[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może zechciałaby pani zjeść w towarzystwie moim i tej młodejdamy?- Tak - odpowiedziała ciotka Sophie.- Prawdę mówiąc z chęcią.Dzieci nie przestawały się gapić na kobietę w różowej sukni.Ciotkaprzyjęła ramię, które jej podał Ravenworth, Elizabeth wsparła się na jegodrugim ramieniu i tak ruszyli do gospody.Dokładnie w tym momencie Elizabeth zrozumiała prawdziweniebezpieczeństwo, na które się naraziła, przyjeżdżając do RavenworthHall.W rzeczywistości powinna się obawiać nie Bascomba, aleRavenwortha, który przy minimalnym wysiłku zdołał właśnie zdobyćkolejny kawałeczek jej serca.Rozdział 5Nicholas patrzył na kobietę, która leżała pod nim w ogromnym łożu.Długie, ciemne włosy spływały niczym jedwab na jej ramiona.Miałazaróżowioną twarz i oczy przesłonięte powiekami z gęstymi, czarnymirzęsami.Opierając się na łokciach, ponownie zagłębił się w jej ciało.Usłyszał jęk.Poznał drobne fale jej szczytowania.Jego ciało naprężyło się, dążąc dowyzwolenia, ale umysł pozostał dziwnie odrętwiały.Zamknął oczy i przez chwilę zamiast Miriam zobaczył inną.Kobietę oognistych, kasztanowych włosach i oczach, w których czaił się'diabelskiognik.Miała ciało piękniejsze niż to, które leżało pod nim, dłuższe nogi ijędrne, pełne piersi.Ciekaw był, czy jej sutki są małe i zwarte, czy teżduże i ciemne, jak u Miriam.Ciekaw był, jak smakuje jej skóra, czy jestnasiąknięta ciepłem ukochanego przez nią słońca.Pomyślał, jakby to było, gdyby znalazł się w jej ciele.I wtedy jego ciało zareagowało.Wyzwolenie przyszło nagle, potężnąfalą.Pchnął głęboko jeszcze dwa razy, biorąc to, co kiedyś wydawało musię tak upragnione, marnując nasienie w łonie kobiety, na której mu niezależało.Leżał w milczeniu, gdy wstała z łóżka i zaczęła się krzątać, wycierającdowody namiętności.Patrzył, jak się ubiera i wychodzi.Ale tym razem nie poszedł za nią.* * *Elizabeth usiadła na ławeczce z kutego żelaza, stojącej pod kamiennymmurem ogrodu.Ledwo rozwinięte listki plątana lekko ocieniały jej głowę.Na jednej z gałęzi wisiał mały karmnik dla ptaków w kształcie zamku.Maleńka gajówka ogrodowa, puszysty brunatny ptaszek z jaśniejszymbrzuszkiem i krótkim, szerokim ogonkiem, siedziała na miniaturowymmostku zwodzonym i dziobała nasionka.Elizabeth uśmiechnęła się, patrząc na ten obrazek.Bawiły ją drobne,ruchy głowy ptaka, który też ją od czasu do czasu obserwował.Usłyszała lekkie kroki na ścieżce i, podobnie jak gajówka, pospiesznieodwróciła głowę.- Przepraszam.Nie chciałam przeszkadzać.- Kobieta uśmiechnęła się, alew jej uśmiechu nie było ciepła.- Pani musi być panną Woolcot.Elizabeth wstała.- Jestem Elizabeth Woolcot.Nagle ścisnęło ją w dołku.Doskonale wiedziała, że ta piękna, ubrana wjedwabną suknię, ciemnowłosa kobieta to Miriam Beechcroft, ladyDandridge, kochanka Nicholasa Warringa.- Miałam nadzieję, że panią spotkam - powiedziała wicehrabina z mdłymuśmiechem na ustach.- Jestem lady Dandridge, bliską znajomą hrabiego.- Lady Dandridge.tak, wiem, kim pani jest.Już wcześniej tu paniąwidziałam.Delikatnie zarysowane brwi uniosły się do góry.- Doprawdy?Elizabeth tylko się uśmiechnęła.Dłuższa rozmowa z kochankąRavenwortha była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę.- Obawiam się, że jego lordowskiej mości nie ma teraz w domu.Wydajemi się, że miał jakąś sprawę do załatwienia z dzierżawcą.- Tak mi powiedziano.Lady Dandridge zerknęła do tyłu, na budynek z szarego kamienia.- Wszędzie jest pusto.To zupełnie niepodobne do Nicka.Zwykle mawokół siebie wielu ludzi.Najwyrazniej wszyscy wynieśli się do Londynu.- Jestem pewna, że tu wrócą - odparła Elizabeth z nutą sarkazmu, któregonawet nie usiłowała ukrywać.- Domyślam się, że to się pani nie podoba.- Jestem tu gościem.Nie mam prawa oceniać, czy mi się podobająprzyjaciele jego lordowskiej mości, czy też nie.A poza tym poznałamtylko kilku z nich.Wicehrabina machnęła dłonią okrytą nieskazitelnie białą rękawiczką.Elizabeth szybko zerknęła na swoje gołe ręce, obsypane piegami po wielugodzinach spędzonych na słońcu.- Przyznaję, że nie są to brylanty bez skazy - rzekła Miriam.- Nie mogępojąć, dlaczego Nicky się z nimi zadaje.- Posłała Elizabeth pełenzrozumienia, lekko protekcjonalny uśmiech.- Oczywiście, zawsze znajdąsię ludzie próbujący wykorzystać człowieka o takim majątku i pozycji,jak Ravenworth.Szpilka trafiła w cel.- Jestem tego pewna.- Taka była jego żona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Może zechciałaby pani zjeść w towarzystwie moim i tej młodejdamy?- Tak - odpowiedziała ciotka Sophie.- Prawdę mówiąc z chęcią.Dzieci nie przestawały się gapić na kobietę w różowej sukni.Ciotkaprzyjęła ramię, które jej podał Ravenworth, Elizabeth wsparła się na jegodrugim ramieniu i tak ruszyli do gospody.Dokładnie w tym momencie Elizabeth zrozumiała prawdziweniebezpieczeństwo, na które się naraziła, przyjeżdżając do RavenworthHall.W rzeczywistości powinna się obawiać nie Bascomba, aleRavenwortha, który przy minimalnym wysiłku zdołał właśnie zdobyćkolejny kawałeczek jej serca.Rozdział 5Nicholas patrzył na kobietę, która leżała pod nim w ogromnym łożu.Długie, ciemne włosy spływały niczym jedwab na jej ramiona.Miałazaróżowioną twarz i oczy przesłonięte powiekami z gęstymi, czarnymirzęsami.Opierając się na łokciach, ponownie zagłębił się w jej ciało.Usłyszał jęk.Poznał drobne fale jej szczytowania.Jego ciało naprężyło się, dążąc dowyzwolenia, ale umysł pozostał dziwnie odrętwiały.Zamknął oczy i przez chwilę zamiast Miriam zobaczył inną.Kobietę oognistych, kasztanowych włosach i oczach, w których czaił się'diabelskiognik.Miała ciało piękniejsze niż to, które leżało pod nim, dłuższe nogi ijędrne, pełne piersi.Ciekaw był, czy jej sutki są małe i zwarte, czy teżduże i ciemne, jak u Miriam.Ciekaw był, jak smakuje jej skóra, czy jestnasiąknięta ciepłem ukochanego przez nią słońca.Pomyślał, jakby to było, gdyby znalazł się w jej ciele.I wtedy jego ciało zareagowało.Wyzwolenie przyszło nagle, potężnąfalą.Pchnął głęboko jeszcze dwa razy, biorąc to, co kiedyś wydawało musię tak upragnione, marnując nasienie w łonie kobiety, na której mu niezależało.Leżał w milczeniu, gdy wstała z łóżka i zaczęła się krzątać, wycierającdowody namiętności.Patrzył, jak się ubiera i wychodzi.Ale tym razem nie poszedł za nią.* * *Elizabeth usiadła na ławeczce z kutego żelaza, stojącej pod kamiennymmurem ogrodu.Ledwo rozwinięte listki plątana lekko ocieniały jej głowę.Na jednej z gałęzi wisiał mały karmnik dla ptaków w kształcie zamku.Maleńka gajówka ogrodowa, puszysty brunatny ptaszek z jaśniejszymbrzuszkiem i krótkim, szerokim ogonkiem, siedziała na miniaturowymmostku zwodzonym i dziobała nasionka.Elizabeth uśmiechnęła się, patrząc na ten obrazek.Bawiły ją drobne,ruchy głowy ptaka, który też ją od czasu do czasu obserwował.Usłyszała lekkie kroki na ścieżce i, podobnie jak gajówka, pospiesznieodwróciła głowę.- Przepraszam.Nie chciałam przeszkadzać.- Kobieta uśmiechnęła się, alew jej uśmiechu nie było ciepła.- Pani musi być panną Woolcot.Elizabeth wstała.- Jestem Elizabeth Woolcot.Nagle ścisnęło ją w dołku.Doskonale wiedziała, że ta piękna, ubrana wjedwabną suknię, ciemnowłosa kobieta to Miriam Beechcroft, ladyDandridge, kochanka Nicholasa Warringa.- Miałam nadzieję, że panią spotkam - powiedziała wicehrabina z mdłymuśmiechem na ustach.- Jestem lady Dandridge, bliską znajomą hrabiego.- Lady Dandridge.tak, wiem, kim pani jest.Już wcześniej tu paniąwidziałam.Delikatnie zarysowane brwi uniosły się do góry.- Doprawdy?Elizabeth tylko się uśmiechnęła.Dłuższa rozmowa z kochankąRavenwortha była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę.- Obawiam się, że jego lordowskiej mości nie ma teraz w domu.Wydajemi się, że miał jakąś sprawę do załatwienia z dzierżawcą.- Tak mi powiedziano.Lady Dandridge zerknęła do tyłu, na budynek z szarego kamienia.- Wszędzie jest pusto.To zupełnie niepodobne do Nicka.Zwykle mawokół siebie wielu ludzi.Najwyrazniej wszyscy wynieśli się do Londynu.- Jestem pewna, że tu wrócą - odparła Elizabeth z nutą sarkazmu, któregonawet nie usiłowała ukrywać.- Domyślam się, że to się pani nie podoba.- Jestem tu gościem.Nie mam prawa oceniać, czy mi się podobająprzyjaciele jego lordowskiej mości, czy też nie.A poza tym poznałamtylko kilku z nich.Wicehrabina machnęła dłonią okrytą nieskazitelnie białą rękawiczką.Elizabeth szybko zerknęła na swoje gołe ręce, obsypane piegami po wielugodzinach spędzonych na słońcu.- Przyznaję, że nie są to brylanty bez skazy - rzekła Miriam.- Nie mogępojąć, dlaczego Nicky się z nimi zadaje.- Posłała Elizabeth pełenzrozumienia, lekko protekcjonalny uśmiech.- Oczywiście, zawsze znajdąsię ludzie próbujący wykorzystać człowieka o takim majątku i pozycji,jak Ravenworth.Szpilka trafiła w cel.- Jestem tego pewna.- Taka była jego żona [ Pobierz całość w formacie PDF ]