[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wresz-cie ściana.Grace potrąciła jednak stertę pudeł, próbującsię przysunąć do Dylana.Nie zwracając uwagi na nieani na hałas, jaki uczyniły, po omacku grzebała przyjego spodniach, żeby jak najszybciej dostać się dowzwiedzionego członka.Równocześnie jego palce zna-lazły nabrzmiałe miejsce przez jej majteczki.Niemalomdlała, osunęła się na niego.Przypomniała sobie niejasno, że zawsze chciała tozrobić w bibliotece.No, dobrze, to nie jest biblioteka,ale pachnie tu książkami, a gdy człowiek zamkniemocno oczy, łatwo może sobie wyobrazić, że tobiblioteka.A ona miała oczy bez wątpienia zamknięte.Seksualne safari 109 Pomóż.mi wyszeptała, nie mogąc sobie pora-dzić z jego paskiem.Gdy odsunął się nieco do tyłu, zrozumiała, dlaczegomiała z tym problemy.Jego pasek miał podwójnezapięcie.Podwójne zapięcie, na litość boską.Zaśmiałasię bez tchu, a ona naparł na nią, głowa przy głowie,walcząc o oddech.Właśnie zrozumiała zasady działania skomplikowa-nego urządzenia, które stanowiło męski odpowiednikpasa cnoty, gdy nagle złapał ją mocno za rękę.Zamarła.W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, żejuż nie jest do niej przytulony. Są tutaj.Serce niemal zatrzymało się w jej piersi. C.co?Odsunął się i wbił wzrok w pudło wciśnięte pomię-dzy inne. Moje książki.Grace osunęła się na ścianę, desperacko starającsię zrozumieć, o czym on mówi.A gdy w końcuzrozumiała, jej dłonie ścisnęły się w pięści.Obiecałasobie w duchu, że już nigdy w życiu nie zbliżysię do żadnego zaręczonego mężczyzny, jeśli tylkoDylan zapomni o tych cholernych książkach i skończyto, co zaczął.Zabrał się za wyciąganie kartonu.Zamknęła oczy.Najwyrazniej Bóg nie wysłuchiwał dzisiaj specjalnychpróśb.Zdążyła się odsunąć, zanim posypały się kartonyustawione na książkach Dylana.Już miała otworzyćusta i zażądać stanowczo powrotu do poprzedniegozajęcia, gdy powstrzymał ją jakiś ruch po drugiejstronie alejki. Tanja powiedział Dylan.110 Tori Carrington Rick dodała.Para wyglądała jak lustrzane odbicie tego, co onai Dylan robili jeszcze kilka chwil temu.Rick wsunąłdłoń pod modny, czarny sweter Tanji, a ona zaplątałapalce w jego włosy.Między ich złączone biodra niewcisnęłoby się nawet gazety, no, może przy użyciułomu.Grace uznała, że chyba powinna być zadowolonaz tego, że nie przyłapali pary kochającej się na kartoniez książkami Dylana.Ale bardziej martwiło ją to, żesama może zostać przyłapana.Pośpiesznie oderwała się od ściany, próbując do-prowadzić się do porządku.Dylan i para pod drugiejstronie zajęta była tym samym.Sytuacja była absurdal-na.Mogłaby się z tego śmiać, gdyby nie była w tejchwili tak napalona, że chciało się jej krzyczeć.Zduszony chichot Ricka przerwał niezręczne mil-czenie. Wygląda na to, że wszystkim nam to samo chodzipo głowie.Dylan wyprostował się gwałtownie. My szukamy moich książek.Uśmiech Ricka pozostał niewzruszony. My też.Grace wzniosła oczy do góry i wbiła wzrok w sufit. Dobrze, ustalmy fakty.Wszyscy szukaliśmy ksią-żek, zgadza się? Och, jak dobrze, że je państwo znalezli usłyszelipiątą osobę.Grace prawie podskoczyła pod sufit.Głos dyrektorkidochodził z bardzo bliska.Dylan podniósł pudło.Wyglądał już całkiem nor-malnie, ale włosy miał nadal cudownie zmierzwione. A, tak, znalezliśmy.Seksualne safari 111Dyrektorka skinęła w jego stronę. Panie doktorze, muszę pana prosić o odstawieniekartonu.To wbrew przepisom.Nie wolno panu doty-kać towaru. To moje książki.Uśmiechnęła się do niego protekcjonalnie. A ja za nie zapłaciłam.Proszę je odstawić.Ktośz moich pracowników po nie przyjdzie.Grace odchrząknęła i wyminęła Dylana, zwracającszczególną uwagę na to, żeby go nie dotknąć. Radzę ci robić, co ona każe.Nie wygląda mi nakogoś, z kim można zadzierać. Nie tylko z nią.Grace złapała aluzję i wlepiła w niego wzrok.Zachowywał się tak, jakby to ona go molestowała.Dziesięć minut pózniej Grace nie była ani trochębliższa pozbierania się po tym, co zaszło w magazynieniż w chwili, gdy to się działo.Po raz kolejny spraw-dziła, jak wygląda w lusterku w puderniczce, po czymposłała ukradkowe spojrzenie w kierunku Dylana.Siedział koło niej ze ściągniętą twarzą, zaciśniętymiustami i nadal bez książek.Zatrzasnęła puderniczkę. Dobrze, że znalazłeś te książki wtedy, kiedy jeznalazłeś, co? Nie muszę mówić, co by się inaczejstało.Szarpnął swój krawat. Nic by się nie stało. Spojrzał na nią odważnie. Przerwałbym to.Ależ on pewny siebie, gdy już po wszystkim. Ach, to dlatego nosisz pasek z podwójnym zapię-ciem.Spojrzał w dół.112 Tori Carrington To prezent.Grace podążyła wzrokiem za nim.Oczy się jejrozszerzyły na widok wybrzuszenia pod rozporkiem.Czyżby wciąż miał erekcję?Natychmiast oderwała myśli od niebezpiecznegoterytorium. Prezent? zapytała, starając się nie dać nic posobie poznać. Od narzeczonej?Skrzywił się.Uznała to za odpowiedz twierdzącą.Obejrzał się przez ramię w stronę drzwi prowadzą-cych na zaplecze. Dlaczego to tak cholernie długo trwa?Grace nie potrafiła się powstrzymać przed nachyle-niem w jego stronę i niedwuznacznym obniżeniemgłosu: Nie wiem.Pójdziemy sprawdzić?Podskoczył, a ona cofnęła się na swój kraniecstołu.Na jej twarzy odmalował się uśmiech satysfak-cji.Och, doktor Dylan mógł sobie udawać, że nie jesttak pobudzony, jak ona, ale zdradzały go jego własnereakcje.W miejscu publicznym może i pozostajepozornie nieczuły na jej wdzięki, ale wystarczyzamknąć ich gdzieś sam na sam albo gdzieś, gdzieim się wydaje, że są sam na sam i prawda wyłazina wierzch w całej swojej wypychającej spodnieokazałości.Dodawała jej otuchy świadomość, żenawet taki sztywniak nie panuje nad swoimi hor-monami bardziej, niż ona.Grace przyjęła od czytelniczki książkę do podpisa-nia, a kątem oka dostrzegła, że do Dylana podchodzijakaś kobieta: dobrze ubrana, młoda blondynka mniejwięcej w wieku Grace, najwyrazniej na polowaniu.Wbijała w Dylana wzrok, jakim wygłodniały człowiekwpatruje się w teksańskie żeberka z grilla.Seksualne safari 113Grace podała książkę czytelniczce i podziękowała jejmachinalnie, wyraznie bardziej zainteresowana kobie-tą zbliżającą się do Dylana z miną, która mówiła:,,wolna . Ojej, tylko niech mi pan nie mówi, że sprzedałpan już wszystkie książki? powiedziała wolno i prze-ciągle, z południowym akcentem, którego Grace bar-dzo jej zazdrościła.Roześmiała się na myśl o absurdzie tej sytuacji, zarazpo wypadkach na zapleczu.Dylan posłał jej pogardliwespojrzenie.Kobiecie najwyrazniej w ogóle nie przeszka-dzała Grace ani jej reakcja.Zaczęła szczebiotać: Tak bardzo chciałam ją kupić.Grace aż świerzbiło, żeby wypytać ją o znajomośćksiążki i o to, czemu właściwie chciała ją kupić, aleugryzła się w język.Z jej własnej książki kobieta napewno nie dowiedziałaby się niczego nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wresz-cie ściana.Grace potrąciła jednak stertę pudeł, próbującsię przysunąć do Dylana.Nie zwracając uwagi na nieani na hałas, jaki uczyniły, po omacku grzebała przyjego spodniach, żeby jak najszybciej dostać się dowzwiedzionego członka.Równocześnie jego palce zna-lazły nabrzmiałe miejsce przez jej majteczki.Niemalomdlała, osunęła się na niego.Przypomniała sobie niejasno, że zawsze chciała tozrobić w bibliotece.No, dobrze, to nie jest biblioteka,ale pachnie tu książkami, a gdy człowiek zamkniemocno oczy, łatwo może sobie wyobrazić, że tobiblioteka.A ona miała oczy bez wątpienia zamknięte.Seksualne safari 109 Pomóż.mi wyszeptała, nie mogąc sobie pora-dzić z jego paskiem.Gdy odsunął się nieco do tyłu, zrozumiała, dlaczegomiała z tym problemy.Jego pasek miał podwójnezapięcie.Podwójne zapięcie, na litość boską.Zaśmiałasię bez tchu, a ona naparł na nią, głowa przy głowie,walcząc o oddech.Właśnie zrozumiała zasady działania skomplikowa-nego urządzenia, które stanowiło męski odpowiednikpasa cnoty, gdy nagle złapał ją mocno za rękę.Zamarła.W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, żejuż nie jest do niej przytulony. Są tutaj.Serce niemal zatrzymało się w jej piersi. C.co?Odsunął się i wbił wzrok w pudło wciśnięte pomię-dzy inne. Moje książki.Grace osunęła się na ścianę, desperacko starającsię zrozumieć, o czym on mówi.A gdy w końcuzrozumiała, jej dłonie ścisnęły się w pięści.Obiecałasobie w duchu, że już nigdy w życiu nie zbliżysię do żadnego zaręczonego mężczyzny, jeśli tylkoDylan zapomni o tych cholernych książkach i skończyto, co zaczął.Zabrał się za wyciąganie kartonu.Zamknęła oczy.Najwyrazniej Bóg nie wysłuchiwał dzisiaj specjalnychpróśb.Zdążyła się odsunąć, zanim posypały się kartonyustawione na książkach Dylana.Już miała otworzyćusta i zażądać stanowczo powrotu do poprzedniegozajęcia, gdy powstrzymał ją jakiś ruch po drugiejstronie alejki. Tanja powiedział Dylan.110 Tori Carrington Rick dodała.Para wyglądała jak lustrzane odbicie tego, co onai Dylan robili jeszcze kilka chwil temu.Rick wsunąłdłoń pod modny, czarny sweter Tanji, a ona zaplątałapalce w jego włosy.Między ich złączone biodra niewcisnęłoby się nawet gazety, no, może przy użyciułomu.Grace uznała, że chyba powinna być zadowolonaz tego, że nie przyłapali pary kochającej się na kartoniez książkami Dylana.Ale bardziej martwiło ją to, żesama może zostać przyłapana.Pośpiesznie oderwała się od ściany, próbując do-prowadzić się do porządku.Dylan i para pod drugiejstronie zajęta była tym samym.Sytuacja była absurdal-na.Mogłaby się z tego śmiać, gdyby nie była w tejchwili tak napalona, że chciało się jej krzyczeć.Zduszony chichot Ricka przerwał niezręczne mil-czenie. Wygląda na to, że wszystkim nam to samo chodzipo głowie.Dylan wyprostował się gwałtownie. My szukamy moich książek.Uśmiech Ricka pozostał niewzruszony. My też.Grace wzniosła oczy do góry i wbiła wzrok w sufit. Dobrze, ustalmy fakty.Wszyscy szukaliśmy ksią-żek, zgadza się? Och, jak dobrze, że je państwo znalezli usłyszelipiątą osobę.Grace prawie podskoczyła pod sufit.Głos dyrektorkidochodził z bardzo bliska.Dylan podniósł pudło.Wyglądał już całkiem nor-malnie, ale włosy miał nadal cudownie zmierzwione. A, tak, znalezliśmy.Seksualne safari 111Dyrektorka skinęła w jego stronę. Panie doktorze, muszę pana prosić o odstawieniekartonu.To wbrew przepisom.Nie wolno panu doty-kać towaru. To moje książki.Uśmiechnęła się do niego protekcjonalnie. A ja za nie zapłaciłam.Proszę je odstawić.Ktośz moich pracowników po nie przyjdzie.Grace odchrząknęła i wyminęła Dylana, zwracającszczególną uwagę na to, żeby go nie dotknąć. Radzę ci robić, co ona każe.Nie wygląda mi nakogoś, z kim można zadzierać. Nie tylko z nią.Grace złapała aluzję i wlepiła w niego wzrok.Zachowywał się tak, jakby to ona go molestowała.Dziesięć minut pózniej Grace nie była ani trochębliższa pozbierania się po tym, co zaszło w magazynieniż w chwili, gdy to się działo.Po raz kolejny spraw-dziła, jak wygląda w lusterku w puderniczce, po czymposłała ukradkowe spojrzenie w kierunku Dylana.Siedział koło niej ze ściągniętą twarzą, zaciśniętymiustami i nadal bez książek.Zatrzasnęła puderniczkę. Dobrze, że znalazłeś te książki wtedy, kiedy jeznalazłeś, co? Nie muszę mówić, co by się inaczejstało.Szarpnął swój krawat. Nic by się nie stało. Spojrzał na nią odważnie. Przerwałbym to.Ależ on pewny siebie, gdy już po wszystkim. Ach, to dlatego nosisz pasek z podwójnym zapię-ciem.Spojrzał w dół.112 Tori Carrington To prezent.Grace podążyła wzrokiem za nim.Oczy się jejrozszerzyły na widok wybrzuszenia pod rozporkiem.Czyżby wciąż miał erekcję?Natychmiast oderwała myśli od niebezpiecznegoterytorium. Prezent? zapytała, starając się nie dać nic posobie poznać. Od narzeczonej?Skrzywił się.Uznała to za odpowiedz twierdzącą.Obejrzał się przez ramię w stronę drzwi prowadzą-cych na zaplecze. Dlaczego to tak cholernie długo trwa?Grace nie potrafiła się powstrzymać przed nachyle-niem w jego stronę i niedwuznacznym obniżeniemgłosu: Nie wiem.Pójdziemy sprawdzić?Podskoczył, a ona cofnęła się na swój kraniecstołu.Na jej twarzy odmalował się uśmiech satysfak-cji.Och, doktor Dylan mógł sobie udawać, że nie jesttak pobudzony, jak ona, ale zdradzały go jego własnereakcje.W miejscu publicznym może i pozostajepozornie nieczuły na jej wdzięki, ale wystarczyzamknąć ich gdzieś sam na sam albo gdzieś, gdzieim się wydaje, że są sam na sam i prawda wyłazina wierzch w całej swojej wypychającej spodnieokazałości.Dodawała jej otuchy świadomość, żenawet taki sztywniak nie panuje nad swoimi hor-monami bardziej, niż ona.Grace przyjęła od czytelniczki książkę do podpisa-nia, a kątem oka dostrzegła, że do Dylana podchodzijakaś kobieta: dobrze ubrana, młoda blondynka mniejwięcej w wieku Grace, najwyrazniej na polowaniu.Wbijała w Dylana wzrok, jakim wygłodniały człowiekwpatruje się w teksańskie żeberka z grilla.Seksualne safari 113Grace podała książkę czytelniczce i podziękowała jejmachinalnie, wyraznie bardziej zainteresowana kobie-tą zbliżającą się do Dylana z miną, która mówiła:,,wolna . Ojej, tylko niech mi pan nie mówi, że sprzedałpan już wszystkie książki? powiedziała wolno i prze-ciągle, z południowym akcentem, którego Grace bar-dzo jej zazdrościła.Roześmiała się na myśl o absurdzie tej sytuacji, zarazpo wypadkach na zapleczu.Dylan posłał jej pogardliwespojrzenie.Kobiecie najwyrazniej w ogóle nie przeszka-dzała Grace ani jej reakcja.Zaczęła szczebiotać: Tak bardzo chciałam ją kupić.Grace aż świerzbiło, żeby wypytać ją o znajomośćksiążki i o to, czemu właściwie chciała ją kupić, aleugryzła się w język.Z jej własnej książki kobieta napewno nie dowiedziałaby się niczego nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]