[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądała tak samo jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy: wrogo igniewnie.- Nie mam listów.Skorzystałyśmy z pomysłu babki iutrzymywałyśmy kontakt poprzez ogłoszenia.- Niech cię szlag! A więc nie wysłałaś jej nawet krótkiej notki?! -Kolejna nadzieja zgasła.Amy nie pozwoliła nawet na tak słaby kontakt,jak słowo pisane.Przez te wszystkie lata Jeremyn czekał na jakiś list odmatki.Czy Klarysa też czekała?296RS - Co Klarysa może ci zrobić z odległej Szkocji?- Nie wiem.- Amy skrzyżowała dłonie na piersi, osłaniając się przednim.- Pewnie nic, ale jestem księżniczką, Jeremynie.Dopóki Klarysa niedowie się, że wyszłam za mąż, będzie chciała, abym żyła snem oksiężniczce Beaumontagne.Dlatego nie pisałam.Znam cenęprzynależności do rodu królewskiego.- Twój ojciec zapłacił tę cenę.Zamarła.Jeremyn zdawał sobiesprawę z okrucieństwa swoich słów.Nie obchodziło go to.- Tak - rzekła Amy uniesionym głosem.-I gdyby obowiązek wzywał,chętnie stanęłabym do walki na polu bitewnym.Ale nie poświęcę się naołtarzu zaaranżowanego małżeństwa, a to właśnie tam składa się w ofierzeksiężniczki.- Wymówki.- To nie wymówki.Tłumaczę ci się, choć nie wiem, po co w ogólesię staram, skoro do ciebie i tak nic nie dociera.- Nie masz nawet wyrzutów sumienia.- Jeremyn nie krył swejodrazy.- Oczywiście, że mam wyrzuty sumienia.Odkąd opuściłam Klarysędoświadczyłam wielu rzeczy, które pozwoliły mi dorosnąć.Niewspominając już o ostatnich dwóch miesiącach.- Wskazała ręką dom, wktórym dziś wieczorem mieli zrealizować swój plan.- Ale nie będę sięprzez to rzucać z klifu, na litość boską!- Boisz się wrócić do babki.Nie wiesz, gdzie po-dziewa się twojanajstarsza siostra, a mimo to porzucasz ostatniego członka rodziny, któryci pozostał.- Cofnął się od Amy, jakby miała dżumę.Była jak jego matka.Poślubił kobietę, która była jak jego matka.- Nawet jeśli spełnisz297RS obietnicę i zostaniesz ze mną przez ten rok, ciekawe, czy zaraz po jegoupływie planujesz odejść.- Nie.Tak.Nie wiem.- Złożyła nerwowo dłonie.- Czego ty byśchciał?- Na pewno nie tego.- Dotrzymam obietnicy! - krzyknęła.Zniżył głos.- Nie.Nie chcę, żebyś jej dotrzymywała.Nie potrzebuję takiejniestałej kobiety jak ty.- Niestałej kobiety jak ja? - Miała czelność okazać zdumienie.- Czychcesz przez to powiedzieć, że mam odejść?- Tak.- Lepiej, żeby odeszła teraz, niż żeby miał doczekać dnia, wktórym obudzi się rano, a jej nagle nie będzie.- A co z naszym dzisiejszym planem? Potrzebujesz mnie.- Każdy może odegrać twoją rolę.Wyślę do wuja Biggersa.Napewno dobrze się spisze.- Ale ja chcę wiedzieć, jak to się skończy.- Zbliżyła się o krok -natarczywa, piękna.toksyczna.- Karzesz mnie za grzech, którego niepopełniłam! A ja.ja.- A ty co? - rzucił cierpko.- Kocham cię.Fale uderzyły z impetem o klify.Nad głową krzyczałymewy.Wiatr unosił czarne kosmyki wokół jej słodkiej twarzy.A on się zaśmiał.Zaśmiał się, usłyszawszy słowa, na którenajbardziej czekał.I śmiał się, dopóki nie pękło mu serce.- Cóż za idealny moment wybrałaś na takie wyznania.- Ale wcześniej tego nie wiedziałam.- Złapała go za ramię.- Dotarło298RS to do mnie parę minut temu, w ogrodzie.Najpierw powiedzieli mi toKenley i Howland, ale nie uwierzyłam im.Potem jednak, kiedy cięzobaczyłam, jak rozmawiasz z tą staruszką, poczułam w sobie taką falę.-.obrzydzenia? Wydała z siebie stłumiony okrzyk, jakby właśnieją spoliczkował.Jej oczy napełniły się łzami.- Jeremyn.- wykrztusiła.Nie mógł patrzeć, jak płacze.Pragnąłwziąć ją w ramiona i uśmierzyć jej ból, powiedzieć, że wcale nie chciał jejzranić i wyznać, że on też ją kocha.Musiał jednak być silny.Raz, wiele lattemu, dostał już swoją nauczkę.Miłość zaślepiła go na moment, ale terazprzejrzał na oczy i nie zamierzał powtórzyć dwa razy tego samego błędu.- Pakuj się - rzekł.-I odejdz natychmiast.Wez, co zechcesz.Jedz doBeaumontagne lub gdziekolwiek indziej, ale nie zostawaj tutaj i nie lam miserca.Powiedziałaś, że jestem głupi, skoro nie ufam wszystkim kobietomprzez moją matkę i nawet zacząłem ci wierzyć.- Oddalił się.- Terazwidzę, że wcale nie byłem taki głupi.299RS ROZDZIAA 24Sina ze wściekłości Amy wpatrywała się w oddalającą się dumną,sztywną postać rozżalonego Jeremyna.Tak, markiz Northcliff powrócił.Odwróciwszy się, przetarła rękawem policzki i ruszyła wprzeciwnym kierunku.Nagle, tuż obok rozległ się głęboki głos:- Dokąd pani idzie?Obejrzała się i ujrzała przed sobą ciemnowłosego dżentelmena ostalowym spojrzeniu, odzianego w czarny garnitur.Tego samego, który omały włos nie doprowadził Kenleya do omdlenia.Tego samego, którywydał jej się dziwnie znajomy.Teraz jednak mało ją to obchodziło.Zwłaszcza że wciąż zaślepiała ją furia.- Idę do domu - powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •