[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc posiadłość przypadnie.- Następnemu synowi, Cedrykowi.- Pan Luther Crackenthorpe nie może inaczej zadysponować?- Nie.- I sam nie ma żadnej kontroli nad majątkiem?- Nie.- Czy to nie dziwne? Wydaje mi się, że ojciec niezbyt go lubił - spytał inspektor Craddock.- Dobrze się panu wydaje - powiedział Wimborne.- Stary Josiah był rozczarowany, że jego starszy syn nie przejawiał zainteresowania rodzinnym interesem, a właściwie interesami w ogóle.Luther spędzał czas podróżując za granicę i zbierając dzieła sztuki.Stary Josiah sprzeciwiał się takiemu stylowi życia, zostawił więc pod zarządem pieniądze dla następnego pokolenia.- Ale wobec tego następne pokolenie nie ma żadnych środków do życia, oprócz tego, co sami zarobią, lub co da im ojciec, który, co prawda, ma niezły dochód, ale żadnego prawa do rozporządzania majątkiem.- Dokładnie tak.Ale co to wszystko ma wspólnego z zabójstwem nieznanej młodej kobiety obcego pochodzenia, tego nie mogę sobie wyobrazić!- Nic nie wskazuje na to, żeby mogło mieć - natychmiast zgodził się inspektor Craddock.- Chciałem się po prostu upewnić co do wszystkich faktów.Pan Wimborne spojrzał na niego przenikliwie, i wstał, najwyraźniej zadowolony z rezultatu swoich oględzin.- Chciałbym teraz powrócić do Londynu, o ile panowie nie życzą sobie dowiedzieć się jeszcze czegoś.Spojrzał na nich kolejno.- Nie, dziękujemy panu uprzejmie.Za drzwiami, w hallu, rozległ się fortissimo dźwięk gongu.- A niech mnie, jeśli to nie sprawka któregoś z chłopców - powiedział pan Wimborne, Inspektor Craddock podniósł głos, żeby być słyszanym wśród piekielnego hałasu:- Zostawimy teraz rodzinę, żeby mogła w spokoju zjeść obiad, ale chcielibyśmy obaj z inspektorem Baconem wrócić tu, powiedzmy piętnaście po drugiej i przeprowadzić z każdym z domowników krótką rozmowę.- Uważa pan to za konieczne?- Cóż.- Craddock wzruszył ramionami.- Działamy na ślepo.Ktoś mógłby zapamiętać jakiś szczegół, który pomógłby ustalić tożsamość tej kobiety.- Wątpię, inspektorze.Bardzo wątpię.Ale życzę powodzenia.Jak przed chwilą mówiłem, im szybciej ta niesmaczna sprawa się wyjaśni, tym lepiej dla wszystkich - kręcąc głową wolno wyszedł z pokoju.IIWróciwszy z rozprawy, Lucy poszła prosto do kuchni.Była zajęta przygotowywaniem obiadu, kiedy zajrzał tam Bryan Eastley.- Czy mogę w czymś pani pomóc? - zapytał.- Umiem sobie dawać radę w pracach domowych.Lucy spojrzała na niego uważnie.Bryan przyjechał prosto na rozprawę swoim małym MG i nie miała jeszcze okazji, by mu się przypatrzyć.Na pierwszy rzut oka sprawiał korzystne wrażenie.Był sympatycznym, około trzydziestoletnim szatynem o trochę smutnych oczach.Miał duże, jasne wąsy.- Chłopcy jeszcze nie wrócili - powiedział i usiadł na skraju kuchennego stołu.- Powrót na rowerach zajmie im jeszcze ze dwadzieścia minut.Lucy uśmiechnęła się:- Na pewno byli zdecydowani nie przepuścić takiej okazji.- Nie ma co ich potępiać.To pierwsza rozprawa sądowa w ich młodym życiu, i to, że tak powiem, w rodzinie.- Czy nie mógłby pan zejść ze stołu, panie Eastley? Chciałabym tu położyć formę do pieczenia.Bryan posłuchał.- Widzę, że ten tłuszcz jest strasznie gorący.Co pani chce do niego włożyć?- Yorkshire pudding.- Dobry, stary Yorkshire.Pieczeń wołowa po staroangielsku, czy to jest w menu na dziś?- Tak.- Pachnie ładnie - z uznaniem pociągnął nosem.- Nie przeszkadza pani moja gadanina?- Skoro przyszedł pan tu pomóc, to proszę pomagać - wyjęła z piekarnika drugą formę.- O, niech pan poodwraca wszystkie ziemniaki, żeby się równo zarumieniły.Bryan ochoczo zabrał się do dzieła.- Czy to wszystko pichciło się tu, kiedy byliśmy na rozprawie? A gdyby się przypaliło?- To zupełnie nieprawdopodobne.W piekarniku jest regulator temperatury.- Taki mózg elektryczny, co? Zgadza się?Lucy rzuciła na niego okiem:- Właśnie.Proszę teraz włożyć blachę do piekarnika.Niech pan weźmie ściereczkę.Na dół.Góry potrzebuję na Yorkshire pudding.Bryan posłuchał, ale w pewnej chwili wrzasnął.- Oparzony?- Tylko trochę.Nieważne.Cóż to za niebezpieczna zabawa, gotowanie!- Pan chyba nigdy sobie nie gotuje?- Wprost przeciwnie - dosyć często.Ale nie takie wspaniałości.Umiem ugotować jajko, jeśli nie zapomnę spojrzeć na zegarek.Umiem też robić jaja na bekonie.I wiem, jak włożyć do grilla stek i otworzyć puszkę.Mam w domu jedno takie cudo, z tych małych, elektrycznych.- Mieszka pan w Londynie?- Jeśli nazywa to pani mieszkaniem, to tak - zabrzmiało to jakoś smutno.Patrzył, jak Lucy błyskawicznie wypełniała formę masą na pudding:- To bardzo przyjemne - westchnął.Mając za sobą najpilniejsze obowiązki, Lucy przyjrzała mu się baczniej.- Co? Ta kuchnia?- Tak.Przypomina mi naszą kuchnię w domu, kiedy byłem małym chłopcem.Uderzyło Lucy, że Bryan Eastley sprawiał wrażenie dziwnie przygnębionego i osamotnionego.Był starszy, niż początkowo myślała.Musiał zbliżać się do czterdziestki.Trudno było sobie wyobrazić, że to ojciec Aleksandra.Przypominał jej wielu młodych pilotów, których znała w czasie wojny, kiedy była w imponującym wieku lat czternastu.Ona dorosła do powojennego świata, ale miała wrażenie, że Bryan gdzieś się zatrzymał, że został jakoś ”wyprzedzony” przez upływające lata.Jego następna wypowiedź to odczucie potwierdziła.Znów przysiadł na stole kuchennym:- To trudny świat, prawda? To znaczy, żeby się nie pogubić.Nie było się do tego przeszkolonym.Lucy przypomniała sobie, co usłyszała od Emmy:- Był pan pilotem myśliwca, prawda? Dostał pan D.F.C.*- To jedna z tych rzeczy, które źle człowieka ustawiają.Ma się to świecidełko i ludzie starają się wszystko ułatwiać.Dawać pracę i tak dalej.Bardzo to ładnie z ich strony.Ale to są wszystko jakieś papierkowe zajęcia, a do tego po prostu się człowiek nie nadaje.Do siedzenia za biurkiem i plątania się w liczbach.Miałem własne pomysły, wie pani, próbowałem raz czy dwa.Ale na to nie dostałem wsparcia.Nie można znaleźć facetów, którzy chcieliby wyłożyć pieniądze.Gdybym miał trochę kapitału.Zamyślił się ponuro:- Nie znała pani Edyty, mojej żony, prawda? Nie, oczywiście, że nie.Była całkiem inna od wszystkich w tej rodzinie.Raz, że młodsza.Była w W.A.A.F.* Zawsze mówiła, że jej stary jest stuknięty.Bo jest, wie pani.Kutwa jak diabli.A pieniędzy ze sobą do grobu nie zabierze.Jak umrze, mają być rozdzielone.Część Edyty pójdzie oczywiście dla Aleksandra.Ale nie będzie mógł ich nawet dotknąć, zanim nie będzie pełnoletni.- Przepraszam, ale czy mógłby pan jeszcze raz zejść ze stołu? Chciałabym nałożyć na półmiski i polać sosem.W tym momencie weszli do kuchni Aleksander i Stoddard-West, zaróżowieni i mocno zadyszani.- Cześć, Bryan - Aleksander przywitał ojca grzecznie.- To tu się znalazłeś! Ale fantastyczna wołowina! Jest Yorkshire pudding!- I owszem.- W szkole dostajemy okropny Yorkshire pudding, mokry i oklapły.- Z drogi! - powiedziała Lucy.- Chcę przelać sos.- Dużo sosu! Będą dwie sosjerki?- Tak.- Fajnie! - w okrzyku Stoddarda-Westa brzmiał entuzjazm.- Tylko nie lubię, jak jest blady - zaniepokoił się Aleksander.- Nie będzie blady [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •