[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Basia nas karmiła, pani Renata wspierała mnie farmakologicznie.Bożena siedziała u Oli dwienoce, kiedy Robert siłą oderwał mnie od łóżka mojej dziewczy nki.Czuwałam przy niej, aż w końcu nie dałam rady.Czwartego dnia wieczorem poczułam siębardzo słabo.Ogarnął mnie lęk.Zcisnął za gardło, przy gniótł klatkę piersiową, utrudniającoddy chanie, i próbował pociągnąć mnie za sobą w ciemną, cuchnącą otchłań.Spadałam corazniżej i niżej, chociaż broniłam się zaciekle.Machałam rękami, próbując złapać się czegoś, alemoje palce trafiały ty lko w pustkę.Wy ciągałam głowę wy soko, próbując zaczerpnąć powietrza,lecz gardło miałam zaciśnięte, do piersi nie docierała ani odrobina tlenu.Zapadnięte płucazaczęły mnie palić wielkim bólem.Nagle usły szałam daleki głos.Ważny głos.Wołał mnie.Postarałam się jeszcze raz, zawalczy łam i całą sobą nabrałam powietrza.Wy ciągnęłam rękęi złapałam się tego głosu. Ciociu! Ciociu! wołał. Tutaj! Pomocy ! krzy czałam. Ciociu, obudz się!Ocknęłam się.Siedziałam na szpitalny m stołku, klatką piersiową i głową oparta na łóżku. Ciociu! Bardzo się przestraszy łam! krzy czała Olka. Ciociu! Już dobrze, nie krzy cz tak!Podniosłam się powoli.Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, torebkę i kurtkę, z trudem wsunęłamnogi w buty.Wcześniej je zdjęłam, bo nogi miałam spuchnięte i bardzo mnie bolały.Każdy ruchwy magał ogromnego wy siłku.Sapałam jak stara lokomoty wa, czułam każdą kosteczkę, każdymięsień, każde ścięgno. Ciociu, co ty robisz? Ola patrzy ła na mnie zdziwiony m wzrokiem. Wy chodzę wy sapałam. Ale jeszcze wcześnie i dziadka nie ma! Wy chodzę! Mam dość! Już dłużej nie dam rady ! Zobaczy my się, jak wy jdziesz ze szpitala! wy sapałam i odwróciłam się.Poczłapałam, lekko kulejąc, w stronę drzwi.Nawet nie potrafiłampowiedzieć, na którą nogę uty kam.Może na obie? Płuca paliły mnie boleśnie przy każdy moddechu. Ciociu? Przy jdziesz jutro? wołała za mną Ola. Ciociu, o której będziesz? Rano? Niepoddawała się.Jej ton stawał się coraz bardziej błagalny. Ciociu, powiedz, że przy jdziesz jutro!Tak jak zawsze.Nie odpowiedziałam.Nie miałam już siły.Nie mogłam mówić, widziałam coraz słabiej.%7łałowałam jedy nie, że nadal sły szę.Sły szałam jej żałosne prośby jeszcze do połowy kory tarza.Na dole zadzwoniłam z holu po Roberta.Usiadłam na krześle, opierając plecy o zimną szy bę.Dostanę zapalenia płuc, pomy ślałam. To wcale nie by łoby takie głupie odpowiedziałam głośno sama sobie. Co nie by łoby takie głupie? zapy tał Robert.Nie wiedziałam, skąd się tu znalazł. Jak ty to zrobiłeś? zapy tałam słaby m głosem. Przecież dopiero co do ciebie dzwoniłam.Wy ciągnął z kieszeni telefon i zerknął na niego. Dzwoniłaś dwadzieścia minut temu powiedział przepraszający m tonem. Spieszy łem się,jak mogłem. To by ło najkrótsze dwadzieścia minut w moim ży ciu.A teraz zabierz mnie do domu,gdziekolwiek by to miało by ć.Następnego dnia Robert obudził mnie rano. Aniu! Już czas jechać do szpitala. Nigdzie nie jadę mruknęłam.Czułam ból w cały m ciele.Mój poranny przegląd startowywy padł tragicznie.Nic nie funkcjonowało prawidłowo.Nawet duży palec u lewej nogi nie chciałodpowiadać na komendy z głowy. Jak to? Zostaję tutaj, żeby umrzeć.Nie pojechałam do Oli ani tego dnia, ani następnego, ani żadnego kolejnego do końca jejpoby tu w szpitalu.Robert próbował mnie mobilizować, prosić, potem jechał po emocjach,opowiadając, jak Ola za mną tęskni, a w końcu wściekał się i wrzeszczał.Wszy stko na nic.Niepojechałam.Basia zaglądała do mnie i przy nosiła swoje py szne wy pieki.Pomagała mi w gotowaniu.Siedziały śmy przy popołudniowej herbatce i szarlotce.Robert pojechał do szpitala zawiezćtrochę Olce. Mnie taka nigdy nie wy szła powiedziałam z ustami pełny mi py sznego ciasta. Za to inne rzeczy ci wy szły odrzekła uprzejmie Basia. Tak? A jakie na przy kład? zapy tałam z ironią. Bo na pewno nie Ola. Aniu, bardzo trudno dobrze wy chować własne dziecko, a co dopiero cudze! To, cozrobiłaś& Jest wielkie! przerwałam jej. I co z tego? zawołałam ze złością. Zobacz, do czegodoprowadziłam!Basia milczała. Wiesz, co, zmieńmy temat.Poopowiadaj, co u ludzi.Są nowe plotki? zaproponowałam pochwili już spokojniejszy m tonem. Plotki, jak to plotki, nigdy ich nie brak.Pamiętasz dy rektorkę szkoły ? Tę Nowaczy k? Nie, nie pamiętam! To ona nie by ła za twoich czasów? Nie! Ach! szepnęła rozczarowana Basia, ale po chwili spróbowała jeszcze raz: A pamiętasznaszego burmistrza? Juliusza? Tak! No jasne! Takiego burmistrza to się nie zapomina powiedziałam złośliwie. Jest teraz posłem! O! A z jakiej partii?! No jak to z jakiej? No proszę cię! zawołała z udawany m oburzeniem Basia. Tejnajbardziej prawej i sprawiedliwej!Roześmiałam się.Nastrój mi się poprawił i rozjaśniło mi się w głowie. Lepiej powiedz, co u Bożeny. Sama ci powie.Już się nie może doczekać, kiedy do ciebie przy jedzie na pogaduchy.Codziennie wy dzwania i py ta, czy już można. A chociaż jest szczęśliwa z ty m swoim chłopem? Bardzo, przy najmniej tak mówi.Zamy śliłam się na chwilę.Wróciły mi wspomnienia z pogotowia opiekuńczego.Z tej zimysprzed kilkunastu lat.Zatęskniłam za tamty m. To by ły zwariowane czasy powiedziałam z westchnieniem. A co się stało z Muchą? zapy tała Basia.Słońce przesłoniła mi chmura. Umarła ze starości odburknęłam.Nie chciałam konty nuować tego tematu. Wiesz, że twój następca, ten ordy nator na ginekologii, nie ży je? Sły szałam. Miał drugi zawał. Janek, chirurg, leży teraz na swoim oddziale i umiera na raka płuc.W ży ciu nie zapalił anijednego papierosa powiedziałam smutno. Twoja przy jaciółka też miała raka.Teraz to już łzy stanęły mi w oczach. Nie mogłam przy jechać na pogrzeb tłumaczy łam się. Wiem, Aniu, wiem.My wszy scy by liśmy.I Zuzia, i Bożena.Joanna na pewno by tozrozumiała. Joanna miała to już wtedy w dupie.Ja nie mogłam tego zrozumieć! zawołałam.Pochorowała się i umarła w najgorszy m momencie! By łam w szpitalu, tuż przed zabiegiem! Niemogła poczekać paru miesięcy, cholera jasna! Tak to już by wa.Moja siostra też nie poczekała.Umarła rok temu na raka piersi.Młoda,silna kobieta.Nie badała się.Podobno guz by ło widać na zewnątrz, wy obrażasz to sobie?Wy kształcona, oczy tana, oglądała telewizję, a nigdy w ży ciu nie zrobiła mammografii! wy krzy czała Basia, wstając od stołu.Zebrała szklanki i talerzy ki, pokrzątała się po kuchni.Siedziałam w milczeniu. Nie mogę jej tego wy baczy ć! wy rzuciła z siebie i rozpłakała sięna dobre. To nam się zrobił apel poległy ch powiedziałam, podchodząc i obejmując ją od ty łu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Basia nas karmiła, pani Renata wspierała mnie farmakologicznie.Bożena siedziała u Oli dwienoce, kiedy Robert siłą oderwał mnie od łóżka mojej dziewczy nki.Czuwałam przy niej, aż w końcu nie dałam rady.Czwartego dnia wieczorem poczułam siębardzo słabo.Ogarnął mnie lęk.Zcisnął za gardło, przy gniótł klatkę piersiową, utrudniającoddy chanie, i próbował pociągnąć mnie za sobą w ciemną, cuchnącą otchłań.Spadałam corazniżej i niżej, chociaż broniłam się zaciekle.Machałam rękami, próbując złapać się czegoś, alemoje palce trafiały ty lko w pustkę.Wy ciągałam głowę wy soko, próbując zaczerpnąć powietrza,lecz gardło miałam zaciśnięte, do piersi nie docierała ani odrobina tlenu.Zapadnięte płucazaczęły mnie palić wielkim bólem.Nagle usły szałam daleki głos.Ważny głos.Wołał mnie.Postarałam się jeszcze raz, zawalczy łam i całą sobą nabrałam powietrza.Wy ciągnęłam rękęi złapałam się tego głosu. Ciociu! Ciociu! wołał. Tutaj! Pomocy ! krzy czałam. Ciociu, obudz się!Ocknęłam się.Siedziałam na szpitalny m stołku, klatką piersiową i głową oparta na łóżku. Ciociu! Bardzo się przestraszy łam! krzy czała Olka. Ciociu! Już dobrze, nie krzy cz tak!Podniosłam się powoli.Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, torebkę i kurtkę, z trudem wsunęłamnogi w buty.Wcześniej je zdjęłam, bo nogi miałam spuchnięte i bardzo mnie bolały.Każdy ruchwy magał ogromnego wy siłku.Sapałam jak stara lokomoty wa, czułam każdą kosteczkę, każdymięsień, każde ścięgno. Ciociu, co ty robisz? Ola patrzy ła na mnie zdziwiony m wzrokiem. Wy chodzę wy sapałam. Ale jeszcze wcześnie i dziadka nie ma! Wy chodzę! Mam dość! Już dłużej nie dam rady ! Zobaczy my się, jak wy jdziesz ze szpitala! wy sapałam i odwróciłam się.Poczłapałam, lekko kulejąc, w stronę drzwi.Nawet nie potrafiłampowiedzieć, na którą nogę uty kam.Może na obie? Płuca paliły mnie boleśnie przy każdy moddechu. Ciociu? Przy jdziesz jutro? wołała za mną Ola. Ciociu, o której będziesz? Rano? Niepoddawała się.Jej ton stawał się coraz bardziej błagalny. Ciociu, powiedz, że przy jdziesz jutro!Tak jak zawsze.Nie odpowiedziałam.Nie miałam już siły.Nie mogłam mówić, widziałam coraz słabiej.%7łałowałam jedy nie, że nadal sły szę.Sły szałam jej żałosne prośby jeszcze do połowy kory tarza.Na dole zadzwoniłam z holu po Roberta.Usiadłam na krześle, opierając plecy o zimną szy bę.Dostanę zapalenia płuc, pomy ślałam. To wcale nie by łoby takie głupie odpowiedziałam głośno sama sobie. Co nie by łoby takie głupie? zapy tał Robert.Nie wiedziałam, skąd się tu znalazł. Jak ty to zrobiłeś? zapy tałam słaby m głosem. Przecież dopiero co do ciebie dzwoniłam.Wy ciągnął z kieszeni telefon i zerknął na niego. Dzwoniłaś dwadzieścia minut temu powiedział przepraszający m tonem. Spieszy łem się,jak mogłem. To by ło najkrótsze dwadzieścia minut w moim ży ciu.A teraz zabierz mnie do domu,gdziekolwiek by to miało by ć.Następnego dnia Robert obudził mnie rano. Aniu! Już czas jechać do szpitala. Nigdzie nie jadę mruknęłam.Czułam ból w cały m ciele.Mój poranny przegląd startowywy padł tragicznie.Nic nie funkcjonowało prawidłowo.Nawet duży palec u lewej nogi nie chciałodpowiadać na komendy z głowy. Jak to? Zostaję tutaj, żeby umrzeć.Nie pojechałam do Oli ani tego dnia, ani następnego, ani żadnego kolejnego do końca jejpoby tu w szpitalu.Robert próbował mnie mobilizować, prosić, potem jechał po emocjach,opowiadając, jak Ola za mną tęskni, a w końcu wściekał się i wrzeszczał.Wszy stko na nic.Niepojechałam.Basia zaglądała do mnie i przy nosiła swoje py szne wy pieki.Pomagała mi w gotowaniu.Siedziały śmy przy popołudniowej herbatce i szarlotce.Robert pojechał do szpitala zawiezćtrochę Olce. Mnie taka nigdy nie wy szła powiedziałam z ustami pełny mi py sznego ciasta. Za to inne rzeczy ci wy szły odrzekła uprzejmie Basia. Tak? A jakie na przy kład? zapy tałam z ironią. Bo na pewno nie Ola. Aniu, bardzo trudno dobrze wy chować własne dziecko, a co dopiero cudze! To, cozrobiłaś& Jest wielkie! przerwałam jej. I co z tego? zawołałam ze złością. Zobacz, do czegodoprowadziłam!Basia milczała. Wiesz, co, zmieńmy temat.Poopowiadaj, co u ludzi.Są nowe plotki? zaproponowałam pochwili już spokojniejszy m tonem. Plotki, jak to plotki, nigdy ich nie brak.Pamiętasz dy rektorkę szkoły ? Tę Nowaczy k? Nie, nie pamiętam! To ona nie by ła za twoich czasów? Nie! Ach! szepnęła rozczarowana Basia, ale po chwili spróbowała jeszcze raz: A pamiętasznaszego burmistrza? Juliusza? Tak! No jasne! Takiego burmistrza to się nie zapomina powiedziałam złośliwie. Jest teraz posłem! O! A z jakiej partii?! No jak to z jakiej? No proszę cię! zawołała z udawany m oburzeniem Basia. Tejnajbardziej prawej i sprawiedliwej!Roześmiałam się.Nastrój mi się poprawił i rozjaśniło mi się w głowie. Lepiej powiedz, co u Bożeny. Sama ci powie.Już się nie może doczekać, kiedy do ciebie przy jedzie na pogaduchy.Codziennie wy dzwania i py ta, czy już można. A chociaż jest szczęśliwa z ty m swoim chłopem? Bardzo, przy najmniej tak mówi.Zamy śliłam się na chwilę.Wróciły mi wspomnienia z pogotowia opiekuńczego.Z tej zimysprzed kilkunastu lat.Zatęskniłam za tamty m. To by ły zwariowane czasy powiedziałam z westchnieniem. A co się stało z Muchą? zapy tała Basia.Słońce przesłoniła mi chmura. Umarła ze starości odburknęłam.Nie chciałam konty nuować tego tematu. Wiesz, że twój następca, ten ordy nator na ginekologii, nie ży je? Sły szałam. Miał drugi zawał. Janek, chirurg, leży teraz na swoim oddziale i umiera na raka płuc.W ży ciu nie zapalił anijednego papierosa powiedziałam smutno. Twoja przy jaciółka też miała raka.Teraz to już łzy stanęły mi w oczach. Nie mogłam przy jechać na pogrzeb tłumaczy łam się. Wiem, Aniu, wiem.My wszy scy by liśmy.I Zuzia, i Bożena.Joanna na pewno by tozrozumiała. Joanna miała to już wtedy w dupie.Ja nie mogłam tego zrozumieć! zawołałam.Pochorowała się i umarła w najgorszy m momencie! By łam w szpitalu, tuż przed zabiegiem! Niemogła poczekać paru miesięcy, cholera jasna! Tak to już by wa.Moja siostra też nie poczekała.Umarła rok temu na raka piersi.Młoda,silna kobieta.Nie badała się.Podobno guz by ło widać na zewnątrz, wy obrażasz to sobie?Wy kształcona, oczy tana, oglądała telewizję, a nigdy w ży ciu nie zrobiła mammografii! wy krzy czała Basia, wstając od stołu.Zebrała szklanki i talerzy ki, pokrzątała się po kuchni.Siedziałam w milczeniu. Nie mogę jej tego wy baczy ć! wy rzuciła z siebie i rozpłakała sięna dobre. To nam się zrobił apel poległy ch powiedziałam, podchodząc i obejmując ją od ty łu [ Pobierz całość w formacie PDF ]