[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczął się powoli odprężać, znów omal nie zapadającw drzemkę.I nagle zaatakował go ból, jednym straszliwym ciosem, niczym miażdżącymuderzeniem tarana, który o mało nie roztrzaskał mu głowy. Nie!  wrzasnął.Uderzył się dłońmi w skronie. Nie, Boże, nie, za bardzo boli, Jezu,nie!Wytrzymaj, chłopcze, spróbuj wytrzymać! Nie mogę, nie mogę, Chryste zatrzymaj to!W porównaniu z tym ból zgruchotanej kostki był niczym ugryzienie komara.Ledwiezdawał sobie sprawę, że krwawi mu nos i usta ma także pełne krwi.Wytrzymaj, chłopcze!Ból odrobinę zelżał.Ustąpił miejsca innemu wrażeniu.Nowe odczucie było okropne,przerażające.Kiedyś w college u Gard brał udział w turnieju Wielka Wyżerka u McDonalda.Pięćbractw wystawiło do zawodów  mistrzów jedzenia.Gard był  mistrzem bractwa Delta TauDelta.Kiedy jadł szóstego big maca  znacznie poniżej ostatecznego wyniku zwycięzcy nagle uświadomił sobie, że jest bardzo bliski całkowitego przeciążenia fizycznego.Nigdy wżyciu nie doświadczył czegoś podobnego.W obrzydliwy sposób było to nawet ciekawe.Brzuch miał pełen bulgoczącego jedzenia.Nie miał ochoty wymiotować; słowo  mdłościniezbyt dokładnie oddawało jego stan.Oczyma wyobrazni zobaczył własny żołądek jakowielki, rozdęty sterowiec unoszący się w jego wnętrzu.Zdawało mu się, że czuje, jakby wjakimś umysłowym Centrum Kontroli Zadań zapalały się czerwone lampki ostrzegawcze,podczas gdy różne układy jego ciała próbowały sobie poradzić z szalonym ładunkiem mięsa, pieczywa i sosu.Nie zwymiotował.Pospacerował i przeszło.Mijało bardzo wolno, aleprzeszło.Przez wiele godzin czuł się jak Tweedledum i Tweedledee z rysunków z książki  Otym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra ; miał okrągły i napięty brzuch, który ladamoment mógł wybuchnąć.Teraz to samo działo się z jego głową.Jim Gardener uprzytomnił sobie jasno, z chłodnąobojętnością, niczym akrobata ćwiczący na trapezie bez siatki zabezpieczającej, że balansujena krawędzi śmierci.Ale towarzyszyło temu jeszcze jedno odczucie, którego nie można byłoz niczym powiązać.Po raz pierwszy zrozumiał naturę Stukostrachów  zrozumiał, co jeporusza, co je pcha naprzód.Mimo bólu, który tylko nieznacznie osłabł, lecz nie zniknął, mimo strasznego wrażenia, żejest wypchany jak pyton, który połknął dziecko, gdzieś w zakamarkach duszy byłzachwycony.Jak gdyby wziął niewiarygodnie silny narkotyk.Czuł się, jakby jego mózgzmienił się w silnik najbardziej zajebistego chevroleta, jaki kiedykolwiek zbudowano, którymruczy na wolnych obrotach, smakując wysokooktanową benzynę i czekając, aż wrzuci biegi z piskiem opon ruszy&Dokąd?Dokądkolwiek.Choćby do gwiazd, gdyby zechciał.Chłopcze, przestaję cię słyszećBył to głos staruszka, zmęczony jak jeszcze nigdy dotąd.Gardener skupił się na czekającym go zadaniu  następnym meblu, do którego musiałdoskakać na jednej nodze.Och, to było cudownie upojne uczucie, ale kradzione.Przywołałobraz wyschniętych brązowych sylwetek zakleszczonych w hamakach.Galerników.Tostaruszek go zasilał; wysysał staruszka jak wampir krew.Kiedy sam stanie się wampirem?Kiedy stanie się taki jak oni?Pomyślał: Jestem, stary, jestem.Ev Hillman z milczącą ulgą zamknął jedyne oko.Gard odwrócił się do ekranu monitora, zroztargnieniem przytrzymując słuchawkę w uchu jak reporter nadający korespondencję nażywo, który słucha pytania prezentera wiadomości siedzącego w studiu.Zielone światło w zamkniętej przestrzeni szopy Bobbi znów zaczęło cyklicznie pulsować.20nasłuchujcieNasłuchiwali wszyscy; wszyscy uczestniczyli w telekonferencji obejmującej całe Haven,której centrala znajdowała się dwie mile od bladej jeszcze smugi dymu.Połączeni w siećnasłuchiwali.Nie akceptowali żadnych bezwzględnych, wspólnych prawd; Stukostrachy byłynazwą, którą przyjęli równie obojętnie jak każdą inną, a w rzeczywistości byli gromadąmiędzygwiezdnych cyganów pozbawionych króla.Jednak w momencie kryzysu, podczasokresu regeneracji  kiedy byli wyjątkowo bezbronni  chętnie zaakceptowali głos tych,których Gardener nazywał Ludzmi z Szopy.W końcu stanowili ich najczystszą kwintesencję.nadeszła pora zamknąć graniceRozległo się powszechne westchnienie oznaczające zgodę  odgłos myśli, który od razurozpoznałaby Ruth McCausland: szelest zeschłych liści na listopadowym wietrze.Ludzie z Szopy stracili kontakt z Gardenerem, przynajmniej na razie.Wystarczyło imwiedzieć, że jest zajęty gdzie indziej.Jeśli chciał się dostać do ich statku, wkrótce naprzeszkodzie stanie mu ogień.Połączony głos szybko wyjaśnił program zadań, jakie należało wykonać  zarys częściplanów przygotowano już wiele tygodni temu, a nabierały konkretniejszych kształtów, wmiarę jak postępowała  przemiana Ludzi z Szopy. Budowano różne aparaty  na pozór chaotycznie.Ale zachowanie ptaków, które wobecnadciągającej zimy wybierają się na południe, też może się wydawać chaotyczne; być możesame uważają kierunek swojej migracji za przypadkowy  uważają, że to miejsce jak każdeinne nadaje się na spędzenie zimowych miesięcy.Masz ochotę jechać do Karoliny Północnej,skarbie? Oczywiście, najdroższy, cóż za cudowny pomysł.Tak więc budowali i czasem zabijali się nawzajem nowymi zabawkami, a niekiedykończyli jakąś konstrukcję, przyglądali się jej z powątpiewaniem i chowali ją gdzieś głęboko,bo nie była im przydatna w codziennych zajęciach.Niektóre jednak wywozili do granicHaven w bagażnikach samochodów, na pakach ciężarówek, pod plandekami.Jednym z takichurządzeń był automat do coli, który zamordował Johna Leandra; przerobił go nieżyjący DaveRutledge, który kiedyś trudnił się naprawą takich maszyn.Innym była podkaszarka Bensohn,która nacięła co niemiara Lestera Morana.Jeszcze innymi podrasowane telewizory strzelająceogniem; wykrywacze dymu (podczas pierwszej wizyty w szopie Gardener widział część, alenie wszystkie), które fruwały w powietrzu jak kółka frisbee, emitując zabójcze ultradzwięki,w kilku miejscach znajdowały się bariery pola siłowego.Niemal wszystkie urządzenia możnabyło uruchomić, przesyłając myśl do prostych układów elektronicznych nazwanych wywoływaczami i niewiele różniących się od aparatu, którym Freeman Moss przenosiłelementy pomp do lasu.Nikt się właściwie nie zastanawiał, po co należy rozmieścić te urządzenia wzdłuż granicmiasta, tak jak ptak nie zastanawia się, dlaczego leci na południe, albo gąsienica nie zachodziw głowę, po co przędzie kokon.Ale zawsze przychodził w końcu ten czas, kiedy należałozamknąć granice.Nadszedł dość wcześnie& ale chyba nie za wcześnie.Ludzie z Szopy zaproponowali także, aby część Stukostrachów wróciła do miasteczka.Miała z nimi jechać Hazel McCready  jako reprezentant bardziej zaawansowanychStukostrachów.Sprzęt ochraniający granice mógł działać właściwie bez nadzoru, dopóki niewyczerpią się baterie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •