[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie.Możne Opactwa nie były dla niej wygnaniem.Możne Opactwa były dla niej tym, czym obce królestwo bywa dla królowej małżonki.Matka czuła się w nich ważna, matka była tam zadowolona sama z siebie.To było coś nowego i podniecającego.Ale to nie był dom.Myra jak zwykle przywitała syna z wylewną afektacją.Wolałby tego uniknąć.Nie potrafił być tak samo czuły.Kiedy był z dala od niej, uważał siebie za oddanego syna.Kiedy był z nią, rozwiewały się wszelkie iluzje.Myra Deyre znacznie się zmieniła od wyjazdu z Możnych Opactw.Porządnie przytyła, a jej piękne, rudozłote włosy z lekka zmatowiały od pokazujących się tu i ówdzie nitek siwizny.Zmienił się także wyraz jej twarzy; teraz było w niej więcej zadowolenia i spokoju.Podobieństwo między nią a jej bratem Sydneyem stało się uderzające.— Dobrze się bawiłeś w Londynie? Tak się cieszę.To takie ekscytujące, znów mieć obok siebie pięknego, dorosłego syna.Rozpowiedziałam już wszystkim, jak bardzo się cieszę.Matki to głupie istoty, prawda?Vernon zgodził się z nią w myśli, a potem sam się tego zawstydził.— To wspaniale widzieć cię, mamo — mruknął pod nosem.— Wyglądasz wprost znakomicie, ciociu Myro.— Ostatnio nie czuję się najlepiej, kochanie.Nie sądzę, by doktor Grey poznał się na moim przypadku.Słyszę, że nastał tu nowy lekarz, doktor… doktor Littleworth, ten, który odkupił praktykę doktora Armstronga.Ludzie mówią, że jest fantastyczny.Jestem przekonana, że to serce, a nie zwykła niestrawność, jak powiada doktor Grey.— Myra ożywiła się.Zawsze uważała swoje zdrowie za interesujący temat do rozmowy.— Mary odeszła, wiesz, ta pokojówka.Doprawdy, bardzo mnie rozczarowała.Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłam…?I tak dalej, i tak dalej.Joe i Vernon słuchali jednym uchem.Przekonani byli o swojej wyższości.Dzięki Bogu należą do nowego i światłego pokolenia, którego duch wznosi się ponad przyziemnymi problemami ze służbą.Przed nimi otwiera się nowy, wspaniały świat.Głęboko współczuli tej zadowolonej z siebie istocie, trajkoczącej, zdawało się, bez końca.Biedna ciocia Myra, pomyślała Joe.Tak koszmarnie kobieca! To całkiem naturalne, że wujek Walter nudził się z nią.Nie jej wina.Po prostu niewłaściwa edukacja i wyniesione z domu przekonanie, że poza sprawami domowymi nic się nie liczy.I proszę, oto siedzi przed nami, wciąż jeszcze młoda, a przynajmniej nie przeraźliwie stara, a jej całe zajęcie to plotkowanie, rozmyślanie o służbie i zamartwianie się swoim zdrowiem.Gdyby urodziła się tylko dwadzieścia lat później, mogłaby być wolna i szczęśliwa, no i od nikogo niezależna.I powodowana głębokim współczuciem dla swej nieświadomej życia ciotki, odpowiedziała na jej pytanie uprzejmie i z dobrze udanym zainteresowaniem.Vernon snuł własne rozważania.Czy mama zawsze taka była? Nawet w Możnych Opactwach? Raczej nie.A może byłem za mały, aby cokolwiek zauważać? To wstrętne z mojej strony, że krytykuję własną matkę, tę, która zawsze była dla mnie tak dobra.Tylko niechby nie traktowała mnie nadal jak sześcioletniego brzdąca.Och, w porządku, prawdopodobnie tak już musi być.Nie zdaje mi się, bym kiedykolwiek się ożenił…I nagle, nie mogąc poradzić sobie ze spiętymi nerwami, wypalił:— Posłuchaj, mamo.Chciałbym studiować muzykę.W Cambridge.A więc stało się.Powiedział to.Myra, która właśnie opowiadała o kucharce Armstrongów, powiedziała wymijająco:— Ależ, kochanie, zawsze byłeś tak bardzo niemuzykalny.Tak niedorzecznie traktowałeś muzykę.— Wiem — mruknął gburowato.— Ale czasami człowiek zmienia swoje poglądy.— W takim razie cieszę się, mój drogi.Grywałam znakomite kawałki, kiedy byłam młodą dziewczyną.Ale wiesz, jak to bywa, po wyjściu za mąż nie ma się na nic czasu.— To prawda.To straszna hańba — poparła ją gorąco Joe.— Nie zamierzam wychodzić za mąż, gdyby jednak tak się stało, nigdy nie zarzucę własnej kariery.Ach, przypomniałam sobie! Ciociu Myro, jeśli mam być dobrą modelką, powinnam wybrać się na studia do Londynu.— Jestem pewna, że pan Bradford…— Do diabła z panem Bradfordem! Przepraszam, ciociu Myro, lecz ty niczego nie rozumiesz.Muszę studiować poważnie.I muszę być samodzielna.Mogłabym wynajmować mieszkanie razem z inną dziewczyną…— Ależ, kochanie, nie bądź absurdalna — zaśmiała się Myra.— Chcę mieć swoją małą Joe tutaj, obok siebie.Zawsze myślę o tobie jak o własnej córce, dobrze o tym wiesz.Joe zaczęła się wiercić.— Ale ja mówię serio, ciociu Myro.To całe moje życie.Tym tragicznym wyznaniem jeszcze bardziej rozśmieszyła ciotkę.— Dziewczęta często tak myślą.Ach, nie psujmy tego szczęśliwego wieczoru kłótniami.— Lecz czy potem rozważysz to poważnie?— Zobaczymy, co powie wujek Sydney.— To nie jego sprawa.On nie jest moim wujkiem.Poza tym, gdybym chciała, mogę wziąć swoje pieniądze…— One są niezupełnie twoje, Joe.Twój ojciec przysyła je na twoje utrzymanie, chociaż, o czym chyba nie muszę cię zapewniać, skłonna byłabym zajmować się tobą bez jego pieniędzy.Poza tym wie, że jest ci dobrze i że dbam o ciebie w należyty sposób.— Zatem będzie lepiej, jak napiszę do ojca.Mężnie stawiła czoło ciotce, lecz teraz serce jej zamarło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •