[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz spojrzał porucznikowi w oczy izaczął mówić zupełnie innym tonem: - Dlatego błagam cię opomoc.Jesteś żołnierzem i wierzę, że Bóg sprowadził cię tujako narzędzie jego działania.Sharpe wiedział, jak trudne było dla Hiszpana powiedzenietej prośby.Był przecież bardzo dumny244 ____________________S T R Z E L C Y _____________________człowiekiem i rzadko zdarzało mu się okazywanie takiej pokory.Ojciec Alzaga zaczął protestować chaotycznym i gardłowymgłosem, podczas gdy Richard nadal się wahał.Minęło jeszczez pół minuty, nim Anglik wreszcie się odezwał: Ale jest cena za moją pomoc, majorze.Vivarmomentalnie przyjął gniewną pozę. Cena?Porucznik powiedział, o co mu chodzi, a czyniąc to,zaakceptował szaleństwo majora.Ze względu na swoichstrzelców zgodził się obudzić świętego z jego wiecznego snu.Mógł udać się do miasta na polu gwiazd i odebrać jeprzeciwnikowi.Ale jego pomoc miała cenę.Następnego dnia, po porannym przeglądzie, Sharpeopuścił warownię i ruszył do miejsca, z którego mógłobserwować całe mile zimowego krajobrazu.Odległe wzgórzazdawały się nagie i blade, ostre jak stal, sterczące ku białemuniebu.Wiał zimny wiatr, który osłabiał ludzi i odbierał siłękoniom. Jeśli Vivar wkrótce nie wyruszy -pomyślał Richard -hiszpańskie konie nie będą w stanie jechać"Usiadł na skraju ścieżki, gdzie stok mocno opadał kudolinie.Zebrał z ziemi kilka kamyków, każdy mniej więcejwielkości kuli muszkietowej, i zaczął ciskać nimi w biały głaz,który znajdował się dwadzieścia jardów poniżej miejsca, gdziesiedział.Powiedział sobie, że jeśli trafi w niego pięć razy zrzędu, to bezpiecznie dotrze do miasta katedralnego.Czterypierwsze kamienie trafiły czysto w cel, odbijając się w kierunkurosnącego dookoła zielska i skalnego rumowiska.Miał jużochotę rzucić pod kątem piątym kamieniem, gdy ten wypadł muz ręki i trafił prosto w środek p.lazu.Dobry Boże, przecież tojakieś szaleństwo! Ostatniej nocy, przejęty powagą wydarzenia,pozwolił ponieść się245 B E R N A R D C O R N W E L Lprzejmującej opowieści majora Vivara o prastarym micie.Proporzec świętego, który zmarł prawie dwa tysiące lat temu!Rzucił kolejnym kamieniem i patrzył, jak, prześlizgując się popowierzchni głazu, spada na kępę chwastów, zwanych wHiszpanii trawą świętego Jakuba.Popatrzył w dal, gdzie lód i szron nadal utrzymywały się wzagłębieniach między szczytami i gdzie promienie słońcajeszcze nie docierały.Wiatr zawodził między wysokimi wieżamii blankami bastionu, który wznosił się za plecami oficera.Powiew przynosił orzezwiające poczucie czystości i chłodu, jakdawka rozsądku po otumaniającej ciemności i zapachu świecpoprzedniej nocy.To przecież szaleństwo, cholerneszaleństwo! Sharpe dał się na to namówić i wiedział, że choćwpłynął na niego entuzjazm Luizy, to całe przedsięwzięcie byłoidiotyczną rozróbą.\ Rzucił garścią kamieni, które mu jeszczepozostały, a te spadły na biały kamień jak kartacze wystrzelonez lufy j działa.Za jego plecami rozległ się odgłos kroków, który umilkł kilkajardów za nim.Potem cisza, aż w końcu rozległ się opryskliwygłos: Pan czegoś ode mnie chciał, sir?*Sharpe wstał.Obciągnął pas z mieczem i odwrócił się, byspojrzeć w pełne niechęci oczy Harpera.Irlandczyk zawahał się, ale zdjął czapkę, tak jak nakazywałregulamin. Sir? Harper.Kolejna przerwa.Szeregowiec oderwał wzrok od oficera ispojrzał za siebie. To nie jest w porządku, sir.Zupełnie nie jest.246 ____________________S T R Z E L C Y _____________________ Nie bądz taki żałosny.Kto by się jeszcze spodziewałsprawiedliwości w żołnierskim życiu?Strzelec zesztywniał, słysząc słowa porucznika, ale nieżachnął się i zachował kamienną twarz. Sierżant Williams był sprawiedliwym człowiekiem.lakjak kapitan Murray. I obaj nie żyją.Nie utrzymamy się przy życiu, jeślibędziemy się na wszystko zgadzać, Harper.Przeżyjemy, jeślibędziemy szybsi i bardziej podstępni niż nasi wrogowie.Znalazłeś paski?Olbrzym zawahał się ponownie, ale potem przytaknąłniechętnie głową.Zanurzył rękę w torbie na amunicję i wyjąłnaramienniki sierżanta, które były jeszcze obszyte świeżym ibiałym jedwabiem.Pokazał je i potrząsnął głową. Ale nadal twierdzę, że to nie w porządku, sir.Ale to była cena, jakiej zażądał Sharpe - Vivar miałprzekonać Irlandczyka, aby przyjął nowe obowiązki.JeśliHarper zaakceptuje funkcję i stopień sierżanta, Richard zewszystkimi swoimi ludzmi pomaszeruje do Santiago cleCompostela.Major był rozbawiony całą transakcją, ale obiecałwypełnić jej warunki. Nie przyjąłem tych pasków, sir, aby sprawić panuprzyjemność - Harper prowokował rozmyślnie, mając nadzieję,że swoją bezczelnością wpłynie na zmianę postawy oficera.-Robię to tylko dla majora.Opowiedział mi o proporcu, sir, i dlaniego zaniosę go do katedry, a potem oddam panu paskisierżanta. Jesteś sierżantem dla mojej przyjemności, Harper, i totak długo, jak będę tego potrzebował i chciał.To jest moja cenai masz to przyjąć do wiadomości.Znowu zapadła cisza.Wiatr zawodził na górskich szczy-tach i potrząsał jedwabnymi paskami w ręku Harpera.Sharpe'azaciekawiło, skąd tak drogi i poszukiwany materiał247 B E R N A R D C O R N W E L Lznalazł się w tak odległej fortecy, ale po chwili zapomniał, o tejsprawie.Zdał sobie sprawę, że zmierza w złym kierunku.Okazywał wrogość, zamiast szukać możliwości współpracy ztym człowiekiem.Tak jak Bias Vivar okazał pokorę, gdy prosił opomoc, tak teraz on powinien się trochę zniżyć, abyprzeciągnąć Irlandczyka na swoją stronę. Ja też nie chciałem przyjąć pasków sierżanta, gdy mije pierwszy raz oferowano - powiedział niezgrabnie.Harper wzruszył ramionami, chcąc pokazać porucznikowi,że dziwne wyznanie dowódcy nie zrobiło na nim wrażenia. Nie chciałem stać się psem strażniczym oficerów-ciągnął dalej Sharpe.- Moi kumple byli szeregowcamia moimi wrogami sierżanci i oficerowie.To musiało pobudzić w Irlandczyku jakąś nutę sympatii,gdyż na jego twarzy pojawił się grymas mieszaniny rozbawieniai żałości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •