[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skinął krótko głową i odwrócił się na pięcie. Zwietnie  rzucił tylko.Blizniacy spojrzeli na siebie z lekkim zdumieniem.Ingvar i Edvin czekali w napięciu, domyślając się, że nastąpiła zmiana planów.Przedstawił im swój pomysł.Obaj skinęli głowami na znak, że zrozumieli.Edvinpodniósł puste wiadro, spuścił je na linie za burtę, napełnił wodą i polał kuszę.Powtórzył całąoperację jeszcze dwa razy. Tak dla pewności  powiedział.Hal wskazał na beczułkę, w której leżało jeszcze pięć pocisków. Przygotuj dwa i podpal je, kiedy nadejdzie odpowiedni moment  polecił. Ingvarbędzie musiał się spieszyć.Kiedy się zatrzymamy, staniemy na kilka minut pod wiatr. Urwał i przez chwilę zastanawiał się, czy o czymś nie zapomniał. Jeszcze jedna rzecz.Jesteś skazany na samego siebie.Lydia będzie zajęta strzelaniem do łuczników.Edvin ściągnął brwi na myśl o czekającym go zadaniu. %7ładen problem.Wolę, żeby miała ich pod kontrolą. W porządku.Wszyscy na miejsca. Hal odwrócił się i zawołał do Stiga i blizniaków: Ruszamy! Kiedy Ulf i Wulf wybrali żagiel, Stig przesunął ster. Czapla zrobiła zwrot i po kilkusekundach znów pruła fale, zostawiając za sobą biały grzebień kilwateru.Barat zatrzymał się u podnóża palisady.Oddychał nierówno, ale nie z powoduwyczerpania, lecz nerwowego napięcia.Nie do wiary, ale udało im się przejść czterdzieścimetrów na otwartej przestrzeni, nie wywołując alarmu w szeregach wroga.Odwrócił się i zawołał cicho: Drapacze! Drabinki! Ruszajcie!Cztery drapacze przeleciały ponad palisadą, ciągnąc za sobą wężowate liny.Z głuchymhukiem uderzyły o palisadę, jeden po drugim.Dwaj ludzie, wyznaczeni do tego zadania,pociągnęli liny do momentu, aż drapacze wczepiły się w belki trzymetrowej palisady.Któryśz drapaczy odczepił się i spadł na ziemię.Jeden z mężczyzn zaklął cicho, podniósł go i zamierzyłsię do ponownego rzutu.Barat zwrócił się do pozostałych trzech: Nie czekajcie.Do dzieła!Dwaj mężczyzni, którzy przed chwilą przerzucili drapacze przez palisadę, uwiesili sięteraz całym ciężarem na linach, by utrzymać je sztywno napięte.Dwaj inni zrobili to samo.Trzymali między sobą włócznię.Pierwszy z grupy czterech mężczyzn postawił na niej stopę,a oni podsadzili go wysoko, aż chwycił się rękami brzegu palisady.Uważając, by nie nadziać sięna ostre zakończenia pionowych belek, przeskoczył lekko i stanął na kładce, ciągnącej się powewnętrznej stronie palisady.Dwaj kolejni dołączyli do niego po krótkiej chwili.Wyciągnęlimiecze, przesunęli tarcze z pleców na bok i ustawili się obok siebie, tworząc linię obrony.Tymczasem pozostali wojownicy zaczęli wspinać się po palisadzie.Barat zjawił się w drugiej grupie.Prędko rozejrzał się na boki.Pusto.Piratów nigdzie niebyło widać. Kompletnie ich zaskoczyliśmy , pomyślał, po czym cofnął się przed nadlatującymdrapaczem, który uderzył w kładkę zaledwie kilka centymetrów od niego.Kopniakiem strąciłdrapacz z kładki, by zaczepił o belki palisady.Lina napięła się, kiedy niewidoczny mężczyznapociągnął za nią, a potem zaczęła wibrować pod ciężarem wspinających się po niej wojowników. Alarm! Alarm! Wróg na palisadzie!  usłyszeli nagle.Barat skierował wzrok na jedną z wąskich krętych uliczek, biegnących od palisadyw stronę otwartego placu w centrum miasta.Trzej Madziarowie właśnie wychynęli zza rogui zobaczyli limmatan na szczycie palisady.Ruszyli w ich stronę, ale zaraz przystanęli z wahaniem.Uświadomili sobie, że nie mająszans w starciu z tak licznym przeciwnikiem, odwrócili się i rzucili do ucieczki, krzycząc naalarm.Barat przez krótką chwilę nie wiedział, co robić.Nikt nie bronił palisady.Hal miał rację.Większość piratów była na wieżach lub w centrum miasta.Wyciągniętym mieczem wskazałschody. Na ziemię!  zakrzyknął. Kierujcie się na plac.Deski kładki zatrzęsły się pod stopami wojowników, którzy ruszyli w stronę schodów.A niedaleko zachodniej wieży Skandianie właśnie nacierali na Madziarów.Maszerowaliprzed siebie w bojowym szyku, formując klin, ze Svengalem na czele, rytmicznie wznosząc i opuszczając topory.Piraci, kompletnie zaskoczeni, niezorganizowani, z oczami łzawiącymi oddymu, nie mieli szans w starciu ze Skandianami.Szczęście mieli ci, których nacierający wrogowie tylko zepchnęli na bok za pomocąciężkich drewnianych tarcz.Niektórzy, krwawiąc z ran, próbowali uciec z miejsca bitwy, czołgając się po ziemii krzycząc żałośnie.Inni leżeli tam, gdzie padli, nieruchomo, co mogło oznaczać tylko jedno.W pewnej chwili Svengal znalazł się naprzeciwko jednego z nielicznych Madziarów, zdolnychdo walki.Przez chwilę krążyli wokół siebie ostrzegawczo.Madziar był uzbrojony w ciężkąwłócznię, którą trzymał pod pachą, mniej więcej w połowie długości, oraz okrągłą tarczęz drewna i metalu.Zamierzył się włócznią, ale coś w jego wzroku podpowiedziało Svengalowi, że blefuje.Nie ruszając się więc z miejsca, uśmiechnął się i powiedział: Musisz się bardziej postarać. W tym momencie Hendrik, bosman z  WilczegoWichru , wzniósł topór za plecami Madziara. Zostaw go!  rzucił Svengal i Hendrik odszedłniechętnie, by poszukać innego przeciwnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •