[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Skar bie& z tobą za wsze jest za baw nie. Mmm. Nachylił głowę w moją stronę i wyszeptał, zanim wycisnął na moich ustachgo rą cy po ca łu nek:  Do bra od po wiedz.Rich mond, Wir gi niaTrzy dni póz niej  Och, ko cha nie, nie prze ry waj  bła ga łam, wpi ja jąc dło nie w po ściel.Braden delikatnie pomasował moją pierś, zanim ścisnął sutek kciukiem i palcemwskazującym.W tym samym czasie rytmicznie kręcił biodrami, wbijając się we mnie,i za czę łam dy szeć moc niej.Tego ranka obudziłam się, leżąc na boku, czując jego żar na plecach, rękę oplatającąmnie w ta lii i czło nek za głę bio ny we mnie. Dojdz dla mnie, kochanie  wysapał zdyszany, a jego pchnięcia stały się szybsze.Dojdz dla mnie. Wsunął rękę pod moją koszulę nocną i między nogi, a jego palecprze śli zgnął się przez moje łono, by okręż ny mi ru cha mi do piesz czać łech tacz kę. Ooo& Bo oooooże!Od rzu ci łam gło wę do tyłu, wy krzy ku jąc jego imię, gdy za czę łam szczy to wać.Braden wbił się we mnie ostatni raz, tłumiąc krzyk w mojej szyi, gdy doszedł we mnie,a jego cia łem wstrzą snę ły gwał tow ne dresz cze.Roz luz ni łam się i osu nę łam na nie go. Dzień do bry.Jego usta wy krzy wi ły się w uśmie chu przy mo jej skó rze. Do bry. Jeśli będziesz mnie tak budził przynajmniej raz w tygodniu, będę bardzo szczęśliwądziew czy ną. Miło to wie dzieć.Wysunął się ze mnie delikatnie, a ja odwróciłam się do niego i sięgnęłam jedną ręką dojego po licz ka, aby przy ciąg nąć go ku so bie i bar dzo, ale to bar dzo de li kat nie po ca ło wać.Kie dy Bra den od su nął się do tyłu, miał mar so wą minę. Dość zwle ka nia.Zro bi my to dzi siaj.Przełknęłam ślinę, ale pokiwałam głową.Zjawiliśmy się w Richmond dwa i pół dniatemu, a ja nie byłam w stanie wyjść z hotelowego pokoju, bo miałam nieustannie ochotę naseks z moim chłopakiem.Dla Bradena było to trochę trudne, bo choć on także najwyrazniejmiał ciągłą ochotę na seks ze mną, martwił się, że odwlekam w czasie to, po coprzy je cha li śmy.Naj wy raz niej czas do biegł koń ca.Samoobsługowy magazyn znajdował się ponad dwadzieścia minut drogi od hotelu, przyulicy niedaleko parku Three Lakes.Widziałam, jak Braden chłonie wzrokiem miasto, gdyjechaliśmy taksówką na miejsce  pózniej mieliśmy wynająć samochód, aby udać się domojego rodzinnego miasteczka  ale nie byłam tak naprawdę w nastroju do wspominaniasta nu, w któ rym do ra sta łam.Mu szę przy znać, że tro chę się ba łam.Facet w magazynie był miły.Pokazałam mu dokumenty i podałam numer składumagazynowego, a on zaprowadził nas do czegoś, co wyglądało jak ciąg zamykanychga ra ży z ja sno czer wo ny mi drzwia mi.Za trzy mał się na gle przed jed nym z nich. Je ste śmy na miej scu. Uśmiech nął się i nas zo sta wił.Bra den po tarł dłoń mi moje ra mio na, wy czu wa jąc, że się wa ham. Dasz radę.Dam radę.Wprowadziłam szyfr na klawiaturze elektronicznej przy wejściu i metalowedrzwi zaczęły się podnosić.Kiedy znalazły się pod su tem, powoli, z rozmysłemotaksowałam wzrokiem widok, jaki ukazał się moim oczom.Było tam mnóstwo pudeł i pak. Walizki.Szkatułka z biżuterią.Rozdygotana postąpiłam krok naprzód i spróbowałamuspo ko ić sko ła ta ne ser ce, za nim do sta nę ata ku pa ni ki.Po czu łam, że spo koj na, chłod na, duża dłoń Bra de na uję ła moją rękę i lek ko ją ści snę ła. Od dy chaj, ko cha nie.Po pro stu od dy chaj.Uśmiech nę łam się do nie go, choć nie przy szło mi to z ła two ścią.Na pew no dam radę. EpilogDu blin Stre et, Edyn burgDwa lata póz niejKiedy usłyszałam chrząknięcie, uniosłam wzrok.Spojrzałam w lustro i zobaczyłam Bradenaopartego o framugę drzwi do naszego pokoju.Odwróciłam się jak fryga, momentalniebio rąc się pod boki. Co tu taj ro bisz? Nie po wi nie neś tu być.Braden uśmiechnął się łagodnie, chłonąc mnie wzrokiem, a wyraz jego oczu sprawiał, żecała aż się roz pły wa łam.Niech go wszy scy dia bli. Pięk nie wy glą dasz, ko cha nie.Spoj rza łam na suk nię i wes tchnę łam. Nie do wia ry, że zdo ła łeś mnie na to na mó wić. Kie dy chcę, po tra fię być bar dzo prze ko nu ją cy. Uśmiech nął się ło bu zer sko. Przekonujący to jedno.Ale to& to jakiś cud. Popatrzyłam na niego z przejęciem.Po cze kaj, po co tu wła ści wie przy sze dłeś? Aby się upew nić, że wyj dę?To mnie za nie po ko iło.Na wet bar dzo.Po czu łam, że moje ser ce prze sta je bić.Skrzy wił się. Nie.Wie rzę w cie bie bez gra nicz nie i wiem, że prze kro czysz próg tego po ko ju. Wo bec tego co tu taj ro bisz? Po co przy sze dłeś? Bo nie wi dzia łem cię już od kil ku dni i się stę sk ni łem. Zo ba czysz mnie za pół go dzi ny.Nie mo głeś za cze kać? Ale tam będą też inni. Po stą pił krok w moją stro nę i po słał mi to swo je spoj rze nie.O nie.Nie! To może zaczekać. Uniosłam dłoń, aby go zatrzymać. Pamiętaj, że to ty mnie w towkopałeś.Nie jestem pewna, czy w ogóle chciałam to zrobić, ale tak długo namawiałeś, żew końcu dałam się przekonać.A teraz chcę, żeby wszystko przebiegło idealnie.Więcza bie raj stąd swój ty łek, mój pa nie.Uśmiech nął się sze ro ko, co fa jąc się po wo li. Do bra, ty tu rzą dzisz.Par sk nę łam, sły sząc te sło wa. Do zo ba cze nia za pół go dzi ny. Braden!  W drzwiach pojawiła się Ellie w jedwabnej, długiej, bo sięgającej aż dopodłogi, sukni koktajlowej w kolorze szampana. Oglądanie panny młodej przed ślubemprzy no si pe cha.Wy no cha stąd!  Wy pchnę ła go na ko ry tarz i stra ci łam go z oczu. Do zo ba cze nia nie dłu go, ko cha nie!  od krzyk nął ze śmie chem.Pokręciłam głową, próbując uspokoić nerwy i szalejące we mnie sprzeczne emocje, gdywpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze z ozdobną ramą.Prawie nie poznawałam siebiew tej suk ni ślub nej ko lo ru ko ści sło nio wej. Go to wa, Joss?  spy ta ła El lie za czep nie, po tym jak prze gna ła bra ta.Obok niej stanęła Rhian z luternym uśmieszkiem, ubrana w taką samą koktajlowąsuknię w kolorze szampana, a na jej palcu obok zaręczynowego pierścionka z brylantem, który dostała parę lat temu od Jamesa, lśniła złota obrączka.Byli małżeństwem od ośmiumie się cy. Je steś go to wa, Joss?Stałyśmy w głównej sypialni, która kiedyś była pokojem Ellie, a teraz moim i Bradena.W Wirginii znalazłam rzeczy  biżuterię mamy; Teda, ulubionego pluszowego misia Beth;kilka albumów ze zdjęciami i obraz  które chciałam zatrzymać.Całą resztęporozdawaliśmy albo wyrzuciliśmy.Zajęło nam to kilka dni i zużyłam przy tym mnóstwochusteczek higienicznych, ale zrobiliśmy to, a potem pojechaliśmy pożegnać się z mojąrodziną przy ich grobach.To było trudne.Nie mogłam pohamować ataku paniki i przezpewien czas Braden po prostu siedział ze mną na trawie i trzymał mnie za rękę, podczasgdy ja próbowałam przeprosić moją mamę, mojego tatę i Beth za to, że przez osiem latsta ra łam się o nich nie pa mię tać.Przejście przez to wszystko sprawiło, że bardzo się do siebie zbliżyliśmy.Kiedywróciliśmy do Szkocji, byliśmy prawie nierozłączni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •