[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słońce zdążyło zajść, nim stenografowie wykonalipołowę roboty.Paratus zaproponował, że zostanie tam na noc, jednak Eliusz nawet niechciał o tym słyszeć.Odesłał wszystkich, pozostawiając na straży dwóchludzi z kohorty oraz wartę złożoną z własnych żołnierzy.W dzieńwartownicy trzymali ciekawskich z dala od tego miejsca.Trudno byłozgadnąć, co mógł sobie pomyśleć przypadkowy podróżny na widokzbrojnych stojących na straży dawno opuszczonego hipodromu pozamurami miasta.Jak wielokrotnie podczas wojennych kampanii Eliusz rozłożył na ziemiwojskowy koc i kiedy przyszła jego kolej, objął wartę.Kiedy jej nie pełnił,siedział i liczył gwiazdy.6 września, piątek (8 Toł)W piątek, między świtem a południem, zakończono kopiowanie.Dopieroteraz, mając w ręku zwoje tego cennego materiału, Eliusz odprężył się natyle, by pójść do domu i się przespać.- Byłem tak podekscytowany, że przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka.Bądz tak dobry i zostań tutaj, dopóki nie wypełnią ziemią dziury i nieprzesuną słupa bliżej muru - poprosił Paratusa.- Zaczyna się chmurzyć iwkrótce może spaść deszcz.W każdym razie lepiej nie łatać tego398obelisku bez pomocy specjalistów i dopóki się nie dowiemy, czy prawidłowoskopiowano tekst.Paratus uśmiechnął się pogodnie jak zwykle.- Rozumiem, liczysz na to, że ślepiec wzbudzi ich szacunek.Oczywiście, że zostanę i dopilnuję, żeby nikt nie pukałbez potrzeby do drzwi twojej sypialni.Teo wziął sobie do serca radę Eliusza i prawie nie opuszczał swojegopokoju.Kiedy jednak pojawił się tam trybun, zszedł do niego na dół.Wizbie gościł jeszcze tylko pręgo-wany kot.Padało już od godziny i przezokno napływała z ogrodu woń ziół i kwiatów.- Sporo czytania - skomentował kupiec po przejrzeniurezultatu pracy kopistów.- Tyle że nie wszystko będziew tej chwili istotne dla twoich celów, skoro chodzi ci przedewszystkim o odnalezienie tego grobu.Poza tym to nie są napisy wyryte przez Egipcjan.Daj mi więc godzinkę, żebymposzukał jakichś wskazówek geograficznych, a potem wróćsprawdzić, co znalazłem.Eliusz nie miał najmniejszego zamiaru ruszać się stamtąd.Przeszedłtylko do przyległego pokoju, gdzie chodził przez chwilę w tę i z powrotem,ale uspokajający szum deszczu za oknem skutecznie go uśpił.Spał twardo,z kotem w zgięciu ramienia, kiedy jakiś czas pózniej obudził go Teo.- Tak, tak.Mam to twoje tłumaczenie - oświadczył kupiec, żując gałązkę świeżej mięty.- Poza tym przyszedł dociebie jeden z tych twoich postawnych żołnierzy.Czy oniw ogóle kiedykolwiek spuszczają cię z oka?Pomimo nieustannej bliskości innych ludzi, typowej dla żołnierskiegożycia, Eliusz często bywał sam.%7łeby zebrać399myśli albo - jak powiadał - przewietrzyć własne wątpliwości.Tego popołudnia, kiedy wyszedł od Teona i wyjechał na otwarty teren,czuł, że oderwał się od wszystkich, jest unoszony przez wydarzenia i nie masposobu, by sięgnąć po czyjąś pomoc.Cała ta konstrukcja, którą budował wciągu kilku ubiegłych tygodni (nie, kilku miesięcy, odkąd ponownie stanąłna okrutnej egipskiej ziemi), zawaliła się pod nim, i to nie kawałek pokawałku, ale gwałtownie i całkowicie.I nie mógł liczyć na żadną siatkęzabezpieczającą.Jego błąd niczym nieznośne światło, wpuszczone dopozornie wysprzątanego pokoju, ukazał nie tylko kurz tu i ówdzie; zapadłsię bowiem sam pokój i wyglądało na to, że nie było nic do ratowania.Wszystko to dotarło do niego nagle, na rozstaju dróg, miejscunawiedzonym, jeśli takie w ogóle istniały.Jego kłopotliwą sytuacjęodzwierciedlało to niepozorne miejsce, gdzie krzyżują się cztery szlaki, zktórych można wybrać każdy.Miał przed sobą którąś z pomniejszych dróg,porządnie wytyczonych, ale nie wybrukowanych, zbielały trakt, tak mocnoubity, że wyglądał jak z cementu.Daleko przed nim groby znaczyły skrajdrogi; musiała prowadzić do jakiejś wsi, gdzie ludzie, których nigdy niespotkał i nie spotka, żyją sobie, nie wiedząc, co oznacza jego pomyłka, idlatego nic ich ona nie obchodzi.Ani on.Za nim ciągnęła się ta sama droga - choć nie ta sama, skoro rozdroże byłojej końcem i początkiem innej.Więcej grobów i gospodarstw, a dalejrozległe posiadłości i domy okalające mury Rzymu.Samo zaś tłoczneMiasto stało się dla niego symbolem jego własnej samotności.Z trudem przychodziło mu myślenie o tym, co miał po400obu bokach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Słońce zdążyło zajść, nim stenografowie wykonalipołowę roboty.Paratus zaproponował, że zostanie tam na noc, jednak Eliusz nawet niechciał o tym słyszeć.Odesłał wszystkich, pozostawiając na straży dwóchludzi z kohorty oraz wartę złożoną z własnych żołnierzy.W dzieńwartownicy trzymali ciekawskich z dala od tego miejsca.Trudno byłozgadnąć, co mógł sobie pomyśleć przypadkowy podróżny na widokzbrojnych stojących na straży dawno opuszczonego hipodromu pozamurami miasta.Jak wielokrotnie podczas wojennych kampanii Eliusz rozłożył na ziemiwojskowy koc i kiedy przyszła jego kolej, objął wartę.Kiedy jej nie pełnił,siedział i liczył gwiazdy.6 września, piątek (8 Toł)W piątek, między świtem a południem, zakończono kopiowanie.Dopieroteraz, mając w ręku zwoje tego cennego materiału, Eliusz odprężył się natyle, by pójść do domu i się przespać.- Byłem tak podekscytowany, że przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka.Bądz tak dobry i zostań tutaj, dopóki nie wypełnią ziemią dziury i nieprzesuną słupa bliżej muru - poprosił Paratusa.- Zaczyna się chmurzyć iwkrótce może spaść deszcz.W każdym razie lepiej nie łatać tego398obelisku bez pomocy specjalistów i dopóki się nie dowiemy, czy prawidłowoskopiowano tekst.Paratus uśmiechnął się pogodnie jak zwykle.- Rozumiem, liczysz na to, że ślepiec wzbudzi ich szacunek.Oczywiście, że zostanę i dopilnuję, żeby nikt nie pukałbez potrzeby do drzwi twojej sypialni.Teo wziął sobie do serca radę Eliusza i prawie nie opuszczał swojegopokoju.Kiedy jednak pojawił się tam trybun, zszedł do niego na dół.Wizbie gościł jeszcze tylko pręgo-wany kot.Padało już od godziny i przezokno napływała z ogrodu woń ziół i kwiatów.- Sporo czytania - skomentował kupiec po przejrzeniurezultatu pracy kopistów.- Tyle że nie wszystko będziew tej chwili istotne dla twoich celów, skoro chodzi ci przedewszystkim o odnalezienie tego grobu.Poza tym to nie są napisy wyryte przez Egipcjan.Daj mi więc godzinkę, żebymposzukał jakichś wskazówek geograficznych, a potem wróćsprawdzić, co znalazłem.Eliusz nie miał najmniejszego zamiaru ruszać się stamtąd.Przeszedłtylko do przyległego pokoju, gdzie chodził przez chwilę w tę i z powrotem,ale uspokajający szum deszczu za oknem skutecznie go uśpił.Spał twardo,z kotem w zgięciu ramienia, kiedy jakiś czas pózniej obudził go Teo.- Tak, tak.Mam to twoje tłumaczenie - oświadczył kupiec, żując gałązkę świeżej mięty.- Poza tym przyszedł dociebie jeden z tych twoich postawnych żołnierzy.Czy oniw ogóle kiedykolwiek spuszczają cię z oka?Pomimo nieustannej bliskości innych ludzi, typowej dla żołnierskiegożycia, Eliusz często bywał sam.%7łeby zebrać399myśli albo - jak powiadał - przewietrzyć własne wątpliwości.Tego popołudnia, kiedy wyszedł od Teona i wyjechał na otwarty teren,czuł, że oderwał się od wszystkich, jest unoszony przez wydarzenia i nie masposobu, by sięgnąć po czyjąś pomoc.Cała ta konstrukcja, którą budował wciągu kilku ubiegłych tygodni (nie, kilku miesięcy, odkąd ponownie stanąłna okrutnej egipskiej ziemi), zawaliła się pod nim, i to nie kawałek pokawałku, ale gwałtownie i całkowicie.I nie mógł liczyć na żadną siatkęzabezpieczającą.Jego błąd niczym nieznośne światło, wpuszczone dopozornie wysprzątanego pokoju, ukazał nie tylko kurz tu i ówdzie; zapadłsię bowiem sam pokój i wyglądało na to, że nie było nic do ratowania.Wszystko to dotarło do niego nagle, na rozstaju dróg, miejscunawiedzonym, jeśli takie w ogóle istniały.Jego kłopotliwą sytuacjęodzwierciedlało to niepozorne miejsce, gdzie krzyżują się cztery szlaki, zktórych można wybrać każdy.Miał przed sobą którąś z pomniejszych dróg,porządnie wytyczonych, ale nie wybrukowanych, zbielały trakt, tak mocnoubity, że wyglądał jak z cementu.Daleko przed nim groby znaczyły skrajdrogi; musiała prowadzić do jakiejś wsi, gdzie ludzie, których nigdy niespotkał i nie spotka, żyją sobie, nie wiedząc, co oznacza jego pomyłka, idlatego nic ich ona nie obchodzi.Ani on.Za nim ciągnęła się ta sama droga - choć nie ta sama, skoro rozdroże byłojej końcem i początkiem innej.Więcej grobów i gospodarstw, a dalejrozległe posiadłości i domy okalające mury Rzymu.Samo zaś tłoczneMiasto stało się dla niego symbolem jego własnej samotności.Z trudem przychodziło mu myślenie o tym, co miał po400obu bokach [ Pobierz całość w formacie PDF ]