[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wydanie się za mąż za kogoś nadzianego.Na ustach Laury Whitstable pojawił się grymas uśmiechu.- Cóż, to też nic pewnego.- Tak, rzeczywiście w dzisiejszych czasach pieniądz to rzecz płynna.- Nie o to mi chodzi, Sarah.Przyjemność z posiadania i z wydawania pieniędzy jest podobna do przyjemności z seksu.Ma swój kres, jak wszystko inne.- Nie w moim wypadku - stwierdziła kategorycznie Sarah.- Wspaniałe suknie.futra.biżuteria.wreszcie jacht.- Ależ z ciebie dziecko, Sarah.- Ależ skąd, wcale nie.Bywa, że czuję się jak stara, pozbawiona złudzeń kobieta.- Naprawdę? - Laura Whitstable nie mogła powstrzymać uśmiechu, patrząc na płonącą przejęciem młodą, piękną twarz.- Wiesz, Lauro - przyznała Sarah całkiem niespodziewanie - chyba rzeczywiście powinnam się stąd wynieść.Poszukać pracy, wyjść za mąż, zrobić coś, choć sama nie wiem co.Okropnie działam mamie na nerwy.Usiłuję być miła, ale nie zawsze mi to wychodzi.Ona pewnie uważa mnie za trudne dziecko.Życie jest dziwne, prawda Lauro? Przychodzi taka chwila, kiedy wszystko jest zabawne i wszystko mnie cieszy, a potem, ni stąd, ni zowąd, radość znika i sama nie wiem, na czym stoję albo czego pragnę.A przy tym nie ma nikogo, z kim dałoby się porozmawiać.Bywa i tak, że się boję.Ogarnia mnie od czasu do czasu dziwny lęk.Nie wiem, skąd się bierze.Nie wiem, czego się boję.Ale się boję.Może powinnam udać się do psychologa? Jak myślisz?Znów ktoś zadzwonił do drzwi.Sarah poderwała się.- To Lawrence, na pewno!- Lawrence Steene? - Laura zapytała ostro, jak poprzednio Ann.- Tak.Znasz go?- Nie, ale słyszało się to i owo - przyznała ponuro.Sarah roześmiała się.- Pewnie nic dobrego, sądząc po twojej minie.Otworzyły się drzwi i Edith zaanonsowała kolejnego gościa:- Pan Steene.Lawrence Steene był przystojnym mężczyzną.Miał około czterdziestu lat i na tyle wyglądał.Patrzył dziwnie, prawie spod opuszczonych powiek, a poruszał się z leniwą gracją oswojonego zwierzęcia.Gdziekolwiek się znalazł, sama jego obecność oddziaływała niepokojąco na kobiety.- Cześć, Lawrence - powiedziała Sarah.- To jest Lawrence Steene.Moja chrzestna matka, dama Orderu Imperium Brytyjskiego, Laura Whitstable.Lawrence Steene zbliżył się i podał rękę Laurze.Skłonił się z trochę teatralnym, trochę impertynenckim wdziękiem.- To dla mnie wielki zaszczyt - przyznał.- Widzisz, kochana? - przymilała się Sarah.- Rzeczywiście masz w sobie coś z królowej! Bycie damą Orderu to pewnie niezła zabawa.Czy nie uważasz, że i ja doczekam się kiedyś takiego wyróżnienia?- Według mnie to wielce nieprawdopodobne - oznajmił Lawrence.- A to dlaczego?- Twoje uzdolnienia idą w innym kierunku.Zwrócił się do Laury.- Czytałem pani artykuł nie dalej jak wczoraj.W „Komentatorze”.- Ach tak - powiedziała skromnie Laura Whitstable.- Na temat stabilności małżeństwa.Lawrence mruknął:- Pani, zdaje się, wyznaje pogląd, że to, co najbardziej liczy się dla małżonków, to ich trwały związek.Ja natomiast rzekłbym, że o urodzie życia stanowi nietrwałość dzisiejszych małżeństw.- Lawrence był wielokrotnie żonaty - Sarah złośliwie uzupełniła jego tyradę.- Tylko trzykrotnie, moja droga.- Wielkie nieba! - wykrzyknęła Laura Whitstable.- Chyba nie był to kolejny przypadek pozbywania się żon w kąpieli?- Lawrence rozstał się z nimi, występując do sądu o rozwód.W każdym przypadku, Lauro.To o wiele prostsze niż morderstwo.- Ale i o wiele droższe - dodał Lawrence Steene.- Jestem przekonana, że znałam pańską drugą żonę w czasach, kiedy była młodą dziewczyną - wyznała Laura.- Moira Denham, prawda?- Istotnie, proszę pani.- Bardzo czarująca osoba.- Istotnie, proszę pani.Wręcz urocza.I naturalna, wcale nie zepsuta.- To, proszę pana, cecha, za którą czasami ciężko się w życiu płaci - stwierdziła Laura Whitstable, po czym podniosła się i rzekła: - Muszę już iść.- Możemy cię podwieźć, Lauro.- Nie, dziękuję.Chyba przyda mi się odświeżający spacer.Dobranoc, moja droga.Frontowe drzwi zamknęły się z impetem.- Ktoś tu podkreślił swoją dezaprobatę - zauważył Lawrence.- Mam na ciebie zły wpływ, Sarah.Smok pod postacią Edith wręcz zionie ogniem, kiedy wpuszcza mnie do środka.- Ciszej - nakazała Sarah.- Słychać cię nawet w kuchni.- To najgorsze, co może być w wynajmowanych mieszkaniach.Żadnej prywatności.Podszedł do niej blisko, lecz Sarah odsunęła się, mówiąc z lekceważeniem:- To prawda, żadnej prywatności.Tu wszystko jest głośne, nawet urządzenia kanalizacyjne.- Gdzie spędza wieczór twoja matka?- Poszła na kolację.- To jedna z najmądrzejszych kobiet, jakie znam.- W jakim sensie?- Do niczego się nie miesza, prawda? - Nie.Chyba nie.- Powtarzam raz jeszcze: to mądra kobieta.Idziemy? - Stał chwilę w miejscu, przyglądając się dziewczynie.- Wyglądasz dzisiaj nadzwyczajnie, Sarah.I tak powinno być.- A to dlaczego? Jakaś specjalna okazja?- Pewna uroczystość.Powiem ci potem, co będziemy świętować.Rozdział drugiTo samo pytanie Sarah zadała kilka godzin później.Siedzieli w mglistej atmosferze jednego z najdroższych londyńskich nocnych klubów.Było tłoczno i duszno, dokładnie tak jak w każdym innym nocnym klubie, a mimo to nie żaden inny, lecz właśnie ten, cieszył się wzięciem bogatych londyńczyków.Sarah wyraźnie była zaintrygowana zapowiedzianą uroczystością, lecz Lawrence Steene, mistrz w sztuce podsycania ludzkiej ciekawości, raz po raz wykręcał się od konkretnej odpowiedzi.Paląc papierosa i rozglądając się wokół, Sarah powiedziała:- Sporo starych przyjaciół mojej matki, niezgorszych nudziarzy, ma jej za złe, że pozwala mi na bywanie w takich miejscach.- A to, że ze mną, jeszcze tylko pogarsza sprawę, prawda?- Czyżbyś był aż tak niebezpieczny, Larry? Może mam do czynienia z uwodzicielem młodych dziewcząt? - roześmiała się.Lawrence wzruszył ramionami w afektowany sposób i rzekł:- Nic z tych rzeczy.- A więc?- Jestem podejrzewany o uczestniczenie w tym, co gazety nazywają niesłychanymi orgiami.- Słyszałam, że wydajesz dość szczególne przyjęcia - wyznała otwarcie Sarah.- Można to i tak nazwać.Prawda polega na tym, że jestem człowiekiem niekonwencjonalnym.A ten tylko przeżyje życie na wiele ciekawych sposobów, kto ma odwagę poddać je różnym eksperymentom.Sarah przytaknęła skwapliwie:- Tak właśnie myślę.Steene kontynuował:- Jeśli chcesz wiedzieć, młode dziewczęta nie interesują mnie zbytnio.Głupie, stroszące piórka, okrutne małe stworzenia.Ale ty jesteś inna, Sarah.Ty jesteś odważna i masz w sobie ogień, i to prawdziwy.- Steene próbował omotać ją pajęczyną pieszczotliwych, znaczących spojrzeń.- A poza tym masz piękne ciało.Ciało, które potrafi czuć.potrafi smakować.odpowiadać na doznania.Jeszcze nie znasz możliwości, które w tobie drzemią, Sarah.Siląc się na obojętny ton, Sarah powiedziała:- Jesteś niezwykle przekonujący, Larry.Założę się, że podbijanie dziewczęcych serc to twoja specjalność.- Moja droga, większość dziewcząt po prostu szalenie mnie nudzi.Ty.nie.I dlatego - uniósł kieliszek w jej stronę - nasza mała uroczystość.- Zaczynasz uchylać rąbka tajemnicy, jak rozumiem.No więc, co świętujemy? I po co ta cała tajemnica?Lawrence Steene uśmiechnął się.- Ach, to żadna tajemnica; dzisiaj dostałem rozwód.- Och.- Sarah wyglądała na zaskoczoną.- Tak, to oczyszcza przedpole.Co ty na to, Sarah?- Na co?Steene przeszedł do ataku.- Nie udawaj przede mną niewiniątka, Sarah [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •