[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja nazywam się Matrim Cauthon, La.eh, Moiraine  odrzekł Mat.Wykonałsztywny, niezgrabny ukłon i oblał się rumieńcem.33 Rand zastanawiał się, czy też powinien coś takiego zrobić, tak jak o tym słyszałw opowieściach, lecz gdy zobaczył efekt usiłowań Mata, poprzestał na zwykłym wypo-wiedzeniu swego imienia.Tym razem udało mu się nie zająknąć.Moiraine patrzyła na przemian to na niego, to na Mata.Rand pomyślał, że jejuśmiech, samymi kącikami ust, przypominał sposób, w jaki uśmiechała się Egwene,kiedy coś ukrywała. Mogę mieć od czasu do czasu kilka drobnych spraw do załatwienia  powiedzia-ła. Może zechcecie mi towarzyszyć?  Zaśmiała się, widząc, jak niemal podskoczyliz radości.A po chwili dodała:  Bardzo proszę.Rand zaskoczony poczuł, jak wsuwa mu monetę w dłoń i zaciska ją potem obiemarękoma. Nie ma potrzeby  zaczął, lecz uciszyła go gestem, dając monetę Ewinowi, a po-tem ujmując dłoń Mata w ten sam sposób, w jaki zrobiła z Randem. Oczywiście, że jest  powiedziała. Nie mogę od was wymagać pracy za dar-mo.Potraktujcie to jako symbol naszej umowy.Będzie wam przypominać, że zgodzili-ście się przyjść do mnie, kiedy tylko poproszę. Ja nigdy nie zapomnę  Ewin wciągnął powietrze. Porozmawiamy pózniej  powiedziała  i wtedy wszystko mi o sobie opowie-cie. Lady.to znaczy, Moiraine?  zapytał niepewnie Rand, gdy już odchodziła.Zatrzymała się i spojrzała przez ramię.Musiał przełknąć ślinę, zanim mógł ciągnąćdalej. Po co przybyłaś do Pola Emonda?Wyraz jej twarzy się nie zmienił, mimo to, sam nie wiedząc dlaczego, pożałował, żezapytał.I na dodatek jeszcze brnął dalej. Nie chciałem być niegrzeczny.Przepraszam.Po prostu do Dwu Rzek nie przyjeż-dża nikt oprócz kupców i handlarzy, a nawet oni pojawiają się tylko wtedy, gdy warstwaśniegu jest wystarczająco cienka, aby móc przedostać się z Baerlon.Poza nimi przecieżnikt tu nie przyjeżdża.Strażnicy kupców mówią czasami, że jest to ostatnie miejsce nakońcu świata i przypuszczam, że dla ludzi z zewnątrz musi to tak wyglądać.Chciałemtylko wiedzieć.Uśmiech powoli zamierał na jej twarzy, jak gdyby coś sobie przypomniała.Przez mo-ment miał wrażenie, że zupełnie go nie dostrzega. Studiuję historię  powiedziała wreszcie  zbieram stare opowieści.Miejsce, na-zywane przez was Dwie Rzeki, zawsze mnie interesowało.Badam opowieści o tym, cozdarzyło się dawno temu, tutaj albo w innych miejscach. Opowieści?  zapytał Rand. Cóż takiego zdarzyło się w Dwu Rzekach, co mo-głoby zainteresować kogoś takiego.to znaczy, cóż w ogóle mogłoby się tutaj wyda-rzyć?34  A jak miałyby się inaczej nazywać Dwie Rzeki?  dodał Mat. W ten sposóbwłaśnie się zawsze nazywały. Wraz z każdym obrotem Koła Czasu  powiedziała na poły do siebie Moiraine,ze wzrokiem skierowanym gdzieś w przestrzeń  miejsca zmieniają nazwy.Ludzie no-szą różne imiona, mają różne twarze.Twarz jest inna, ale zawsze jest to ten sam czło-wiek.Jednak nikt nie zna Wielkiego Wzoru, według którego obraca się Koło, ba.nieznamy nawet Wzoru Wieku.Możemy tylko patrzeć, studiować i mieć nadzieję.Rand spoglądał na nią niezdolny wypowiedzieć słowa, nawet zapytać o znaczenietego, co mówiła.Nie był zresztą pewien, czy cokolwiek z tego, co powiedziała, było prze-znaczone dla nich.Spostrzegł, że jego towarzysze stoją kompletnie oniemiali.Ewin zezdziwienia otworzył usta.Moiraine znów zwróciła na nich swe spojrzenie i wszyscy trzej drgnęli, jakby się bu-dząc. Porozmawiamy pózniej  powiedziała.Nikt jej nie odpowiedział. Pózniej.Poszła w kierunku Mostu Wozów, lekko jakby sunąc nad ziemią.Poły jej płaszcza po-wiewały z obu stron jak skrzydła.Wysoki mężczyzna, którego Rand nie dostrzegł dotąd, oderwał się od frontu go-spody i ruszył za nią, trzymając dłoń na długiej rękojeści miecza.Jego ubiór był koloruciemnoszarej zieleni, takiej która z łatwością roztopi się wśród liści, czy cieni; łopoczącyna wietrze płaszcz połyskiwał szarością, zielenią i brązem.Czasami ten płaszcz zdawałsię znikać, zlewając się z tłem.Długie, posiwiałe na skroniach włosy spinała wąska skó-rzana opaska.Jego twarz była jak wykuta z kamienia, lecz nie dostrzegłoby się na niejzmarszczek, tylko siwizna na skroniach mogła sugerować wiek.Kiedy szedł, nieodpar-cie przypominał Randowi wilka.Przechodząc obok trzech chłopców, obrzucił ich szybkim spojrzeniem.Jego oczy,chłodne i błękitne, były jak zimowy poranek.Wyglądało to tak, jakby szacował ichw myśli, ale jego twarz w najmniejszy nawet sposób nie zdradzała, jaki jest rezultat osą-du.Przyspieszył kroku, doganiając Moiraine, potem zwolnił i lekko pochylony szedłprzy niej, mówiąc coś.Rand wypuścił powietrze.Nie zdawał sobie sprawy, że cały czaswstrzymywał oddech. To był Lan  powiedział ochryple Ewin, jakby on również miał kłopoty z oddy-chaniem.Taką przynajmniej miał minę. Założę się, że jest Strażnikiem. Nie bądz głupi  roześmiał się Mat, ale był to słaby śmiech. Strażnicy istnie-ją tylko w opowieściach.A prócz tego Strażnicy mają złote miecze i zbroje wysadzaneklejnotami.Całe swoje życie spędzają na północy, na Wielkim Ugorze, walcząc ze złem,trollokami i innymi takimi rzeczami.35  To może być Strażnik  upierał się Ewin. Widziałeś jakieś złoto lub klejnoty?  drwił Mat. Czy są jakieś trolloki w DwuRzekach? Owce, to są.Zastanawiam się, co mogło się tu wydarzyć, by zainteresowałokogoś takiego jak ona? Coś mogło  powoli odpowiedział Rand. Powiadają, że gospoda stoi tu od ty-siąca lat, może nawet dłużej. Tysiące lat pasania owiec  odparował Mat. Srebrny grosz  wykrzyknął Ewin. Dała mi cały srebrny grosz.Pomyślcie, coza to kupię, kiedy wreszcie przybędzie handlarz.Rand otworzył dłoń i spojrzał na trzymaną monetę.Zaskoczony, omal jej nie upuścił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •