[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwietliki ledwo się poruszały, a ich blask był tak przyćmiony, że ledwo dostrzegałem płótno klatki.Ojciec poruszył się we śnie, a spomiędzy jegowarg dobył się jęk.Po raz pierwszy poczułem się mu bliski, a wówczas - nie wiem, czy był całkiem rozbudzony, czy też zaczął mówić przez sen -sięgnął ręką ku mnie, a prąd jego nastrojów przebiegł od jego palców do moich.Jakże odmienne uczucia miotały nim w porównaniu z uczuciami wielkiegoSesusiego! Ojcu doskwierał po prostuból gardła, dotkliwy jak ból Menenheteta po przełknięciu kości.Poczułem, że zbliżyła się godzina, w której matka legia w objęciach faraona,zetknięcie się zaś ich nagich ciał raniło uczucia mego ojca do żywego, okrutnie i płomiennie jak pulsowanie krwi.Dowiedziałem się wówczas, jakgłębokie uwielbienie żywił mój ojciec dla urody matki.Otchłanie jego bólu nie stały się bynajmniej mniejsze, gdy zdał sobie sprawę z przewrotnościfaktu, iż matka oddala się (całe bogactwo swego ciała) mężczyznie (Bogu bogów), któremu ojciec byl najbliższy.Tak więc ojciec, powodowany miłościądo matki i do Pta-nem-hotepa, poczuł żar zderzających się w jego sercu uczuć i cierpiał męki lwa, pożerającego własne wnętrzności.A zarazem sercejego - zupełnie jak serce lwa za znało także uczucia dumy.Właśnie wtedy wniknąłem w jego myśli.Tej nocy już wcześniej udało mi się pochwycić parę jego refleksji, ale były to sporadyczne przypadki, podobnedo rzutów pałki w górę, kiedy to zdarza nam się czasami trafić ptaka w locie.W powietrzu unosiło się tyle myśli, iż wystarczył niewielki wysiłek, byktórąś pochwycić - podobnie kamień nie może przelecieć przez chmarę ptactwa, nie przetrąciwszy przynajmniej jednego skrzydełka.Obecnie jednakprzekonałem się, iż podobnie jak można być głosem prawdy, jakim była Ma-Krut, tak można być prawdą myśli i płynąć z prądem strumienia myśli cudzych.Tak właśnie uniosłem się na falach medytacji mego ojca i zdałem sobie sprawę z tego, iż wyobrażał sobie tę samą pałkę i kamień (pałkę zakrzywioną jakwąż, wyciosaną z delikatnej kości słoniowej) podrzucone ku niebu moimi myślami.Tak przemyślne bywają sztuczki i igraszki naszego umysłu, zwłaszczajeżeli myśli nasze dotyczą przedmiotów, których nie oglądamy na własne oczy, że ta sama podrzucona pałka, spadając na ziemię, stała się narzędziemrozkoszy mej matki.Wy-krzykiwala z radości, chwaląc kunszt miłosny Pta-nem hote pa, i podskoczyłaby do góry z rozkoszy, gdyby nic stała obok niego na delikatnej łódeczce zpapirusu, którego frag menty starannie pozszywano.Zledząc lot tej pałki spadającej na ziemię i unoszącej się ku górze, uświadomiłem sobie, że moja matka jest znacznie młodsza, niż mi się wydawało, iże ożywia ją blask we wzroku młodej księżniczki, zażywającej rozkoszy i cieszącej się tym, iż rozkoszy tej nie opłaca ciężką pracą i nauką miłości.Dopiero wówczas, dostrzegając jej sandały wykonane z liści palmowych i z papirusu równie delikatnego jak ten, z którego zeszyto ich łódeczkę, takdelikatne, iż cudem tylko trzymały się na nogach, zdałem sobie sprawę (po części dzięki podszeptom ojcowskiej ręki ściskającej moją), iż oglądamzachód słońca sprzed siedmiu lat, faraon zaś dorównywał jej młodością, gdyż był jeszcze młodym księciem, dopiero co koronowanym na faraona, pełnymkrólewskiej wyniosłości i wstrzemięzliwości bardzo młodego monarchy.Flirtując z nią, rozmawiając głowa przy głowie, nie poruszał stopami, lecz stałwyprostowany, jego uśmiech łatwiej było odczytać z oczu niż z ust.Do podbródka przymocowano mu bowiem długą, cienką bródkę, którą wolno nosić tylkofaraonom.- Och, popatrz - zawołała - na te małpy! - Gdy tak zastygli na łódeczce dryfującej przez trzciny, patrząc w jedną stronę, wśród trzepotu skrzydełptactwa przepłoszonego ich obecnością i opadającego w bardziej odległe zarośla, słońce rozjarzyło wysokie pnie i łodygi krzewów na skraju jednego zjego ogrodów.Wysoko na drzewach małpy zrywały figi dla eunuchów i szybko zrzucały je na dół.Trudno było powiedzieć, kto śmiał się serdeczniej.Małpy czy eunuchowie? Małpy i eunuchowie pozdrowili faraona przepływającego łódeczką obok ogrodu, a wtedy roześmiała się Hatfertiti.Niżej, na bagnach, słońce rozświetlało kałuże wody oraz kwiecie na czubkach łodyg papirusu, /nów zapadła cisza.Zbliżali się do kolejnego stadaptaków i stojąc prosto na czółnie, balansując delikatnie i kierując dziób ku trzcinom, wpłynęli między ptaki, które wzłeciały w górę z nabrzmiewającym trzepotem i krzykiem przypominającym narastający tętent tabunu koni.Jego pałka poleciała za ptakami.Jeden ptak spadł na ziemię.lak mijało popołudnie, szybko jak chmurka przemykająca przed słońcem.Odgłosy śmiechu matki dwukrotnie rozdarły serce ojca.Kochał ją niemal co noc,mając lat piętnaście, szesnaście i siedemnaście, i zawsze był pewien, że się z nią ożeni, a jednak gdy ją oglądał stojącą na łódeczce, kiedy szczupłai wyprostowana wdzięcznie dopasowywała się do wyprężonego ciała Pta-nem-hotepa, zrozumiał, że jej rozbawienie stanowiło kąsek tak łakomy, iż dopieroteraz go dostrzegł i zapragnął.Przez cały ten czas, gdy się jej przyglądał z wysokiego drzewa na skraju bagien, policzki puchły mu od ukąszeńkomarów.Znów będzie się zeń śmiała, gdy się wieczorem zobaczą.Te śmieszne pęcherze na twarzy zdradzały popołudnie, w trakcie którego komaryuwięziły go na drzewie.Poza tym była wściekła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zwietliki ledwo się poruszały, a ich blask był tak przyćmiony, że ledwo dostrzegałem płótno klatki.Ojciec poruszył się we śnie, a spomiędzy jegowarg dobył się jęk.Po raz pierwszy poczułem się mu bliski, a wówczas - nie wiem, czy był całkiem rozbudzony, czy też zaczął mówić przez sen -sięgnął ręką ku mnie, a prąd jego nastrojów przebiegł od jego palców do moich.Jakże odmienne uczucia miotały nim w porównaniu z uczuciami wielkiegoSesusiego! Ojcu doskwierał po prostuból gardła, dotkliwy jak ból Menenheteta po przełknięciu kości.Poczułem, że zbliżyła się godzina, w której matka legia w objęciach faraona,zetknięcie się zaś ich nagich ciał raniło uczucia mego ojca do żywego, okrutnie i płomiennie jak pulsowanie krwi.Dowiedziałem się wówczas, jakgłębokie uwielbienie żywił mój ojciec dla urody matki.Otchłanie jego bólu nie stały się bynajmniej mniejsze, gdy zdał sobie sprawę z przewrotnościfaktu, iż matka oddala się (całe bogactwo swego ciała) mężczyznie (Bogu bogów), któremu ojciec byl najbliższy.Tak więc ojciec, powodowany miłościądo matki i do Pta-nem-hotepa, poczuł żar zderzających się w jego sercu uczuć i cierpiał męki lwa, pożerającego własne wnętrzności.A zarazem sercejego - zupełnie jak serce lwa za znało także uczucia dumy.Właśnie wtedy wniknąłem w jego myśli.Tej nocy już wcześniej udało mi się pochwycić parę jego refleksji, ale były to sporadyczne przypadki, podobnedo rzutów pałki w górę, kiedy to zdarza nam się czasami trafić ptaka w locie.W powietrzu unosiło się tyle myśli, iż wystarczył niewielki wysiłek, byktórąś pochwycić - podobnie kamień nie może przelecieć przez chmarę ptactwa, nie przetrąciwszy przynajmniej jednego skrzydełka.Obecnie jednakprzekonałem się, iż podobnie jak można być głosem prawdy, jakim była Ma-Krut, tak można być prawdą myśli i płynąć z prądem strumienia myśli cudzych.Tak właśnie uniosłem się na falach medytacji mego ojca i zdałem sobie sprawę z tego, iż wyobrażał sobie tę samą pałkę i kamień (pałkę zakrzywioną jakwąż, wyciosaną z delikatnej kości słoniowej) podrzucone ku niebu moimi myślami.Tak przemyślne bywają sztuczki i igraszki naszego umysłu, zwłaszczajeżeli myśli nasze dotyczą przedmiotów, których nie oglądamy na własne oczy, że ta sama podrzucona pałka, spadając na ziemię, stała się narzędziemrozkoszy mej matki.Wy-krzykiwala z radości, chwaląc kunszt miłosny Pta-nem hote pa, i podskoczyłaby do góry z rozkoszy, gdyby nic stała obok niego na delikatnej łódeczce zpapirusu, którego frag menty starannie pozszywano.Zledząc lot tej pałki spadającej na ziemię i unoszącej się ku górze, uświadomiłem sobie, że moja matka jest znacznie młodsza, niż mi się wydawało, iże ożywia ją blask we wzroku młodej księżniczki, zażywającej rozkoszy i cieszącej się tym, iż rozkoszy tej nie opłaca ciężką pracą i nauką miłości.Dopiero wówczas, dostrzegając jej sandały wykonane z liści palmowych i z papirusu równie delikatnego jak ten, z którego zeszyto ich łódeczkę, takdelikatne, iż cudem tylko trzymały się na nogach, zdałem sobie sprawę (po części dzięki podszeptom ojcowskiej ręki ściskającej moją), iż oglądamzachód słońca sprzed siedmiu lat, faraon zaś dorównywał jej młodością, gdyż był jeszcze młodym księciem, dopiero co koronowanym na faraona, pełnymkrólewskiej wyniosłości i wstrzemięzliwości bardzo młodego monarchy.Flirtując z nią, rozmawiając głowa przy głowie, nie poruszał stopami, lecz stałwyprostowany, jego uśmiech łatwiej było odczytać z oczu niż z ust.Do podbródka przymocowano mu bowiem długą, cienką bródkę, którą wolno nosić tylkofaraonom.- Och, popatrz - zawołała - na te małpy! - Gdy tak zastygli na łódeczce dryfującej przez trzciny, patrząc w jedną stronę, wśród trzepotu skrzydełptactwa przepłoszonego ich obecnością i opadającego w bardziej odległe zarośla, słońce rozjarzyło wysokie pnie i łodygi krzewów na skraju jednego zjego ogrodów.Wysoko na drzewach małpy zrywały figi dla eunuchów i szybko zrzucały je na dół.Trudno było powiedzieć, kto śmiał się serdeczniej.Małpy czy eunuchowie? Małpy i eunuchowie pozdrowili faraona przepływającego łódeczką obok ogrodu, a wtedy roześmiała się Hatfertiti.Niżej, na bagnach, słońce rozświetlało kałuże wody oraz kwiecie na czubkach łodyg papirusu, /nów zapadła cisza.Zbliżali się do kolejnego stadaptaków i stojąc prosto na czółnie, balansując delikatnie i kierując dziób ku trzcinom, wpłynęli między ptaki, które wzłeciały w górę z nabrzmiewającym trzepotem i krzykiem przypominającym narastający tętent tabunu koni.Jego pałka poleciała za ptakami.Jeden ptak spadł na ziemię.lak mijało popołudnie, szybko jak chmurka przemykająca przed słońcem.Odgłosy śmiechu matki dwukrotnie rozdarły serce ojca.Kochał ją niemal co noc,mając lat piętnaście, szesnaście i siedemnaście, i zawsze był pewien, że się z nią ożeni, a jednak gdy ją oglądał stojącą na łódeczce, kiedy szczupłai wyprostowana wdzięcznie dopasowywała się do wyprężonego ciała Pta-nem-hotepa, zrozumiał, że jej rozbawienie stanowiło kąsek tak łakomy, iż dopieroteraz go dostrzegł i zapragnął.Przez cały ten czas, gdy się jej przyglądał z wysokiego drzewa na skraju bagien, policzki puchły mu od ukąszeńkomarów.Znów będzie się zeń śmiała, gdy się wieczorem zobaczą.Te śmieszne pęcherze na twarzy zdradzały popołudnie, w trakcie którego komaryuwięziły go na drzewie.Poza tym była wściekła [ Pobierz całość w formacie PDF ]