[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Polecieli, żeby wyciągnąć Fel-tera.Pułkownik Parker uniósł brwi.-Naprawdę? - spytał.-Wracając do tematu - powiedział Hanrahan.- Tuż przedwyjazdem dzwoniłem do pełniącego obowiązki dowódcy iw żaden sposób nie dał mi do zrozumienia, że coś się kroi.-Jeżeli Kennedy wierzy, że Rosjanie nie zamierzająprzekształcić Kuby w bazę wojskową zdolną kontrolowaćcały basen Morza Karaibskiego, i to jak najszybciej, to jestwiększym głupcem, niż na to wygląda obwieścił Parker.-Ja w każdym razie nie uważam, by w najbliższym czasiecoś się miało wydarzyć - odparł Hanrahan.-Nie powiedziałby nam pan, gdyby było inaczej - zauważyłParker.-Nie - odrzekł z uśmiechem Hanrahan.- Ale gdyby byłoinaczej, nie przyleciałbym tutaj.-Ktoś powinien podarować Kennedy'emu egzemplarzClausewitza i podkreślić wężykiem fragment o tym, że im54więcej czasu da się przeciwnikowi na przygotowania, tymwiększe poniesie się straty podczas ataku.- Zdaje się, że wprawiamy w zakłopotanie pana Denna -stwierdził generał Hanrałian.- Proponuję zmienić temat.Denn zrozumiał, że był to bardzo taktownie ujęty, alejednak wyrzut pod adresem pułkownika Parkera.-Najmocniej przepraszam, panie generale - odparł Parker.-Dostałem za to informacje na inny temat, bardzo zlewróżące przyszłości armii - dodał Hanrahan.-Naprawdę? - spytał z powagą pułkownik Parker.-Sięgamy już z samego dna beczki: kolejny Craig zostałczłonkiem korpusu oficerskiego.Lowell spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.-Dostał patent? - spytał, nie kryjąc zdziwienia.-Po tym, jak skutecznie obronił górską redutę przedprzeważającymi siłami wroga, przejąwszy dowództwo nadmieszanym, amerykańsko-wietnamskim oddziałem, gdyoficerowie zostali zabici.- Jakbym to już gdzieś słyszał - mruknął MacMillan.Wojinski zachichotał.- A u nich to chyba rodzinne.Słyną z nadstawiania tyłka - stwierdził.Lowell spojrzał na nich wilkiem.-Jest cały? spytał.-Ma powierzchowne rany twarzy - odparł Hanrahan.-Chryste, niech no tylko dowie się o tym jego ojciec.Wypiszą mnie z rodziny.-Rozmawiałem z Dave'em Mennenem przez MARS, bodzięki tym radiowcom-amatorom można gadać z żołnie-rzami na całym świecie - ciągnął generał Hanrahan.- Był wgórach.-Panie Denn - wpadł mu w słowo Lowell - może należy siępanu wyjaśnienie, że mówimy o synu Portera Craiga.Jestsierżantem Sił Specjalnych.-Porucznikiem Sił Specjalnych - poprawił MacMillan.-.i służy w górach Wietnamu dokończył Lowell.-Doskonali żołnierze - wtrącił pułkownik Parker.-I świetnamyśl!55Myśl o tym, że syn Portera Craiga może być żołnierzem, ajuż zwłaszcza Sił Specjalnych, nie od razu dotarła do Johna H.Denna.-Panowie mają na myśli tych w beretach, w zielonychberetach? - upewnił się.-W rzeczy samej - przytaknął generał Hanrahan, po czympodjął opowieść: Mam ci przekazać od Dave'a, Craig, żesyn twojego kuzyna wykonał świetną robotę.-A niech mnie - mruknął Lowell.- A nie mógł powstrzymaćtelegramu w tej sprawie?-Właśnie dlatego połączył się ze mną przez MARS-wyjaśnił Hanrahan.- Uznał, że będzie lepiej, jeśli ojciecdowie się od ciebie albo ode mnie.Jeśli nie chcesz, zadzwo-nię do niego.Lowell zastanawiał się przez chwilę.-Ja to zrobię - rzekł wreszcie.- Gdybyś do niego zadzwonił,Porter od razu zadzwoniłby do mnie.-Słyszałem co nieco i czytałem na temat Zielonych Beretów- odezwał się John H.Denn.- Czy oni naprawdę są tacy, jaksię słyszy?Lowell zmierzył go wzrokiem.- Pyta pan, czy naprawdę jadają niemowlęta na śniadanie? I takie tam sprawy?Denn poczuł się nieswojo.-Wie pan, słyszy się takie różne opowieści.-Proponuję zapytać generała Hanrahana.To on dowodziZielonymi Beretami, jest więc ex officio głównym poże-raczem dzieci - wyjaśnił Lowell.Wyraz twarzy generała przekonał Denna, że tak jest wistocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Polecieli, żeby wyciągnąć Fel-tera.Pułkownik Parker uniósł brwi.-Naprawdę? - spytał.-Wracając do tematu - powiedział Hanrahan.- Tuż przedwyjazdem dzwoniłem do pełniącego obowiązki dowódcy iw żaden sposób nie dał mi do zrozumienia, że coś się kroi.-Jeżeli Kennedy wierzy, że Rosjanie nie zamierzająprzekształcić Kuby w bazę wojskową zdolną kontrolowaćcały basen Morza Karaibskiego, i to jak najszybciej, to jestwiększym głupcem, niż na to wygląda obwieścił Parker.-Ja w każdym razie nie uważam, by w najbliższym czasiecoś się miało wydarzyć - odparł Hanrahan.-Nie powiedziałby nam pan, gdyby było inaczej - zauważyłParker.-Nie - odrzekł z uśmiechem Hanrahan.- Ale gdyby byłoinaczej, nie przyleciałbym tutaj.-Ktoś powinien podarować Kennedy'emu egzemplarzClausewitza i podkreślić wężykiem fragment o tym, że im54więcej czasu da się przeciwnikowi na przygotowania, tymwiększe poniesie się straty podczas ataku.- Zdaje się, że wprawiamy w zakłopotanie pana Denna -stwierdził generał Hanrałian.- Proponuję zmienić temat.Denn zrozumiał, że był to bardzo taktownie ujęty, alejednak wyrzut pod adresem pułkownika Parkera.-Najmocniej przepraszam, panie generale - odparł Parker.-Dostałem za to informacje na inny temat, bardzo zlewróżące przyszłości armii - dodał Hanrahan.-Naprawdę? - spytał z powagą pułkownik Parker.-Sięgamy już z samego dna beczki: kolejny Craig zostałczłonkiem korpusu oficerskiego.Lowell spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.-Dostał patent? - spytał, nie kryjąc zdziwienia.-Po tym, jak skutecznie obronił górską redutę przedprzeważającymi siłami wroga, przejąwszy dowództwo nadmieszanym, amerykańsko-wietnamskim oddziałem, gdyoficerowie zostali zabici.- Jakbym to już gdzieś słyszał - mruknął MacMillan.Wojinski zachichotał.- A u nich to chyba rodzinne.Słyną z nadstawiania tyłka - stwierdził.Lowell spojrzał na nich wilkiem.-Jest cały? spytał.-Ma powierzchowne rany twarzy - odparł Hanrahan.-Chryste, niech no tylko dowie się o tym jego ojciec.Wypiszą mnie z rodziny.-Rozmawiałem z Dave'em Mennenem przez MARS, bodzięki tym radiowcom-amatorom można gadać z żołnie-rzami na całym świecie - ciągnął generał Hanrahan.- Był wgórach.-Panie Denn - wpadł mu w słowo Lowell - może należy siępanu wyjaśnienie, że mówimy o synu Portera Craiga.Jestsierżantem Sił Specjalnych.-Porucznikiem Sił Specjalnych - poprawił MacMillan.-.i służy w górach Wietnamu dokończył Lowell.-Doskonali żołnierze - wtrącił pułkownik Parker.-I świetnamyśl!55Myśl o tym, że syn Portera Craiga może być żołnierzem, ajuż zwłaszcza Sił Specjalnych, nie od razu dotarła do Johna H.Denna.-Panowie mają na myśli tych w beretach, w zielonychberetach? - upewnił się.-W rzeczy samej - przytaknął generał Hanrahan, po czympodjął opowieść: Mam ci przekazać od Dave'a, Craig, żesyn twojego kuzyna wykonał świetną robotę.-A niech mnie - mruknął Lowell.- A nie mógł powstrzymaćtelegramu w tej sprawie?-Właśnie dlatego połączył się ze mną przez MARS-wyjaśnił Hanrahan.- Uznał, że będzie lepiej, jeśli ojciecdowie się od ciebie albo ode mnie.Jeśli nie chcesz, zadzwo-nię do niego.Lowell zastanawiał się przez chwilę.-Ja to zrobię - rzekł wreszcie.- Gdybyś do niego zadzwonił,Porter od razu zadzwoniłby do mnie.-Słyszałem co nieco i czytałem na temat Zielonych Beretów- odezwał się John H.Denn.- Czy oni naprawdę są tacy, jaksię słyszy?Lowell zmierzył go wzrokiem.- Pyta pan, czy naprawdę jadają niemowlęta na śniadanie? I takie tam sprawy?Denn poczuł się nieswojo.-Wie pan, słyszy się takie różne opowieści.-Proponuję zapytać generała Hanrahana.To on dowodziZielonymi Beretami, jest więc ex officio głównym poże-raczem dzieci - wyjaśnił Lowell.Wyraz twarzy generała przekonał Denna, że tak jest wistocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]