X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczył G�rana, który stał i rozmawiał przez telefon komór-kowy, i skierował się w jego stronę.Mężczyzna mówił coś do słuchawki, kilkarazy pokiwał głową, po czym złożył aparat.Zobaczył Simona i ruszył mu na spo-tkanie.- Cześć - powiedział.- Strażacy są już w drodze, ale jedyne, co mogą zrobić,to dogasić ogień.Stali chwilę obok siebie, przyglądając się w milczeniu płonącemu budynko-wi.Gorąco kładło się im na twarzach niczym ciepła błonka; nagle spadła jedna zbelek i w powietrze poleciał deszcz iskier.- Jak to się zaczęło? - spytał Simon.- Nie wiem.Ale wygląda na to, że wszystko bardzo szybko się zajęło.G�ran wskazał kciukiem w stronę jednego z domów bliżej lasu.- Lidberg, tak chyba się nazywa ten facet, który tam mieszka, twierdzi, żeusłyszał huk i nagle wszystko stanęło w płomieniach.- Był tam ktoś? W środku, w domu?- Z tego, co wiem, to nie.Ale taki pożar nie wybucha sam z siebie.- Gr�nwallowie.Przyjeżdżają tu tylko latem, prawda?- Tak.Ale córka pomieszkiwała tu chyba od czasu do czasu.Podeszli kilka kroków bliżej do ognia, Simon zmrużył oczy, wpatrując się wpłomienie, jakby spodziewał się coś tam dojrzeć.Błądzącego wśród płomieni162 człowieka.Albo zwęglony szkielet.Kolejna belka spadła i pociągnęła za sobąkilka mniejszych otoczonych morzem fruwających iskier.Jeśli nawet w domuktoś był, na pewno już nie żył.Trawa wokół domu była wyschnięta, płonęły całe połacie.Widząc, jak ogieńpełznie do studni, Simon poczuł potrzebę działania.Mógł przecież kazać wodziew studni, by ruszyła do góry i ugasiła ogień; przyjazd strażaków byłby wtedyzbędny.Trzymając Spiritusa w dłoni, potrafił to zrobić, być może.Gdyby w grę wchodziło ludzkie życie, pewnie by tak postąpił.Jednak w tejsytuacji byłby to jedynie bezsensowny pokaz siły, który zapewne też zrodziłbywiele niepotrzebnych pytań.Postanowił nie korzystać z pomocy Spiritusa.Niewiedział dlaczego.Ale tak po prostu było.Kto puka do twoich drzwi?Anders nie wiedział, czy wypływa na powierzchnię, czy przeciwnie - corazbardziej się zanurza.Znajdował się w środku strasznego, bezkształtnego kosz-maru, jakiego nigdy dotąd nie doświadczył.Jakaś część jego świadomości prze-konywała go, że to tylko sen, i gdyby nie to, pewnie oszalałby.Znajdował się pod wodą, w zupełnych ciemnościach.Nigdzie nie było nawetśladu światła, niczego, co stanowiłoby jakąś wskazówkę, gdzie była góra, a gdziedół.Wiedział jedynie, że jest pod wodą, że jest ciemno i że tonie.Machał rękami, w śmiertelnej desperacji, oczy miał szeroko otwarte, właści-wie nie wiadomo po co.Czekał, aż ogarnie go spokojna rezygnacja, której po-dobno doświadczali topiący się ludzie albo ci, którzy zamarzali na śmierć, aleśmierć nie nadchodziła.Czuł jedynie panikę; miał świadomość, że zostało mukilka sekund życia.Ale sekundy mijały, a on nadal tonął, chociaż nie umierał.Jeśli strach możebyć materią, to znajdował się właśnie w takiej materii, która zresztą gęstniała.Czuł, że serce wędruje mu do głowy, był na granicy wybuchu.Chciał krzyczeć,ale nie mógł otworzyć ust.Materia gęstniała.Otaczała go.Coś szło do niego w ciemnościach.Jakieśnieistniejące ciało bez konturów zwietrzyło jego obecność i zbliżało się do niego.Odwrócił głowę na bok, ale niczego nie zobaczył.Była tylko ciemność i świado-mość, że zbliża się do niego coś tak ogromnego, że wręcz niewyobrażalnego.Coś stukało, czuł jakieś walenie, szum w uszach, i sprawiało mu to ulgę.Bosłyszał jakiś dzwięk.Coś rzeczywistego, coś, co trwało, co można było umiej-scowić i co nie było ciemnością.Mrok ustąpił, a otchłań, w której przebywał,okazała się być tuż pod jego powiekami.163 Otworzył oczy.Odgłos stukania do drzwi zawisł w powietrzu jak echo.Minę-ło kilka sekund, zanim zrozumiał, że znajduje się we własnym domu i że żyje.Skoczył na równe nogi i podbiegł do drzwi.Poślizgnął się na podłodze w kuchnii byłby upadł, ale zdołał się oprzeć o ciepłą jeszcze kuchenkę, wyszedł do koryta-rza.Tym razem nie ujdzie ci to płazem.Szarpnął drzwi, otworzył, krzyknął i cofnął się, próbując uniknąć czegoś, costało na werandzie.Padając do tyłu na podłogę, zobaczył nad sobą roześmianątwarz.Zaślepiony strachem zaczął pełzać do tyłu, ciągnąc za sobą szmacianydywanik.Posłuchał jednak głosu rozsądku i opanował strach.To tylko facet od lodów.Nic ci nie zrobi.Gwałtowne ruchy plastikowej figury stały się wolniejsze.Anders przyglądałsię jej, leżąc na podłodze.Powoli odzyskiwał zmysły, zaczęły docierać do niegoróżne dzwięki: jakiś hałas od strony miasta i głośny warkot silnika motoroweru,najwyrazniej jadącego pod górę, a po chwili niknący gdzieś w oddali.Usłyszałszczęk metalu i domyślił się, że motorower był wyposażony w skrzynię.Lodziarz nadal stał i patrzył na niego, a on nie miał siły pozbierać się i wstać.Jeśli się podniesie, figura z pewnością rzuci się na niego.%7łeby uwolnić się odzauroczenia, odwrócił oczy, pozwalając głowie opaść do tyłu i dotknąć podłogi.Leżał teraz i patrzył w sufit.Nie masz się czego bać.Przestań.To tylko plastikowa postać, wyproduko-wana w celach komercyjnych.Przestań.Wszystko na nic.Jakby tkwiły w nim dwie osoby, albo jakby był KaczoremDonaldem z aniołem na jednym ramieniu i diabłem na drugim, którzy terazobaj dawali mu sprzeczne polecenia i informacje.Nie potrafił się przemóc.- Spadaj, głupi duchu.Ty nie istniejesz.Co to było? Cytat z Alfonsa �berga, który mawiał tak, schodząc do piwnicy,bo bał się duchów.Nauczył go tego jego ojciec.To była jedna z taśm, które Majauwielbiała słuchać.Anders uniósł głowę.Lodziarz nadal stał na werandzie, alejuż się nie ruszał.- Spadaj, głupi duchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •  

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.