[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podążali coraz dalej, śledząc wzory i strumienie myśli, poznając sposobyzasklepiania ran i uszczerbków w murach Czasu i Przestrzeni.Otaczała ich przytym aura tak silna, że sięgała nawet do pozostałych Insygniów Władzy.Runy komplikowały się, a cała czwórka coraz głębiej tonęła w pieśni dążąc kuniemal nieskończonej tęczy dzwięku, przemierzając niezliczone, samotne światy,poznając tysiąclecia niczym nie zmąconej radości i prozę zwyczajności nie dają-cej sercu ludzkiemu innej pożywki do uciechy, prócz kłamstw.Były to dawne zaklęcia nieludzkiego rodu zawarte w obietnicy runów, zaklęciazdolne opanować potęgę amoralnej magii, która nigdy nie znała innych władców,jeno samej siebie.Czar zaczął żyć własnym życiem.Zbierał siły, wijąc się i skręcając niczymżywopłot cisowy, zerkał coraz częściej sam na siebie, przekształcając swe splo-ty, sprawdzając wszystko, smakując, wąchając, aż w końcu zgromadzona ponadCzarnym Mieczem moc przybrała idealny kształt i gotowa stała się do uwolnie-nia.Ale pieśń musiała trwać dalej, bowiem trzeba jeszcze było ową moc wziąćw cugle i osiodłać, nasycić ją treścią, nauczyć tę prymitywną, ślepą siłę, że istniejepewien porządek czynienia wyborów.A do tego sięgnąć należało po przymus.Nieugięta, dyscyplinująca wola skupiona w jednym sztychu energii psychicz-nej przypuściła atak z zewnątrz i od środka i nie dała się zwieść żadnej grozbieczy wykrętowi.Cztery istoty tak podobne do siebie, jakby jednym były organizmem, jednymumysłem, nie ustępowały.Trwały w zamiarze, przekazując siłę poprzez Czarny Miecz, który stał się w tejchwili głównym jej, idealnym zresztą, przekaznikiem, razem z bryłą kamienia,z której niegdyś, tysiące lat temu, wykuto misę, kolumnę i cokół.158 I kamień ulegał przemianie.Z martwej materii w ożywioną postać energii taknasyconej i tak potężnej, że trudno było nawet samym adeptom wyobrazić sobiepełnię jej możliwości czy stojącą za nią moc.Energetyczne jestestwo zauważyło wreszcie swe istnienie i dołączyło swąpieśń do śpiewu sióstr, albinosa i runicznego miecza, aż powstał chór słyszanyw całym multiwersum, w każdej sferze i na każdej planecie, echem wracającyprzez niezliczone plany, a echo to miało zawsze już trwać obietnicą harmoniii miłości, przyrzeczeniem równowagi.Bo to właśnie metafizycznie pojmowanarównowaga była tym, co pozwoliło okiełznać prymitywną siłę i wymusić na niejposłuszeństwo, a końcu dać jej szansę działania.co objawiło się pod postacią trzech nowych Insygniów Władzy, które uka-zały się ich oczom, gdy zniknęła fontanna.Pośrodku niedużego basenu stał Czarny Miecz, a wokół.wokół widniały trzy inne miecze, każdy wagi i rozmiarów Zwiastuna Bu-rzy, każdy jednak inny:Pierwszy był z kości słoniowej, z takimż ostrzem i takąż gardą i rękojeściąowiniętą złotą taśmą, która zdawała się wrastać w kość.Drugi był ze złota, ale równie był ostry jak poprzednik, a rękojeść miał z he-banu.Trzeci był z szarobłękitnego granitu oprawnego w srebro.Oto były miecze skrywane dotąd przez Runy i nasycone obecnie potęgą wy-starczającą, by równać się z samym Zwiastunem Burzy.Odziana w złocistości księżniczka Tayaratuka wyciągnęła dłoń po złoty mieczi z westchnieniem przytuliła go do piersi.Jej siostra, Mishiguya, cała w szarościach i błękitach, sięgnęła po miecz gra-nitowy, uśmiechając się przy tym triumfalnie.a księżniczka Shanug a, poważna w śnieżnej bieli, ujęła miecz kościanyi ucałowała go. Teraz  powiedziała, zwracając się do pozostałych  gotowi jesteśmy dowalki z Władcami Chaosu.Wyczerpany ceremonią Elryk pokuśtykał, by wziąć własny miecz.Coś pod-powiedziało albinosowi, by położyć na jego miejscu odczytywany przed chwiląkamień runiczny.Elryku, mój synu, czy masz szkatułkę? Czy siostry ci ją dały?To głos ojca.Przeczucie, co może się stać, jeśli spotka księcia porażka.A tazdawała się nieunikniona.Elryku, czas się zbliża.Moje czary słabną i nie starczy mi sił na długo.Będęmusiał podążyć do ciebie, synu.Podążyć do tego, którego najbardziej w całymmultiwersum nienawidzę.I żyć z nim po wsze czasy. Nie znalazłem twej szkatułki, ojcze  mruknął Elryk pod nosem i podno-sząc głowę spostrzegł, że wszystkie trzy siostry patrzą nań ze zdumieniem.W tej-159 że chwili jak spod ziemi wyrósł obok Koropith Phatt. Och, niebu niech będą dzięki! Myślałem, że już po was.Jakaś dziwna burzasię tu rozszalała, ale przecież jesteście! A tak obawialiśmy się już podstępnegoataku od wewnątrz. Gaynor?  spytał Elryk, chowając dziwnie milczące teraz ostrze. Wró-cił? Gaynor to chyba nie, przynajmniej nie wydaje nam się, ale mamy tu całąarmię Chaosu.Nadciąga i jest już blisko.Och, książę, i wy, panie księżniczki, niema już dla nas nadziei!Na te słowa pobiegli ile sił w nogach za młodzieńcem, by dołączyć do pozosta-łych, wyglądających przez skryty w zieleni listowia naturalny balkon wykutej zeskały komnaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •