[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W domu zapanowała przerażająca cisza.Rikard Brink pożyczył łódź od kapitana portu i wy-prawił się na "Fanny".Kapitan, bergeńczyk, długo przyglądał się fotografiinieznajomego mężczyzny.Nie.Zdecydowanie nie.Twarz była całkiem obca.Wyprawa na "Fanny" nie wniosła więc nic nowego,a Rikard tak święcie wierzył w ten ślad.Teraz pozostawał jedynie ów I.K.z Sarpsborg.Oczywiście mógł porozmawiać z tamtejszą policją i po-prosić o sprawdzenie, kim jest I.K., uznał jednak, że immniej osób będzie zamieszanych w tę sprawę, tym lepiej.Z poczucia obowiązku wybrał się jeszcze na dwa pozostałestatki cumujące przy Brattoya, gdzie otrzymał przeczącąodpowiedź, a potem wrócił do Halden.Z westchnieniem wsiadł do samochodu i wyruszyłw trzydziestokilometrową drogę do Sarpsborg.Wiedział,że czas ucieka, ale co mógł na to poradzić? Musiał tamjechać.Jadąc miał wrażenie, że cały pokryty jest czymś ohyd-nym, jakby warstwą bakterii.Oczywiście wykąpał się, gdytylko wrócił z przystani po raz pierwszy, ale uczucieskażenia pozostało.Jakby bakcyle usadowiły się na ubra-niu, na skórze, na języku.Było to uczucie bardzonieprzyjemne, choć jego reakcję można określić jako dośćnaturalną.Musi zadzwonić do Lipowej Alei, dać znać, że nie możeprzyjechać do domu na niedzielę, jak wcześniej miał zamiar.Chętnie skorzystałby z pomocy wybranych z Ludzi Lodu,ale była to dla niego sprawa honoru.Jako policjant musiałwszystko wyjaśnić sam, inaczej oznaczałoby to, że nie jestwiele wart.Trudno stwierdzić, gdzie powstał przeciek, ale na długoprzed nadaniem wiadomości i ukazaniem się gazet wieśćo zarazie, któta nawiedziła miasteczko, obiegła Halden.Wylęknieni pacjenci nie dawali spokoju lekarzom."Nie,pani Blom, to na pewno zwyczajny pryszcz"."Nie, on niepracował w fabryce, panie Svendsen"."Ależ oczywiściepani Andersen, oczywiście może pani pić mleko"."Panisąsiad wydawał się ostatnimi czasy jakiś dziwny? Nie, toz pewnością nie ospa.Nie, powtarzam, to nie ospa, kiedyktoś mówi do siebie!"Rozhisteryzowana dama zatelefonowała z Oslo pytając,czy jej dzieciom zagraża niebezpieczeństwo.Dzieci sąsia-dów w poprzednim tygodniu były z wizytą w Halden.Czyżby plotka dotarła już do Oslo? zdumiał się komendantpolicji, do którego zwróciła się owa pani.Nie, ale jejszwagierka mieszkająca w Halden natychmiast ją powiado-miła."Uważam, że powinna się pani bardziej niepokoićo szwagierkę" - odparł komendant i rzucił słuchawką.Większość ludzi jednak przyjmowała nowinę spokojnie.Zaszczepiona Norwegia uważało się za bezpieczną twier-dzę.Poza tym niewielu jeszcze wiedziało o zagrożeniu.Rikard Brink zadzwonił do drzwi Karlsenów, ale z głębimieszkania nie dochodził odgłos żadnych kroków.Obytylko nie okazało się, że I.K.prowadzi jakąś działalnośćusługową, bo źle to wróżyło jego lub jej klientom.Aleprzecież osoba o inicjałach I.K.nie musiała wcale miećkontaktu ze zmarłym.Rikard pragnął jedynie informacji,nic więcej.Z okna na piętrze w sąsiednim domu wychyliła siękobieta o wydatnym biuście.- Musi pan dłużej dzwonić.Ingrid po nocnych es-kapadach mocno śpi.W jej głosie brzmiał źle skrywany triumf.Ingrid! Ingrid Karlsen, to było to! Rikard długo naciskałdzwonek.Wreszcie drzwi się otworzyły i młody policjant ujrzałprzed sobą parę zaspanych, zapuchniętych oczu.Damaw oknie wychyliła się jeszcze mocniej.- Policja - mruknął Rikard.- Czy mogę wejść?Przerażona Ingrid wpuściła go do środka.Pobiegław głąb mieszkania, by ubrać się przyzwoiciej, i zaraz znówsię pojawiła, jeszcze poprawiając coś przy sukni.- Nie pytam z ciekawości, ale czy wychodziła paniwczoraj wieczorem?- Nie, wczoraj nie, przedwczoraj, ale to teraz się mści.Spałam chyba aż dwanaście godzin!Rikard, słysząc taką odpowiedź, odczuł pewną ulgę.Pokazał Ingrid karteczkę z numerem telefonu i wyjaśnił, żemusi się dowiedzieć, kim jest mężczyzna, przy którym jąznaleziono, i czy miała z nim osobisty kontakt.- Och, podaję numer telefonu wielu osobom.Czy tobyło dawno?Wtedy Rikard wyciągnął fotografię zmarłego.Dziew-czyna obracała ją na wszystkie strony.- To jakieś dziwne zdjęcie.- Zostało zrobione po jego śmierci - krótko odparłRikard.- Ale mam jeszcze jedno, z proflu.- Och! - jęknęła dziewczyna.- Poznaje go pani?- Oczywiście, ale czy on naprawdę nie żyje? Widziałamgo przecież wczoraj po południu, a raczej nawet wczesnymwieczorem.Ingrid Karlsen wydawała się miłą, dobrą dziewczyną.I Rikard z poczuciem ulgi przyjął wiadomość, że spotkałaobcego przybysza nie dalej jak poprzedniego wieczoru.Imkrócej przebywał w Norwegii, tym lepiej!- Proszę mi powiedzieć - poprosił - jak on się nazywał.- Nie wiem, jakie nosił nazwisko, ale w każdymrazie pytał o rodzinę Matteusów, którzy dawno temumieszkali w sąsiednim domu.Pewnie był ich bliskimkrewnym, ale mało mówił o sobie.Przypuszczam, że byłmarynarzem.- Gdzie go pani spotkała?- Zadzwonił do drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •