[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego?Dlaczego? No przecież inaczej się tu zanudzimy! Dosyć już mamy wysłuchiwania twoich monologóww ciemności! Twoje porywy duszy są śmiechu warte! Zmiechu warte.Wszyscy je miewają, wiesz!Wszyscy! A my akurat chcemy historii! W końcu po to tu przyszliśmy!Ufff.Co: ufff? Co z tobą? Czemu się tak krzywisz?Boję się dalszych cierpień.Ależ Mathilde.To wspaniała sprawa tak cierpieć, kiedy jest się w doskonałym zdrowiu.Toprzywilej! Tylko martwi dłużej nie cierpią.Rozchmurz się, kochana! Idz, biegnij, leć, rozmarz się,ustatkuj, krwaw lub ucztuj, ale żyj! Pożyj trochę! Twój niezle wypolerowany tyłek i piżmowe nogi tuttifrutti, no.rusz-że-tu-nimi dla nas, żebyśmy się mogli przyjrzeć.Bo pod płaszczykiem tych wielkich ariimoralizujesz tak samo jak my, chciałbym tylko zauważyć.Dlatego wez to na klatę, mała rewolucjonistkoz dobrej dzielnicy, no wez.Chociaż raz idz do końca za swoimi przekonaniami.Zostaw kompa, zostawwygody, Kopciuszku, zostaw swoje złe siostry, o których mówisz tak negatywnie, a pod których kuratelą tak dobrze odgrywa ci się rolę małej dziewczynki.Tak, zostaw flaszki, swój cynizm za dychę i matkę,która już nigdy nie wróci, i.Ej! A ty dokąd?Nie wierzę.Mój rower.No tak! Przecież to on! Przecież to mój najdroższy Jeannot! Och, co zaszczęście! Och, wciąż tu jest.Och, wciąż tu jesteś, moje złotko.Och, dziękuję.Och, brawo.Och, alenumer.Dobra, lecimy, pośpieszmy się, bo musimy nabrać sił.No, moja kupo złomu, mam dla ciebie robotę.5 Wiesz, Mathilde.Jeżeli rzeczywiście zależy ci na czymś w życiu, no cóż, rób, co tylko możesz,żeby tego nie stracić.Nie bój nic, święty Jean-Baptiste, nie bój nic.Nie widziałeś tego pod plisami mojej sukienki, ale jateż miałam bardzo ładny łańcuszek.===OAs6AmRQMwNnAzZXNg88BWQAZV07CjsPOAk8WW5cPQ8= Akt czwarty1Słońce łaskotało kariatydy budynku naprzeciwko, wyciskarka do soku burczała, czajnik śpiewał,piekarnik wskazywał 7.42, a Michel Delpech (albo Fugain) (albo Polnareff) (albo Berger) (albo Jonasz)(albo Sardou[4]) (albo co kto woli) meczał z samego rana.Julie sprawdzała daty przydatności do spożycia jogurtów z mleka sojowego fair trade z biośliwkami, a Pauline się niepokoiła: Widziałaś Mathilde? Nie.Już jej nie było, kiedy wstałam. Znowu?! No co też ona kombinuje tak wcześnie? Drugi lipca.Musimy się pospieszyć. Słucham? Jogurty.Chcesz jeden? Nie, dziękuję. Czekaj, no przecież właśnie przeterminowuje nam się kupa rzeczy, ej.To też przez nią! Przestaław ogóle jeść! Po co ona właściwie wstaje teraz tak wcześnie? Znalazła jakąś robotę? Nie mam pojęcia. A widziałaś te plany w jej pokoju? Z małymi szpileczkami powtykanymi to tu, to tam? Tak. Ale co ona w sumie majstruje? Nie mam pojęcia. Chce się przeprowadzić?Julie nie wiedziała, a Daniel Guichard śpiewał w kółko: le gitan le gitan le gitan le gitan le gitan legitan le gitan le gitan le gitan le gitan le gi.Ratunku.2W promieniu dobrych piętnastu minut piechotą wokół kawiarni, w której się spotkali (wyobrażałasobie, że może wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza albo rozprostować nogi między zamówieniami),Mathilde namierzyła dwieście dwadzieścia osiem restauracji i barów.I nie tylko.Wykreśliła z listy pizzerie, naleśnikarnie, herbaciarnie, restauracje arabskie i indyjskie,afgańskie, tybetańskie, makrobiotyczne i wegetariańskie.Wykalkulowała, że jadłodajnie tego typu niepotrzebują tak wielkich noży.228.Dwieście dwadzieścia osiem.Sto + sto + dwadzieścia + osiem.Wymagało to trochę organizacji: skserowała w powiększeniu i przypięła nad swoim biurkiemkawałki XVIII, XVI i XVII dzielnicy, po czym zaczęła je pokrywać małymi czerwonymi szpileczkami zamierzała je obskoczyć w rozsądny sposób.(Napoleon by tego lepiej nie wymyślił).Zaczęła od dzwonienia, ale szybko zdała sobie sprawę, że tak łatwo nie pójdzie.Nie wiedziała, jakon się nazywa, nie potrafiła go opisać, wskazać jego wieku, określić, od jak dawna miałby tampracować, nie umiała też podać powodów, dla których go poszukuje.Nie, nie, wcale nie zbiera danychdla inspekcji pracy ani nie chce zarezerwować stolika.Nadziewała się na mówiące przez nosautomatyczne sekretarki, zarobionych szefów sali albo szefów pogrążonych w rachunkach, którzy to, bez wyjątku, ostatecznie zawsze posyłali ją do diabła.Krótko mówiąc, czuć już było odwrotem z Moskwy, bez stąpania wcześniej po alejach Wagram czyJeny.Trzeba było przejść do ofensywy.Zaatakować.Chodzić.Chodzić za nim.Pokazywać się, uśmiechać, żartować, udawać starą znajomą, która akurat tamtędy przechodziła,młodszą siostrę z prowincji porzuconą w paryskich okolicach albo która pojechała na wycieczkę bezmisia w teczce, lub totalnie rozlazłą lasencję  zależnie od tego, z kim miała do czynienia.A przede wszystkim wcześnie wstawać.Na sali bowiem nie było czego szukać.Szefowie sali, dekoratorzy stołów, kelnerzy zmęczeni jeszczeprzed włożeniem swoich kamizelek, marni, ale wyniośli, w ząbek czesani managerowie sektorów,wszyscy ci ludzie, którzy są innymi osobami w pracy i poza nią.Są przyjazni, kiedy włożą strój dziennyi polują na napiwki, ale będą gryzć was po łydkach, kiedy, wciąż jeszcze w dresach, odkurzają lokal.Trzeba było wcześnie wstawać i szukać tylnego wejścia.Wejścia dla artystów i dostawców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •