[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast stawić czoło sytuacji, myślałao tym, jak uciec i schronić się, najlepiej w ramio-nach Caspara.Caspar.Zerknęła na zegarek.Jeszcze zdąży gozłapać przed odlotem, pomyślała gorączkowo.Jeślipojedzie zaraz na lotnisko, zobaczy się z nim, będąmieli czas na chwilę rozmowy.Nie mogła powiedzieć mu, oczywiście, o ojcu.Caspar nie zrozumiałby nigdy podobnego przenie-wierstwa i nieuczciwości, raczej nadużycia niż czystej kradzieży, tym gorszego, że dokonała goosoba, którą ktoś obdarzył tak wielkim zaufaniem.A jednak pomimo to czuła, że musi się z nimzobaczyć.Potrzebowała ciepłego uścisku, bezpie-czeństwa, schronienia.Włożyła żakiet i wzięła torebkę, nie wiedzącnawet o tym. Ja.jadę na lotnisko, odprowadzić przyjaciela rzuciła recepcjonistce, zbiegłszy na dół.Boże, dlaczego musiała zobaczyć te wyciągibankowe? Co się dzieje z jej życiem? Dlaczegomusiała dowiadywać się tych wszystkich okrop-nych historii o swoich rodzicach? Przekraczającdozwoloną szybkość, nie myśląc o policyjnychradarach, pędziła w stronę lotniska, wyprzedzałainne samochody, zdjęta lękiem, że nie zdąży przedodlotem Caspara.Musi się z nim zobaczyć.musi.Lotnisko zmieniło się od jej ostatniej tu wizyty,rozrosło w duży kompleks.Zaciskając ze złościzęby, szukała gorączkowo wolnego miejsca.W końcu zaparkowała byle jak, zamknęła drzwiczkii rzuciła się biegiem w stronę hali odlotów, modlącsię w duchu, żeby Caspar jeszcze się nie odprawił.Z trudem torowała sobie drogę wśród tłumu naruchomych schodach, znalazła się wreszcie w haliodlotów, dojrzała w oddali znajomą sylwetkę Cas-para i znieruchomiała.Zagryzła wargę, by nie zacząć wzywać go, ile siłw płucach, chociaż wiedziała, że nie usłyszałby jej nawoływań.Dopiero teraz zauważyła, że Casparz kimś rozmawia.Przesunął się i zobaczyła, kto mutowarzyszy.Hillary.Nogi się pod nią ugięły, jakby za chwilę miałazemdleć.Co tu robi Hillary?Właśnie szeptała coś Casparowi do ucha, a onsłuchał z uśmiechem.Olivii serce się ścisnęło.Hillary przechyliła lekko głowę i zaczęła całowaćCaspara, przysunęła się do niego, a on położył rękęna jej ramieniu.Olivia przez chwilę miała wrażenie, że rzeczywi-ście zemdleje.Niedowierzanie, udręka i wściekłygniew wywoływały ból, jakiego nigdy jeszcze niedoświadczyła.To z powodu tej kobiety chciał z nią zerwać?A więc nie dlatego, jak twierdził, że wątpiłw siłę jej uczucia do niego, tylko że jego własnystosunek do niej uległ zmianie.Nie kochał jejjuż, nie pragnął.A więc powodem była Hillary.Amerykanka, jak on.Która, jak on, za nic miałarodzinne więzy i wynikające stąd obowiązki.Hillary, która potrafiła zostawić dzieci i męża,jak on zostawił Olivię.Jeśli sądził, że stanie siędla Hillary tą jedyną, najważniejszą w życiuosobą, to bardzo się mylił, pomyślała Oliviaz pasją.Hillary należała do tego rodzaju kobiet,dla których nikt, poza ich własnym ja, się nieliczy. Olivia odwróciła się i ruszyła zdecydowanie dowyjścia.Caspar.Jej kochanek.Jej opoka.wsparcie.Zaśmiała się gorzko. O kancelarię też nie musisz się martwić,Davidzie.Olivia zostanie w Haslewich i pomożew. Nie!Tiggy zerknęła niespokojnie na Jona, błagającgoniemo o interwencję.Jon chciał poczekać na ze-wnątrz, żeby mogła porozmawiać z mężem, aleuprosiła go i wszedł razem z nią.Jon zauważył, że Tiggy czuje się niezręczniei unika spotkań sam na sam z mężem, ale większośćludzi tak by reagowała na obecność elektronicznejaparatury otaczającej chorego. W porządku, Davidzie  powiedział uspokaja-jąco i dyskretnie zadzwonił na pielęgniarkę.Lekarzuprzedzał rodzinę, że należy oszczędzać pacjentowisilnych wzruszeń i Jon klął się teraz w duchu, że nieuprzedził Tiggy, by nie mówiła Davidowi o propo-zycji Olivii.W chwilę pózniej, gdy pielęgniarka wyprowadzi-ła ich z pokoju Davida, zapewniając, że nie manajmniejszej grozby drugiego ataku i że pacjentmusi po prostu ,,odpocząć  , Tiggy padła Jonowiw ramiona. Och, Jonie, tak się boję  szlochała. Ciągle nam powtarzają, że David już niedługo będzie mógłwrócić do domu, ale obawiam się, że. Niepotrzebnie się niepokoisz  pocieszał jąJon. Lekarze nie wypuszczą go przecież, dopókinie będą absolutnie pewni, że jego stan jest dobry. On się tak strasznie zmienił  ciągnęła Tiggypłaczliwie. Dlaczego tak się uniósł na wiadomośćo propozycji Olivii? Prawdopodobnie martwi się, żeby dziewczynanie zaszkodziła sobie w karierze  zmyślił napoczekaniu. Nie denerwuj się, Tiggy.Nie pomo-żesz w ten sposób ani Davidowi, ani sobie. Och, Jonie, jesteś taki dla wszystkich wyrozu-miały, wszystko potrafisz wytłumaczyć.Jenny maszczęście, że znalazła kogoś takiego jak ty  wes-tchnęła Tiggy, tuląc się do jego ramienia. Zawszepowtarzałam Davidowi, że powinien bardziej dbaćo siebie.Jesteś w znacznie lepszej, niż on, kondycji. Uniosła głowę i dotknęła włosów szwagra, szcze-biocząc przy tym:  Powinieneś inaczej się strzyc,bardziej modnie.Zwietnie byś wyglądał. Nie sądzę  odparł ze śmiechem, myśląco modnych fryzurach młodszego syna i jego kole-gów.Czuł się jednak pochlebiony komplementamiTiggy i jej zainteresowaniem.Jenny nigdy niemówiła mu miłych słów, ale też jego żona nie byłakobietą, której przyszłoby do głowy schlebiać męż-czyznie. Och, Jonie. Tiggy próbowała ułożyć drżące wargi w uśmiech. Pewnie pomyślisz, jaka jestemokropna, ale muszę ci powiedzieć, że ostatnio corazczęściej mam wrażenie, że wyszłam nie za tegobrata, za którego powinnam wyjść.Jon w odpowiedzi przytulił ją do siebie.Budziław nim te same uczucia, których doznawał, biorącw ramiona swoje nowo narodzone dzieci, tyle żew tym wypadku zabarwione zmysłowością, któraprzyprawiała go o dziwne uniesienie i napawaławstydem.Jego żoną była Jenny, Tiggy zaś należała doDavida.Czy mogło być coś gorszego, niż pożądaćżony brata swego? Nie chcę jeszcze wracać do domu  szepnęłaTiggy. Może poszlibyśmy gdzieś? Powinienem wracać do biura. zaczął Jon,ale Tiggy przytuliła się mocno do jego ramienia. Moglibyśmy zjeść razem lunch.Każdy powi-nien mieć przerwę na lunch.Proszę, Jonie.Nie chcębyć sama.Samolot zaczął się wznosić.Caspar niewidzą-cym wzrokiem spoglądał na błękitny przestwór nadManchesterem.Dopiero teraz mógł przyznać sięprzed sobą, iż do ostatniej chwili, kiedy z głośnikówrozbrzmiewało ponaglające wezwanie dla pasaże-rów odlatujących do Londynu, miał irracjonalną,głęboko skrywaną nadzieję, że Olivia jednak pojawisię na lotnisku. Chociaż bardzo tego pragnął, to jednak tennadąsany, zazdrosny dzieciak, który w nim tkwił,nie pozwolił mu iść do telefonu i zadzwonić.Gdyby go naprawdę kochała, w sposób naturalnyprzedłożyłaby jego oczekiwania i jego pragnienianad rodzinne zobowiązania, podpowiadał mu we-wnętrzny głos upartego smarkacza.Tymczasem ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •