[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyglądał się jej spokojnie i z uwagą.– Przepraszam – zaczęła – chyba jestem trochę zaskoczona.Myślałam, że wynajmujemy tensamolot.Bill North pokręcił głową przecząco.– Ktoś z waszych ludzi zadzwonił i powiedział, że to bardzo pilne.Potrzebujecie samolotuz pełnym bakiem, gotowego do lotu natychmiast, a my właśnie staliśmy na płycie, szykując się dostartu do Colorado Springs.– Wzruszył ramionami.– Później prześlę waszemu dyrektorowirachunek, ale nie, to nie jest charter.Po prostu obowiązek obywatelski.Rozległ się huk uruchamianych silników.Kat uśmiechnęła się.– No, muszę już iść do pańskich pilotów, ale dziękuję.Mamy porwanie samolotu i muszęutrzymywać kontakt z porywaczem.North ze zrozumieniem kiwał głową.– Tak mi powiedziano.– Wyprostował się.– Proszę się rozgościć, powiedzieć moim ludziom,czego pani trzeba i gdzie macie lecieć, a ja tu sobie posiedzę.Trzy minuty później gulfstream oderwał się od pasa startowego nr 35 i skierował na wschód.Kat uklękła na podłodze za dolnym pulpitem.Drugi pilot wyciągnął do niej dłoń.– Jestem Jeff Jayson.A to Dane Bailey.– Witamy – powiedział kapitan, nie odrywając wzroku od wskaźników.– Doceniam, że i wy, i pan North tak szybko zareagowaliście.Od czego was oderwałam?Młody pilot spojrzał na Dane’a i uśmiechnął się, odsuwając prawą ręką z czoła niesfornykosmyk jasnych włosów.– Tylko od wycieczki do Colorado Springs.– Poza tym – dodał Dane Bailey – to najbardziej ekscytujący lot od czasu, gdy w ubiegłymmiesiącu leciała z nami Cindy Crawford.Kat uśmiechnęła się.– No dobra – powiedziała poważniejąc.– Sytuacja jest naprawdę trudna.Zajmuję jedenz nadajników, jak tylko wzbijemy się na odpowiednią wysokość.Chodzi o to, żeby utrzymać stałykontakt z porwanym siedem-trzy-siedem.Piloci pokiwali ze zrozumieniem głowami.– Jak pani chce to zrobić? – zapytał Dane.– Kontrola lotów mówi, że wieża w Salt Lake danam wszelkie współrzędne i wysokości, jakie będą potrzebne.Mają też przekazywać naminformacje z dwóch myśliwców Air Force, które szukają tego boeinga.To boeing siedem-trzy-siedem, tak?Skinęła głową.– Po pierwsze, proszę mówić mi Kat.Piloci wymienili między sobą spojrzenia.– Z przyjemnością, Kat – powiedział Jeff.– Po drugie – ciągnęła – musimy znaleźć się w takiej odległości, by móc z nim rozmawiać.Weźmy kierunek zero-dziewięć-zero i wznieśmy się na wysokość dwudziestu tysięcy.Myślę, żelata między szczytami i chce pozostać niezauważony.Ma nad nami przewagę około dwudziestuminut i to mu daje najwyżej czterdzieści osiem mil, a może, przy dużej liczbie skrętówi manewrów, nie więcej niż trzydzieści.Dane przytaknął.– Jeśli wzniesiemy się na wysokość mniej więcej trzy-pięć-zero, możemy osiągnąć pięćsetwęzłów i zbliżyć się do niego w ciągu jakichś piętnastu minut.Kat potrząsnęła głową.– Za wysoko.On może lecieć na północ albo południe, nie tylko na wschód.Jeśli nienamierzymy go na wysokości dwudziestu, wzniesiemy się wyżej i wtedy zobaczymy.– To nie wiesz, dokąd on leci? – zapytał Jeff.Kat potrząsnęła głową.– Nie wiemy nawet, czy on to wie.Na ile godzin starczy wam paliwa?Piloci spojrzeli po sobie i kapitan zwrócił się do Kat.– Kat, to jest gulfstream i mamy prawie pełny bak, więc wysoko możemy latać około ośmiugodzin.Jeśli pozostaniemy nisko, to może starczyć tylko na pięć godzin.– Świetnie.To więcej niż ma siedem-trzy-siedem.– W zasadzie moglibyśmy cię zawieźć niemal do Londynu.– Jasne – powiedziała Kat, pochylając głowę nad mapą, którą rozwinął drugi pilot.– Czy toUtah?Potwierdził skinieniem głowy.– Mnóstwo gór i dolin, ciągnących się aż do Kolorado.Jeśli on lata tam nad ziemią, ciężkobędzie go znaleźć.Kat stukała palcem wskazującym w mapę.– Nie potrzebuję go widzieć.Modlę się tylko o to, by go skłonić do rozmowy, i jestem prawiepewna, że tego zechce z powodu swoich żądań.Dane Bailey odwrócił się, by na nią spojrzeć.– Kat, właściwie nie bardzo wiemy, co się dzieje.Wiemy tylko, że porwano samolot AirBridge.Przez kilka sekund zastanawiała się, ile im powiedzieć.To sprawa FBI, ale oni bylisprzymierzeńcami i zawodowcami; piloci mogliby coś podpowiedzieć w razie czego.Westchnęła i po kolei spojrzała na nich.– No dobrze – zaczęła – to są co prawda tajne informacje, ale powiem wam, co już wiemy,a potem streszczę to waszemu szefowi tam z tyłu.Dane skinął głową, Jeff zrobił to samo.– Jest tak – zaczęła.– Kapitan trzyma własny samolot i pasażerów w charakterze zakładnikówi stawia żądania, których nie rozumiemy.Na razie nie mam pojęcia, jak to się skończy.Rozdział trzynastyPOKŁAD AIRBRIDGE 90; GODZ.13.16– Nie najlepiej wybrałeś sobie lot, co Rudy? – Ken Wolfe gwałtownie pochylił samolot w lewoi przemknął obok urwiska, sterczącego kilkaset stóp nad poziomem ich lotu.Następnie popatrzył naprzerażonego prokuratora.– No co, Rudy? Nic nie słyszę, mów głośniej.– Pytałem – zaczął Bostich – czego właściwie pan ode mnie chce?Ken obrócił wolant, powodując gwałtowny skręt samolotu w prawo.Z siedzenia dobiegłkolejny jęk.– Czego ja od ciebie chcę? No, rzeczywiście.Nie mogę wymierzać sprawiedliwości, to byłobyza proste, do cholery.I chyba nie mógłbym być tak staroświecki, by oskarżyć mordercę mojej córkii zabić tego bydlaka.Nie, to nie byłoby właściwe załatwienie sprawy, bo mogłoby zaszkodzićkarierze pana Bosticha, prawda?– Kapitanie, nie wiem, o czym pan mówi, i nie wiem, czego pan ode mnie chce, ale piekielniemnie pan straszy, lecąc tak nisko.Nie możemy się trochę podnieść? W tym samolocie są teżniewinni ludzie.Ken obrócił wolant w lewo, by skierować boeinga w kolejną dolinę.– Cieszę się, że oddzieliłeś tych niewinnych ludzi z tyłu od siebie.Czego chcę? Twojegoprzyznania się do winy.– Przyznania? Do czego?– Ty gnoju.Nazwisko Roger Matson mówi ci coś?Rudy siedział chwilę w milczeniu, po czym skinął głową.– Matson jest detektywem, chyba w Stamfordzie.– Jakbyś musiał się tak zastanawiać.W porządku.Dobra.I Roger Matson to porządny gość,nie?Rudy wzruszył ramionami.– Skąd mam wiedzieć? Jest detektywem.Moje biuro ma do czynienia z wieloma detektywami.– Pewnie.Miałeś do czynienia z Rogerem Matsonem, w porządku, bo Roger i jego partnerskontaktowali się ze mną i wysypali wszystko.– Spojrzał z wściekłością na przestraszonegorozmówcę.– Wiem, co zrobiłeś, Bostich.Teraz możesz wybierać: albo podpiszesz tutaj swojezeznanie z wszystkimi szczegółami, datami i miejscami, albo zabiorę cię do piekła, gdzie jest twojemiejsce.Rudy Bostich zaczerpnął tchu i poprawił się w fotelu, patrząc Kenowi w oczy.– Nie przyznaję się do niczego, czego nie popełniłem, a nie zrobiłem niczego.Pan natomiastma już na swoim koncie tyle przestępstw, że trudno je zliczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •