[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A waćpan tu znowu? czy już od Dębickich? spytał Dendera. Tak jest, od Dębickich. Tylkoż nie myśl mi waćpan wisieć na karku rzekł z nieukontentowaniemhrabia dość już tego, dość, czas pracować i myśleć o sobie; młodość droga.Zbity tą śmiałą mową stryja, który się wcale jeszcze nie domyślał odkryciastrasznych tajemnic, Wacław nie wiedział, od czego począć, westchnął,wspomniał na matkę i obracając się dokoła zapytał: Jesteśmy sami?Zaledwie to wyrzekł, hrabia pobladł, zmieszał się i jakby już przeczuwał, żemusi zmienić rolę, że nadeszła jak piorun niespodziana godzina kary iupokorzenia, wybełkotał z niezręcznie udaną przytomnością: Cóż to jest? Mamy pomówić o rzeczy ważnej rzekł zimno Wacław rzeczy, którejsądzę, nie powinni słuchać tylko my i Bóg.Dendera jeszcze bardziej słowy i tonem przerażony, zagryzł usta, obejrzał się,postąpił do drugiego pokoju i w milczeniu chmurnym czekał zapytania,widocznie opanowany strachem.Wacławowi usta drżały, w głowie sięzawracało; położenie jego dziwnie się zmieniało: pokorny dotąd sierota stawałjako sędzia; uszanowanie, do którego przywykł, i nowe wymaganie stanowiska,do jakiego miał prawo, bój w nim staczały tajemny. Panie rzekł po chwili łagodnie pozwól się spytać: nie miałeś brata?Hrabia, który jeszcze łudził się, że strach paniczny przejdzie niczym,usłyszawszy to, zadrżał, cofnął się, obłąkanym wzrokiem potoczył i upadł nakanapę milczący, oczy wlepione trzymając w Wacława.Twarz jego wyrażała takie przerażenie, pomieszanie i przestrach, jak gdybyistotnie głos Boży z góry go zapytał: Kainie, coś uczynił z Ablem, bratemtwoim? Ale po chwili nawykłość długa do udawania, pewność, jaką czas goobdarzył, że tajemnica wydać się nie może, dodały mu sił nieco: podniósł się imierząc od stóp do głowy stojącego przed sobą Wacława, spytał, zbójeckieprawie rzucając nań wejrzenie: Dlaczego ty mnie o to pytasz? Wiesz pan o tym odpowiedział Wacław bo ja jestem synem bratatwego! brata, którego zagarnąłeś majątek, któregoś wdowę odepchnął, nie dającjej ani tego, do czego miała prawo za życia, ani mogiły po śmierci, ani pociechyprzy skonaniu, ani dziecku jej imienia, które mu należy.Hrabia blady jak ściana, porwał się znowu z konwulsyjnym drżeniem. Szalbierzu! krzyknął kto ci te myśli podrzucił?.To oszukaństwo, tospisek na mnie haniebny! Sierota, dziecię jakiejś włóczęgi, podnosisz się naswego dobroczyńcę, kąsasz rękę, która ci chleb dała! Nie jestem szalbierzem rzekł Wacław usiłując utrzymać się chłodnym irozważnym ani ty, panie, dobroczyńcą moim; kim i czym jestem, mam na toniezbite dowody i świadków; jeśli z dobrej woli zaprzeczysz mi pan mojegostanowiska na świecie, imienia rodziców, dojdę go w inny sposób. Dowody! A jakież możesz mieć dowody? spytał z iskrzącymi oczymaDendera. Twoje własne przekonanie, twoje pomieszanie, twój przestrach jestnajpierwszym odparł Wacław śmielej widziałeś inne, czytałeś list ojcamego krwią jego zbryzgany; miałeś w ręku papiery, aleś je nieopatrzny rzucił,odepchnął, żeby przywłaszczony majątek brata zatrzymać.Trzymajże go dodał Wacław bom nie o niego przyszedł się upomnieć, ale o imię, o cześćmatki, o spokój ojca w grobie.To wydarłeś i powrócić musisz! Jak to? ty mi śmiesz prawo dyktować! wrzasnął hrabia w gniewie. Nie ja: twe własne powinno to uczynić sumienie. To są bajki, fałsze, niegodziwe i podłe szalbierstwa! zawołał Dendera aty. Ja zapewne przerwał Wacław jestem w oczach twych, jak matka mojanieszczęśliwa, niepotrzebnym tylko natrętem, ale nie umrę jak ona, na pasiecebez księdza i lekarza w ostatniej nędzy; Bóg na to nie pozwoli!To mówiąc, odwrócił się i chciał już odejść, gdy hrabia schwycił go za rękę;usta mu się trzęsły, oczy latały obłąkane, pierś buchała niepokojem występku. Co poczniesz, niewdzięczniku? spytał. Niewdzięcznym nie jestem, bom tu wpierw przyszedł, gdy mogłem gdzieindziej pójść pierwej: pocznę, co mi Bóg wskaże. Czego chcesz ode mnie, prześladowco mój i dzieci moich? Chcę sprawiedliwości, imienia mego, własności mojej.Hrabia stanął, utopił oczy w podłogę, zamyślił się. Nie! nie! to być nie może! zawołał to hańba; lepiej śmierć!I rozśmiał się szydersko: Idz precz!Lecz nim Wacław do drzwi doszedł, odwołał go znowu. Czego chcesz spytał chcesz majątku? Chcę imienia. Imienia! rozśmiał się znowu Dendera z boleścią. Chcesz imieniasplamionego zbrodnią, którą mi dowodzisz, choć nie dowiedziesz. Chcę imienia, które mi się należy. Chcesz majątku? Części mojego ojca. Wyrzeczesz się imienia, zapomnisz wszystkiego? Więc nie jestem przecie szalbierzem zawołał podchwytując Wacław ani matka moja włóczęgą!Hrabia uczuł się zmieszanym, zamilkł, mierząc go okiem nieufnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. A waćpan tu znowu? czy już od Dębickich? spytał Dendera. Tak jest, od Dębickich. Tylkoż nie myśl mi waćpan wisieć na karku rzekł z nieukontentowaniemhrabia dość już tego, dość, czas pracować i myśleć o sobie; młodość droga.Zbity tą śmiałą mową stryja, który się wcale jeszcze nie domyślał odkryciastrasznych tajemnic, Wacław nie wiedział, od czego począć, westchnął,wspomniał na matkę i obracając się dokoła zapytał: Jesteśmy sami?Zaledwie to wyrzekł, hrabia pobladł, zmieszał się i jakby już przeczuwał, żemusi zmienić rolę, że nadeszła jak piorun niespodziana godzina kary iupokorzenia, wybełkotał z niezręcznie udaną przytomnością: Cóż to jest? Mamy pomówić o rzeczy ważnej rzekł zimno Wacław rzeczy, którejsądzę, nie powinni słuchać tylko my i Bóg.Dendera jeszcze bardziej słowy i tonem przerażony, zagryzł usta, obejrzał się,postąpił do drugiego pokoju i w milczeniu chmurnym czekał zapytania,widocznie opanowany strachem.Wacławowi usta drżały, w głowie sięzawracało; położenie jego dziwnie się zmieniało: pokorny dotąd sierota stawałjako sędzia; uszanowanie, do którego przywykł, i nowe wymaganie stanowiska,do jakiego miał prawo, bój w nim staczały tajemny. Panie rzekł po chwili łagodnie pozwól się spytać: nie miałeś brata?Hrabia, który jeszcze łudził się, że strach paniczny przejdzie niczym,usłyszawszy to, zadrżał, cofnął się, obłąkanym wzrokiem potoczył i upadł nakanapę milczący, oczy wlepione trzymając w Wacława.Twarz jego wyrażała takie przerażenie, pomieszanie i przestrach, jak gdybyistotnie głos Boży z góry go zapytał: Kainie, coś uczynił z Ablem, bratemtwoim? Ale po chwili nawykłość długa do udawania, pewność, jaką czas goobdarzył, że tajemnica wydać się nie może, dodały mu sił nieco: podniósł się imierząc od stóp do głowy stojącego przed sobą Wacława, spytał, zbójeckieprawie rzucając nań wejrzenie: Dlaczego ty mnie o to pytasz? Wiesz pan o tym odpowiedział Wacław bo ja jestem synem bratatwego! brata, którego zagarnąłeś majątek, któregoś wdowę odepchnął, nie dającjej ani tego, do czego miała prawo za życia, ani mogiły po śmierci, ani pociechyprzy skonaniu, ani dziecku jej imienia, które mu należy.Hrabia blady jak ściana, porwał się znowu z konwulsyjnym drżeniem. Szalbierzu! krzyknął kto ci te myśli podrzucił?.To oszukaństwo, tospisek na mnie haniebny! Sierota, dziecię jakiejś włóczęgi, podnosisz się naswego dobroczyńcę, kąsasz rękę, która ci chleb dała! Nie jestem szalbierzem rzekł Wacław usiłując utrzymać się chłodnym irozważnym ani ty, panie, dobroczyńcą moim; kim i czym jestem, mam na toniezbite dowody i świadków; jeśli z dobrej woli zaprzeczysz mi pan mojegostanowiska na świecie, imienia rodziców, dojdę go w inny sposób. Dowody! A jakież możesz mieć dowody? spytał z iskrzącymi oczymaDendera. Twoje własne przekonanie, twoje pomieszanie, twój przestrach jestnajpierwszym odparł Wacław śmielej widziałeś inne, czytałeś list ojcamego krwią jego zbryzgany; miałeś w ręku papiery, aleś je nieopatrzny rzucił,odepchnął, żeby przywłaszczony majątek brata zatrzymać.Trzymajże go dodał Wacław bom nie o niego przyszedł się upomnieć, ale o imię, o cześćmatki, o spokój ojca w grobie.To wydarłeś i powrócić musisz! Jak to? ty mi śmiesz prawo dyktować! wrzasnął hrabia w gniewie. Nie ja: twe własne powinno to uczynić sumienie. To są bajki, fałsze, niegodziwe i podłe szalbierstwa! zawołał Dendera aty. Ja zapewne przerwał Wacław jestem w oczach twych, jak matka mojanieszczęśliwa, niepotrzebnym tylko natrętem, ale nie umrę jak ona, na pasiecebez księdza i lekarza w ostatniej nędzy; Bóg na to nie pozwoli!To mówiąc, odwrócił się i chciał już odejść, gdy hrabia schwycił go za rękę;usta mu się trzęsły, oczy latały obłąkane, pierś buchała niepokojem występku. Co poczniesz, niewdzięczniku? spytał. Niewdzięcznym nie jestem, bom tu wpierw przyszedł, gdy mogłem gdzieindziej pójść pierwej: pocznę, co mi Bóg wskaże. Czego chcesz ode mnie, prześladowco mój i dzieci moich? Chcę sprawiedliwości, imienia mego, własności mojej.Hrabia stanął, utopił oczy w podłogę, zamyślił się. Nie! nie! to być nie może! zawołał to hańba; lepiej śmierć!I rozśmiał się szydersko: Idz precz!Lecz nim Wacław do drzwi doszedł, odwołał go znowu. Czego chcesz spytał chcesz majątku? Chcę imienia. Imienia! rozśmiał się znowu Dendera z boleścią. Chcesz imieniasplamionego zbrodnią, którą mi dowodzisz, choć nie dowiedziesz. Chcę imienia, które mi się należy. Chcesz majątku? Części mojego ojca. Wyrzeczesz się imienia, zapomnisz wszystkiego? Więc nie jestem przecie szalbierzem zawołał podchwytując Wacław ani matka moja włóczęgą!Hrabia uczuł się zmieszanym, zamilkł, mierząc go okiem nieufnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]