją zdwornym ukłonem.Roześmiała się, słysząc ten ceremonialny ton, aż ukazały siędołeczki w policzkach.- Mury naprawione, hrabio?- Mam nadzieję.Czy zastałem może panią Holton?- Niestety, nie.Poszła na rynek.Willa ucieszyła ta nowina.Oszczędziła mu niewygodnejrozmowy z upartą kobietą.- Wpadłem, żeby zapytać, czemu ostatnio nie uczęszcza dokościoła, ale ten temat może poczekać.Lady Eleanor spoważniała, przygryzając pełne wargi, copodsunęło mu myśl o pocałunku.-Była trochę przeziębiona - lojalnie usprawiedliwiła swojągospodynię, choć oboje wiedzieli, że ta żelazna dama nie zwykłanarzekać na zdrowie.- Cóż, w takim razie pozostawię wyjaśnienie tej kwestiipastorowi.-Z kim rozmawiasz, Ellie? - dobiegł głos z wnętrza domu.Will zesztywniał.Alchemik! Dotąd udawało mu się unikaćkontaktu z tym człowiekiem.Jego córka nerwowo splotła dłonie, zastanawiając sięnerwowo, jak uniknąć niezręcznego spotkania.- Z hrabią, panie. Wysoka postać w czarnej szacie obramowanej postrzępionączarną satyną, z gęsim piórem w ręku, wyłoniła się z pokoju wkońcu korytarza.-Ellie, co to za maniery? Zaproś gościa do domu.Panie.- SirArthur skłonił się z szacunkiem, jakby nie pamiętał, z kim ma doczynienia.Will cofnął się o krok.-Wybaczcie, panie, ale muszę już iść.-Błagam, zechciejcie zostać jeszcze przez chwilę, panie.Wtym naukowym odosobnieniu brakuje mi prawdziwych dysput.Damy są wspaniałe, ale nie zastąpią męskiego umysłu.Will nie mógł uwierzyć w krótką pamięć tego człowieka.Czymożliwe, aby sir Arthur zapomniał o niechęci, jaką hrabia żywiłdla niego i jego podejrzanej wiedzy?Biedna lady Eleanor - Ellie, bo tak zwracał się teraz do niej wmyślach - miała teraz buzię czerwoną jak pierś dzięcioła.-Ojcze, pozwolisz, że przejdę się z hrabią na krótkąprzechadzkę - powiedziała.- Zwietnie, Ellie.Pokaż hrabiemu, że nauczyłem cię dobrychmanier.%7łyczę dobrego dnia, hrabio. Alchemik z ukłonemwycofał się do swojego pokoju, mamrocząc coś do siebie oroztworach rtęci.Will odetchnął, kiedy wreszcie zszedł mu z oczu.- Dziękuję - powiedziała miękko lady Eleanor.- Za co? - zapytał Will, przysuwając się do niej.-Za to, że nie ujawniłeś swoich prawdziwych uczuć.Ojciecjest.- szukała słowa -.on po prostu dziecinnie patrzy na świat.Nie postrzega siebie tak, jak widzą go inni. I naprawdę nie rozumie, jakie szkody wyrządził waszejrodzinie.-Albo tobie, prawda?Sięgnęła do zasuwy, żeby otworzyć furtkę, lecz Will zastawiłsobą wyjście.Prowadził do niego korytarz z kwitnącego głogurozpiętego na pergoli.Ellie stała w nim niczym w ramie zkwiecia, którego biel podkreślała jej smagłą urodę.Will chłonąłten obraz, pragnąc zachować go w pamięci.Kiedy głębiejspojrzał dziewczynie w oczy, zobaczył, że ma tęczówkiinkrustowane złotymi cętkami.- Nie wiem - odparła szczerze, znów przygryzając dolnąwargę.- Czasami coś rozumie, ale przypomina to przebłyskitrzezwości u pijaka, który zaraz wraca do stanu upojenia.Dawnojuż przestałam mieć nadzieję na to, że kiedykolwiek otrzezwieje.Will odstąpił od furtki i wyszli na drogę.Ellie zobaczyła wuliczce Diega, który oprowadzał ogiera.-Ach, to twój koń? Widziałam go na turnieju.- Tak, mój - przytaknął skwapliwie Will, zadowolony, żeporzucili trudny temat sir Arthura.- Mam cię mu przedstawić?- Och, koniecznie.Jest wspaniały!- Będzie zaszczycony. Will z uśmiechem dał znakDie-gowi, by się zbliżył.-A twój sługa - skąd pochodzi?- Z północnej Afryki.- Pierwszy raz widzę kogoś o tak czarnej skórze.-W jego kraju to normalne, a dalej na południe ludzie mająskórę jeszcze ciemniejszą.Gdybyś tam była, patrzyliby na ciebiejak na dziwo. Roześmiała się.-Tak myślę.%7łałosne dziwo.Wątpił w to.Byłaby raczej ozdobą sułtańskiego haremu.- Diego, oto hrabina San Jaime - powiedział Will, kiedy sługasię zbliżył.- Chce pozdrowić Barbary'ego.Chłopak błysnął białymi zębami w szerokim uśmiechu.-Barbary lubi damy, piękna pani - rzekł dwornie.-A najbardziejlubi, kiedy głaszczą go po chrapach.Will ujął Ellie pod ramię ipodprowadził do konia.- Podejdz z boku, żeby mógł cię dobrze widzieć.- Zbliżyła sięostrożnie do rumaka  drobna postać u boku potężnegozwierzęcia - i jęła czule gładzić jego aksamitne chrapy.- Dobrze, Ellie.Już jest twój.Drgnęła, słysząc, że zwrócił się do niej po imieniu, ale Will nieżałował tej poufałości.Tak właśnie nazywał ją w myślach.I miałnadzieję, że może liczyć z jej strony na przyjazń, jeśli nie na coświęcej.- Czy dama życzy sobie przejażdżki, mój wielki panie?- zagadnął Diego niewinnym tonem, lecz zdradził go wesołybłysk w oczach.Ellie z radości aż klasnęła w dłonie.- Czy mogę? On jest takim pięknym stworzeniem! Will znajwyższą radością gotów był wypełnić tę prośbę.Szybko wskoczył na siodło, konotując sobie w myśli, bynagrodzić sługę szylingiem za ten świetny pomysł.- Zapraszam na przejażdżkę, Ellie.Siadaj przede mną.Ellie, z policzkami zaróżowionymi od zakłopotania i radościzarazem, przyjęła podaną dłoń i opierając stopę na bucie Willa,dosiadła konia, sadowiąc się bokiem przy łęku siodła. - Och! - wykrzyknęła cicho, kiedy uświadomiła sobie, jakblisko mężczyzny się znalazła.- Może jednak zsiądę.-Nie ma mowy, moja pani.- Will klasnął językiem i Barbaryruszył.- Nikt nas nie widzi.Kiedy kłusowali uliczką, miał wystarczająco dużo czasu, bystwierdzić, jak znakomicie do siebie pasują.Głowa Elliespoczywała w zagłębieniu jego szyi pod brodą, jakby od zawszetam było jej miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •