[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wsiadając do autobusu, była jużniezle przemoczona, a gdy wysiadała przed biurem, lało jak z cebra.Gdybymiała samochód, życie byłoby o wiele łatwiejsze.Nadal stała przy kserokopiarce, czekając na pięćdziesiątą kopię swegolistu, gdy w drzwiach biura pojawił się Karr, otrzepując płaszcz nieprzemakalnyz kilku kropli wody.- Zobaczyłem cię przebiegającą przez ulicę - powiedział.Dziwne, aleMaggie spodziewała się tego spotkania.W pewnym sensie uważała je za nieuchronne.W takim razie dlaczego nawidok Karra doznała jakiegoś niepokojącego uczucia, i tak mocno zatrzepotałojej serce? Ostatecznie, to był tylko zwykły pocałunek, powtarzała sobie wmyślach.Bezwiednie poszukała spojrzeniem jego warg, czując wzrastającywewnętrzny niepokój od natłoku wspomnień.Pewnie dlatego mnie pocałował, żebym straciła jasność oceny sytuacji,rozmyślała gorączkowo.Powinnam zachować się rozsądnie i nie dać po sobiepoznać, że rzeczywiście zmącił moje myśli.- Widzę, że twój radar nadal świetnie pracuje - wyszeptała, układająckopie.- Bez wątpienia.- Głos miał niski, intymny.- Mam nadzieję, że nie maszjuż kłopotów z ogrzewaniem.- 55 -SROgarnęło ją niezrozumiałe podniecenie; dopiero po dłuższej chwilidotarło do niej, że Karr mówi o piecu gazowym.Oby tylko nie domyślił się, żeto ona sama płonęła żywym ogniem.- Wszystko w porządku.- Starała się opanować drżenie głosu.- Ale skorojuż mowa o domu, zawiadamiam cię, że ciśnienie wody jest nadal za słabe.- Przykro mi, ale dziś już niewiele zdziałam - powiedział bez cieniawspółczucia.- A ponieważ jutro jest środa, dzień twojej wyprowadzki, nie wartojuż się tym trudzić.Podeszła do kasy, żeby zapłacić za odbitki.- Kiedyś będziesz musiał naprawić instalacje hydrauliczne, jeśli chceszkorzystnie wynajmować te apartamenty - odrzekła głosem pełnym nagany.- A kto ci powiedział, że zamierzam wynajmować apartamenty? - zdziwiłsię szczerze.Maggie zaniemówiła z wrażenia.Kasjerka musiała jej przypomnieć ozabraniu reszty.Bezwiednie wrzuciła pieniądze do kieszeni płaszcza.- Nie masz takiego zamiaru? - powtórzyła jak echo.Karr wziął ją podramię i poprowadził w stronę drzwi.- Gdybym miał taki zamiar, dlaczego narażałbym się na tyle kłopotów iwydatków, żeby wszystkich stamtąd przenieść? - Mówił spokojnie, jakbywyjaśniał rzecz oczywistą.Co więcej, mówił poważnie, śmiertelnie poważnie.Ito właśnie było przerażające.Jakże mogła zapomnieć, że Eagle's Landing to nie tylko sam dom, aletakże ogromny teren, który można było znakomicie wykorzystać, przeznaczającpod budowę kolejnego rzędu jednakowych domków! Jeśli wytnie się drzewa wparku, zasypie staw i wybetonuje cały teren, można tam postawić co najmniejsetkę szeregowych domków.- Zamierzasz więc zburzyć dom i zbudować więcej tych obrzydliwych,małych pudełek? - Głos Maggie przeszedł w przerazliwy pisk.Karr wsunął niedbale ręce do kieszeni płaszcza.- 56 -SR- Wcale nie powiedziałem, że mam taki zamiar - rzekł spokojnie.- W takim razie może chcesz mi wmówić, że zamierzasz przebudowaćdom, żeby samemu się do niego wprowadzić?- Mówiła coraz szybciej, z wolna tracąc nad sobą panowanie.- To coś, nad czym warto się zastanowić - rzekł po głębszym namyśle,jakby drocząc się z nią.- Och, dajże spokój, Karr.Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w roli panana włościach.To całkiem nie w twoim stylu i dobrze o tym wiesz!- Przecież to była twoja sugestia - zaprotestował.- Gdzie teraz mieszkasz? - ośmieliła się spytać.- W jednym z moich domków w mieście.I bardzo mi się tam podoba.Aha, przypomniałem sobie, że w ostatni weekend wynajęliśmy kolejne trzymieszkania i dwa domy, a więc.- Nic mnie to nie obchodzi - ucięła.- Och, to mnie też nie.- Jego oczy zabłysły złośliwie.- Ale muszę cię uczciwie ostrzec, że dalej tak postępując, nie będzieszmiała innego wyboru, jak wprowadzić się do mnie.- 57 -SRROZDZIAA PITYKarr zaproponował Maggie podwiezienie, lecz ona odmówiła.Nadal niemogła wyjść z szoku - porażona wiadomością, że jej ukochany dom wkrótcezamieni się w kupę gruzu.Musiała coś z tym zrobić - teraz to nie ulegało kwestii! Sprawa w jednejchwili nabrała całkiem nowego wymiaru - nie była to już tylko jej osobistaniewygoda.Być może dach w Eagle's Landing przeciekał, kominy rozpadałysię, a z elewacji łuszczyła się farba - ale to jeszcze nie oznaczało, że zasługiwałna zburzenie i zastąpienie go rzędem jednakowych domków!Na myśl o domkach w mieście przypomniała sobie o Libby.Wstąpiła dokwiaciarni po kwiaty i skierowała się w stronę rzędu domków Karra Elliota.Postanowiła podzielić się złymi wieściami z przyjaciółką.Nie pamiętała numeru domu Montgomerych, a długi rząd identycznychfrontowych drzwi przedstawiał widok zniechęcający.W dodatku padało corazmocniej, a deszcz ograniczał widoczność.Maggie schowała owinięte w foliękwiaty pod płaszcz i przyspieszyła kroku.Minęła garaż, front domu, któregodrzwi pomalowane były na kanarkowy kolor, potem następny garaż i następnydom.Na drzwiach trzeciego z kolei domku znajdowała się tabliczka z napisem: Biuro wynajmu i sprzedaży".Po krótkiej chwili wahania Maggie weszła dośrodka.Jeśli nie zapyta o adres, to będzie szukać Libby do póznej nocy.Siedząca za biurkiem brunetka posłała jej przyjazne spojrzenie:- W czym mogę pani pomóc? - spytała.Nim zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach sekretariatu pojawił się Karrubrany w płaszcz przeciwdeszczowy.- Witaj, Maggie.Nie chciałaś ze mną pojechać, żebym nie wiedział, że siędo mnie wybierasz? - Uśmiechnął się leniwie.- 58 -SR- Czy mogę cię osobiście oprowadzić, czy wolisz zrobić to sama?Powinna się domyślić, że po rozstaniu z nią wróci do biura! A może to poprostu pech albo.przeznaczenie?- Interesuje mnie tylko jeden typ domku: Wakefield.- O ile dobrzepamiętała, Karr nadmienił już, że wszystkie domy tego typu zostały sprzedane.Karr zrozumiał aluzję.- Wkrótce zaczniemy budowę następnych - powiedział.Zapewne wmiejscu Eagle's Landing!Maggie ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć czegoś obrazliwego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wsiadając do autobusu, była jużniezle przemoczona, a gdy wysiadała przed biurem, lało jak z cebra.Gdybymiała samochód, życie byłoby o wiele łatwiejsze.Nadal stała przy kserokopiarce, czekając na pięćdziesiątą kopię swegolistu, gdy w drzwiach biura pojawił się Karr, otrzepując płaszcz nieprzemakalnyz kilku kropli wody.- Zobaczyłem cię przebiegającą przez ulicę - powiedział.Dziwne, aleMaggie spodziewała się tego spotkania.W pewnym sensie uważała je za nieuchronne.W takim razie dlaczego nawidok Karra doznała jakiegoś niepokojącego uczucia, i tak mocno zatrzepotałojej serce? Ostatecznie, to był tylko zwykły pocałunek, powtarzała sobie wmyślach.Bezwiednie poszukała spojrzeniem jego warg, czując wzrastającywewnętrzny niepokój od natłoku wspomnień.Pewnie dlatego mnie pocałował, żebym straciła jasność oceny sytuacji,rozmyślała gorączkowo.Powinnam zachować się rozsądnie i nie dać po sobiepoznać, że rzeczywiście zmącił moje myśli.- Widzę, że twój radar nadal świetnie pracuje - wyszeptała, układająckopie.- Bez wątpienia.- Głos miał niski, intymny.- Mam nadzieję, że nie maszjuż kłopotów z ogrzewaniem.- 55 -SROgarnęło ją niezrozumiałe podniecenie; dopiero po dłuższej chwilidotarło do niej, że Karr mówi o piecu gazowym.Oby tylko nie domyślił się, żeto ona sama płonęła żywym ogniem.- Wszystko w porządku.- Starała się opanować drżenie głosu.- Ale skorojuż mowa o domu, zawiadamiam cię, że ciśnienie wody jest nadal za słabe.- Przykro mi, ale dziś już niewiele zdziałam - powiedział bez cieniawspółczucia.- A ponieważ jutro jest środa, dzień twojej wyprowadzki, nie wartojuż się tym trudzić.Podeszła do kasy, żeby zapłacić za odbitki.- Kiedyś będziesz musiał naprawić instalacje hydrauliczne, jeśli chceszkorzystnie wynajmować te apartamenty - odrzekła głosem pełnym nagany.- A kto ci powiedział, że zamierzam wynajmować apartamenty? - zdziwiłsię szczerze.Maggie zaniemówiła z wrażenia.Kasjerka musiała jej przypomnieć ozabraniu reszty.Bezwiednie wrzuciła pieniądze do kieszeni płaszcza.- Nie masz takiego zamiaru? - powtórzyła jak echo.Karr wziął ją podramię i poprowadził w stronę drzwi.- Gdybym miał taki zamiar, dlaczego narażałbym się na tyle kłopotów iwydatków, żeby wszystkich stamtąd przenieść? - Mówił spokojnie, jakbywyjaśniał rzecz oczywistą.Co więcej, mówił poważnie, śmiertelnie poważnie.Ito właśnie było przerażające.Jakże mogła zapomnieć, że Eagle's Landing to nie tylko sam dom, aletakże ogromny teren, który można było znakomicie wykorzystać, przeznaczającpod budowę kolejnego rzędu jednakowych domków! Jeśli wytnie się drzewa wparku, zasypie staw i wybetonuje cały teren, można tam postawić co najmniejsetkę szeregowych domków.- Zamierzasz więc zburzyć dom i zbudować więcej tych obrzydliwych,małych pudełek? - Głos Maggie przeszedł w przerazliwy pisk.Karr wsunął niedbale ręce do kieszeni płaszcza.- 56 -SR- Wcale nie powiedziałem, że mam taki zamiar - rzekł spokojnie.- W takim razie może chcesz mi wmówić, że zamierzasz przebudowaćdom, żeby samemu się do niego wprowadzić?- Mówiła coraz szybciej, z wolna tracąc nad sobą panowanie.- To coś, nad czym warto się zastanowić - rzekł po głębszym namyśle,jakby drocząc się z nią.- Och, dajże spokój, Karr.Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w roli panana włościach.To całkiem nie w twoim stylu i dobrze o tym wiesz!- Przecież to była twoja sugestia - zaprotestował.- Gdzie teraz mieszkasz? - ośmieliła się spytać.- W jednym z moich domków w mieście.I bardzo mi się tam podoba.Aha, przypomniałem sobie, że w ostatni weekend wynajęliśmy kolejne trzymieszkania i dwa domy, a więc.- Nic mnie to nie obchodzi - ucięła.- Och, to mnie też nie.- Jego oczy zabłysły złośliwie.- Ale muszę cię uczciwie ostrzec, że dalej tak postępując, nie będzieszmiała innego wyboru, jak wprowadzić się do mnie.- 57 -SRROZDZIAA PITYKarr zaproponował Maggie podwiezienie, lecz ona odmówiła.Nadal niemogła wyjść z szoku - porażona wiadomością, że jej ukochany dom wkrótcezamieni się w kupę gruzu.Musiała coś z tym zrobić - teraz to nie ulegało kwestii! Sprawa w jednejchwili nabrała całkiem nowego wymiaru - nie była to już tylko jej osobistaniewygoda.Być może dach w Eagle's Landing przeciekał, kominy rozpadałysię, a z elewacji łuszczyła się farba - ale to jeszcze nie oznaczało, że zasługiwałna zburzenie i zastąpienie go rzędem jednakowych domków!Na myśl o domkach w mieście przypomniała sobie o Libby.Wstąpiła dokwiaciarni po kwiaty i skierowała się w stronę rzędu domków Karra Elliota.Postanowiła podzielić się złymi wieściami z przyjaciółką.Nie pamiętała numeru domu Montgomerych, a długi rząd identycznychfrontowych drzwi przedstawiał widok zniechęcający.W dodatku padało corazmocniej, a deszcz ograniczał widoczność.Maggie schowała owinięte w foliękwiaty pod płaszcz i przyspieszyła kroku.Minęła garaż, front domu, któregodrzwi pomalowane były na kanarkowy kolor, potem następny garaż i następnydom.Na drzwiach trzeciego z kolei domku znajdowała się tabliczka z napisem: Biuro wynajmu i sprzedaży".Po krótkiej chwili wahania Maggie weszła dośrodka.Jeśli nie zapyta o adres, to będzie szukać Libby do póznej nocy.Siedząca za biurkiem brunetka posłała jej przyjazne spojrzenie:- W czym mogę pani pomóc? - spytała.Nim zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach sekretariatu pojawił się Karrubrany w płaszcz przeciwdeszczowy.- Witaj, Maggie.Nie chciałaś ze mną pojechać, żebym nie wiedział, że siędo mnie wybierasz? - Uśmiechnął się leniwie.- 58 -SR- Czy mogę cię osobiście oprowadzić, czy wolisz zrobić to sama?Powinna się domyślić, że po rozstaniu z nią wróci do biura! A może to poprostu pech albo.przeznaczenie?- Interesuje mnie tylko jeden typ domku: Wakefield.- O ile dobrzepamiętała, Karr nadmienił już, że wszystkie domy tego typu zostały sprzedane.Karr zrozumiał aluzję.- Wkrótce zaczniemy budowę następnych - powiedział.Zapewne wmiejscu Eagle's Landing!Maggie ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć czegoś obrazliwego [ Pobierz całość w formacie PDF ]